0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agata KubisAgata Kubis

Aryna Malinouska, prowadząca program Szczyra każuczy [biał. Szczerze mówiąc] emitowanego na antenie Biełsatu zdecydowała o ucieczce do Polski po tym, jak służby przerwały nagrywanie innego programu tego kanału w jednym ze studiów w Mińsku.

Będąc w Polsce dziennikarka otrzymała telefon od szwagra. W słuchawce usłyszała jednak obcy głos; mężczyzna przedstawił się jako oficer śledczy. Funkcjonariusz zadeklarował, że znajduje się w mieszkaniu jej siostry i zamierza zatrzymać jej bliskich do czasu, aż ona stawi się na przesłuchanie.

Zagroził przy tym, że zamierza się w następnej kolejności udać do jej dziadków.

Dzień po pierwszym telefonie prezenterka otrzymała od szwagra kolejny telefon. Po drugiej stronie ponownie usłyszała śledczego. Biełsat wszedł w posiadanie nagrania tej rozmowy.

Śledczy wielokrotnie próbował wymusić na Arynie deklarację, kiedy wróci do Białorusi. Odmawiał przy tym udzielenia informacji na podstawie jakiego paragrafu więzieni są jej bliscy. Nie wytłumaczył też w jakim śledztwie miałaby składać zeznania.

Na ostatnią minutę połączenia słuchawkę przekazano szwagrowi Aryny, Walentinowi. Mężczyzna podkreślił, że śledczy intensywnie wypytują go o to, kiedy Aryna wróci do Białorusi. Potwierdził przy tym, że znajduje się na tzw. sutkach [ros. dobach, określeniu oznaczającemu pobyt w areszcie śledczym] i czuje się źle.

Przeczytaj także:

Presja psychologiczna przez przemoc

O tym, że KGB-iści nie cofną się przed niczym świadczą najlepiej nagrania z Romanem Protasiewiczem i Sofią Sapiegą opublikowane w mediach społecznościowych białoruskiego MSW. Oboje zatrzymanych mają na twarzy przykryte makijażem ślady pobicia.

Wideo prezentuje wymuszone przemocą zeznania organizacji masowych zamieszek przez koordynowanie ważnych dla protestantów kanałów w aplikacji Telegram. Bliscy Sapiegi deklarują, że kobieta nie zajmowała się redakcją mediów społecznościowych na żadnym etapie swojego życia.

Eksperci są jednomyślni, celem publikacji nagrań jest przede wszystkim zastraszenie przedstawicieli białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego.

Śmierć więzionego opozycjonisty

26 maja odbył się w Bieriozauce pogrzeb Witolda Aszuraka, regionalnego opozycjonisty skazanego na 5 lat kolonii karnej. Opinia publiczna dowiedziała się o jego śmierci 21 maja. Rodzina otrzymała ciało mężczyzny ze szczelnie zabandażowaną głową. Został tak pochowany.

Początkowo w mediach pojawiła się informacja, że mężczyzna zmarł z powodu „niewydolności krążeniowo-oddechowej”. Żona Aszuraka deklarowała, że mężczyzna nigdy nie miał problemów z sercem. Kobieta udostępniła mediom medyczną dokumentację Aszuraka, kiedy otrzymała do niej dostęp; w rubryce przyczyna śmierci widniał napis: „wyjaśnia się”.

Najbliżsi nie zdecydowali się na dogłębną autopsję, bo nie ufają wynikom badań. Uważają, że wyniki śledztwa, tak czy inaczej, zostaną sfałszowane.

W odpowiedzi białoruskie MSW opublikowało drastyczny film mający prezentować moment śmierci mężczyzny. Niezależne media poddają w wątpliwość prawdziwość filmu. Alarmują też, że nawet jeśli wideo przedstawia Aszuraka, to jest też jasnym świadectwem rażących uchybień i łamania praw więźniów.

W celi nie ma bowiem osobistych przedmiotów przysługujących więźniom, takich jak choćby szczoteczka. Mężczyzna na filmie jest ubrany w kombinezon przysługujący aresztantom znajdującym się w izolatkach. Wideo prezentuje mężczyznę, który jest skrajnie wyczerpany i nie jest w stanie utrzymać się na własnych nogach. Dwa razy bez świadomości upada na głowę (może się wydawać, że w wyniku omdlenia), ale nie otrzymuje pomocy lekarza. Opatruje go więzienny sanitariusz.

27 maja w białoruskich więzieniach przebywało 436 osób uznanych za więźniów politycznych. Liczba ta nie uwzględnia zmarłego Witolda Aszuraka.

Siedemnastolatek doprowadzony do ostateczności

W dniu pogrzebu Aszuraka, 26 maja, polityczne represje doprowadziły do śmierci Dzmitrego Stachouskiego. Siedemnastolatek wychowywał się bez rodziców i mieszkał w akademiku. Skoczył z dachu 16 piętrowego budynku. Zostawił pożegnalną wiadomość w sieciach społecznościowych.

Oto tłumaczenie na polski jego listu:

„Jeśli to czytacie, to znaczy, że nie ma mnie wśród żywych.

Winę za to ponosi komitet śledczy. Nie jest tajemnicą, że miałem sprawę karną 293 cz. 2. W skrócie; za protesty. Gdyby ciągła presja na mnie ustała, myślę, że nie zdecydowałbym się na taki przeraźliwy krok jak samobójstwo. Ale nie miałem już siły. I jak możecie zobaczyć, nie dałem rady. Tak, wiele osób mówiło mi, żebym się nie martwił, że wszystko będzie dobrze. Nie myśl o złym. Złe myśli precz. Łatwo mówić, póki sam nie znajdziesz się w takim położeniu.

Bardzo mocno żałuję, że przeżyłem tak mało. A przecież jeszcze kilka lat temu budowałem plany na przyszłość, ponowny wyjazd za granicę, miałem tam żyć i pracować. Ale życie jest przecież takie nieprzewidywalne. Czy myślicie, że mógłbym kiedykolwiek pomyśleć, że będę stał przed takim wyborem? Trudnym wyborem. Bo powiedzieć, że samobójstwo to rozwiązanie to wszystkich twoich problemów, nie mogę. Nie, przyjaciele. To nie jest właściwy wybór. To chyba wybór najbardziej przerażający jaki jest. Żyjcie. Życie trzeba cenić. Życie jest jedno i drugiego na pewno mieć nie będziecie.

Na koniec mojej przedśmiertnej notatki chcę wyrazić ogromną wdzięczność moim przyjaciołom, znajomym i po prostu ludziom, których spotkałem na drodze mojego krótkiego życia. Dziękuję też wszystkim ludziom, którzy w ciągu wielu lat mi pomagali. Wszyscy jesteście niesamowici i wszystkich was kochałem. Lubiłem pomagać i czynić dobro, żeby odchodząc na tamten świat, pozostawić choć cokolwiek po sobie. Chociażby kawałeczek dobra.

Bądźcie odrobinę bardziej dobrzy i w ogóle. Żyjcie pozytywnie”.

Po śmierci Stachouskiego ktoś wykorzystał dostęp do jego konta w mediach społecznościowych. W imieniu siedemnastolatka publikował nienawistne komentarze pod postami związanymi z zatrzymaniem Romana Protasiewicza.

Nie jest tajemnicą, że służby często wymuszają dostęp do smartfonów zatrzymanych, by pokazowo infiltrować opozycyjne kanały w mediach społecznościowych. Wiele wskazuje na to, że któryś z funkcjonariuszy wykorzystał również dostęp do konta zmarłego Stachouskiego.

Białoruskie niezależne media i organizacje broniące praw człowieka udokumentowały już 15 przypadków śmierci bezpośrednio wynikających z działań reżimu Aleksandra Łukaszenki.

;
Na zdjęciu Nikita Grekowicz
Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze