Wszystko wskazuje na to, że ma rację. Emisje CO2 powinny spaść do 26,6 gigaton rocznie. Obietnice na szczycie klimatycznym na razie dają 41,9 gigaton. To o wiele za dużo, by uniknąć klimatycznej katastrofy. A prezydent Duda przekonuje, że Polska musi spalać węgiel
To nie jest tekst dla sceptyków globalnego ocieplenia - ich mogę odesłać do swojego poprzedniego tekstu. Globalne ocieplenie jest faktem, już ma fatalne skutki, a będą jeszcze gorsze. Pytanie, czy da się tego uniknąć.
Co do zasady, da się. Globalne ocieplenie jest skutkiem emisji dwutlenku węgla ze spalania paliw kopalnych - węgla, ropy naftowej i gazu ziemnego. Wystarczy przestać je spalać.
W ciągu minionego pół wieku dorzuciliśmy do ziemskiej atmosfery tyle tego gazu, jest teraz go dwa razy więcej. Dwutlenek węgla jest gazem cieplarnianym i zatrzymuje ciepło w atmosferze. Stąd i średnie temperatury na Ziemi stale rosną.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Od początków epoki przemysłowej (czyli drugiej połowy XIX wieku, gdy zaczęliśmy na potęgę emitować dwutlenek węgla) wzrosły już o 1,15 stopnia. Z tym, że lądy nagrzewają się szybciej i są już o 1,59 stopnia cieplejsze (oceany są o 0,88 stopnia).
Jest to średnia dla całego globu, a im bliżej biegunów, tym wzrost średnich temperatur jest większy (gdy jasny lód topnieje, ciemniejsze wody i lądy pochłaniają więcej słonecznego ciepła).
Z tego powodu w Europie jest już około dwa stopnie cieplej niż wiek temu.
To prawda, klimat na Ziemi bywał w przeszłości cieplejszy niż dziś (na przykład tak gorąco jak dziś było już ponad 125 tysięcy lat temu). Ale nigdy wcześniej zmiany nie zachodziły tak gwałtownie. Ocieplenia zachodziły w ciągu dziesiątek tysięcy lub nawet setek tysięcy lat, co pozwalało przyrodzie się dostosować.
W ciągu nieco półtora wieku podnieśliśmy stężenie cieplarnianych gazów (nie tylko dwutlenku węgla, lecz także metanu i tlenku azotu) do poziomu, jakiego nie było w atmosferze od 800 tysięcy lat.
Stale też do atmosfery dwutlenku węgla dorzucamy.
Szczęśliwie jest nadzieja, by emisje zmniejszyć - a może i zatrzymać. W ramach Porozumienia Paryskiego podpisanego w 2015 roku kraje świata zobowiązały się do dobrowolnego ograniczenia emisji dwutlenku węgla tak, by ograniczyć globalne ocieplenie do 2 stopni lub, w miarę możliwości, do 1,5 stopnia. To pozwoliłoby zminimalizować skutki wzrostu średniej temperatury na świecie.
Te zobowiązania przyjęte przez poszczególne kraje były dobrowolne i - jak można przypuszczać - zbyt skromne, by powstrzymać ocieplenie. Jednak w porozumienie wbudowano mechanizm, który zobowiązuje kraje do stałego zwiększania ograniczenia swoich emisji.
Przed podpisaniem Porozumienia Paryskiego suma emisji dwutlenku węgla wszystkich krajów na koniec stulecia doprowadziłaby do ocieplenia o około 3,6 stopnia (ze sporym marginesem błędu w obie strony). Z niedawnych wyliczeń wynika, że jesteśmy na ścieżce do ocieplenia Ziemi o 2,7 stopnia do końca tego wieku. Jest więc postęp - ale niewystarczający.
Dane o zobowiązaniach poszczególnych krajów można znaleźć między innymi na stronie Climate Action Tracker. Jeśli uwzględnić wszystkie zobowiązania do redukcji emisji dwutlenku węgla (także te, które jeszcze nie zostały zrealizowane), na koniec stulecia możemy spodziewać się wzrostu średniej temperatury na Ziemi o 2,4 stopnia. Tak wyliczali naukowcy z Climate Action po szczycie klimatycznym w Glasgow w ubiegłym roku.
Nadal więc “trzymamy nogę na pedale gazu”. Tyle, że słabiej na niego naciskamy.
Niektóre kraje (na przykład Szwecja) zobowiązały się do neutralności klimatycznej, czyli chcą całkowicie zaprzestać emisji dwutlenku węgla, do 2050 roku. Jeśli założymy się to im uda, na koniec wieku nasza planeta będzie cieplejsza o 1,8 stopnia. To nadal więcej niż półtora stopnia i niepokojąco blisko dwóch stopni.
Ostatnie osiem lat było najcieplejsze w historii pomiarów temperatury na Ziemi. Ryzyko, że przekroczymy granicę ocieplenia o 1,5 stopnia w ciągu pięciu najbliższych lat, jest jak pół na pół, twierdzi brytyjskie MetOffice.
Być może przejściowo, po rekordowym roku ciepła może się zdarzyć rok chłodniejszy. Jednak po 2030 roku prawdopodobnie przekroczymy tę granicę ocieplenia już na zawsze.
Skąd w ogóle wzięła się granica półtora stopnia ocieplenia?
Pod opublikowanym w 2018 roku raportem Międzyrządowego Panelu do Spraw Zmian Klimatu (IPCC) przy ONZ podpisało się 91 naukowców z 40 krajów, którzy przeanalizowali ponad 6 tysięcy naukowych badań dotyczących globalnego ocieplenia.
Stwierdzili wtedy, że mamy 12 lat, czyli czas do 2030 roku, żeby zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia (względem epoki przedprzemysłowej, czyli drugiej połowy XIX wieku). Potem będzie to już niemożliwe, średnie temperatury będzie można zatrzymać na poziomie 2 stopni.
Czy te pół stopnia to aż taka różnica? Niestety tak, co zdziwiło nawet samych naukowców.
Przy ociepleniu o 1,5 st. lata bez pokrywy lodowej w Arktyce będą zdarzać się raz na stulecie, zaś przy ociepleniu o 2 stopnie – co dziesięć lat. (Upalne lata w Europie zawdzięczamy właśnie ociepleniu w Arktyce, które wpływa na przebieg prądu strumieniowego w atmosferze, co blokuje napływ chłodnego powietrze znad Atlantyku).
Średni wzrost temperatur o 1,5 stopnia sprawi też, że skutki suszy i braku wody odczuwać będzie o połowę mniej ludzi na świecie niż przy ociepleniu o 2 stopnie. Stracimy też o połowę mniej ryb w oceanach (są ważnym źródłem żywności dla 3 miliardów ludzi).
Jeśli podgrzejemy Ziemię o dwa stopnie, zniknie połowa siedlisk zapylających owadów, a zapylają przecież wiele upraw. Uciążliwe susze i groźne dla życia upały obejmą większą część Afryki i Azji, co wywoła masowe migracje za wodą i żywnością.
Te pół stopnia to naprawdę bardzo duża różnica. Pozwoli uniknąć klimatycznej katastrofy.
Kolejny, szósty już raport IPCC ogłoszono w ubiegłym, 2021 roku. Nie pozostawiał złudzeń: mamy naprawdę mało czasu, żeby zatrzymać ocieplenie. Jak wyliczali naukowcy, emisje gazów cieplarnianych powinniśmy zmniejszyć prawie o połowę (bo o 45 proc.) już do końca tej dekady, czyli 2030 roku.
Potem w ciągu dwudziestu kolejnych lat, do 2050 roku, musimy zmniejszyć je do zera. Będziemy musieli także CO2 z atmosfery usuwać (istnieją już takie technologie, ale żadna z nich nie jest stosowana na skalę przemysłową).
Jeśli ten plan się uda, na koniec tego stulecia na Ziemi będzie o 1,5 stopnia cieplej. Znów, średnio, bo lądy ocieplą się o 2,25 stopnia. W Europie, gdzie ocieplenie postępuje szybciej, będzie to zapewne około 4,5 stopnia.
„Liczy się każdy ułamek stopnia dodatkowego ocieplenia, zwłaszcza, że ocieplenie o 1,5 stopnia lub większe oznacza większe ryzyko długotrwałych i nieodwracalnych zmian, takich jak zniszczenie ekosystemów” - komentował współprzewodniczący grupy roboczej IPCC i klimatolog Hans-Otto Pörtner.
Na razie rzeczywiście jesteśmy na drodze do ocieplenia o więcej niż 2 stopnie, czyli klimatycznej katastrofy.
Link do pełnego raportu IPCC oraz do podsumowania. Link do pierwszej części raportu w języku polskim na stronach PAN.
Podczas trzeciego dnia szczytu klimatycznego COP27 w egipskim Szarm el-Szejk wystąpił też prezydent Andrzej Duda. “Polska idzie ścieżką zrównoważonego rozwoju, a sprawy klimatu są dla nas ważne” - stwierdził.
Z całym szacunkiem, ale to banialuki. Polska zdecydowanie nie idzie ścieżką zrównoważonego rozwoju. Nasze elektrownie nadal spalają węgiel. We wrześniu 2022 roku z jego spalania pochodziło ponad 80 procent energii. (Dominował węgiel kamienny – 51,27 proc. i węgiel brunatny – 28,72 proc. Farmy wiatrowe miały 8,08 proc. wkładu w produkcję energii, a inne źródła odnawialne 6,78 proc. Dane podaję za “Rynek Elektryczny”)
Andrzej Duda wspomniał, że tej zimy “marznący w domach Polki i Polacy nie będą pytać o cele klimatyczne, ale o ceny energii i ciepła”. Aktywistki, które na korytarzu zadawały mu pytania o węgiel w polskiej energetyce, zbył pytaniem “Ale czym pani by chciała, żeby ludzie palili, oponami?”
To hipokryzja, bo rządzący od siedmiu lat PiS mógł przynajmniej nie blokować rozwoju energetyki odnawialnej (słynną ustawą 10H). Mógł też ułatwiać rozwój fotowoltaiki, termomodernizację budynków czy instalację najwydajniejszych źródeł ogrzewania - pomp ciepła. Rząd PiS mógł wreszcie podpisać umowę o budowie elektrowni jądrowej na początku kadencji, kilka lat temu. Być może jej budowa (skoro dziś zakłada się, że powstanie w ciągu 10 lat) byłaby już zaawansowana w trzech czwartych.
Nie należy teraz ukrywać, że ten rząd od początku opierał swoją wizję energetyki na węglu. Twierdził przy tym, że mamy jego zapasy na 200 lat (to słowa prezydenta Dudy), ale zamykał kopalnie i sprowadzał węgiel z Rosji. O tym, jak zaniechano wydobycia 500 mln ton węgla pod Suszcem pisała “Gazeta Wyborcza”.
Dziś, gdy (tańszy i lepszy jakościowo) węgiel z Rosji nie wchodzi w rachubę, a polskie złoża są nieekonomiczne w wykorzystaniu, w grę wchodzi tylko transformacja energetyki: atom i energia odnawialna. Sęk w tym, że PiS opierał się temu przez siedem lat. A wojna w Ukrainie i embargo na rosyjskie surowce to obnażyły.
Polska stanowi przykład kraju idącego ścieżką zrównoważonego rozwoju, znacząco redukującego emisje, przy jednoczesnym wzroście PKB.
Oczywiście, że jest. Rozpisany krok po kroku sposób na osiągnięcie klimatycznych celów podała w ubiegłym roku Międzynarodowa Agencja Energii (IEA). To raport zatytułowany po prostu „Net Zero By 2050” (czyli „Zero emisji netto do 2050 roku”). Warto go streścić, żeby zobaczyć, ile jest jeszcze do zrobienia. Ale także, że jest to całkowicie wykonalne.
Jak mawia powiedzenie, nie ma takiego problemu, którego nie da się rozwiązać po podzieleniu na mniejsze części. Szkoda, że to powiedzenie jest mało znane. Zwłaszcza politykom.
To wszystko, rzecz jasna, nie stanie się samo z siebie. Jeśli zależy nam na szybkim tempie, większość wiatrowych i słonecznych elektrowni trzeba będzie dotować (pamiętajmy jednak, że dziś dotowane jest wydobycie węgla i ropy w większości krajów). Im bliżej równika, tym mniejsza będzie potrzeba dotacji (już dziś bez nich komercyjne instalacje powstają w Hiszpanii i USA).
Dziś największym problemem jest koszt przechowywania zielonej energii. (Zapotrzebowanie na energię jest niestety największe po zachodzie słońca, więc trzeba ją magazynować). I na to jest sposób. Obiecujące wydają się akumulatory typu żelazo-powietrze. Na tyle, że zainwestowali w nie Bill Gates, Jeff Bezos i największy producent stali, Acelor Mittal. Pozwalają zbić koszt energii ze źródeł odnawialnych nawet o 90 procent.
Neutralność klimatyczną da się osiągnąć. Trzeba tylko coś w tym celu robić, a nie upierać się przy węglu (zwłaszcza, że taniego z Rosji już nie mamy). Doskonałym źródłem finansowania byłby Krajowy Plan Odbudowy. To aż 36 mld euro, z czego 40 proc. przeznaczone właśnie na zieloną transformację.
Na razie PiS robi wszystko, by tych środków Polska nie otrzymała.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze