0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Zgodnie z ustawą, wszystkie strony internetowe mają mieć główną wersję w języku ukraińskim. Dotyczy to też firm, które działają na terytorium Ukrainy. Wcześniej niektóre z nich otwierały się po rosyjsku i użytkownik musiał sam przełączyć na język ukraiński.

Co ciekawe, niesie to za sobą pewne zagrożenia, które zauważa Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej. Chodzi przede wszystkim o algorytmy Google, który dotychczas, gdy wprowadzano pytanie po rosyjsku dotyczące wiadomości, wydarzeń w kraju, czy ogólnie sfery informacyjnej, w wynikach pokazywał ukraińskie media w wersji rosyjskiej. Teraz na pytanie po rosyjsku, będzie pokazywał wyniki z rosyjskich, w tym propagandowych mediów. W związku z tym resort opublikował dokładną instrukcję, jak ustawić swój smartfon, czy przeglądarkę, aby przedstawiała rezultaty z Ukrainy, a nie z Rosji.

Na zdjęciu u góry - pracownicy miejscy w Odessie demontują z drogowskazu nazwy miast rosyjskich, Kijów, 14 kwietnia 2022, fot. Oleksandr Fimanov / AFP

Pralka ma znać ukraiński

Wchodząca 16 lipca ustawa przewiduje też, że menu urządzeń elektronicznych na przyciskach i w napisach w programach - w samochodzie, czy w pralce, a nawet w ekspresie do kawy - musi być dostępne po ukraińsku. Dotychczas często było tak, że samochód “mówił” po rosyjsku i w tym języku były podpisy na przyciskach w pralce.

Od 16 lipca będą też nakładane kary na urzędników wszystkich szczebli, którzy nie używają języka ukraińskiego. Grzywny nie są duże - od 3400 hrywien, czyli około 500 złotych, do 8500 hrywien, czyli około 1200.

Wcześniej wprowadzane rozwiązania przewidywały na przykład obowiązek stosowania języka ukraińskiego w handlu i usługach (z możliwością przejścia na inny język, w tym rosyjski, jeśli chciał tego klient), czy produkcji telewizyjnej oraz emitowanej w radiu.

Z punktu widzenia Polski wprowadzanie takich norm wydaje się absurdalne, jednak Ukraina jest w zupełnie innej sytuacji językowej.

Mieszkając w Polsce i będąc wychowanym na tradycji patriotycznej opartej na obronie języka polskiego, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że język jest równoznaczny z tożsamością narodową. Czyli Polak to osoba mówiąca po polsku. Przekonanie to utrwaliły jeszcze lata po II wojnie światowej, gdy Polska była krajem niemal monoetnicznym.

Przeczytaj także:

Jak Rosja rusyfikowała ukraiński

Jednak teraz ta zasada nie zawsze się sprawdza nawet w przypadku naszych sąsiadów, na przykład Niemców, gdzie patriotą może być ktoś na co dzień posługujący się bośniackim, czy tureckim, a jednak uważający się za lojalnego obywatela Republiki Federalnej. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w Ukrainie. Tyle że silna obecność języka rosyjskiego wynika nie z napływu ludności rosyjskojęzycznej, co z rusyfikacji, która miała miejsce na tym terytorium co najmniej od XIX wieku.

Rosjanie walczyli z ukraińskim bez pardonu. W 1863 roku wydano cyrkularz wałujewski ograniczający rozpowszechnianie druków w języku “małorosyjskim”, jak wówczas określano ukraiński, a także później, w 1870 roku, dekret emski, który praktycznie zabraniał drukowania zarówno książek, jak i prasy w tym języku oraz wystawiania w nim spektakli, czy nauki w szkołach. Książki po ukraińsku zostały usunięte z bibliotek. W ten sposób Rosja rusyfikowała terytoria, które teraz wchodzą w skład niezależnej Ukrainy.

W czasach radzieckich początkowo ukraiński, podobnie jak inne języki narodowe, miał duże wsparcie państwa. To tak zwana polityka "korenizacji", która miała niemal zrównać lokalne języki poszczególnych republik z rosyjskim i w ten sposób zwiększyć poparcie dla nowego państwa radzieckiego. W tym czasie ustalono pierwsze kompleksowe normy języka ukraińskiego, który oparł się na dialektach ze wschodu kraju, głównie charkowszczyzny. Jednak już na początku lat '30. ten karnawał się skończył, ukraiński zaczęto rusyfikować. Pozbawiono go na przykład wołacza i litery “ґ” (g). Nowe terminy zapożyczano bezpośrednio z rosyjskiego. Mimo to nawet dziś, pod względem leksyki, ukraiński jest najbardziej zbliżony do białoruskiego, polskiego, słowackiego i dopiero w dalszej kolejności do rosyjskiego.

Miasta przechodziły na rosyjski

Równocześnie trwała industrializacja, do miast ściągano przedstawicieli różnych narodowości, dla których wspólnym językiem był rosyjski. Tym językiem posługiwała się też kadra kierownicza i w nim wykładano na uczelniach. W ten sposób ukraiński stał się językiem wsi, a rosyjski miast. Ten ostatni uznawany był tym samym za bardziej prestiżowy. I tak pozostało przez wiele lat niezależności. W 1995 roku lwowski Płacz Jeremiji śpiewał w utworze "Wona":

Już niedługo przyjdzie jesień i wszyscy rozbiegniemy się Po rusyfikowanych miastach.

I choć tekst był napisany jeszcze za czasów ZSRR, w 1989 roku, to z początkiem niepodległości niewiele się zmieniło. Duże zmiany przyniosły za to rewolucje: pomarańczowa (2004) i godności (2013/14). Po tej pierwszej pojawił się na przykład obowiązek dubbingowania filmów w kinach po ukraińsku. Wprowadzono ograniczenia na import literatury rosyjskiej z zagranicy i kwoty w radiu i telewizji. Po drugiej, państwo zaczęło wspierać, między innymi, rozwój kinematografii.

Ukrainy można było bronić po rosyjsku

Do przełomu 2013 i 2014 roku, kiedy doszło do rewolucji godności, a potem rozpoczął się konflikt w Zagłębiu Donieckim, rzeczywiście można było spotkać się z podejściem, że tylko osoba mówiąca po ukraińsku może być patriotą swojego kraju.

Na placu Niepodległości, a potem w okopach Donbasu, było jednak wiele osób, które mówiły po rosyjsku, a broniły Ukrainy zacieklej niż ich ukraińskojęzyczni koledzy.

Co więcej znaleźli się tam Żydzi, Gruzini, czy nawet etniczni Rosjanie. Stąd zaczęto mówić o tym, że Ukraina jest państwem, w którym tożsamość nie opiera się na pochodzeniu narodowościowym, a na lojalności w stosunku do własnego kraju. Taki trochę model Stanów Zjednoczonych.

Cały czas utrzymywał się jednak konsensus, że jedynym językiem państwowym ma być ukraiński. Nikt, poza prorosyjskimi partiami, nie sprzeciwiał się temu, że przez ostatnie osiem lat konsekwentnie zwiększano obecność języka ukraińskiego w mediach, szkołach, czy ogółem w przestrzeni publicznej.

Rosja atakowała popkulturą

Dlaczego? Język rosyjski był bowiem cały czas uważany za język, który Rosja wykorzystuje do budowy swoich wpływów w Ukrainie:

popowi i estradowi wykonawcy z Rosji dysponowali ogromnymi budżetami na produkcję swojej muzyki, nie mówiąc już o imponujących swoim rozmachem produkcjach telewizyjnych, serialowych czy kinowych.

Rosjanie nie szczędzili grosza. Co więcej, były i są one najczęściej dostępne za darmo w internecie, co tylko sprzyja rozpowszechnianiu rosyjskiej produkcji, nie tylko w Ukrainie, ale też na świecie.

Kultura popularna jest świetnym sposobem na promowanie treści, które bezpośrednio zagrażają bezpieczeństwu Ukrainy, na przykład sławiące wielkość imperialną Rosji, odwagę jej żołnierzy, dzielnych funkcjonariuszy policji i KGB. Stąd właśnie ograniczanie tych wpływów na poziomie państwowym.

Ukraińcy zaczęli też kręcić własne seriale i filmy dzięki budowie systemu finansowania.

W latach 2014-2019 wyszło 110 filmów po ukraińsku. Ukraińcy chętnie na nie chodzili do kina i to nie dlatego, że nic innego nie można było oglądać, a po prostu dlatego, że okazały się bardzo udane.

Te działania przynoszą już konkretne efekty. W ciągu ostatnich 10 lat znacznie wzrosła liczba tych, którzy uważają ukraiński za język ojczysty. Z 57 procent w 2012 roku do 76 procent w 2022 roku. Odpowiednio, rosyjski stracił z 42 do 20 procent.

Najpierw Ukraińcy z rosyjskojęzycznych stali się dwujęzyczni

Największe zmiany zachodzą w centrum, na wschodzie i na południu kraju - regionach tradycyjnie rosyjskojęzycznych. Mowa ojczysta to jednak co innego niż stosowanie języka w życiu codziennym. Nie oznacza to, że wszyscy nagle zaczęli mówić po ukraińsku. Najczęściej takie osoby deklarują się jako dwujęzyczne. Na przykład w 2012 roku, jako tacy, którzy korzystają tylko z rosyjskiego, deklarowało się 40 procent obywateli Ukrainy. W 2021 roku tylko 26 procent. Liczba dwujęzycznych zwiększyła się z 15 do 30 procent. Przy czym liczba ukraińskojęzycznych pozostała niemal niezmieniona; wzrosła nieznacznie z 44 do 48 procent. Warto przy tym zwrócić uwagę, że na te liczby wpłynęła zmiana geografii sondaży. Nie są one przeprowadzane w anektowanym w 2014 roku Krymie i na terytoriach będących poza kontrolą Kijowa w Zagłębiu Donieckim.

Rozpoczęta 24 lutego przez Rosję wojna na pełną skalę wpłynęła też na stosunek do rosyjskiego. Obecnie 83 procent Ukraińców opowiada się za tym, aby ukraiński był jedynym językiem państwowym. Przed “specjalną operacją” 24 procent badanych chciało nadania takiego statusu także językowi rosyjskiemu. Teraz jedynie 7 procent.

Na wojnie Putina ginie rosyjski

19 czerwca Rada Najwyższa zakazała importu książek z Białorusi i Rosji, a także emitowania muzyki wykonywanej przez obywateli państwa-agresora, czyli Rosji na antenach radiowych, czy w przestrzeni publicznej. Nie będą oni mogli także występować na koncertach. Wyjątek w jednym i drugim przypadku stanowią ci artyści, którzy potępili rosyjską agresję. Zwiększono przy tym kwotę piosenek po ukraińsku w radiu do 40 procent. Co najmniej 3/4 programów rozrywkowych, informacyjnych czy analitycznych musi być prowadzonych po ukraińsku.

Rozwiązanie wydaje się rozwiązaniem na przyszłość, bowiem po 24 lutego z anten i tak zniknęły niemal całkowicie piosenki po rosyjsku.

I to w kraju, gdzie jedną z najpopularniejszych stacji do 24 lutego było Russkoje Radio Ukraina. Sekretariat rzecznika ochrony języka państwowego przeanalizował 30 maja anteny 15 stacji radiowych. Z 4 tysięcy piosenek, tylko jedna była po rosyjsku. 2/3 po ukraińsku, a pozostałe w języku jednego z państw Unii Europejskiej. Język rosyjski za to pojawiał się w programach informacyjnych i rozrywkowych, co zdaniem rzecznika Tarasa Kreminia narusza prawa obywateli, ponieważ mogą oni nie znać innego języka niż państwowy.

Nawet bez ustaw zatem po 24 lutego na Ukrainie nastąpiła kolejna faza ukrainizacji sceny muzycznej, przede wszystkim popowej, która była w dużym stopniu zrusyfikowana.

Wielu znanych piosenkarzy, którzy dotychczas występowali po rosyjsku robiąc kariery nie tylko w Ukrainie, ale też w Rosji, która była o wiele większym rynkiem, przeszło na ukraiński. Można byłoby przypuszczać, że to koniunkturalizm, gdyby nie to, że towarzyszyły temu jasne deklaracje potępiające wojnę i zapewniające, że występy w Rosji to przeszłość.

W ten sposób Władimir Putin traci swój soft-power.

Ukraiński to nasza granica

Na ukraiński stopniowo przechodzi na przykład Alan Badojew - znany na terytorium całego b. ZSRR reżyser wideoklipów pochodzący z Osetii, ale mieszkający całe swe dorosłe życie w Ukrainie. To charakterystyczne, że Związek Radziecki wymieszał wiele narodów, ale teraz często ich przedstawiciele są właśnie lojalnymi obywatelami Ukrainy.

- Usłyszałem, że “ukraiński, to nasza granica”. Wziąłem to sobie do serca. To nieodpowiedzialne, jeśli twoje dzieci nie uczą się ukraińskiego i ukraińskiej literatury. To nieodpowiedzialne, jeśli go nie znasz. Tyle książek po rosyjsku przeczytaliśmy, ale czy tak wiele po ukraińsku?

- mówił w rozmowie z Maszą Jefrosyniną.

Sama prowadząca program dziennikarka pochodzi z Krymu, ale od ponad ćwierć wieku mieszka w Kijowie. Nadal jednak przyznaje, że ma kłopoty, żeby swobodnie mówić po ukraińsku. W związku z tym Ukraińcy rozpoczęli zbiórkę na korepetycje dla Jefrosyninej.

Po rosyjsku - tak, ale z ukraińskim komentarzem

Powstaje przy tym pytanie, czy trzeba przekreślać od razu całą rosyjską kulturę. Jak zauważa w rozmowie z kijowskim radiem NW lwowski historyk Jarosław Hrycak, legendy rosyjskiego rocka zdecydowanie potępiły działania Władimira Putina. Tak jest w przypadku na przykład Jurija Szewczuka, Andrieja Makarewicza, czy Borisa Grebienszczykowa. Są przy tym wykonawcy, którzy otwarcie popierają wojnę. Wystarczy wymienić tutaj Olega Gazmanowa, który w swoich piosenkach chwali Związek Radziecki i siłę rosyjskiej armii.

- To jest muzyka, której nie tylko trzeba zabraniać, ale po prostu jej nie słuchać. Nie tylko dlatego, że jest rosyjska, a dlatego, że jest pełna pochlebstw - podkreślił.

Jego zdaniem, rosyjska literatura powinna być obecna na ukraińskim rynku, ale po ukraińsku i z odpowiednimi komentarzami. Musi być przy tym traktowana jako część światowej literatury, a nie mieć oddzielne, poczesne miejsce.

- Na przykład Nietzsche jest toksyczny. To ważne, że Niemcy rozumieją jego toksyczność, ale go czytają. Tak samo i Dostojewskiego trzeba czytać rozumiejąc jego toksyczność - zaznacza.

Po rosyjsku dla Rosjan i Białorusinów

Warto zwrócić uwagę także na to, że rosyjskie wersje ukraińskich portali, czy rosyjskojęzyczna produkcja miejscowych mediów ma swoich odbiorców wśród Rosjan, czy Białorusinów. Dzięki temu dowiadują się przynajmniej częściowo prawdy o tym, co dzieje się w Ukrainie. To głównie dla nich już 10 marca uruchomiono rosyjskojęzyczny kanał telewizyjny Freedom. Możliwe było to tak szybko, ponieważ działa on na bazie rosyjskojęzycznej telewizji Dom, która nadawała dla mieszkańców okupowanych terytoriów od marca 2020 roku.

Putin rusyfikuje swoje zdobycze

Wraz z zajmowaniem kolejnych terytoriów na wschodzie i południu Ukrainy, okupacyjne władze wprowadzają język rosyjski zarówno do swoich “administracji”, jak i do szkolnictwa, a przede wszystkim do miejscowych stacji radiowych i telewizyjnych.

Niszczone są też biblioteki, przede wszystkim książki po ukraińsku. Często w propagandowych materiałach rosyjskich mediów można zobaczyć, jakiś szkolny podręcznik, najczęściej do historii, który jest przedstawiany jako przykład “neonazistowskiej literatury”. Rosjanie przywożą też na zajęte terytoria swoich muzyków estradowych. Sądząc z tego, jak mały jest zasięg kolaboracji, ten trochę nieświeży już towar dość słabo się sprzedaje. Potwierdza to tylko znany od lat fakt, że Moskwa nie może zbyt wiele zaoferować światu, a jej siła polega raczej na szantażu, niż przyciąganiu atrakcyjną ofertą.

;

Udostępnij:

Piotr Pogorzelski

Dziennikarz Biełsatu, autor podcastu „Po prostu Wschód" (anchor.fm/pogorzelski) i współpracownik Radia 357. Do 2015 roku przez niemal 10 lat pracował w Kijowie jako korespondent Polskiego Radia. 

Komentarze