0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

„Unia dyskryminuje polskich rolników!” - głosi Jarosław Kaczyński. Winne są oczywiście poprzednie rządy, które nie potrafiły wynegocjować funduszy dla polskiej wsi. Dzięki PiS już wkrótce Polska ma dostać więcej, a na rozwój obszarów wiejskich wręcz „najwięcej ze wszystkich państw”.

Najgorętsze emocje po „rolniczej konwencji” w Kadzidle 6 kwietnia 2019 wywołała obietnica przezywana „Krową 500+”, czyli obietnica dopłaty „co najmniej 100 zł od jednego tucznika i 500 zł od jednej krowy” dla lokalnych gospodarstw ekologicznych.

Ta obietnica to jednak czysta manipulacja.

To, ile unijnych funduszy dostaną polscy rolnicy nie zależy od decyzji Jarosława Kaczyńskiego. Będzie wynikiem negocjacji wszystkich państw UE z udziałem nowej Komisji Europejskiej, nowego Parlamentu Europejskiego i przyszłego polskiego rządu. Zanosi się raczej na cięcia. Zmiennych jest tak dużo, że zapowiadanie czegokolwiek to wróżenie z fusów.

Kaczyński zapowiada, że PiS przeforsuje swoje pomysły, ale część z nich to... pomysły samej Brukseli, które PiS kopiuje na potrzeby kampanii wyborczej. Wsparcie ekologicznych hodowli? Więcej pieniędzy dla małych gospodarstw? To niesamowite w jak wielu punktach wizja Kaczyńskiego pokrywa się z wizją Komisji Europejskiej!

Momentami mówi jakby był rzecznikiem prasowym Brukseli.

Przeczytaj także:

Kaczyński krytykuje 8 proc., ale poprzedni rząd PiS wynegocjował tylko 6 proc.

Pierwszy punkt naszego planu to jest zwiększenie naszego udziału w tej puli, która jest dzielona co siedem lat. W poprzednim 7-leciu to było osiem procent dla polskiego rolnictwa. Wywalczymy to, że będzie więcej.

Konwencja PiS w Kadzidle,06 kwietnia 2019

Sprawdziliśmy

Polska rzeczywiście dostaje 8 proc. pieniędzy ze wspólnej polityki rolnej. Ale to jeden z najwyższych wyników w UE.

Aby zrozumieć skąd wzięło się 8 procent dla naszego rolnictwa, trzeba uzmysłowić sobie, jak działa Wspólna Polityka Rolna - WPR (ang. Common Agricultural Policy). UE przeznacza środki dla obszarów wiejskich w ramach dwóch funduszy. Są to:

  • Europejski Fundusz Rolniczy Gwarancji (I filar), z którego płyną środki na dopłaty bezpośrednie dla rolników. Fundusz ma zapewnić rolnikom stabilny dochód, chronić ich przed wahaniami cen i międzynarodową konkurencją. Na lata 2014-2020 Polsce przyznano w jego ramach 23,4 mld euro.
  • Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich (II filar) - to dodatkowe pieniądze na rozwój wsi. W latach 2014-2020 Polska otrzymała tu 8,7 mld euro.

W sumie Polsce przypadły 32 miliardy euro, czyli wspomniane przez prezesa PiS 8 proc. unijnego budżetu na Wspólną Politykę Rolną (408,31 mld euro).

Choć osiem procent nie brzmi imponująco, był to jeden z najwyższych odsetków w Unii Europejskiej. Więcej dostała tylko Francja (63 mld = 15 proc. ), Hiszpania (45 mld = 11 proc.), Niemcy (44,1 mld = 10 proc.) i Włochy (37,5 mld = 9 proc.).

Dla porównania warto dodać, że z poprzedniego budżetu 2007-2013 Polska dostała z WPR 25,1 mld euro.

Poprzedni rząd PiS wynegocjował dla polskich rolników o prawie 7 mld mniej niż rząd PO-PSL, choć ogólny budżet na lata 2007-2013 (418 mld euro) był większy od następnej siedmiolatki. Dzięki rządowi PiS dostaliśmy tylko 6 proc. środków unijnych.

Który filar prezesa?

„Kolejna sprawa, to sprawa szczególnego wsparcia tych gospodarstw rolnych, które będą po pierwsze hodowały zwierzęta, które tu się rodzą, własnego chowu. W oparciu o własne pasze. W oparciu o ich dobrostan. I w zamian za to otrzymywały poważne wsparcie. Najmniej, podkreślam, najmniej 100 złotych od jednego tucznika i 500 złotych od jednej krowy. Ale może być więcej!” - przekonywał prezes Kaczyński.

„I wreszcie chodzi o szczególne wsparcie dla gospodarstw, które na tych samych zasadach, z własnych pasz, także przetwórcy z własnego chowu, produkują żywność, która jest sprzedawana lokalnie. To znaczy w promieniu 50-100 kilometrów” - dodał.

O jakie dopłaty chodzi? Nad wypowiedzią prezesa głowili się komentujący, ale też sami politycy PiS. Krzysztof Jurgiel, były minister rolnictwa 7 kwietnia stwierdził, że dodatkowe środki będą pochodzić z „płatności obszarowych”, czyli I filaru.

Następnego dnia inną wersję przedstawił na swoim blogu europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk. Okazało się, że obietnice prezesa dotyczą środków z nowej perspektywy budżetowej na lata 2021-2027 w ramach II filaru. Środków, które przeznaczyć będzie można na gospodarstwa dbające o „dobrostan zwierząt” i produkujące na lokalny rynek.

Wirtualne pieniądze+

Są to jednak pieniądze wirtualne. Polska jeszcze ich nie dostała, bo negocjacje nowego siedmioletniego budżetu UE odbędą się najwcześniej jesienią tego roku. Jak na razie zanosi się na to, że funduszy na WPR będzie mniej niż w ostatnich latach. Na cięcia w wysokości 5 proc. naciska bowiem Komisja Europejska, która szuka sposobów na załatanie dziury budżetowej po brexicie. Jest to także zgodne z polityką UE: na początku lat 80. udział wydatków na rolnictwo w budżecie UE sięgał 66 proc. budżetu, w najbliższej perspektywie 2014-2020 ma spaść do niespełna 38 proc.

W projekcie KE z maja 2018 roku dla Polski przewidziano w sumie 27,7 mld euro, czyli ponad 4 mld euro mniej niż obecnie. Mielibyśmy dostać mniejsze środki na dopłaty bezpośrednie (18,4 mld), ale, co ciekawe, nieco większe na II filar (9,2 mld).

Komisja rzeczywiście chce, by w kolejnej siedmiolatce więcej środków przypadło hodowlom ekologicznym, chce tego także Parlament Europejski.

Jeżeli zaproponowane kwoty na II filar zostaną utrzymane, niewykluczone, że UE zgodzi się, by tym razem Polska przeznaczyła część pieniędzy na dopłaty dla tego typu gospodarstw.

Trudno jednak doszukać się w tym mocy sprawczej rządu PiS, a tym bardziej buńczucznych zapowiedzi Kaczyńskiego.

Więcej może przypaść hodowcom „eko”, mniej natomiast tradycyjnym. Okrojona kwota na I filar oznacza mniejsze dopłaty do bydła i krów, które już dziś funkcjonują w ramach funduszy przekazywanych Polsce. Oprócz m.in. dopłat do każdego hektara ziemi (w 2018 roku 459,19 zł/ha) i dopłat dla młodych rolników (175,62 zł/ha),

hodowcy mogą liczyć na dopłaty za każdą krowę (373,90 zł) i na bydło rzeźne (293,04 zł od sztuki). Do 500+ brakuje niewiele, z tym, że dopłaty są tylko na pierwszą krowę i następne 19. Poprzednio były na 30 krów, ale w 2017 KE zmniejszyła limit.

Nie trzeba walczyć o "najwięcej", bo ma być najwięcej. Tylko trzeba to umieć wydać

Chodzi też o to, by nas właściwie potraktowano, jeżeli chodzi o program Rozwoju Obszarów Wiejskich, w skrócie ROW. Otóż my będziemy twardo zabiegać o to, i potrafimy to zrobić, by Polska dostała najwięcej ze wszystkich państw jeżeli chodzi o ten program.

Konwencja PiS w Kadzidle,06 kwietnia 2019

Sprawdziliśmy

Manipulacja. Polska już jest jednym z największych beneficjentów funduszy na ROW. Ma szanse dostać "najwięcej" w kolejnym siedmioleciu dzięki projektowi samej KE.

Wspomniane 8,7 mld euro z II filara to dziś czwarty wynik w UE. Więcej środków na lata 2007-2014 pozyskały tylko Francja (11,4 mld), Włochy (10,4 mld) i Niemcy (9,45 mld). Udało nam się wyprzedzić Hiszpanię (8,3 mld).

Jarosław Kaczyński obiecuje, że w kolejnej perspektywie budżetowej Polska dostanie z tej puli „najwięcej”. To może się udać nawet bez „twardych negocjacji” rządu PiS.

Już dziś bowiem zaproponowane przez KE 9,2 mld euro na II filar dla Polski to największa kwota ze wszystkich państw UE.

Więcej środków nie oznacza jeszcze, że pieniądze trafią tam, gdzie są potrzebne. Rząd ma problem z wydaniem tych funduszy, które już od Unii otrzymał. Według raportu Ministerstwa Rolnictwa z 28 lutego 2019 roku Polska wydała jak dotąd zaledwie 30 proc. pieniędzy na Rozwój Obszarów Wiejskich w latach 2014-2020.

Pieniądze dostępne od zaraz (z tych, których nie umieli wydać)

„Dodatkowe pieniądze dopiero za 2 lata?” - po tłumaczeniach polityków pojawiły się pierwsze głosy rozczarowania. PiS postanowiło więc zagrać va bank.

W poniedziałek 8 kwietnia głos zabrał minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Stwierdził, że istnieje możliwość, by obiecane pieniądze na krowy i świnie trafiły do rolników jeszcze w tym roku. Wszystko dzięki przesunięciu niewykorzystanych funduszy na II filar.

„Już rozważamy konieczność zgłoszenia do Komisji Europejskiej konieczności zmian w jeszcze do PROW-ie na lata 2014-2020, żeby dedykować środki, które mogłyby być przeznaczone, oczywiście za zgodą KE, na wsparcie dla części świń i bydła w Polsce” - powiedział Ardanowski.

W ten oto sposób porażka przy wdrażaniu unijnego programu zmieniłaby się w sukces napędzający kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości.

Kampania za pieniądze UE? Dlaczego nie, skoro „piątka Kaczyńskiego” promowana jest już ze środków budżetu państwa.

Kaczyński jako rzecznik Brukseli

Prezes Kaczyński stanął też w Kadzidle w obronie małych i średnich gospodarstw rolnych.

Jeśli spojrzeć na całość budżetu to 80% przypada tym bardzo wielkim gospodarstwom rolnym, a tylko 20 mniejszym i średnim. Musi być tak, że te mniejsze i średnie gospodarstwa rolne będą miały dużo większy udział w tych środkach. To jest nasz obowiązek.

Konwencja PiS w Kadzidle,06 kwietnia 2019

Sprawdziliśmy

To nie pomysł polityków PiS. Komisja Europejska zaproponowała już zmiany, by więcej funduszy trafiało do mniejszych gospodarstw.

Lider PiS występuje niemal w roli rzecznika prasowego Komisji Europejskiej. Obiecuje to, co i bez jego wsparcia KE już realizuje. KE ma świadomość, że na funduszach najbardziej korzystają dziś największe gospodarstwa oraz hodowcy przemysłowi i chce to zmienić.

W projekcie WPR na lata 2021-2027 zaproponowała m.in., by pieniądze na dopłaty dla rolników były przyznawane na zasadzie odwrotnej proporcjonalności.

Każdy dodatkowy hektar powyżej kwoty 60 tys. euro ma być wart nieco mniej. Zaproponowano także, by dopłaty ograniczyć do 100 tys. euro.

Pomysły te nie spodobały się już m.in. Francji, w której przeważają duże farmy.

Komisja chce wspierać młodych rolników i zapewnić, że dopłaty otrzymają tylko osoby, które rzeczywiście prowadzą gospodarstwa rolne. Nie zaś właściciele „kilku hektarów gdzieś pod lasem”.

Trudne negocjacje, wojna interesów i reputacji

Jak ostatecznie rozłożone zostaną unijne środki? Ile pieniędzy dostanie Polska, a zwłaszcza polscy rolnicy? Tego nie wiadomo i nie wie tego także Jarosław Kaczyński, choć udaje, że jest inaczej.

Decyzja w sprawie podziału środków zapadnie dopiero po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego - jesienią 2019 roku lub nawet później. Unijne traktaty wymagają zgody wszystkich państw członkowskich. Zwykle jest więc zawsze daleko idącym kompromisem.

Przesunięcie negocjacji na po wyborach oznacza, że wezmą w nich udział nowy skład PE i nowa KE. Przebieg dyskusji będzie zależał od politycznego rozkładu sił w samej Unii, który dziś trudno oszacować. Jeżeli nastąpi zapowiadane przesunięcie w prawo, PE który dziś opowiada się za utrzymaniem budżetu na dotychczasowym poziomie, może przychylniej spojrzeć na proponowane cięcia.

Nowy budżet będzie negocjował także nowy polski rząd, po październikowych wyborach parlamentarnych. Prezes PiS w Kadzidle nie ukrywał, że majowe wybory europejskie traktuje jak ich pierwszą turę.

Jeżeli PiS przegra, nie będzie rozliczane z wyniku negocjacji w Brukseli. Z całą pewnością jednak będzie krytykował efekty starań nowego rządu. I argumentował, że gdyby u władzy był u władzy, Polska, a zwłaszcza polska wieś, zyskałaby znacznie więcej.

Jeżeli natomiast PiS wygra w październiku i utworzy nowy rząd, pozycja negocjacyjna Polski może nie być najlepsza.

Każde negocjacje w Brukseli to ścieranie się interesów państw członkowskich - ewentualne ustępstwa na rzecz Polski będą zależały od tego, czy pozostałe kraje uznają, że te ustępstwa są dla nich opłacalne. Dotychczasowe poczynania polityków PiS nie przysporzyły nam sojuszników. Odmowa przyjęcia uchodźców i demolowanie rządów prawa sprawiły, że otwartość na polskie potrzeby jest w Brukseli mniejsza niż siedem lat temu.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze