0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

15 czerwca, tuż po głosowaniu w Sejmie ws. obsady urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich posłowie Zjednoczonej Prawicy pojechali do Przysuchy na wyjazdowe spotkanie klubu parlamentarnego. Zebrali się w sali gimnastycznej i czekali, aż zabiorą głos najważniejsi politycy PiS. Za stołem prezydialnym usiedli prezes Jarosław Kaczyński, marszałkini Sejmu Elżbieta Witek, wicemarszałek Ryszard Terlecki, a także dwaj liderzy ugrupowań koalicyjnych: Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin.

OKO.press ustaliło kilka wątków z przemowy wicepremiera Kaczyńskiego do posłów. Zaczął od pandemii i zapowiedział, że władza spodziewa się jesienią czwartej fali zachorowań. To akurat nikogo nie zdziwiło. W przeciwieństwie do tego, co powiedział o akcji szczepień.

„Prezes na klubie PiS powiedział, że trzeba, by członkowie partii mobilizowali ludzi do tego, by się szczepili.

I że jeśli nie pomoże tłumaczenie, zachęty, a nawet nagrody, to trzeba będzie pomyśleć o środkach przymusu. Że państwo jest organizacją przymusu i czasem musi tego użyć”

- mówi nam jeden z członków klubu PiS. Informację o możliwym przymuszeniu Polaków do szczepień potwierdziliśmy też u polityka Porozumienia, który opowiada nam, że mowa była o możliwej „perswazji”.

Przeczytaj także:

Pomysł przymusu już raz zasygnalizował publicznie 30 kwietnia główny doradca premiera ds. COVID-19, profesor Andrzej Horban:

„Być może trzeba będzie coś takiego wprowadzić. Ale trudno sobie wyobrazić z kolei, że pan minister zdrowia albo pan wiceminister będzie biegał za obywatelem ze strzykawką pod ochroną policji i usiłował zaszczepić przymusowo” - mówił w programie Jeden na jeden w TVN24

Pokłócą się o „segregację sanitarną”

Temat szczepionek i pandemii wśród posłów Zjednoczonej Prawicy budzi coraz większe obawy i emocje polityczne. Bo w PiS nie brakuje wcale sceptyków, którzy nieoficjalnie nie kryją obaw, że szczepionki mogą dawać w przyszłości skutki uboczne. W kuluarowych rozmowach duże kontrowersje budzi nawet tzw. miękki przymus, polegający na tym, by promować tych, którzy zostali zaszczepieni, np. nie uwzględniając w limitach (np. w hotelach) i obostrzeniach.

Taka sytuacja to okazja dla tych, którzy pracują na osłabienie pozycji premiera Morawieckiego. Na głowę szefa rządu ciągle dybią politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, wspierani przez media ojca Tadeusza Rydzyka.

W "Naszym Dzienniku" redemptorysty o szczepionkach prawie się nie pisze, a jeśli już, to krytycznie. Gazeta koncentruje się na dyskusji o zbawiennym leku, jak przedstawiają na łamach niedopuszczoną do leczenia COVID-19 amantadynę, programach rekonwalescencji po zachorowaniu na COVID, czy w końcu na obronie lekarzy, którzy kwestionują metody walki z pandemią. Od kiedy o „segregacji sanitarnej” ws. szczepionek zaczęła mówić posłanka PiS Anna Maria Siarkowka, została stałą gościnią na łamach mediów Rydzyka. W podobnym tonie wypowiada się też m.in. Janusz Kowalski z Solidarnej Polski.

„Jeżeli ludzie Ziobry stracą złudzenia, że mogą się dostać na listy PiS w wyborach, mogą coraz częściej grać na sprzeciwie wobec możliwego obowiązku szczepień. Tym bardziej, że grunt pod taki przekaz robi Konfederacja rywalizująca z Solidarną Polskę o to, kto jest bardziej skrajną prawicą”

- mówi nam jeden z najbardziej radykalnych posłów PiS.

Temat dzielenia Polaków na zaszczepionych i niezaszczepionych przedstawiał jako kluczowy Grzegorz Braun, kandydujący z ramienia Konfederacji w wyborach na prezydenta Rzeszowa (dostał niemal 10 proc. głosów).

Pretekst do wypowiedzi przeciwko promowaniu ludzi zaszczepionych dał innemu politykowi Konfederacji Krzysztofowi Bosakowi zespół Kult, który zadeklarował, że na jego koncerty będą wpuszczani wszyscy niezależnie od tego, czy byli zaszczepieni, czy nie.

„Mają rację. Nasila się paranoja na punkcie tego bezpieczeństwa. Ta segregacja nie ma podstaw, ani prawnych, ani medycznych. Politycy, przy radosnym współudziale mediów z akcji szczepienia zrobili spektakl publiczny i niedługo każdy będzie musiał sobie na czoło przykleić certyfikat szczepienny” - mówił Bosak w Polsat News, a Konfederacja umieściła jego wypowiedź na swoim profilu na Facebooku.

Mimo pozornej euforii, akcji informacyjnej, w którą w końcu zaangażował się sam Morawiecki i propagandy TVP z wielką pompą witającą kolejne transporty zakupionych szczepionek dla Polaków, szczepienia wciąż rodzą wiele obaw i oporów. Uważnie monitoruje to Kancelaria Premiera, a wszystkie wysiłki komunikacyjne rządu koncentrują się na promocji szczepień. Rząd zdaje sobie sprawę, że jeśli Polacy się nie zaszczepią w odpowiedniej liczbie, jesienią może nas czekać czwarta fala, a co za nią idzie możliwy lockdown i ograniczenia. A to potężnie zachwiałoby pozycją Morawieckiego jako szefa rządu.

„Morawiecki w czasie wzrostu liczby zachorowań i zgonów podczas trzeciej fali znalazł się pod ostrzałem. Poważnie rozważano jego dymisję. Dopiero dzięki szczepionkom i nadziei na powrót do normalności, jaką z nimi wiązano, uratował stanowisko. Jeśli jednak nie zatrzyma czwartej fali, jego los może być przesądzony” - komentuje nasze źródło z otoczenia premiera.

4. fala jako ryzyko polityczne

Co miał na myśli Jarosław Kaczyński, mówiąc o przymuszaniu do szczepień? Zapewne nie przymus szczepienia w sensie ścisłym - na to nie zdecydował się żaden kraj Unii Europejskiej i trudno sobie wyobrazić, by rząd chciał egzekwować taki obowiązek na przykład pod groźbą mandatu lub grzywny. Zapewne opór społeczny byłby znaczny. Ale można wyobrazić sobie presję na niezaszczepionych obywateli, np. w postaci ograniczeń w korzystaniu z gastronomii, rozrywki, kultury.

Czwarta fala pandemii byłaby bowiem dla obozu władzy dużym kłopotem. Zwłaszcza, że na tle Europy wciąż odsetek zaszczepionych osób starszych jest u nas niski - w Polsce to tylko 60,9 proc. seniorów powyżej 80. roku życia i tu z „naszego podwórka" oprócz Czechów i Węgrów wyprzedzają nas Słoweńcy i Estończycy, a także Grecy. Ten odsetek od wielu tygodni wzrasta już bardzo powoli.

To oznacza zagrożenie dla osób z grupy ryzyka w przypadku powrotu pandemii, np. w postaci wariantu Delta, który szaleje obecnie w Wielkiej Brytanii. A kombinacja niezaszczepionych seniorów i nowego wariantu może po raz kolejny zatrząść systemem ochrony zdrowia. Eksperci uspokajają, że gwałtowny wzrostu zakażeń i zawał systemu nie jest bardzo prawdopodobny, jednak, że rządu nie stać na tak ryzykowny polityczny hazard.

Na początku procesu szczepień szło nam jak z płatka: rządowa propaganda na każdym kroku podkreślała, że szczepimy najszybciej z dużych państw Unii Europejskiej i to mimo ograniczonej wtedy dostępności szczepionek. Teraz szczepionek jest już w bród (29,6 mln sprowadzonych dawek, z czego 27 mln dostarczonych do punktów szczepień), ale już widać, że będziemy od tych dużych państw odstawać.

Jeśli chodzi o odsetek osób dorosłych, które przyjęły co najmniej jedną dawkę, jesteśmy obecnie w UE na 17. miejscu z 52,3 proc. zaszczepionych.

Rzuca się w oczy, że cały dół tabeli okupują byłe „kraje demokracji ludowej": więcej i szybciej niż my szczepią tylko Węgry (66,2 proc.) i Czechy (53,3 proc.).

Węgry to przypadek osobny, gdyż prawie od początku miały dostęp do większej puli szczepionek – zdecydowały się na rosyjski Sputnik V i na chiński Sinopharm. Spoza bloku wschodniego i byłej Jugosławii gorzej od nas szczepi tylko Grecja i Szwecja.

Bardziej szczegółowe dane pokazują, że liczba osób szczepionych w kolejnych tygodniach pierwszą dawką spada, co może oznaczać, że mamy do czynienia z „wysyceniem" zainteresowania: ci, którym najbardziej zależało, już się zaszczepili.

szczepienia w podziale na dawki

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Przeczytaj także:

Komentarze