0:00
0:00

0:00

„W zasadzie nic się nie stało, poza tym, że mamy nowego, świetnego prezesa” — oświadczył we wtorek 10 marca 2020 na konferencji prasowej Jacek Kurski. Uśmiechał się przy tym od ucha do ucha, jakby co najmniej wygrał milion w totolotka albo właśnie został prezesem Telewizji. Tymczasem ledwie kilkanaście godzin wcześniej stanowisko prezesa stracił. Stracił też 1 tys. zł ze swojej pensji - doradca zarządu zarabia 20,8 tys. zł miesięcznie, a prezes tego samego zarządu - 21,8 tys. (dane za 2018).

„Przygotowałem wielką mowę podsumowującą moje dokonania” - mówił zadowolony Kurski. „Ale w świetle zaproszenia przez prezesa Łopińskiego do tego, żebym był doradcą zarządu, myślę, że nie ma potrzeby,

bo po prostu zostaję z państwem na pokładzie, tylko już w skromnej roli doradcy zarządu, z którym będę się dzielił swoją najlepszą wiedzą”.

Formalnie Kurskiego odwołała Rada Mediów Narodowych w ekspresowym korespondencyjnym głosowaniu w piątek 6 marca. Nieformalnie odwołał go Andrzej Duda, który zażądał głowy „bulteriera PiS” w zamian za podpis pod ustawą przyznającą mediom państwowym 2 mld zł.

Przeczytaj także:

Kurski wyglądał we wtorek, jakby całą tą sytuacją świetnie się bawił i jawnie drwił z prezydenta, który odebrał mu prezesowską posadę. To przedstawienie odegrane na oczach całej Polski miało dwóch najważniejszych widzów: prezydenta i prezesa PiS. Pomniejsi odbiorcy to Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro oraz ich zwolennicy.

Niespodziewanie i dla obserwatorów, i dla uczestników życia politycznego walka o 2 miliardy zł zmieniła się w walkę o wpływy w obozie rządzącym.

Dziś triumfują Kurski i Kaczyński, choć warto pamiętać, że triumfy polityków PiS mają coraz krótszą datę ważności - całkiem niedawno triumfująca posłanka Lichocka odbiła się obozowi rządzącemu czkawką.

Roli Kurskiego w całej tej awanturze nie należy ani przeceniać, ani bagatelizować. Były już prezes TVP doskonale wie, że w dzisiejszej demokracji medialnej archiwa telewizji bywają równie ważne, co teczki gromadzone przez służby: wyciąganie starych wypowiedzi, wpadek z przeszłości, zapowiedzi niezrealizowanych obietnic z przeszłości ma wielką siłę polityczną.

Kurski nie tonie. W TVP po staremu

„Łopiński i Kurski trzymali jeden front, zawsze. W każdym sporze na Łopińskiego Kura [Kurski] mógł liczyć” - mówi OKO.press rozmówca związany z Telewizją Polską.

To właśnie Maciej Łopiński został we wtorek oddelegowany do zarządu TVP i będzie pełnił obowiązki prezesa przez najbliższe trzy miesiące. Do czasu, aż nowy prezes zostanie wyłoniony w konkursie, a stanie się to w maju. Niewykluczone, że nowym-starym prezesem znów będzie Kurski. Po raz trzeci w swojej karierze.

„Oddelegowanie” brzmi prawniczo, a odbyło się w otoczce emocjonującego spektaklu.

Zaczęło się 10 marca rano: Rada Nadzorcza TVP zawiesiła członkinię zarządu Marzenę Paczuską. To przedstawicielka prezydenta w zarządzie - wywalczył dla niej miejsce rok temu, gdy po raz pierwszy starł się z Kurskim. I właśnie na wniosek Jacka Kurskiego (oraz Mateusza Matyszkowicza - drugiego członka zarządu) ją zawieszono. Portal wPolityce opublikował ich pismo, w którym wyliczają zarzuty wobec Paczuskiej, m.in. narażenie spółki na wielotysięczne straty.

  • wstrzymała emisję „zleconych billboardów sponsorskich do meczów reprezentacji Polski w piłce nożnej, co miało przynieść bezpowrotną stratę w wysokości 272 tys. złotych”
  • stosowała „taktykę przypadkowych głosowań, wynikających z niezrozumienia materii uchwał”
  • wstrzymywała się od głosu w trudnych sytuacjach - w sumie 43 razy
  • „kontestuje reformę organizacyjną spółki” oraz demonstruje „brak kompetencji menadżerskich”
  • niewłaściwie nadzorowała trzy podległe jej jednostki, w tym TV Biełsat, przekroczyła budżet o 8,7 mln zł

źródło: wPolityce

Pytamy naszego informatora w TVP, czy faktycznie Paczuska tak fatalnie zarządzała: "Szukali haka i znaleźli" - odpowiada.

Następnie opinia publiczna dowiedziała się, że Jacek Kurski nigdzie się z Woronicza nie wybiera: dostał w TVP nową posadę - doradcy zarządu. Pensja niemal taka sama, wpływy - też, odpowiedzialność - żadna. Jakby tego było mało, do mediów trafiła informacja, że Kurski zajmie gabinet po Paczuskiej. To już jawny prztyczek w nos prezydenta.

Ale nawet to nie skończyło spektaklu. Stary i nowy prezes, Kurski i Łopiński, zwołali konferencję prasową, na której wśród uśmiechów i dowcipów po raz kolejny pochwalili się osiągnięciami TVP i własnymi (Kurski) oraz obiecali, że nie zboczą z obranego kursu.

„Jestem szczęśliwy z powodu osoby, która jest moim następcą i, jak deklaruje, kontynuatorem tej linii"

- cieszył się Kurski.

Wyglądało to jak lustrzane odbicie piątkowego występu Kurskiego na antenie "Wiadomości": wtedy lamentował, teraz triumfował.

A czy przesunięcia między gabinetami coś zmienią w pracy Telewizji? „Może będą lekkie ruchy kadrowe” - mówi osoba z Woronicza. Wielkich zmian się nie spodziewa.

Cięty dowcip Kaczyńskiego

„Prezes nie da skrzywdzić Kury. To było wiadomo. Spodziewałem się, że dostanie miejsce w jakiejś spółce skarbu państwa, coś bardzo prestiżowego, może Orlen?" - mówi OKO.press były polityk z obozu rządzącego. Przyznaje, że jest zaskoczony rozwojem wypadków:

„Tego, że Jarosław Kaczyński jest aż tak dowcipny, nie przewidziałem. Wygląda to, jakby walczyli zapiekli wrogowie, a nie członkowie jednego obozu”.

Kaczyński bowiem na całą tę sytuację zareagował emocjonalnie. Wpadł w furię, kiedy usłyszał o ultimatum: weto albo dymisja Kurskiego, i do ostatniej chwili liczył, że prezydent się cofnie - donosił m.in. Onet.

Co zatem zobaczyliśmy we wtorek? Zemstę w formie skeczu, który odegrał Kurski, ale napisał Kaczyński?

Kto tu rządzi?

„Prezydent chce już teraz zacząć ustawiać sobie relacje po wyborach. W drugiej kadencji nie chce być Adrianem” — mówi nam osoba z kręgów rządowych. To dlatego zdecydował się na ryzykowny ruch, który zaskoczył nawet osoby „ze środka” i postawił ultimatum. Ten ruch miałby wysłać sygnał nie tylko do umiarkowanych wyborców. W równym stopniu Dudzie miało zależeć na reakcji obozu rządzącego: mieliby zacząć się przyzwyczajać, że relacje są już inne. A nie każde słowo Jarosława Kaczyńskiego jest rozkazem.

Jednak o własną niezależność prezydent zawalczył „na pół gwizdka”. Nie zawetował ustawy, lecz wdał się w „wojnę na górze”. I zadarł z Kurskim, który ma więcej politycznych żywotów niż kot żyć.

Kiedy w 2005 roku Donald Tusk po telewizyjnej debacie zapytał Lecha Kaczyńskiego: „Dlaczego ty trzymasz tego s...syna Kurskiego?”, Kaczyński odpowiedział: „Może i jest s...synem, ale wolę go mieć po swojej stronie”. Sam Kurski, komentując te słowa, zadeklarował w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”: „Będę bulterierem Kaczyńskich. Nie zawiodą się na mnie”.

Ale czy prezes PiS zaryzykował taką awanturę w trakcie kampanii wyborczej, by bronić swojego „bulteriera”?

„Kaczyński chciał pokazać swojemu obozowi, że nie traci kontroli. Musiał pokazać, kto tu rządzi” - mówi nam były polityk związany z obozem rządzącym. Frakcje frakcjami, ale ośrodek podejmowania decyzji ma być jeden. A władza ma się nie rozłazić po kątach. „Kaczyński pokazał swojemu zapleczu: zawsze przyjdzie moment, kiedy się odegram”. Sygnał wysłany do prezydenta odebrali też inni - również ci, którzy zdaniem prezesa za wysoko podnoszą dziś głowy.

„Nowa geografia wpływów”

„Jak włoskie państwa w okresie renesansu” — komentuje sytuację w obozie rządowym Maciej Gdula, poseł Lewicy. Podziały, podchody i wojna wszystkich ze wszystkimi. Czy jednak w obliczu rozszerzającej się epidemii koronawirusa, wyborców będzie obchodziło wyciąganie sobie krzeseł spod siedzenia w obozie rządzącym?

„Widać, że nie ma zaufania między prezydentem i Kaczyńskim, a prezydent nie kontroluje sytuacji. Wyborcy takie rzeczy wyczuwają” - ocenia Gdula. Podobnie komentował to Piotr Semka z „Do Rzeczy” dzień po podpisaniu przez prezydenta ustawy:

„Zrozumiałem, że to jest sytuacja, w której rozmaite frakcje dzielą strefy wpływów (...) Powstało wrażenie jakiejś nieczytelnej gry, i to takiej, co tu ukrywać, w której wyraźne stanowisko Jarosława Kaczyńskiego, który był za Kurskim, przegrało. Wyborcy PiS mogą zastanawiać się, jaka jest nowa geografia wpływów. W środku kampanii urządzenie takiego show jest moim zdaniem niemądre”.

„Czy środowisko prezydenta Dudy gra na jego zwycięstwo?” - pytała wprost Marzena Nykiel, redaktor naczelna wPolityce.

Nykiel w roli czarnego charakteru widziała Jarosława Gowina, któremu jej zdaniem PiS oddaje pole. Jednak ważnym widzem całej tej awantury jest też Zbigniew Ziobro.

„Gdyby to ode mnie zależało, to Jacek Kurski nie zostałby odwołany” - deklarował w poniedziałek Patryk Jaki, należący do „Ziobrystów”.

Frakcja Ziobry umacnia się w TVP. „Do każdego programu w TVP Info dopraszają teraz polityków Solidarnej Polski" - mówi OKO.press polityk opozycji. Może "każdy program" to przesada, ale oficjalne dane TVP pokazują, że Solidarnej Polski, partii Ziobry, jest w TVP coraz więcej.

Czas antenowy w TVP dla partii politycznych w IV kwartale 2019
Czas antenowy w TVP dla partii politycznych w IV kwartale 2019

Czy to znaczy, że istnieje sojusz Kurskiego z Ziobrą? „Dzisiejszy Kurski, ze swoją pozycją w TVP, jest kolejnym, osobnym podmiotem w obozie Zjednoczonej Prawicy” - ocenia były polityki z obozu rządzącego.

Kim jest nowy prezes TVP?

Pierwszy prezes TVP, który był członkiem PZPR, od czasów Roberta Kwiatkowskiego — żartowali we wtorek komentatorzy. Łopiński należał do Partii przez 10 lat, ale wystąpił w ostatnim odpowiednim momencie: 14 grudnia 1981. A w stanie wojenny zasłużył się już dla opozycji, redagując gdańskie pismo „Solidarność”. Jest też współautorem ważnej książki o podziemnej opozycji: "Konspira".

W III RP związał się z obozem Kaczyńskich. W Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego, gdzie pracował od 2005 roku, najpierw odpowiadał za politykę medialną (do 2007). Później został szefem gabinetu. Pracował też w kancelarii Andrzeja Dudy. Prezydent odwołał go w grudniu 2016, a w 2017 został przewodniczącym Rady Nadzorczej TVP.

;
Na zdjęciu Daniel Flis
Daniel Flis

Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze