Stolica dokonała ponad 4 tys. zwrotów nieruchomości odebranych warszawiakom na mocy Dekretu Bieruta. Hanna Gronkiewicz-Waltz zwracała nieruchomości dwa razy częściej niż Lech Kaczyński. W ręce handlarzy roszczeń trafiało od 5 do 26 proc. nieruchomości rocznie, najwięcej w latach 2014 i 2015.
Według „Białej Księgi Reprywatyzacji Nieruchomości Warszawskich”, którą w połowie lipca 2016 roku opublikował warszawski ratusz, teren, który był objęty Dekretem Bieruta obejmował nieco ponad 14 ha. Stanowi on 27 proc. powierzchni dzisiejszej stolicy i obejmuje nieruchomości w Śródmieściu, na Mokotowie, Żoliborzu, Woli, Prace Południe, Pradze Północ, Bielanach, Targówku, Białołęce i Ursynowie.
Jak to się odbywało?
Na mocy tzw. Dekretu Bieruta z października 1945 roku na własność gminy Warszawa przechodziły wszystkie grunty w przedwojennych granicach miasta, w sumie ok 20-24 tys. nieruchomości. Miało to ułatwić odbudowywanie zniszczonej przez wojnę stolicy.
Dekret w art. 7 przewidywał jednak przyznanie dotychczasowemu właścicielowi prawa wieczystej dzierżawy. W latach 1947-1949 byli właściciele lub ich prawni następcy złożyli około 17 tys. tego rodzaju wniosków. Ich rozpatrywanie rozpoczęło się dopiero w latach 50- tych, a cały proces trwał aż do lat 70-tych. Większość wniosków została rozpatrzona negatywnie, ale komunistyczne władze Warszawy zamiast zwrócić uwagę na odmienne przeznaczenie działki "według planu zabudowania", pisały w uzasadnieniu odmowy byle co, albo w ogóle nie odpowiadały.
Czyli nie przestrzegały dekretu Bieruta. I na tej podstawie po 1989 roku Ministerstwo Budownictwa (gdy grunt był własnością skarbu państwa) lub Samorządowe Kolegium Odwoławcze (gdy był miejski) uznawało decyzję odmowy za rażące naruszenie (komunistycznego) prawa, a decyzję wywłaszczeniową za nieważną. Władze Warszawy wykonują postanowienia władz administracyjnych, chyba, że dojdzie do sporu - wtedy wkracza sąd (jednym z zarzutów wobec władz Warszawy jest właśnie to, że w przypadkach wątpliwych nie korzystały z drogi sądowej).
W Warszawie od 1990 roku złożono ponad 7 tys. wniosków o reprywatyzację „dekretowych” nieruchomości. Składali je w wiekszości spadkobiercy przedwojennych właścicieli. Ponadto część niezrealizowanych roszczeń została odkupiona przez osoby trzecie. Według informacji zawartych w „Białej Księdze” do tej pory miasto dokonało ponad 4 tys. zwrotów.
Od 1990 roku do 2004 roku miasto zwróciło około 1700 nieruchomości, na większą skalę niż za czasów prezydenta Marcina Święcickiego (1944-1999). Trudno jednak prześledzić proces reprywatyzacji, który się wtedy dokonał; Warszawa dopiero od 2003 roku ewidencjonuje komputerowo decyzje reprywatyzacyjne. Właśnie dzięki temu możemy sprawdzić, skalę zwrotów dokonywanych przez poszczególne władze.
Kto ile oddał
Od stycznia 2003 do 7 czerwca 2016 (taka jest data ostatniej decyzji reprywatyzacyjnej zawarta w „Białej Księdze”) ratusz zwrócił 2424 nieruchomości (ich pełna lista jest tutaj). Najwięcej w roku 2008 – 291, najmniej w 2004 – 32. Średnio rocznie Warszawa zwracała 182 nieruchomości.
Za rządów PiS w Warszawie, czyli od grudnia 2002 roku (wtedy stanowisko prezydenta objął Lech Kaczyński), do grudnia 2006 (wtedy wybory wygrała Hanna Gronkiewicz-Waltz), rocznie zwracano średnio 109 nieruchomości. Za czasów obecnej prezydent – 214, czyli dwa razy więcej.
Obecnie toczy się 2613 kolejnych postępowań. Do dzisiaj miasto wypłaciło 1,13 mld zł odszkodowań.
Najwięcej kontrowersji budzą te zwroty nieruchomości, które zostały dokonane na rzecz osób trzecich, które skupiły roszczenia od spadkobierców właścicieli, a także zwroty "na kuratora" (do sądu zgłasza się chętny do zostania kuratorem spadkobiercy, choć nie ma z nim niczego wspólnego, a potem "dla ochrony jego mienia" występuje o zwrot nieruchomości). W latach 2002 – 2016 odsetek zwrotów kupcom roszczeń wahał się od nieco ponad 5 proc. (2009 rok) do 26 proc. (rok 2014). Ich liczba wzrosła w czasie III kadencji Gronkiewicz-Waltz.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Komentarze