0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wojciech Olkuśnik / Agencja GazetaWojciech Olkuśnik / ...

Projekt nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych pojawił się na stronie internetowej Sejmu w środę, 12 kwietnia 2017 roku, w cieniu sprawy Bartłomieja Misiewicza i tuż przed Świętami Wielkanocnymi, gdy większość ludzi ma na głowie inne sprawy niż niezależność sądów.

A ta ustawa to niejako konstytucja sądów. Określa jak są zorganizowane sądy, ale też daje sędziom gwarancje niezależności. Zmiany w niej PiS zapowiadał od dawna. Pracowało nad nimi ministerstwo sprawiedliwości. I wszystko wskazuje, że projekt wniesiony przez posłów PiS, przygotował właśnie resort Ziobry, a złożyli go posłowie, by w ten sposób uniknąć obowiązkowych dla projektów rządowych konsultacji (np. z organizacjami sędziowskimi i innymi, czuwającymi nad praworządnością w Polsce). Rządzącym zależy na szybkim rozpatrzeniu ustawy – zmiany mają wejść w życie już 1 lipca 2017 roku!

Nowa ustawa o ustroju sądów powszechnych zacznie PiS-owską rewolucję w sądach – to ostatni etap wasalizowania instytucji państwowych i zawłaszczania państwa przez partię rządzącą.

Dziś sędziowie w Polsce mają gwarancje niezależności, a sądy - jak dotąd – były wolne od politycznych nacisków i decyzji. Nowelizacja PiS ma to zmienić.

Przeczytaj także:

Minister obsadzi prezesów

Najważniejsza zmiana dotyczy obsadzania stanowisk prezesów sądów rejonowych (najniższy szczebel sądów, trafiają tu najprostsze sprawy) oraz okręgowych i apelacyjnych (rozpartują bardziej skomplikowane sprawy i odwołania od wyroków).

Dziś minister sprawiedliwości nie może sam powołać swojego kandydata na prezesa. Opiniuje go zgromadzenie ogólne - czyli wszyscy sędziowie pracujący w sądzie, w którym ma zostać powołany nowy prezes. Jeśli zgromadzenie wyda opinię negatywną, sprawa trafia do Krajowej Rady Sądownictwa. To ona ma głos decydujący. Jeśli Rada nie zaakceptuje kandydata ministra – nie można go powołać.

Zgodnie z nowelizacją PiS, minister nie będzie musiał pytać o opinię ani sędziów, ani KRS.

Do tej pory prezesem sądu apelacyjnego mógł zostać tylko sędzia apelacyjny, a szefem w okręgu – sędzia okręgowy. To także się zmieni. Na prezesa sądu apelacyjnego minister będzie mógł powołać sędziego okręgowego, a na prezesa sądu okręgowego - sędziego z rejonu. Dzięki temu

Ziobro będzie mógł postawić na czele ważnych sądów swoich zaufanych sędziów, a także zyskać ich przychylność (poprzez ekspresowy awans).

Zgodnie z nowelizacją, minister sprawiedliwości będzie obsadzał również stanowiska prezesów sądów rejonowych (dotąd powoływał ich prezes sądu apelacyjnego). Powoła też zastępców prezesów (wyznaczą ich powołani przez ministra prezesi).

Minister będzie miał więc dużą swobodę w obsadzie szefów i wiceszefów wszystkich sądów w Polsce.

Łatwiej będzie też prezesów odwołać. Wystarczy, że minister sprawiedliwości uzna, że są „nieefektywni”. Co prawda - tak jak dotąd - przed odwołaniem będzie musiał zapytać o zdanie Krajową Radę Sądownictwa, ale nowelizacja zlikwiduje przepis, że jeśli KRS powie „nie” - prezesa odwołać nie można.

Od 1 lipca 2017 roku minister - dzięki przepisom przejściowym - będzie więc mógł odwołać wszystkich obecnych prezesów sądów.

Ręczne sterowanie sądami

Weryfikacja obejmie też inne ważne stanowiska funkcyjne w sądach: przewodniczących wydziałów i ich zastępców, kierowników sekcji i sędziów wizytatorów. "To włączenie ręcznego sterowania sądami" – ocenia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

Takie opinie w środowisku sędziowskim nie są odosobnione. Sędziowie anonimowo mówią, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zyska ogromny wpływ na prezesów. A przez nich będzie mógł wpływać na to co się dzieje w sądzie i na sędziów.

Jak? Prezes sprawuje nadzór administracyjny nad sędziami i rozlicza ich z efektów pracy. Jeśli jakiś sędzia podpadnie rządzącym – a są sędziowie, których politycy PiS i minister Ziobro szczególnie nie lubią - można utrudnić mu życie np. kontrolując na okrągło akta prowadzonych przez niego spraw. A jeśli znajdzie się w nich uchybienia - można zrobić mu „dyscyplinarkę”.

Sędziego będzie można też ukarać przeniesieniem do innego wydziału bez uzyskania jego zgody.

Ale minister będzie mógł też sam - pośrednio - wpływać na sędziów. Nowelizacja ustawy złożona przez PiS daje mu prawo wtrącania się w wewnętrzny nadzór nad sądami, który do tej pory należał tylko do prezesów. Minister będzie mógł żądać od prezesów usunięcia uchybień w wewnętrznym nadzorze lub w „wykonywaniu innych czynności administracyjnych”.

Co to oznacza w praktyce? "Do tej pory minister mógł rozliczać z pracy tylko prezesa. Teraz będzie mógł wydać mu polecenie dotyczące sposobu prowadzenia konkretnej sprawy przez danego sędziego np. by szybko wyznaczył termin rozprawy" – mówi anonimowo sędzia. Prezes, który w ocenie ministra będzie źle pracował, może stracić aż połowę dodatku funkcyjnego. Jeśli minister oceni go dobrze - dostanie nagrodę.

Ustawa zmieni też zasady przydzielania spraw sędziom. Choć mają być losowo przydzielani do spraw, będzie od tego wyjątek.

O obsadzie dyżurów, podczas których rozpoznaje się wnioski prokuratury o areszt dla podejrzanych, będzie decydował prezes.

To dla PiS ważne, bo dziś bywa, że sądy odmawiają aresztowania w sprawach, którym politycy partii rządzącej chcieliby nadać rozgłos (np. tych w których podejrzanymi są ludzie związani z obozem opozycji). Spolegliwy sędzia szybciej zaakceptuje wniosek o areszt.

Będą też „marchewki” dla samych sędziów w postaci szybszego awansu. Dziś w swojej karierze zawodowej muszą oni przejść kolejno każdy szczebel sądowy. Z rejonu mogą awansować do okręgu i dopiero gdy tam nabiorą doświadczenia - do apelacji.

PiS chce by z sądu rejonowego można było awansować od razu do apelacyjnego.

Wymogiem ma być tylko 10-letni staż pracy na stanowisku sędziego lub prokuratora. To otwiera furtkę do awansu sędziów spolegliwych, którzy dla szybkiego awansu mogą pójść na kompromisy z władzą.

Ciąg dalszy nastąpi

Złożony w czwartek projekt PiS zostanie zapewne ekspresowo uchwalony przez Sejm i podpisany przez prezydenta.

Ale to nie koniec przejmowania sądów przez PiS. Zlikwidowana zostanie obecna, niezależna Krajowa Rada Sądownictwa, która krytykuje ministra Ziobrę. Najpewniej dojdzie do zmian w Sądzie Najwyższym i weryfikacji sędziów we wszystkich sądach. Posłowie PiS przyznawali ostatnio w mediach, że wymiana sędziów jest konieczna. Jak można ją przeprowadzić? Rządzący skorzystają zapewne z artykułu 180 Konstytucji. Ustęp 5 tego artykułu stanowi, że „w razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych wolno sędziego przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku z pozostawieniem mu pełnego uposażenia”.

Wystarczy więc zmienić granice okręgów i sędziów zbyt niezależnych wysłać na wcześniejsze emerytury.

Po co te wszystkie zmiany? Po przejęciu innych instytucji, w tym Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury i służb specjalnych, sądy powszechne to ostatnia instytucja, nad którą PiS nie ma kontroli. Sędziowie mogą podważać dowody na „porażające afery” z udziałem osób związanych z opozycją, ujawniane przez PiS.

W związku z upolitycznieniem TK, mogą też w swoich orzeczeniach podważać niekonstytucyjne PiS-owskie ustawy. Sądy mają być spolegliwym ogniwem; "przyklepywać" to co przyniosą im służby specjalne i prokuratura.

Zwłaszcza gdy dojdzie do „siłowej” rozprawy z głównymi politykami PO np. z Donaldem Tuskiem, którego Jarosław Kaczyński widzi na ławie oskarżonych za katastrofę smoleńską, czy za aferę Amber Gold. Taka rozprawa będzie możliwa i pewna jedynie gdy sądy zostaną podporządkowane władzy politycznej.

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Przeczytaj także:

Komentarze