0:000:00

0:00

W 14-minutowym, skondensowanym przemówieniu otwierającym konwencję PiS 2 września 2018 Jarosław Kaczyński przedstawił swoje i swojej partii rozumienie demokracji. Polemizując z połową polskiej opinii publicznej i niemal całą Unią Europejską, która twierdzi, że PiS narusza zasady demokratycznego państwa prawa, powiedział:

Nasze zapowiedzi realizujemy. Nie uchybiliśmy demokracji, realizujemy to, co jest istotą demokracji, bo ona nie może polegać na manipulacji. My nasze zapowiedzi realizujemy, a w każdym razie idziemy ku ich realizacji
To nie definicja demokracji lecz autokracji wyborczej, w której wynik wyborów daje władzy nieograniczone prawa
Wystapienie na konwencji PiS,02 września 2018

Przedstawiany na starannie wyreżyserowanej politycznej gali jako Ten, Bez Którego Nas By Tu Nie Było, fetowany "Sto lat" i okrzykami "Ja-ro-sław", oklaskiwany 21 razy, Kaczyński ugruntował w ten sposób niebezpieczną manipulację, zgodnie z którą istotą demokracji jest wynik aktu wyborczego, a miarą jej jakości to, czy zwycięzca wyborów realizuje swoje obietnice wyborcze, czy też nie. Nie liczy się przestrzeganie trójpodziału władz, prawa i wolności, w tym mniejszości, społeczeństwo obywatelskie.

Program partii programem narodu

To ulubiony polityczny motyw obozu władzy. Na zarzuty łamania Konstytucji i i prawa UE odpowiadają niewzruszenie, że nie to się liczy w demokracji.

Rozumowanie opiera się na fałszywym utożsamieniu wyborców/zwolenników jednej partii z narodem, zwanym też suwerenem. Na konwencji PiS Kaczyński stwierdził, że PiS pracuje dla "narodu, dla społeczeństwa" i odwoływał się do "Polaków, którzy mają wielkie oczekiwania, są ambitnym narodem". To typowe dla prawicowego populizmu, który - jak tłumaczy jego badacz Jan-Werner Müller odwołuje się do „prawdziwego ludu” czy „narodu”, ale jednocześnie wyklucza z niego wszystkich, którzy się z nim nie zgadzają.

W mowie Kaczyńskiego pojawiły się sygnały, że PiS nie reprezentuje wszystkich: "Jeżeli chce się działać dla społeczeństwa, dla narodu to jest trudniej (...) jak mówiłem, to będzie droga ostro pod górę i będą na nas lecieć kamienie" - uderzał Kaczyński w tony rewolucyjno-patetyczne.

Nie wyjaśnił, kto tymi kamieniami rzuca, ale oczywiste jest, że nie należy on do narodu, do społeczeństwa.

(Nawiasem mówiąc, ambicje Polaków opisał w sposób skromny, sprowadzając naszą proeuropejskość do wyrównywania różnic w poziomie życia: "Polacy chcą być w Europie i być w Unii Europejskiej, bo dziś Europa to Unia, ale dla Polaków ta obecność w UE to najkrótsza droga, by uzyskać komfort życia, poziom życia". Dodał tajemniczo, że trzeba przy tym uniknąć "zarażania się chorobami Zachodu").

Narracja Kaczyńskiego oznacza ni mniej, ni więcej, że podważanie polityki PiS to naruszenie demokracji, a realizacja obietnic wystarczy, by uznać władzę za demokratyczną.

13 lipca Andrzej Duda innymi słowami powiedział to samo:

Nie można odmawiać zwycięskiej większości prawa do realizacji programu. Spełnianie zapowiedzi jest obowiązkiem względem obywateli. Podważanie tych zasad jest sprzeczne z podstawami demokracji przedstawicielskiej. Podmywa fundamenty parlamentaryzmu.
Realizacja programu zwycięzcy wyborów jako naczelna zasada demokracji to kpina z demokracji. A obietnice PiS były inne
Orędzie podczas Zgromadzenia Narodowego,13 lipca 2018

Już w czerwcu 2016 Jarosław Kaczyński stwierdził, że

„regulacja naszego życia należy do wybieranych przez suwerena, czyli naród – parlamentu i prezydenta. Te dwa organy państwa odpowiadają za tworzenie prawa – tworzą ustawy, które regulują życie społeczne”.

Kluczowe było stwierdzenie, że to ustawy są ważniejsze nawet niż Konstytucja, której ma pilnować zaatakowany przez PiS Trybunał Konstytucyjny: „Jeżeli mamy mieć demokratyczne państwo prawa, to żaden organ państwa, w tym i Trybunał Konstytucyjny nie może lekceważyć ustaw”.

Tę PiS-owską wizję „demokracji” jako jeden z pierwszych głosił były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, zarówno w kraju, jak i na eksport w BBC:

„A ja nie chcę demokracji przymiotnikowej, ja chcę demokrację normalną. Taką, gdzie kto ma program, który zdobędzie popularność społeczeństwa, wygrywa wybory, ma prawo ten program zrealizować”.

W ordynarnej wersji tę samą zasadę wyraził Marcin Wolski, nadworny satyryk PiS i szef TVP 2: „Jest jak w brydżu, rozdaje ten, kto bierze ostatnią lewę.

Zasady są proste: były wybory, wygrała ta partia, więc trzeba się z tym pogodzić i morda w kubeł”.

To już nie jest demokracja. Rosja, Węgry, Polska…

Podobne do Kaczyńskiego idee rozwija Władimir Putin nazywając obecny ustrój Rosji „demokracją suwerenną”. W eseju „The Rise of Illiberal Democracy” amerykański politolog Fareed Zakaria napisał, że co prawda, formalnie istnieją jeszcze w Rosji demokratyczne procedury i instytucje (jak wolne wybory), ale nie ma już wolności mediów i niezawisłości sądownictwa.

Jak pisał prof. Jan-Werner Müller, wybitny specjalista od populizmu, kwietniowe (2018) wybory na Węgrzech domknęły proces niszczenia demokracji.

„Wiktor Orbán spędził ostatnie kilka lat osłabiając system wzajemnego hamowania i równoważenia się władz; atakował niezależność społeczeństwa obywatelskiego i doprowadził do przejęcia kontroli nad mediami przez bliskich mu oligarchów.

Zagrożona jest nie tylko praworządność. Regularnie atakowane są podstawowe swobody demokratyczne, takie jak wolność słowa, wolność zgromadzeń i wolność stowarzyszania się.

Trzeba powiedzieć wprost: na Węgrzech niszczona jest esencja demokracji. Chyba że ktoś uważa, że demokracja jest demokracją aż do momentu, kiedy rząd nie zaczyna wrzucać sfałszowanych głosów do urn wyborczych”.

Jan-Werner Müller uważa, że nie należy wobec Węgier – a także Polski, Turcji, czy Rosji – używać terminu „demokracja nieliberalna”. Nie jest to już forma demokracji lecz „autokracja wyborcza”.

Czy PiS realizuje swoje obietnice?

Jarosław Kaczyński przyjął za oczywistość, że PiS obietnice realizuje, a w każdym razie "idzie ku ich realizacji". O ile dotyczy to obietnic socjalnych, na czele z 500 plus, choć nie wszystkich (leki za darmo dla seniorów), o tyle nie jest prawdą, że "reformy sądownicze" są zgodne z obietnicami wyborczymi.

W programie wyborczym PiS zapowiadano je w sposób dość ogólnikowy, bez naruszania roli Trybunału Konstytucyjnego i z powtarzaną kilkakrotnie zapowiedzią, że reforma odbędzie się z „zachowaniem podstawowych konstytucyjnych gwarancji niezależności i niezawisłości”. Szczegółowo porównaliśmy wyborczy program PiS z tym, co partia zrobiła po wyborach, omawiając wypowiedź Jacka Sasina o dotrzymywaniu obietnic.

Prof. Osiatyński: władza ma zawsze ograniczony mandat

14 kwietnia 2017, na dwa tygodnie przed śmiercią, w rozmowie z autorem tego tekstu prof. Wiktor Osiatyński nagrał – już szeptem – przesłanie do swego ostatniego projektu, który nazywamy Archiwum Osiatyńskiego. Dobrze wyraził zasadę ograniczenia władzy politycznej, co stanowi sól demokracji:

„Nie jest tak, że władza, która sama utożsamia się z »suwerenem«, z tytułu aktu wyborczego może wszystko. Bezustannie trzeba przypominać, że władza ma wytyczone prawem pole działania. Trzeba obywatelom, ale także samym ludziom władzy bezustannie wskazywać na to, co już wykracza poza ten dopuszczalny mandat.

Suwerena się nie wybiera, suweren jest. Wybiera się tylko ludzi, którzy mają sprawować władzę w ramach swojego mandatu i w ramach prawa”.
;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze