Odrzańska Droga Wodna, forsowany przez rząd projekt za 30 mld zł, ma przywrócić świetność polskiej żegludze. Płynę przez Odrę kajakiem, żeby zobaczyć, ile nas ta "świetność" będzie kosztować naprawdę
Spotykamy się w śląskich Chałupkach, przy porośniętym gęstą trawą wale, jeszcze w Polsce. Jeszcze, bo w momencie, gdy wejdziemy do rzeki, znajdziemy się na polsko-czeskiej granicy. Z drugiej strony widzimy czeską wycieczkę, która, podobnie jak nasza, woduje kajaki. Płyniemy w kilkanaście osób, są rodziny z dziećmi, grupa chłopaków na wyjeździe kawalerskim i ja z przyjaciółmi. Przed nami kilkanaście kilometrów trasy przez najdzikszy fragment Odry.
Jest sierpień, ostatni ciepły weekend tych wakacji. Chałupki nie są przesadnie turystyczne, więc pomimo pięknej pogody jest bardzo spokojnie i cicho. Kawałek od miejsca startu widać most, którym co jakiś czas przejeżdżają samochody, wjeżdżające do Polski z Czech i na odwrót. Do tego mostu dopływamy dla rozgrzewki, a później ruszamy przez meandry, aż do miejscowości Krzyżanowice.
Nigdy wcześniej tędy nie płynęłam, choć znam tę okolicę i samą Odrę na jej górnym odcinku bardzo dobrze. Wychowałam się 60 km stąd, w Kędzierzynie-Koźlu na Opolszczyźnie. Moje rodzinne miasto będzie kolejnym punktem mojej wycieczki przez Odrę.
Podzieliłam ją na cztery fragmenty: meandry, Koźle, Wrocław, Lubiąż. Cztery zupełnie różne odcinki, z których trzy pierwsze przepłynęłam kajakiem (choć niechronologicznie), a ostatni drewnianą szkutą w Światowym Dniu Rzek. Chcę zobaczyć, jak wygląda rzeka, z której rząd chce zrobić międzynarodowy szlak wodny.
No więc jest sierpień, wsiadamy do kajaków, którymi przepłyniemy Graniczne Meandry Odry.
Fundacja WWF określiła to miejsce "fenomenem o znaczeniu europejskim". To nieuregulowany fragment Odry, której nurt sam wyznacza koryto. Płynna i zmienna granica między dwoma państwami.
Po tragicznej powodzi w 1997 roku woda przerwała jeden z meandrów - po raz pierwszy od 240 lat. Na Śląsku toczyła się wtedy debata, czy nie skierować rzeki sztucznie do koryta, którym płynęła przed powodzią. Przyrodnicy protestowali przeciwko temu zalecając jedynie obserwację rzeki.
Płynąc po granicznym odcinku Odry w duchu dziękuję im za tę walkę. Po kilku minutach na wodzie dopływamy do pierwszego miejsca, przed którym ostrzegał nas instruktor. Dość ostry zakręt, musimy trzymać się prawej strony, ale nurt ciągnie w lewo. Udaje nam się przepłynąć, ale kilka kajaków z naszej wycieczki utyka na kamienistej "plaży" przy brzegu. Takich plaż i wysepek po drodze miniemy kilkadziesiąt.
Sam brzeg granicznej Odry porastają gęsto krzewy i drzewa, ale kiedy wychylam się z kajaka, to momentami mogę dostrzec pola i łąki po polskiej stronie. Są tu między innymi lasy nadrzeczne z olszą czarną i jesionem i łęgi wierzbowo-topolowe.
Gmina Krzyżanowice, przez którą przepływają Meandry i która od lat dba o ten fragment rzeki, chwali się na swojej stronie internetowej wyjątkowością tego odcinka. "W okolicach meandrów potwierdzono występowanie ponad 126 gatunków roślin" - czytamy. "Jeszcze bardziej interesujące są zwierzęta, które zadomowiły się w okolicy. Można tu spotkać m.in. niezwykle rzadkie motyle: modraszka bagiennego i czerwończyka nieparka, a także zagrożone wyginięciem chrząszcze: pachnicę dębową i zgniotka cynobrowego. W okolicznych wodach żyje różanka i piskorz. Na płyciznach rozmnaża się rzadki gatunek żaby - kumak górski. W meandrach żyją także bóbr europejski i wydra rzeczna. Zimorodek buduje tu swoje gniazda w urwistych brzegach rzeki, a sieweczka rzeczna gniazduje na łachach żwiru".
Płyniemy leniwie, ale uważnie, bo co kilkadziesiąt metrów można uderzyć kajakiem w gałęzie i pnie drzew leżące w wodzie. Przy każdej wysepce oceniamy, która strona jest szersza i spokojniejsza. W połowie trasy po lewej (czyli polskiej) stronie widać wieżę widokową, na którą wspinają się spacerowicze i rowerzyści. Widać z niej zakola Odry i nas - przepływających kolorowymi kajakami.
Trudno sobie wyobrazić, jak miałyby tędy przepływać statki. A, niestety, taki jest plan. Meandry mają stać się częścią wielkiego projektu za 30 miliardów złotych - Odrzańskiej Drogi Wodnej. Ma być to jednocześnie część planowanego od lat korytarza Odra-Dunaj-Łaba, który nie dość, że połączy trzy rzeki, to da Czechom "dostęp do morza". Pisaliśmy o nim w OKO.press:
Opracowano trzy warianty tej trasy na granicznym odcinku. I żaden z nich nie pomoże w utrzymaniu dzikości Meandrów. Przyznali to nawet sami członkowie Biura ds. Odrzańskiej Drogi Wodnej działającego przez Zarządzie Morskich Portów Szczecin i Świnoujście S.A.
"Wszystkie trzy analizowane warianty trasy ingerują w obszar Granicznych Meandrów Odry"
- czytamy w udostępnionej publicznie prezentacji na temat granicznego fragmentu kanału. Jeden z nich - zdaniem Biura nadający się do odrzucenia - bezpośrednio przecina jedno zakole rzeki (na poniższej mapie zaznaczony fioletowymi kropkami). Drugi nie zahacza o rzekę w jej najdzikszym fragmencie, ale narusza teren Natura 2000, chroniący zarówno Odrę, jak i jej brzegi (ciemnoniebieskie kropki na mapie). W analizie Biura wariantem rekomendowanym jest ten najdłuższy, otaczający Graniczne Meandry Odry po czeskiej stronie i przecinający miejscowość Kopytov.
Żeby rzeka uzyskała minimum III klasę żeglowności - tak, jak chce tego rząd PiS - musi być na tyle głęboka, żeby nie utknął tu statek o zanurzeniu 1,6-2 metrów. Tymczasem po godzinie drogi nasz kajak grzęźnie na mieliźnie. Kajak, który przecież wcale nie potrzebuje głębokości, żeby płynąć. Przez kilka minut odpychamy się wiosłami, żeby wreszcie ruszyć dalej.
Część wycieczki w połowie drogi rezygnuje. Za nami ponad 7 kilometrów wiosłowania, drugie tyle przed nami. Dopływamy do miejsca, gdzie do Odry wpływa Olza. Byłam tu wcześniej, choć nie kajakiem. Na cypel, z którego widać, jak spotykają się dwie rzeki, można dojść spacerem. Trzeba dojechać do Kopytova - tam, gdzie ma kiedyś płynąć wodna autostrada - i przejść kawałek porośniętą ścieżką między polami.
Po drodze mija się tabliczkę z napisem "Česká republika", a pod drzewem na samym cyplu stoi słupek graniczny.
Na metę przypływamy po trzech godzinach od startu. Zejście do wody nie jest łagodne, dlatego żeby wyjść z kajaka, trzeba wskoczyć na schodek z metalu, umieszczony na brzegu. Stamtąd w dwie osoby wciągamy kajaki na górę. Na pozostałych uczestników wycieczki czekamy na nadrzecznej łące.
Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałoby to miejsce, gdyby kanał Odra-Dunaj-Łaba powstał. Może tej łąki by nie było, bo gdzieś przecież trzeba zrobić parking? Poszerzyć koryto? Wyznaczyć miejsce rozładunku towarów?
Choć o użeglownieniu Odry i Wisły mówi się od lat, wiele w tej sprawie nie drgnęło. Plany jednak są, a przewodzi im były minister żeglugi, a obecny wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk. Kiedy jego ministerstwo zlikwidowano w 2020 roku, projekt Odrzańskiej Drogi Wodnej przeszedł właśnie do resortu infrastruktury. We wrześniu 2020 zakończyły się pierwsze konsultacje.
W kwietniu 2021 roku Gróbarczyk ogłosił, że zarówno dla drogi na Odrze, jak i Wiśle zakończono właśnie studia wykonalności. Nadal nie ma raportów oddziaływania na środowisko i stabilnego finansowania.
A nie jest to tani projekt: użeglownienie obu tych rzek ma kosztować w sumie 60 miliardów złotych.
Podczas spotkania sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej w kwietniu dyrektorka departamentu żeglugi Monika Niemiec-Butryn wyliczała, że w 2030 roku po Odrze ma być transportowane 5,9 mln ton towarów. W roku 2050 nawet 20,6 mln ton.
"Ekonomiczna wewnętrzna stopa zwrotu wynosi 5 proc., a więc jest to projekt opłacalny. Stosunek korzyści do kosztów wynosi 1,1. Każda wydana złotówka generuje 1,1 złotego korzyści" - wyliczała. Zapewniała też, że przy budowie wodnej autostrady będą zastosowane nowoczesne metody środowiskowe.
"Tutaj jest kilka przykładów, jak restytucja mokradeł, systemu refugiów, czyli wykorzystania starorzeczy" - mówiła.
"Całość pomysłu dotycząca zarówno żeglugi śródlądowej, jak i zapory wodnej (Siarzewo, która, jak się okazało, może jednak nie powstać - od aut.) jest absolutnie nieadekwatna do wyzwań, przed jakimi Polska staje" - komentowała podczas komisji posłanka Lewicy Razem Daria Gosek-Popiołek. "Wyzwań związanych zarówno z transportem – powinniśmy wzmacniać transport kolejowy i skupiać się na nim – jak i tych związanych z problemami suszy, przeciwdziałaniem powodziom, a wreszcie z katastrofą klimatyczną i skutkami, jakie będzie miała dla Polski. Rozumiem, że w jakimś sensie jest to wołanie na puszczy, ponieważ państwo ewidentnie wyciągnęliście jakieś dokumenty z lat 60. i zaczynacie mówić nam zupełną nieprawdę. Ale jeszcze raz apeluję o prowadzenie polityki, która jest oparta na wiedzy naukowej, a nie na betonozie i myśleniu o tym, że tego typu wielkie inwestycje nas uratują. To nie jest prawda"- podkreśliła.
Hydrolog, prof. Roman Żurek w rozmowie z OKO.press oceniał, że obecnie nie ma argumentów za budową dróg wodnych. "Każda regulacja to skrócenie długości rzeki. Kiedy ją skracamy, to zwiększamy jej spadek, woda płynie szybciej.
Uzyskujemy tym samym dwie rzeczy: szybko odprowadzamy wodę do morza, a jednocześnie zwiększamy suszę. Bo skoro szybko odprowadziliśmy wodę, to zaczyna jej brakować w krajobrazie.
Opadają wody gruntowe, osuszamy terasy zalewowe (płaski teren wzdłuż rzeki, gdzie woda może wylewać w trakcie wezbrań – od aut.), które były nasycone wodą. To z kolei powoduje zmiany w lasach łęgowych, które w Europie coraz szybciej znikają – właśnie przez przekształcanie dolin rzecznych” – tłumaczył.
Moja droga przez Odrę jest trochę przerywana. Gdybym płynęła przez całą trasę od Meandrów do Koźla, minęłabym stawy rybne, zbiornik przeciwpowodziowy Racibórz i centrum miasta. Płynęłabym niedaleko fantastycznego Rezerwatu Łężczok, gdzie można obserwować ponad połowę gatunków ptaków żyjących w Polsce. Wreszcie przez opolskie wioski Dziergowice, Roszowicki Las i Cisek dopłynęłabym do swojego rodzinnego Kędzierzyna-Koźla. Omijam jednak te kilkadziesiąt kilometrów, bo chcę zobaczyć i opisać jak najwięcej, chcę dotrzeć na Dolny Śląsk, aż pod Lubin.
Zresztą fragment Odry w Cisku znam bardzo dobrze. Tutaj zakochiwałam się w kajakach i rzece, spływając w stronę Koźla prawie w każde wakacje. To spokojna, szeroka trasa. Już niestety nie dzika i kręta jak Graniczne Meandry, ale również bardzo malownicza. Czasami do Odry podchodzą z pobliskich pastwisk krowy, nad wodą pochylają się przybrzeżne drzewa, a na porośniętych trawą maleńkich "półwyspach" siedzą wędkarze. Oni zawsze służyli nam za GPS, informując, do której wioski już dopłynęliśmy.
Tym razem jednak chcę popłynąć pod prąd, czyli z Koźla w stronę Cisku. Trochę z sentymentu, a trochę z ciekawości, bo to zupełnie inna droga niż ta przy czeskiej granicy. Wsiadam do kajaka na Przystani Szkwał. Niedawno ją wyremontowano, chcąc tchnąć nowe życie w kozielską Wyspę. To wyspa nie tylko z nazwy - Odra naprawdę otacza ją z dwóch stron. Czuć to już po chwili płynięcia kajakiem, kiedy nurt z drugiej strony Wyspy chce nas ściągnąć. Gdybyśmy poddali się rzece, skierowała by nas w stronę Kanału Gliwickiego. On na całej długości ma wymarzoną przez rząd III klasę żeglowności. Zaczyna się na 98. kilometrze Odry i miał stanowić początek drogi Odra-Dunaj-Łaba. Oddano go do użytku tuż po wybuchu wojny, w grudniu 1939 roku.
Płyniemy - w liczbie mnogiej, bo jest ze mną narzeczony i nasz pies - pod prąd, tak, jakbyśmy chcieli wrócić do Czech.
Nawet zastanawiamy się, czy udałoby nam się pokonać taką trasę. Bardzo ciekawie patrzy się na tak dobrze znany mi miejski park z perspektywy rzeki. Później przepływamy pod ruchliwą obwodnicą, którą pokonujemy bardzo często, jadąc do moich rodziców. To jedyny moment, kiedy jest głośno - huk jest szczególnie dotkliwy, kiedy wpływa się bezpośrednio pod drogę.
Dalej jest już spokój. Zaczynają się wioski, które znam z poprzednich wycieczek. Rzeka jest szeroka, a prąd słaby, bez problemu manewrujemy kajakiem.
To właśnie w okolicy Kędzierzyna-Koźla spotykają się aż trzy żeglugowe projekty: kanał Odra-Dunaj, Odrzańska Droga Wodna i Kanał Śląski, który połączy Odrę z Wisłą. Kanał został zaplanowany przez rząd PiS już w 2016 roku i jest, oczywiście, "strategiczny". Ma mieć długość 93 km i kosztować przynajmniej 10 miliardów zł. Jeszcze nie wybrano jego ostatecznego przebiegu.
"Kanał ma szansę stać się ważną magistralą żeglowną, która przeniesie częściowo ruch z autostrad na drogi wodne i wydaje się, że to jest główny argument dla tej inwestycji, w perspektywie pesymistycznych prognoz o granicach przepustowości dróg w kontekście roku 2030" - czytamy w branżowym Portalu Morskim.
Przyrodnicy torpedują wszystkie trzy projekty, które mają się spotkać w okolicy Kędzierzynie Koźlu.
"Wykorzystanie rzek jako planowanych szlaków komunikacyjnych dla dużych, ponad 100-metrowych barek towarowych zaburzy funkcjonowanie rzek jako systemów przyrodniczych.
Drastycznie zuboży Polskę i Europę w gatunki i siedliska, które związane są z rzekami i ich dolinami. Niewątpliwie przyczyni się też do wzrostu zagrożenia powodziami" - mówiła w 2017 roku podczas konferencji dotyczącej żeglugowych planów dr Barbara Pietrzak, z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego i ruchu Nauka dla Przyrody. Cytuje ją Koalicja Ratujmy Rzeki, która w swojej deklaracji pisze, że „to łodzie powinniśmy dostosować do rzek, a nie rzeki do łodzi”. Organizacja postuluje rozwój transportu kolejowego zamiast wodnego i zastosowanie naturalnych metod ochrony przeciwpowodziowej.
Fundacja WWF w swoim raporcie "Żegluga czy Kolej" zwracała z kolei uwagę na to, że Kanał Śląski trzeba przecież zasilić wodą. Wobec braku wody dla tego kanału wymagać to będzie rozwiązania przerzutów wody z rzek górnej Wisły (Przemsza, Skawa, Dunajec, Soła). Koszty tych działań nie są znane – można szacować, że wyniosą 2–3 mld zł" - piszą eksperci.
Początkowo nie planowałam włączać Wrocławia w trasę po Odrze. Kiedy jednak Siostry Rzeki i Koalicja Ratujmy Rzeki zaprosili mnie na obchody Światowego Dnia Rzek na Dolny Śląsk, pomyślałam, że nigdy nie widziałam centrum dużego miasta z perspektywy kajaka. Do trasy prowadzącej przez dzikie Meandry, Koźle, które ma ambicje portowe i przez okolice Lubiąża, gdzie Odra została zrenaturyzowana, a może zostać zniszczona, dodatkowy element układanki w postaci Wrocławia pasuje idealnie. I jest po drodze.
Przyjeżdżam tam dzień przed obchodami Dnia Rzek w Lubiążu. Do kajaka wsiadam w Zatoce Gondoli. Już na przystani zostaję poinstruowana: nie płynąć z prądem, bo dotrę do głównej drogi wodnej, a to grozi mandatem. 500 zł. Płynę więc pod prąd, a Odra jest szeroka i prosta. Wolę bardziej dzikie trasy, ale i ta ma swój urok. Widać mieszkańców siedzących nad samą wodą, spacerowiczów przy Muzeum Narodowym, jest nawet kilku wędkarzy. "Wrocław po powodzi bardzo odwrócił się do rzeki. To nastawienie się zmienia, dopiero od 10 lat coś się dzieje" - mówi mi instruktor w Zatoce Gondoli. Rzeczywiście, to widać.
Nad Odrą powstają małe parki i plaże, mijam kilka wypożyczalni kajaków. W pewnym momencie skręcam w prawo, wpływając na Oławę. Momentalnie robi się bardziej zielono, a mniej miejsko. Do momentu, aż docieram do osiedla, gdzie z bloków wychodzi się prosto na brzeg rzeki. Nad wodą są ławeczki, miejsca, gdzie można przycumować kajakiem, na schodach nad Odrą siedzi młodzież i rozmawia o wakacjach. Nie chce się stąd wracać, ale niestety trzeba. Po 20 minutach na kajaku docieram do śluzy. Dalej nie przepłynę.
Po powrocie na Odrę trzeba manewrować między wycieczkowcami. Jest ich sporo - większe i mniejsze, takie na tłum turystów i takie na indywidualną wycieczkę. Mija mnie nawet czarna łódka z uczestniczkami wieczoru panieńskiego.
Wrocławski węzeł wodny jest największym w Polsce i jednym z największych w Europie systemem dróg wodnych oraz budowli hydrotechnicznych, zlokalizowanym na obszarze aglomeracji miejskiej. Są tu trzy szlaki wodne i najważniejsza droga - Wrocławski Szlak Główny, który zaczyna się na 244 kilometrze Odry. Ma w sumie tylko 10,7 km długości. Będzie ważnym elementem planowanej Odrzańskiej Drogi Wodnej, jeśli ta kiedykolwiek powstanie.
Jeśli by powstała, statki z Wrocławia płynęłyby w stronę Brzegu Dolnego, a potem dalej - do stopnia wodnego w Malczycach. To inwestycja, na którą już wydano miliard złotych, a jej budowa trwa od 1997 roku. Na tym się nie skończy - do 2023 roku mają trwać prace powyżej stopnia, a potem zacznie się budowa kolejnych inwestycji - w okolicy Lubiąża i w Ścinawie.
Stopnie wodne tworzą coś w rodzaju efektu domina. Malczyce były potrzebne, by podnieść poziom wody w Brzegu Dolnym. Za niski poziom w tej okolicy odpowiada erozja denna, zjawisko częste przy zaporach i stopniach wodnych. Co to znaczy? Woda, która spada na płytszy odcinek rzeki, pogłębia ją i niszczy koryto. Jednocześnie nie niesie ze sobą zatrzymanego przez infrastrukturę na rzece materiału skalnego czy mineralnego, który mógłby uzupełniać ubytki w dnie. W efekcie poziom wody się obniża, a rzeka nie nadaje się do żeglugi. Kolejny stopień wodny - w tym wypadku Malczyce - podnosi ten poziom.
Jednak żeby statki mogły płynąć dalej, konieczne są kolejne stopnie wodne, bo przecież i w Malczycach z czasem pojawi się erozja denna.
Według rządowych planów na odcinku od Brzegu Dolnego do ujścia Nysy Łużyckiej miałoby powstać od 14 do 20 nowych stopni wodnych.
26 września, w Światowym Dniu Rzek, ponad miesiąc po przepłynięciu Granicznych Meandrów Odry, jadę do Lubiąża (gm. Wołów). Kilkudniowe świętowanie urządzają tutaj Siostry Rzeki i Koalicja Ratujmy Rzeki.
"Miejsce naszych rzecznych celebracji nie jest przypadkowe. To właśnie w tym rejonie w 2015 r. Odra odzyskała przestrzeń, aby podczas wezbrań móc bezpiecznie wylewać nie zalewając przy tym okolicznych wiosek i miasteczek" - piszą organizatorzy.
To podwójnie ciekawe miejsce - z jednej strony wzór dbania o rzekę i o bezpieczeństwo powodziowe. To tutaj, w gminie Wołów w 2015 roku odsunięto od Odry obwałowania. Podczas powodzi w 1997 roku Odra przerwała jeden wał. Po kataklizmie pojawił się pomysł: a może dać jej miejsce na naturalną retencję? Opracowywanie koncepcji i prace nad projektem Domaszków-Tarchalice trwały 10 lat. Ostatecznie między tymi miejscowościami oddano rzece 600 hektarów terenów zalewowych. "Dzięki temu wezbrana woda ma gdzie się rozlać, zasilając dolinę, obniżając falę powodziową i poprawiając bezpieczeństwo mieszkańców. Przyczynia się to także do tworzenia cennych przyrodniczo siedlisk, takich jak lasy łęgowe, które wymagają okresowych zalewów" - informuje Fundacja WWF, która pracowała przy tym projekcie.
Odsunięcie wałów ochroniło gminę Wołów przed falą powodziową w 2020 roku.
Z drugiej strony Lubiąż to miejsce, gdzie w ramach Odrzańskiej Drogi Wodnej ma przecież powstać stopień wodny. W tej sprawie również wypowiadał się WWF. Eksperci z Fundacji obalają w swoim artykule wszystkie rządowe argumenty "za" projektem „Rozbudowa i budowa Odrzańskiej Drogi Wodnej na odcinku od Malczyc do Lubiąża”, zaplanowanym na lata 2021-2028.
Piszą m.in. o tym, że stopnie wodne nie poprawiają warunków migracyjnych ryb. Stanowią dodatkową przeszkodę, a obiecywane przez rząd przepławki "nie stanowią rekompensaty w stratach populacji ryb, spowodowanych budową tamy na rzece". Inwestycja w Lubiążu, tłumaczą eksperci WWF, pogłębi problem suszy. Poziom wody podniesie się jedynie powyżej tamy - poniżej susza tylko się pogłębi.
Na powtarzany przez rząd PiS argument o produkcji "zielonej energii" w elektrowniach przy stopniach wodnych, WWF odpowiada: "Najnowsze badania naukowe pokazują jasno, że hydroenergia nie jest zielona! Zbiorniki zaporowe, stanowiące kluczowy element takich elektrowni, emitują bardzo dużo gazów cieplarnianych (dwutlenku węgla, metanu i podtlenku azotu). Szacuje się, że na całym świecie, zbiorniki hydroelektryczne emitują rocznie do atmosfery 48-82 mln ton dwutlenku węgla i 3-14 mln ton metanu".
Poza tym "zieloną energią" nie możemy przecież nazwać czegoś, co zostało zbudowane kosztem środowiska.
Po Odrze w Lubiążu płynę drewnianą szkutą z kilkoma osobami z Kolacji Ratujmy Rzeki. Pokazują: tutaj, gdzie teraz Odra pięknie rozlewa się w okolicy klasztorów cystersów, może powstać nowy stopień wodny. Nikt nie wie, gdzie dokładnie, koncepcja zmieniała się już kilka razy.
Na razie jest spokojnie, silnik naszej szkuty wydaje cichy i jednostajny warkot, a z brzegu machają do nas wędkarze. Przez dwie godziny mija nas tylko jedna łódka. Dookoła jest zielono, rośnie las łęgowy. Piotr Nieznański z Fundacji WWF mówi, że to unikat na europejską skalę. Las łęgowy ciągnie się przez kolejne 100 kilometrów.
"Już 20 lat temu zrobiliśmy atlas obszarów zalewowych, w którym pokazaliśmy, w ilu miejscach wzdłuż Odry można odsunąć obwałowania, poprawić ochronę przeciwpowodziową w zgodzie z przyrodą. Jest jeden taki projekt: Domaszków-Tarchalice. Innych się nie realizuje" - wyjaśnia. Bo to, jak dodaje, nie jest projekt, którym politycy mogą się pochwalić. W takim miejscu nie da się przeciąć wstęgi.
Po oddaniu rzece przestrzeni, Odra odżyła.
Aktywiści, z którymi płyniemy, na myśl o Odrzańskiej Drodze Wodnej i stopni w Lubiążu załamują ręce. "To by spowodowało, że 10 lat prac nad projektem Domaszków- Tarchalice poszło na marne" - słyszę podczas rejsu.
Obchody Światowego Dnia Rzek są idealnym domknięciem tej wycieczki po Odrze. Kolektyw aktywistek Siostry Rzeki uszył specjalne niebieskie spódnice na tę okazję, z wyszytą rzeką i hasłami za jej obroną. Ja dostaję tę najmocniej związaną z miejscem, w którym jesteśmy - z napisem "Tarchalice, Domaszków".
Długim, niebieskim korowodem idziemy spod klasztoru cystersów na łąkę nad Odrą. Na samym brzegu Siostry Rzeki układają z wyciętych z kartonu liter hasło: "Przestrzeń rzekom, ludziom bezpieczeństwo".
Ekologia
Marek Gróbarczyk
Ministerstwo Infrastruktury
fundacja Greenmind
odra
Odrzańska Droga Wodna
regulacja rzek
Siostry Rzeki
WWF
żegluga
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze