Mieszkańcy małopolskiej miejscowości próbują walczyć z górującym nad nią kamieniołomem mimo presji właściciela. Ten poszerza zakład, wykorzystując prawne kruczki. Wyrwa w terenie to formalnie pięć różnych zakładów górniczych, a inwestor chętnie dołożyłby kolejne
Dla Pani Anny Nedlin Bysina to wyjątkowe miejsce. „Mój dziadziu, który przez całe życie pracował jako elektryk na krakowskiej kolei, przed przejściem na emeryturę szukał miejsca pod pasiekę na początku lat 70. Wtedy odkrył Bysinę. Przez całe życie, od 1973 roku, spędzałam tam przynajmniej kilka miesięcy w roku. To jest moje ukochane miejsce na ziemi" – mówi nam pani Anna, która odziedziczyła dom w niewielkiej miejscowości gminy Myślenice, około 40 kilometrów od Krakowa. To jedna z wsi, gdzie każdy zna każdego — zaledwie 1300 mieszkańców u stóp góry Dalin, jednego ze wzniesień pasma Beskidu Wyspowego. Okolica bywa nazywana „bramą gór”.
W Bysinie czuje się jak w domu. „Dlatego podjęłam się walki z kamieniołomem” – mówi nam Anna.
Zakład na granicy Bysiny i Jasienicy powstał w 2008 roku. Wtedy o obu miejscowościach zrobiło się nieco głośniej. „Dziennik Polski" pisał o niezadowoleniu mieszkańców, którzy narzekali na zapchane ciężarówkami wąskie dróżki swojej miejscowości.
„Drogi są u nas wąskie, a mostki rachityczne. Nie ma chodników, a ruch za sprawą zlokalizowanych tutaj zakładów ciągle wzrasta. Mamy betoniarnie, tartaki, teraz jeszcze kamieniołom. Powstał niedawno, ale już widać, że ciężkich samochodów jeździ zdecydowanie więcej” – mówiła wtedy Maria Gatlik, sołtyska Jasienicy. W artykule „Dziennika„ widać również podział wśród mieszkańców podkrakowskich miejscowości. „Złego słowa na nich nie powiem, bo właściciel kamieniołomu podciągnął mi za darmo wodę do gospodarstwa, dowiózł opał” – mówiła 17 lat temu jedna z zapytanych przez dziennikarzy „DP" osób.
Po kilkunastu latach dla niektórych z mieszkańców miarka się przebrała. Próbują wykorzystać moment, bo władze gminy mają lada dzień uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego dla ich miejscowości. W ten sposób władze mogą naprawić swój błąd — przekonuje pani Anna. Starosta powiatowy pierwotnie — w 2008 roku — wydał koncesję na wydobycie mimo negatywnej opinii ówczesnego burmistrza i bez konsultacji społecznych. Starostwo uznało, że nie ma przeciwwskazań do wydobycia, bo właściciel terenu spełnia wszystkie wymogi ustawy o prawie geologicznym i górniczym. Zignorował też uwarunkowania studium zagospodarowania terenu z 1999 roku, które nie brało pod uwagę wydobycia.
„Od tego momentu właściciel dostaje jedną koncesję po drugiej, a także wnioski o zmianę koncesji istniejących„ – wyjaśnia pani Anna. Mieszkańcy skarżą się na coraz większy hałas i ruch. Jęzor terenu zajętego przez kamieniołom sięga nieco ponad stu metrów od pierwszych zabudowań mieszkalnych. Kamieniołom pożera masyw Dalinu, a właściciel chce, by wydobycie sięgało jeszcze dalej. By powiększać teren wydobycia, wykorzystuje luki prawne. Zamiast występować o zgodę na całość inwestycji, którą chce przeprowadzić, dzieli ją na małe kawałki — podobne do plastrów wędliny. „Właściciel wykorzystuje tzw. »metodę salami«, dzieląc inwestycję na mniejsze części, co pozwala uniknąć bardziej rygorystycznych wymogów środowiskowych” – pisze Instytut Ekologii Akustycznej, z którym współpracuje pani Anna. W sprawę zaangażowały się też Zielone Pogotowie Interwencji Społecznych Małopolska, Świętokrzyskie oraz Towarzystwo Na Rzecz Ochrony Przyrody.
Na czym polega „metoda salami" w przypadku działalności, która może mieć wpływ na faunę i florę? Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wymaga oceny oddziaływania na środowisko w przypadku nowych inwestycji. Nie występuje o nie, jeśli uzna, że w przypadku nowego wniosku występuje powiązanie z istniejącym już obiektem, instalacją czy terenem wydobycia.
„Jedna decyzja środowiskowa wystarcza więc zarówno dla kilku różnych wymaganych decyzji, jak i dla przedsięwzięcia realizowanego etapowo„ – czytamy w opracowaniu prof. Jacka Krystka z Politechniki Łódzkiej. – „Znana i niestety zbyt często stosowana jest praktyka dzielenia przedsięwzięcia na mniejsze obiekty, aby uniknąć przeprowadzania procedury oceny oddziaływania. Takie działanie inwestorów wynika z chęci obejścia długotrwałego postępowania administracyjnego, które często wiąże się z koniecznością sporządzania kosztownych opracowań środowiskowych. Dzielenie przedsięwzięcia na mniejsze nazywane bywa w literaturze fachowej »krojeniem salami« (ang. salami slicing). Działanie takie jest bardzo niekorzystne dla środowiska, gdyż powoduje ukrywanie wielu oddziaływań, szczególnie skumulowanych, które uwidaczniają się dopiero podczas analizy wszystkich planowanych działań, a nie ich składowych.”
Z takim przypadkiem zmagają się mieszkańcy Bysiny. W sumie zakład zajmuje powyżej 5 hektarów. Jeśli właściciel chciałby wystąpić o potrzebne zgody na cały obszar wydobycia, musiałby wnioskować o pozwolenie marszałka województwa. Do obszaru 2 hektarów wystarczy zgoda starosty powiatowego.
Z dokumentów starosty wynika, że formalnie w Bysinie są 4 złoża, na których jest eksploatowane 5 obszarów górniczych. Każdy z obszarów w dokumentacji zajmuje poniżej dwóch hektarów. Zdjęcia jasno pokazują jednak, że kamieniołom tworzy jeden, spójny obszar 5 hektarów. Koncesje uruchamiające kamieniołom z 2008 r., 2010 r. i dwie z 2011 r. przewidują roczne wydobycie w sumie 160 000 ton, a całkowite o wartości ponad 2 mln ton. „Są to porażające ilości jak na małą dosyć gęsto zabudowaną miejscowość, gdzie nie ma żadnych dużych dróg, a całość ruchu przechodzi przez centralne części nie tylko Bysiny, ale też Myślenic” – mówi nam pani Anna.
Taktykę „salami slicing” widać na przykładzie decyzji o poszerzeniu wydobycia z 2018 roku. Krakowska Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska dała na to zielone światło bez pogłębionej analizy oddziaływania na otoczenie. Jak wylicza Instytut Ekologii Akustycznej, w procesie wydawania decyzji zignorowano kwestię ochrony nietoperzy i chronionego ślimaka winniczka, nie nakazano opisu skupisk ptaków czy zbiorowisk roślinnych, pominięto też kwestie akustyczne i wpływ wibracji na życie okolicznych mieszkańców. Przede wszystkim jednak zabrakło oceny skumulowanego działania inwestycji na całym, pięciohektarowym obszarze. Na tej podstawie zielone światło na wydobycie dał burmistrz Myślenic. Zaakceptował wysoki poziom hałasu — w deklaracjach inwestora nawet od 85 do 95 decybeli i możliwość pracy od 6:00 do 22:00.
„Ten hałas jest bardzo specyficzny, pochodzi zarówno z ruchu ciężarówek, ale i z kruszarek. To maszyny, które rozdrabniają kamień. Ona potrafi hałasować w różny sposób w zależności od sortu kamieni, który do niej trafia. Poziom dźwięku w sekundę może skoczyć na przykład z 40 do 90 decybeli” – wyjaśnia pan Grzegorz. Co gorsza, obszar kamieniołomu ma układ podobny do amfiteatru, a Bysina z kilku stron otoczona jest wzniesieniami, co jedynie wzmacnia hałas maszyn.
Hałas to jednak niejedyny problem mieszkańców Bysiny i Jasienicy. Pani Anna wskazuje, że wyrwa w dawnym lesie może pozwalać na łatwiejsze zalewanie terenu: „Kamieniołom musi wpływać na hydrogeologię terenu, w ostatnich latach mieliśmy w Bysinie tak zwane powodzie błyskawiczne."
Mieszkańcy obawiają się też o kondycję potoku, wypływającego bezpośrednio z obszaru wydobycia. To dopływ rzeki Raby, która zasila Zbiornik Dobczycki, kluczowe źródło wody pitnej dla Krakowa. Zdjęcia z dronów pokazują, że w wyrobisku znajdują się dziesiątki maszyn – te, które używane są w pracach górniczych, ciężarówki, a także park maszynowy należący do kolejnej firmy właściciela kamieniołomu, świadczącej usługi wodno-kanalizacyjne. Bywa, że z potoku przepływającego przez działkę pani Anny czuć zapach benzyny, woda zmienia kolor, na jej powierzchni widać też pianę.
Dlatego mieszkańcy skierowali do władz gminy petycję. „Apelujemy o: uwzględnienie w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego zapisu zmieniającego funkcję terenów, na których planowane jest rozszerzenie eksploatacji kamieniołomu na tereny leśne oraz uniemożliwienie dalszego poszerzania działalności kamieniołomu, co zagraża środowisku, zdrowiu mieszkańców oraz ładowi przestrzennemu"- piszą autorzy odezwy.
Pani Anna jako jedyna występuje przeciwko inwestorowi pod swoim nazwiskiem. Inni albo boją się mówić o problemie głośno, albo korzystają na działalności zakładu i dostępie do taniego kamienia.
„Trudno mówić o zastraszaniu, ale właściciel kamieniołomu zachowuje się wulgarnie, nachalnie, stosuje presję na mieszkańców” – mówi nam pan Grzegorz, mieszkaniec Bysiny (imię zmienione na prośbę rozmówcy). Jak opowiada pani Anna, inwestor próbuje uciszyć osoby protestujące przeciwko kamieniołomowi. Z jej relacji wynika, że niektórym groził blokadą wyjazdu z posesji wysypanym kamieniem, jednej z mieszkanek miał wprost wykrzyczeć, że zwiększy głośność maszyn o 10 decybeli, jeśli tylko będzie miał taką ochotę. Zapytaliśmy myślenicką policję o ewentualne zgłoszenia, które mogłyby wskazywać na zaostrzenie konfliktu pomiędzy mieszkańcami a inwestorem. W ostatnich miesiącach funkcjonariusze nie interweniowali jednak w żadnej związanej z tym sprawie.
Do działania ruszył za to właściciel kamieniołomu. Sygnowanym przez prawników pismem zagroził pani Annie pozwem, jeśli nie nadal będzie wypowiadać się na temat kamieniołomu. Poza tym zażądał zapłaty 16 tys. złotych za rzekome „naruszenie praw autorskich”, przeprosin publikowanych przez 6 miesięcy w mediach i usunięcia materiałów dokumentujących działalność kamieniołomu. Trudno uwierzyć, że data przesłania pisma była przypadkowa – był to 23 grudnia, przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia.
Państwowe instytucje kontrolne nie zawsze pomagają. „Za każdym razem, kiedy albo Starostwo lub Urząd Gminy i Miasta Myślenice zgłaszały zastrzeżenia (w 2012 oraz 2021), właściciel odwołuje się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Krakowie. Oprócz jednego zastrzeżenia dotyczącego nazewnictwa złoża w 2008 roku, Kolegium od kilkunastu lat bez przerwy uznaje tylko interes inwestora” – dodaje pani Anna. Jak mówi, w Bysinie do tej pory nie było ani jednego z przedstawicieli Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Zapytany o sprawę burmistrz Myślenic Jarosław Szlachetka odpowiada krótko: „Rozmowy miały miejsce wielokrotnie, dotyczyły uchwalenia planu miejscowego i ogólnie działalności zakładu. Większość terenu w studium zagospodarowania przestrzennego ma przeznaczenie leśne w tym miejscu, dlatego główną funkcją powinna być gospodarka leśna, oczywiście poza istniejącymi obszarami eksploatacji kruszywa" – twierdzi burmistrz.
Wpływ na decyzje w sprawie kamieniołomu powinny mieć również Lasy Państwowe. Pod koniec stycznia Regionalny Dyrektor LP w Krakowie potwierdził jednak, że od początku działalności zakładu dyrekcja nie wydała ani jednej zgody na wyłączenie działek kamieniołomu z produkcji leśnej. Prowadzi też postępowanie w sprawie nielegalnego użytkowania terenów leśnych przez inwestora. Możliwe, że sprawa skończy się w prokuraturze, o co upomina się krakowskie Towarzystwo na rzecz Ochrony Przyrody. Aktywiści zwrócili się do leśników o skierowanie do prokuratury sprawy nielegalnego wylesiania. Domagają się też odnowienia gruntu leśnego zajmowanego przez kamieniołom.
Mieszkańcy podpisują się pod petycją on-line, choć niektórzy obawiają się wyrażania sprzeciwu. „Właściciel kamieniołomu zdołał dotrzeć do listy nazwisk mieszkańców, którzy poparli poprzedni apel do władz z 2019 roku” – wyjaśnia pan Grzegorz. Pani Anna ma nadzieję, że radni tym razem przychylą się do listy postulatów mieszkańców i przede wszystkim uniemożliwią dalsze poszerzanie terenu wydobycia. „To pierwsza ze spraw, które chcemy załatwić. Chcemy jednak, by w końcu terenowi na zboczu Dalinu został przywrócony pierwotny charakter” – mówi pan Grzegorz.
Trudno zrozumieć, dlaczego wyrobisko musiało powstać akurat w tym miejscu – dodaje mieszkaniec Bysiny. Pasma pobliskich gór składają się z podobnego rodzaju kruszywa, które można wydobywać również w miejscach, gdzie nie stanowią aż tak dużego problemu dla lokalnych mieszkańców.
Między innymi o wybór miejsca na taką działalność chcieliśmy zapytać właściciela kamieniołomu. Pan Szczepan Irzyk nie odebrał jednak telefonu i nie zareagował na pytania wysłane mailem.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze