Zamiast opublikować imiona i nazwiska osób, które poparły 15 członków-sędziów neo-KRS, Kancelaria Sejmu ujawnia... dane liczbowe. „No i rozjechała się narracja opozycji” – triumfuje Sebastian Kaleta. „Rząd próbuje odwrócić uwagę opinii publicznej. Postanowienia sądu nie zostały zrealizowane” – mówi OKO.press Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo
Komunikat opublikowano na stronie Sejmu w poniedziałek 3 lutego 2020 o godzinie 21.30. Zamiast wykazu nazwisk osób, które poparły członków nowej Krajowej Rady Sądownictwa, Kancelaria Sejmu podała jedynie dane liczbowe – po ile podpisów zgromadzili poszczególni członkowie.
Zgodnie z ustawą o KRS poparcia może udzielić albo grupa 25 sędziów, albo 2000 obywateli. I tak z komunikatu dowiedzieliśmy się, że między 23 a 25 stycznia 2018 roku:
Kancelaria Sejmu informuje także, że kandydatów zgłoszonych przez środowisko sędziowskie poparło łącznie 364 sędziów. Wśród nich 275 poparło tylko jednego kandydata, a 89 więcej niż jednego, w tym:
Do KRS nie trafili ostatecznie zaledwie trzej zgłoszeni sędziowie: Mariusz Lewiński (z poparciem 2160 obywateli), Robert Pelewicz i Mariusz Witkowski. Jak pisaliśmy w OKO.press, wśród 15, którzy zostali członkami Rady, aż 12 ma wyraźne powiązania z ministerstwem sprawiedliwości pod rządami Zbigniewa Ziobry.
Zdaniem przedstawicieli rządu i członków neo-KRS komunikat Kancelarii Sejmu w zasadzie rozwiązuje spór o listy poparcia. Na Twitterze triumfował m.in. wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta:
No i rozjechała się narracja opozycji o rzekomych brakach w listach poparcia do KRS. Okazuje się, że na listach nie było podpisanych wcale 25 tych samych sędziów, ale łącznie 364 sędziów!
„Zebrałem 25 podpisów pod swoją kandydaturą, spełniłem wymóg ustawowy. Nie widzę podstaw do kwestionowania” – stwierdził w „Rozmowie Piaseckiego” TVN24 4 lutego rzecznik i członek nowej KRS Maciej Mitera.
Ale eksperci prawni są zdania, że informacje statystyczne nie załatwiają sprawy.
„To mydlenie oczu. Sąd prawomocnym wyrokiem nakazał udostępnienie imion i nazwisk podpisanych osób, a nie danych statystycznych o tym, ilu sędziów podpisało ile list. Ten wyrok nie został zrealizowany. Kancelaria Sejmu zignorowała też postanowienie sędziego Juszczyszyna – również bezprawnie” – podkreśla w rozmowie z OKO.press Krzysztof Izdebski, prawnik, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo i aktywista na rzecz przejrzystości działania władz.
O wyrokach Naczelnego Sądu Administracyjnego i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego pisaliśmy obszernie w OKO.press. NSA i WSA orzekły, że listy poparcia należy ujawnić – na przeszkodzie nie stoją tu nawet przepisy RODO, którymi zasłaniał się PiS.
„W języku angielskim istnieje pojęcie »open washing«. Fenomen ten zachodzi, gdy upublicznia się dużo danych, które nie mają realnego znaczenia. Mają jedynie sprawić wrażenie, że udostępnia się informacje, jest się przejrzystym. Ale to, co jest najbardziej interesujące i najważniejsze, pozostaje niejawne”
- tłumaczy Izdebski.
Jego zdaniem rząd nie wykonuje wyroków NSA i WSA, by odwrócić uwagę opinii publicznej. Także dlatego, że celem ujawnienia list miałoby być sprawdzenie, czy istnieją powiązania między osobami popierającymi kandydatury, a np. ich późniejszymi awansami przez nową KRS.
„Nawet przyjmując, że liczba 364 sędziów jest prawdziwa, to nie jest ona imponująca, skoro orzekających w Polsce mamy 10 tys. Nie do końca zgadza się to zatem z postulatem demokratyzowania sądów”
- podsumowuje ekspert.
Wątpliwości budzi zwłaszcza przypadek Macieja Nawackiego, który z nominacji Ziobry został także prezesem olsztyńskiego Sądu Rejonowego.
W sierpniu 2019 roku, wkrótce po wyroku NSA nakazującym publikację list, czworo sędziów poinformowało, że wycofało poparcie dla kandydatury Nawackiego. Jeżeli zatem liczby podane przez Kancelarię Sejmu (28 podpisów) są prawdziwe, uzyskał 24 z 25 wymaganych głosów.
Mimo to Marszałek Sejmu w 2018 roku poddał jego kandydaturę pod głosowanie w Sejmie, gdzie poparli go posłowie PiS i Kukiz'15. Został członkiem Rady.
Kancelaria Sejmu w komunikacie odpowiada także – nie wprost – na ten zarzut.
„[...] Żaden przepis ustawy o KRS nie przewiduje możliwości wycofania raz udzielnego kandydatowi do KRS poparcia. Podobnie jak sędzia nie może wycofać się z wydanego wyroku, nie może po podpisaniu listy poparcia wycofać tego podpisu. Zarówno z opinii Biura Analiz Sejmowych, jak i opinii [...] sporządzonej przez dr hab. Marka Dobrowolskiego wynika, że ze względu na brak przepisów umożliwiających wycofanie [...] poparcia, oświadczenie o wycofaniu poparcia jest bezskuteczne” – czytamy w komunikacie.
„To rzeczywiście problematyczna kwestia” – przyznaje Krzysztof Izdebski. „W środowisku prawniczym toczy się dyskusja, czy podpisy mogą zostać wycofane. W tym przypadku do wycofania doszło przed ich formalnym złożeniem. Wydaje się zatem, że podpisane osoby powinny móc wycofać poparcie, choć byłby to precedens”.
„Precedens o tyle ryzykowny, że zastosowanie analogii np. przy podpisach pod wnioskiem o referendum, dałoby inicjatorom bardzo niewiele czasu na ich złożenie. To dla nas nauczka na przyszłość: takie kwestie trzeba rozwiązywać zawczasu i ponad wszelką wątpliwość” – ostrzega Izdebski.
„Poza jednak samym prawem mamy stan faktyczny. Ten jest taki, że pan sędzia Nawacki nie miał legitymizacji do kandydowania, skoro osoby, które podpisały jego listę stwierdziły, że to był błąd. To wciąż ciąży na panu sędzim i chyba dlatego jest tak aktywny” – mówi Krzysztof Izdebski.
Sędzia Nawacki rzeczywiście szczególnie gorliwie zabiega o to, by listy poparcia nie ujrzały światła dziennego. Jego zacięcie pokazała sprawa olsztyńskiego sędziego Pawła Juszczyszyna, który jako pierwszy zastosował się do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada i nakazał Kancelarii Sejmu udostępnienie mu list.
Za tę decyzję Nawacki – prezes SR w Olsztynie – na miesiąc odsunął go od orzekania, a następnie nie chciał podpisać mu delegacji, gdy Juszczyszyn postanowił pojechać do Warszawy, by obejrzeć listy na miejscu. Gdy delegację podpisał za Nawackiego jego zastępca, prezes przerwał urlop w Zakopanem, by ją wycofać. W końcu dopiął swego – Kancelaria odmówiła pokazania Juszczyszynowi list.
„Sędzia Nawacki przyznał, że sam podpisał swoją listę. Uczynił się stroną postępowania wobec nakazu udostępnienia list i złożył pismo do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, mówiąc, że sprawa dotyczy go osobiście. To pokazuje, że jest on sędzią we własnej sprawie i osobiście próbuje ograniczyć dostęp do tych list” – wskazuje Izdebski.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze