0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu: Maryja Kalesnikawa podczas procesu sądowego w Mińsku w sierpniu 2021 roku, gdy została skazana na 11 lat kolonii karnej.

Wywiad z Tatianą Chomicz - przedstawicielką Białoruskiej Rady Koordynacyjnej ds. więźniów politycznych i siostrą jednej z liderek białoruskiej opozycji, Maryji Kalesnikawej. Chomicz jest jedną z laureatek Nagrody im. Sacharowa, przyznanej przez Parlament Europejski w 2020 roku białoruskiej opozycji demokratycznej.

Maryja Kalesnikawa (ang. Maria Kalesnikava) – białoruska muzyczka, animatorka kultury i działaczka opozycji. Przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku została szefową sztabu wyborczego Wiktora Babaryki – głównego kontrkandydata Aleksandra Łukaszenki. Po aresztowaniu Babaryki ogłosiła zjednoczenie kampanii wyborczych z dwójką innych kandydatów: Waleryjem Cepkałą i Swiatłaną Cichanouską. Aresztowana i wywieziona przez KGB na granicę z Ukrainą, podarła paszport i wróciła piechotą do kraju. 18 sierpnia 2020 roku weszła w skład opozycyjnej białoruskiej Rady Koordynacyjnej. Powtórnie aresztowana i skazana, odsiaduje wyrok 11 lat więzienia za „udział w spisku i próbę obalenia władzy”.

Konrad Wirkowski: Czy ma pani jakieś wiadomości od siostry?

Tatiana Chomicz: - Maria znajduje się obecnie w kolonii karnej w Homlu. Przewieziono ją tam jeszcze na początku stycznia. Homel znajduje się niedaleko Ukrainy – jakieś czterdzieści kilometrów od granicy.

Mówiła mi, że od początku wojny od strony granicy dochodzą różne przerażające odgłosy. To mocno na nią działa. Odkąd tam jest, udało mi się dwa razy odbyć z nią wideo rozmowę. Osoby osadzone w koloniach karnych mają prawo do dwóch takich rozmów miesięcznie.

Maria rozmawiała też z tatą przez telefon. Niestety, zgodnie z zasadami obowiązującymi w białoruskich więzieniach i aresztach może się kontaktować tylko z najbliższą rodziną – rodzicami, rodzeństwem i dziećmi.

Maria zawsze była odważna i silna. Trzyma się nieźle, chociaż widać, że jest jej ciężko. Narzeka – i to powtarza się w relacjach innych więźniów politycznych, niezależnie od tego, czy chodzi o więzienia, kolonie czy areszty – że nie dociera do niej żadna korespondencja. Kompletnie nic.

Pozbawiono ją także możliwości jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Choć na terenie kolonii jest siłownia, nie może z niej korzystać, choć powinna – ze względu na stan zdrowia. W tej chwili uczy się szyć. Wszystkie kobiety w tego typu koloniach są objęte przymusem pracy – najczęściej szyją ubrania dla wojska i milicji.

Tydzień pracy ma sześć dni: od poniedziałku do soboty. Niedziela to dzień wolny, ale nawet wtedy nie ma czasu dla siebie, bo władze nieustannie znajdują więźniom jakieś zajęcie: sprzątanie, odśnieżanie podwórka itp. W rezultacie Maria właściwie nie ma wolnej chwili, żeby np. poczytać książkę czy napisać list.

Czy wie o tym, co się dzieje w Ukrainie? Jaka jest sytuacja w Białorusi?

O wojnie dowiedziała się już pierwszego dnia. Przypadkiem, właśnie 24 lutego była umówiona z adwokatem i on opowiedział jej, co się dzieje. Nie mogliśmy przekazać jej zbyt wielu szczegółów na temat Ukrainy i Białorusi. Ale ze względu na bliskość granicy ona słyszy odgłosy wojny, słyszy jak po okolicy z rykiem przemieszcza się ciężki wojskowy sprzęt.

Przed każdą rozmową z Marią strażnicy ostrzegają, że nie wolno mówić o polityce ani o wojnie. Jeśli coś takiego się pojawia, rozmowa zostaje natychmiast przerwana. Nie ma też szans, żeby informacje o wojnie, albo te, dotyczące sytuacji w Białorusi – aresztowań i represji, przekazywać listownie.

Więźniowie nie mają dostępu do internetu, telefonów czy jakichkolwiek niezależnych mediów. Mogą oglądać państwową telewizję, która nadaje propagandowy przekaz. Więc ich wiedza na temat tego, co dzieje się na zewnątrz, jest bardzo ograniczona.

Przeczytaj także:

A czy może rozmawiać z innymi osadzonymi? Czy są tam inni więźniowie polityczni?

W kolonii karnej w Homlu odbywa karę około czterdziestu kobiet, ale Maria nie ma z nimi praktycznie żadnego kontaktu. Niemal cały czas jest izolowana od reszty. Kiedy idzie do toalety w czasie pracy, towarzyszy jej strażniczka. Rozmowa z innymi więźniarkami – szczególnie tymi politycznymi - jest zakazana.

Nawiązanie rozmowy grozi karą zarówno Marii, jak i jej rozmówczyni. Słyszeliśmy to od wielu osób: zabroniona jest nie tylko rozmowa, ale też na przykład dzielenie się czymkolwiek – herbatą, cukrem. Każdy, kto weźmie cokolwiek od „politycznego”, również podlega karze.

To wszystko służy temu, by inni więźniowie ich znienawidzili. Więźnia politycznego łatwo rozpoznać – ich ubrania oznaczone są żółtymi naszywkami. Wszyscy tak napiętnowani podlegają tzw. specjalnemu traktowaniu: urządza się dla nich sesje re-edukacji, są poddawani rewizjom i kilka razy dziennie muszą meldować się strażnikom. Zmusza się ich również do oglądania propagandowych materiałów.

Co wiadomo na temat sytuacji innych więźniów politycznych – jak na przykład Siarhiej Cichanouski?

- Wielu z nich jest przetrzymywanych w pojedynczych celach. Tak jak Maria – która w areszcie śledczym spędziła samotnie dziewięć miesięcy. Tak samo jest z Cichanouskim – trzymają go w izolatce, podobnie jak wielu innych politycznych.

Metody, jakich władze używają, by ich złamać, są mniej więcej wszędzie takie same.

Presja przybiera różne formy – na przykład w trakcie procesu, kiedy trzymają cię w areszcie śledczym, twój prawnik może zostać nagle pozbawiony prawa wykonywania zawodu.

Musisz znaleźć sobie nowego obrońcę, który z kolei musi od początku zapoznać się ze sprawą.

Wszystkim politycznym ogranicza się dostęp do korespondencji. To też jest forma wywierania nacisku – żeby mieli wrażenie, że nikt o nich nie pamięta. Często stosowaną karą jest karcer (ros. szizo – sztrafnoj izoliator): maleńka cela o wymiarach 1 - 1,5 na 2 - 2,5 metra.

Trzymani tam więźniowie nie dostają paczek, które są jedynym źródłem wartościowego jedzenia, są też pozbawieni środków higieny i spacerów (w aresztach mają prawo do półtoragodzinnej przechadzki dziennie). Zazwyczaj jest tam bardzo zimno – tak zimno, że praktycznie nie da się zasnąć. Więzień, któremu się to uda, budzi się zziębnięty po 30 minutach i musi poćwiczyć, żeby się rozgrzać. I tak w kółko.

Wszyscy, którzy przez to przeszli – jak na przykład Natalia Herschel (skazana na 2,5 roku więzienia za próbę ściągnięcia kominiarki milicjantowi, który zatrzymał ją podczas demonstracji) – potwierdzają, jak straszna to kara. Człowiek nie ma nic i musi jakoś to wszystko znieść.

Co w Polsce albo w innych krajach Europy, możemy zrobić dla białoruskich więźniów sumienia? Jak możemy im pomóc?

- Najważniejsze są listy. Potwierdzają to wszyscy więźniowie, których już wypuścili: kluczowe jest poczucie wsparcia – tak z Białorusi, jak i z zewnątrz, z innych krajów.

Kiedy słyszymy, że listy do nich nie docierają, można by zapytać: po co w ogóle je pisać? Uważam, że trzeba je wysyłać – niezależnie od tego, czy je dostaną, czy nie. Te listy to przecież także sygnał dla więziennej administracji: patrzcie, są ludzie, którym zależy na tym człowieku, świat o nim nie zapomniał.

Takie listy można pisać i wysyłać samemu – ale można też skorzystać z pomocy organizacji, które zajmują się kontaktami z więźniami sumienia: https://vkletochku.org/write_letter ; https://prisoners.spring96.org/en

Jeśli chodzi o poziom polityków i zagranicznych rządów – tu najważniejszą sprawą jest, aby w przypadku kontaktów z administracją Łukaszenki, nieustannie przypominać o sytuacji więźniów politycznych – że muszą zostać zwolnieni i że represje muszą się skończyć.

I chodzi tu o kontakty na wszystkich poziomach.

Kiedy słyszymy, że prezydent Francji kontaktuje się z Łukaszenką – ich rozmowa powinna zacząć się od kwestii więźniów sumienia.

Powinniśmy robić wszystko co w naszej mocy, żeby świat o nich nie zapomniał. Wszelkimi kanałami rozgłaszać informacje wśród znajomych i krewnych w kraju i za granicą. Jeśli się da – próbować zainteresować media.

Jest na przykład taka kampania – że europejscy politycy i parlamentarzyści z różnych krajów symbolicznie „adoptują” konkretnych więźniów politycznych. Co to oznacza? Że starają się ich reprezentować, stają się ich głosem.

Już prawie 300 polityków adoptowało w ten sposób białoruskich więźniów. Na czym to polega? Na nagłaśnianiu konkretnej sprawy – informowaniu opinii publicznej np. o szczegółach procesu, o naruszeniach praw człowieka, do jakich dochodzi w aresztach itd.

Ci politycy pozostają także w kontakcie z rodzinami uwięzionych i starają się je wspierać. To bardzo ważne – szczególnie dla tych, którzy pozostali w Białorusi – bo oni też jak gdyby pozostają pod kluczem.

To wszystko powinno nieustannie przewijać się w mediach. Bez tego nie uda nam się pomóc w ich zwolnieniu z więzień i obozów.

Aby im pomóc, powinniśmy nieustannie naciskać naszych polityków i media – by mówili o więźniach sumienia i sytuacji w Białorusi? A nie tylko o wojnie?

-Tak, tak to właśnie działa. Przez ostatnie półtora roku na świecie bardzo wiele się działo – różne wydarzenia przyciągały naszą uwagę. Ale nie możemy zapominać o tym, co się dzieje w Białorusi.

Teraz niewątpliwie najważniejsza jest wojna w Ukrainie – ale mimo to, nie zapominajmy o ludziach, którzy już półtora roku siedzą w białoruskich więzieniach.

Według szacunków Centrum Praw Człowieka „Wiasna”, jest ich 1093. Inne źródła podają, że ponad dwa tysiące. I to wszystko są ludzie, którzy walczyli o wolność, o demokrację. O te same wartości, o które walczą dziś Ukraińcy.

Chciałbym zapytać o rolę kobiet w białoruskich protestach. Białorusini protestowali już wielokrotnie – odkąd Łukaszenka jest u władzy, praktycznie po każdych wyborach przez kraj przetaczała się fala demonstracji. Ale w protestach z jesieni 2020 roku brało udział dużo więcej kobiet niż przedtem. Co się zmieniło? Dlaczego tak wiele kobiet zdecydowało się wystąpić przeciwko reżimowi – zarówno podczas ulicznych protestów, jak i w polityce: tak jak pani i pani siostra?

W pewnym sensie stało się tak za sprawą samego… Łukaszenki. Latem 2020 roku, przed wyborami, mogliśmy od niego usłyszeć, że białoruska konstytucja nie jest dla kobiet. Że kobieta nie może zostać prezydentem. Moim zdaniem to odegrało kolosalną rolę i zachęciło bardzo wiele kobiet do działania.

Sama brałam udział w kampanii wyborczej w sztabie Wiktora Babaryki i było tam dużo kobiet, które zajmowały się najróżniejszymi rzeczami – od programowania, pracy z social mediami, po pracę z ludźmi, PR, wolontariat, czy wejście w świat polityki – jak Maria.

Białoruskie władze nie zauważyły zmiany, jaka zaszła w naszym społeczeństwie. W ostatnich latach kobiety zaczęły odgrywać naprawdę istotną rolę społeczną – i ekonomiczną. Jest u nas mnóstwo świetnie wykształconych, aktywnych kobiet, które podróżują i znają świat.

Kolejna sprawa, która pomogła kobietom poczuć ich moc, była wielka demonstracja kobiet z 12 sierpnia 2020 roku, w proteście przeciwko brutalności milicji.

Władze nie miały pojęcia, że jest aż tak wiele odważnych, niezależnych kobiet, które miesiącami kontynuowały te pokojowe, cotygodniowe marsze.

To był mocny sygnał: nie chcemy brutalności i przemocy milicji, chcemy zmian. Taki kobiecy wątek w ramach całego protestu.

Wracając do sytuacji w Białorusi: czy dziś da się w jakikolwiek sposób protestować? Wiemy, że bardzo wielu nie popiera reżimu Łukaszenki – ale jak ludzie mogą okazać swój sprzeciw?

Od półtora roku, czyli od momentu, kiedy miały miejsce wybory, praktycznie jakakolwiek działalność – publiczna czy nie – jest zakazana.

Ludzie dostają wyroki za komentarze w social mediach. I mimo tego, 27 lutego tysiące osób przyłączyło się do antywojennych protestów w Mińsku. Tego dnia odbywało się tak zwane referendum konstytucyjne.

Zatrzymano około tysiąca osób. Oni wiedzieli, że zostaną aresztowani, ale mimo wszystko zdecydowali się wyjść na ulice i protestować przeciwko udziałowi Białorusi w wojnie, przeciwko wykorzystywaniu naszego kraju do atakowania Ukrainy.

Białorusinom się to nie podoba i chcą, żeby ich głos sprzeciwu został usłyszany. Oprócz tego, wielu ludzi uczestniczy w tajnych, „partyzanckich” działaniach.

Na przykład w akcji, której celem było zdezorganizowanie transportu kolejowego.

Kilka dni temu udało się całkowicie zablokować kolejowe połączenia między Białorusią a Ukrainą – tak, aby uniemożliwić transport rosyjskiego sprzętu wojskowego.

Mnóstwo ludzi obserwuje ruchy rosyjskich wojsk wewnątrz Białorusi – i przekazuje te informacje niezależnym mediom. To prawdziwa partyzantka – takie rzeczy trzeba robić w tajemnicy. Za upowszechnianie informacji na temat rosyjskiej czy białoruskiej armii grozi surowa kara – jak za zdradę. Można dostać wyrok 10, 15 czy nawet 20 lat więzienia. A jednak ludzie wciąż to robią.

Białoruska diaspora pomaga ukraińskim uchodźcom. Białorusini angażują się w takie działania od początku wojny. Pomagają w ewakuacji ludzi z ukraińskich miast, wożą pomoc humanitarną, pomagają Ukraińcom osiedlić się w Polsce, Niemczech i Litwie, legalizować pobyt i tak dalej.

Odkąd w Białorusi rozpoczęły się masowe represje, ponad 30 tysięcy Białorusinów wyjechało do Ukrainy, ponieważ tak było najłatwiej – nie potrzebowali wiz.

Ci ludzie uciekali przed prześladowaniami. A teraz muszą uciekać znowu – przed wojną.

Oczywiście oni także potrzebują pomocy – tak samo jak uchodźcy z Ukrainy. Z tym że Ukraińcom jest łatwiej zalegalizować pobyt w krajach UE – błyskawicznie wprowadzono odpowiednie przepisy.

Ludzie z innym obywatelstwem – choć uciekają przed tą samą wojną – mają trudniej. To bardzo ważne, żeby pamiętać o prawnym uregulowaniu ich sytuacji – żeby np. Białorusini byli traktowani tak samo jak Ukraińcy, niezależnie od tego, czy mówimy o Polsce, Niemczech czy Litwie.

Cały świat patrzy teraz na Ukrainę. Czy ta wojna może zmienić także sytuację Białorusi? Czy Białoruś może wyrwać się z orbity Kremla?

- Jest szansa, że ta wojna otworzy nowe możliwości dla Białorusi. Jestem pewna, że Ukraina zwycięży. A kiedy to się już stanie, Białoruś może dostać swoją szansę. Zwycięstwo Ukrainy osłabi Rosję – i osłabi Łukaszenkę.

Z drugiej strony, wojna jeszcze bardziej uzależniła Łukaszenkę od Rosji i Putina. Na terytorium Białorusi stacjonują rosyjskie wojska. Istnieje realne ryzyko całkowitej utraty niezależności – wydaje się, że Łukaszenka już kompletnie nie kontroluje sytuacji w Białorusi. Trudno przewidzieć, co się wydarzy.

Wywiad zrealizowany w ramach projektu watchdocstogether.eu współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach programu dotacji Parlamentu Europejskiego w dziedzinie komunikacji.

Parlament Europejski nie uczestniczył w przygotowaniu materiałów; podane informacje nie są dla niego wiążące i nie ponosi on żadnej odpowiedzialności za informacje i stanowiska wyrażone w ramach projektu, za które zgodnie z mającymi zastosowanie przepisami odpowiedzialni są wyłącznie autorzy, osoby udzielające wywiadów, wydawcy lub nadawcy programu. Parlament Europejski nie może być również pociągany do odpowiedzialności za pośrednie lub bezpośrednie szkody mogące wynikać z realizacji projektu.

;

Udostępnij:

Konrad Wirkowski

Pracuje w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka jako dyrektor programowy festiwalu WATCH DOCS. W latach 2015 - 2021 współorganizował jedyny na Białorusi festiwal filmowy poświęcony prawom człowieka: WATCH DOCS Białoruś.

Komentarze