Jeśli chcemy powstrzymać tu i teraz ustawę Kai Godek, powinniśmy nie tyle mobilizować progresywną mniejszość, ale apelować do miażdżącej większości Polaków po obu stronach dzisiejszego sporu, która od Chazana i Kaczyńskiego odwróci się ze wstrętem - pisze Paweł Kasprzak z Obywateli RP
OKO.press publikuje głos analityka i aktywisty o języku protestów przeciw zaostrzaniu prawa antyaborcyjnego przez PiS. Uważa on, że radykalizm tego języka może utrudnić włączenie się do protestów "katolickiego mainstreamu". Paweł Kasprzak jest jednym z liderów Obywateli RP i od blisko dwóch lat współorganizuje akcje i demonstracje w obronie m.in. prawa do zgromadzeń. Obywatele RP uczestniczyli też w demonstracjach podczas Czarnego Piątku.
W Czarny Piątek na polskich i zwłaszcza warszawskich ulicach zatriumfował postępowy antyklerykalizm. To było dla wielu tysięcy uczestniczek i uczestników doświadczenie formacyjne. Osobiste i zbiorowe. Być może jesteśmy świadkami narodzin lewicowej formacji o progresywnym programie, którego antyklerykalizm jest elementem, a jednym z haseł na sztandarach „aborcja jest OK”.
Świadczy o tym wiele opinii, w tym Agaty Szczęśniak w OKO.press.
Byłoby świetnie, bo świadoma swojej odrębności i politycznych celów lewica jest Polsce równie pilnie potrzebna, jak cywilizowana chadecja, na której powstanie mieliśmy słabe, ale jednak jakieś nadzieje ostatniego lata.
Taki efekt Czarnego Piątku byłby bezcenny i należy mu kibicować.
A jednak warto mieć świadomość, że ten cel może stawać na drodze innym celom. Jeśli chcemy powstrzymać tu i teraz ustawę Kai Godek, powinniśmy nie tyle mobilizować progresywną mniejszość, ale apelować do miażdżącej większości Polaków po obu stronach dzisiejszego sporu, która od Chazana i Kaczyńskiego odwróci się ze wstrętem.
Wybór między lewicową tożsamością a mainstreamem rzadko bywa tak dramatycznie ostry, jak w tej sprawie.
Nie ma tu jednak symetrii.
Powstrzymanie tej konkretnej ustawy głosami mainstreamowej większości – więc również tych, dla których aborcja jest problemem etycznym i w związku z tym „nie jest OK” – w żaden sposób nie przeszkadza ideowej, programowej i politycznej integracji lewicy.
Natomiast nadanie lewicowego charakteru protestom wobec ofensywy narodowców – a tym w istocie jest projekt Chazana-Godek – przeszkodzi apelowaniu do mainstreamowej większości.
Dlatego wychodząc na ulice i organizując akcje społeczne należy pamiętać o wrażliwości tej większości. Dla niej aborcja wciąż jest problemem etycznie nieobojętnym. Ten pogląd warto uszanować zwłaszcza teraz, kiedy jego wyznawcy również sprzeciwiają się ustawie Godek. I kiedy bezprecedensową ofensywę biskupów pilnie trzeba powstrzymać.
...i jego poglądu, że kobieta musi donosić ciążę, z góry wiedząc, że urodzi makabrycznie zdeformowane dziecko, które w mękach przeżyje dzień lub tydzień?
Ilu Polaków poprze pogląd Kaczyńskiego, by ten koszmar zarządzić prawem, wymuszając go na kobietach po to, by urodzone w ten sposób i skazane na śmierć w męczarniach dziecko ochrzcić zanim umrze? Ilu Polaków poprze więc tortury w imię „wartości życia”, które trwa chwilę wypełnioną wyłącznie niewyobrażalnym cierpieniem? I ilu katolików zgodzi się na to wszystko, byleby tylko dopełnił się sakrament?
Polityczna akcja PiS wokół ustawy Kai Godek dotyczy tych przypadków aborcji, które środowiska fundamentalistycznej prawicy określają mianem „eugenicznej”.
Czy w tej makabrze da się w ogóle poruszać racjonalnie? Moim zdaniem tak – i należy to robić, nie ulegając przemożnej logice frontalnego zderzenia.
Sondaże pokazują poparcie zazwyczaj rzędu 10 proc. dla całkowitego zakazu aborcji. Kaja Godek ma dziecko z zespołem Downa – i niewątpliwie znacznie więcej niż 10 proc. Polaków uważa, że dzieci z Downem zasługują na życie, bo to jest pogląd oczywisty, i oczywiście inny niż zakaz aborcji.
Te sondażowe 10 proc. Polaków opowiada się za czymś innym i prawdopodobnie sądzi, że należy prawnie zmusić kobiety, by rodziły wiedząc z góry, że zespół Downa to ich los.
Powstrzymując się od komentarza w tej sprawie, spróbujmy zamiast tego zgadnąć, ilu z tych ludzi naprawdę kazałoby – jak Chazan i Godek, a być może i Kaczyński – rodzić dzieci, które przeżyją najwyżej kilka dni? Procent? Dwa? Czy może promil?
W Sejmie mamy zaś 107 zwolenników Chazana. To autorzy wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niekonstytucyjności „przesłanki eugenicznej” w ustawie antyaborcyjnej.
Tu nie o zespół Downa chodzi – w każdym razie nie tylko o to. 107 posłów pod przewodnictwem posła PiS Bartłomieja Wróblewskiego chce - jak Chazan - wymusić na kobietach horror podobny temu, który widzieliśmy w jego głośnym przypadku zmuszenia kobiety do urodzenia dziecka, które zmarło w potwornych cierpieniach. Tyle znaczy określenie „eugeniczna” – i ani o włos mniej.
Marginalna, jednoprocentowa grupa Polaków, patologicznie pozbawionych empatii, ma w Sejmie 23 proc. reprezentację.
To – a nie fuks ordynacyjny, dzięki któremu PiS zdobył większość w Sejmie – pokazuje dowodnie, jak skrajnie niereprezentatywny jest dzisiaj polski parlament. Do jakiego stopnia nie reprezentuje Polaków.
Według rozmaitych badań, w tym również kościelnych, znaczna większość praktykujących katolików nie stosuje się do nauk Kościoła w sprawach czystości przedmałżeńskiej, antykoncepcji oraz również aborcji. Dotyczy to zarówno opinii wyrażanych w odpowiedzi na ankietowe pytania o stosunek do tych kwestii, jak też praktyki własnego postępowania we wszystkich tych sprawach.
Księża dobrze tę sytuację znają – to jeden z powodów, dla których jasne i znane od dawna stanowisko Kościoła w sprawie aborcji nie było dotąd przez biskupów „dopychane kolanem”.
Księża dobrze wiedzą, że konsekwentne nierozgrzeszanie „zatwardziałych i nieżałujących grzechu użytkowników kondomów” pozbawiłoby ich i wiernych, i wpływów z tacy, itd. Ważne jest więc wiedzieć, że wśród wiernych katolików znajdzie się być może najwyżej jeden procent takich, którzy nie odwrócą się od szalonego horroru Chazana z Kaczyńskim. Biskupi o tym dobrze wiedzą.
Co się więc stało, że po pamiętnych homiliach Prymasa Wojciecha Polaka z lata ubiegłego roku, dotyczących konstytucyjnej praworządności, i widocznym zaangażowaniu w weta prezydenta Dudy; że po tamtej próbie stworzenia w Polsce jakiejś cywilizowanej chadecji, abp. Stanisław Gądecki nagle przypuszcza szturm z prawej flanki, na który Kościół dotąd nigdy się w Polsce nie decydował?
Nie wiemy. Prezes PiS Jarosław Kaczyński najwyraźniej skutecznie obezwładnił środowisko wicepremiera Gowina, które mogło być zapleczem tej naiwnie – okazuje się – projektowanej chadecji.
Być może Kaczyński usiłuje właśnie przebić odsuniętego od łask Antoniego Macierewicza, oferując Kościołowi więcej niż ktokolwiek. Może przebija skutecznie – i wbrew postawie Prymasa, skrajne skrzydło w Episkopacie przyjęło jego ofertę i jest gotowe poprzeć PiS bezwarunkowo.
O kościelnych frakcjach niczego nie wiemy i być może ta wiedza nie jest nam do niczego potrzebna, kiedy wychodzimy na ulice w czarnym proteście. Bo tu już nie o niuanse chodzi, ale o frontalną obronę przed frontalnym atakiem.
Pamiętajmy jednak, że mamy zwolenników wśród katolickiego mainstreamu, i nie warto ich zrażać.
W sytuacji obrony przed frontalnym atakiem warto przede wszystkim mobilizować wszystkich, a nie tylko własną, wciąż mniejszościową część.
Warto również pamiętać, że nie trzeba przekonania, że aborcja jest obojętna etycznie, by ją prawnie dopuszczać „na żądanie”. To osobny temat, bo dzisiaj nie o „aborcję na żądanie” chodzi. Ale ważny.
Bo być może w sporze o dopuszczalność aborcji chodzi o konflikt dających się uznać wartości, z których żadnej nie trzeba unieważniać, by go rozwiązać. Nie tylko da się uszanować pogląd, że aborcja obojętna etycznie nie jest, ale dostrzec, że w takim postępowaniu leży klucz rozwiązania.
Moim zdaniem, tak właśnie jest. A o prawne dopuszczenie aborcji w każdej sytuacji będę się bił póki oddycham.
Autor zrezygnował z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
Komentarze