Kościół katolicki ma głęboko niejednoznaczny stosunek do homoseksualności. Z jednej strony, potępia ją wprost. Z drugiej jednak jest bardzo otwarty na homoseksualistów, którzy pragną wstąpić w szeregi duchowieństwa
z Marco Marzano*, socjologiem religii, o jego książce „Kasta nieskazitelnych” rozmawiają Stanisław Obirek i Artur Nowak.
Na zdjęciu: Pięciu diakonów Wyższego Seminarium Duchownego Metropolii Warmińskiej Hosianum przyjmuje świecenia kapłańskie. 30 maja 2020 roku, Olsztyn.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Stanisław Obirek, Artur Nowak, OKO.press: Jacy ludzie trafiają do kasty kapłańskiej? W oparciu o Pana książkę można wskazać pewną powtarzalność cech przyszłych kapłanów.
Typowy seminarzysta naszych czasów ma następujące cechy: często wywodzi się z ruchów kościelnych, ma ponad 20 lat, pochodzi z rodzin bardzo katolickich i z niższych warstw społecznych. Ma matkę o silnym charakterze, która go często atakuje i dominuje nad nim. Zwykle ojciec jest nieobecny, ma słabą osobowość i jest niezdecydowany.
Seminarzysta jest też pełen obaw o swoją przyszłość i ma nadzieję, że będąc księdzem, zdobędzie autorytatywną pozycję społeczną.
Zadaniem seminariów jest kształtowanie kapłanów jako przywódców. Z drugiej strony trafiają tam często ludzie zakompleksieni, zdominowani, często z traumą. Nie widzi pan w tym sprzeczności?
Nie widzę sprzeczności między byciem liderem a posiadaniem delikatnej osobowości. W przypadku księży rola przywódcy jest rolą przyjętą, noszoną szatą, charyzmą biurową, by użyć wyrażenia Maxa Webera. A charyzma biurowa nie wymaga silnych osobowości. To urząd jest silny i autorytatywny, a nie pojedynczy kapłan. Siła urzędu bierze się głównie z reputacji, jaką cieszy się wśród ludu, ze sposobu, w jaki wierni (a czasem nawet niewierzący) patrzą na księdza.
Z pańskiej książki wynika, że seminarium to przestrzeń, w której krzywdzi się młodych ludzi, naiwnie poszukujących w tym miejscu ideałów. Nie chce się wierzyć, że przedstawiciele Kościoła o tym nie wiedzą. Dlaczego nic z tym nie robią?
Po prostu dlatego, że wierzą, że korzyści płynące z obecnego systemu szkolenia duchownych znacznie przewyższają związane z tym koszty. W rzeczywistości hierarchie katolickie uważają seminarium za kluczową i bezkonkurencyjną instytucję do szkolenia funkcjonariuszy, którzy zostaną powołani do kierowania instytucją. Fakt, że seminaria są źródłem tak wielu cierpień, a w niektórych przypadkach tragedii osobistych, jest uważany przez hierarchów za nieunikniony koszt.
Z badań, które pan przywołuje, wynika, że „podziemne życie instytucji” to nieunikniony rezultat represyjnego reżimu. Na czym polega jego specyfika?
Granice życia konspiracyjnego instytucji seminaryjnej są bardzo szerokie i wpływają na wiele aspektów życia seminarzystów. Można powiedzieć, że każdemu zakazowi i każdemu nakazowi odpowiada podziemna, ukryta reakcja. Zakaz czynności seksualnych odpowiada potajemnej czynności seksualnej, a zakaz czytania niektórych książek odpowiada ich tajnemu obiegowi. I tak dalej.
Im liczniejsze są zakazy, tym liczniejsze są luki w tych zakazach, wykroczenia.
Należy dodać, że jest to jednak „niewidzialne nieposłuszeństwo”, które nigdy nie rzuca instytucji frontalnego wyzwania i nie domaga się żadnych reform. Ostatecznie jest to nieposłuszeństwo głęboko funkcjonalne dla przetrwania instytucji seminarium.
Opisuje pan poruszające dylematy moralne kleryków, ich walkę o seksualną czystość i poczucie porażki. Oni to mocno przeżywali.
Tak, myślę, że ten powtarzalny schemat odkupienia grzechów jest bardzo bolesny i rozdzierający. Ale myślę też, że w większości przypadków jest to tylko przejściowa okoliczność. Po pewnym czasie, kiedy seminarzyści zdają sobie sprawę, że to, czego wymaga od nich instytucja, jest praktycznie niemożliwe do spełnienia, a sama instytucja jest pełna wad i odstępstw od norm, wielu z nich rezygnuje z rygorów. Przestają spowiadać się, rozgrzeszać za grzechy ciała. Lekceważą żądania instytucji i rozwijają „podwójną moralność”. Tak zaczyna się droga do „reżimu kłamstw”.
Jakie znaczenie dla seminarzysty mają święcenia? Z książki wynika, że otrzymują glejt na bezkarność.
Święcenia kapłańskie to z pewnością wydarzenie o ogromnym znaczeniu. Pod względem seksualności i uczuciowości, a zwłaszcza dla osób heteroseksualnych, które w seminarium miały znacznie uboższe życie miłosne niż inni, jest to swego rodzaju przesłanka wolności, koniec segregacji.
Należy jednak pamiętać, że seminarium to także „miejsce chronione”, rodzaj bezpiecznej przestrzeni. Przestrzeń, która jest krępująca i przytłaczająca, ale ostatecznie znajoma i w której przy odrobinie podstępu można przetrwać. Tam, w „normalnym” świecie, nie będzie już siatek bezpieczeństwa i ratowników. Księża będą musieli radzić sobie sami. A niektórym się to nie uda.
Przywołuje pan tezę, że pochwała prokreacji, którą głosi Kościół, to w istocie sposób na potępienie gejów. Czy to nie jest uproszczenie?
W mojej książce cytuję ocenę amerykańskiego uczonego Marka Jordana, który wysuwa hipotezę, że całe nauczanie moralne Kościoła w kwestiach seksualności i uczuciowości, w tym nacisk na prokreacyjne cele aktu seksualnego, ma na celu przede wszystkim publiczne potępienie homoseksualności. Jest to z pewnością teza sprzeczna z intuicją, ale wydaje mi się bardzo rozsądna.
Wskazuje Pan, że kultura klerykalna, mimo panującej w Kościele homofobii, oczekuje od duchownych, że będą zachowywać się jak geje. Chodzi o stroje duchownych, ich zniewieściałość, estetykę. Czemu to ma służyć?
Kościół katolicki ma głęboko niejednoznaczny stosunek do homoseksualności. Z jednej strony, potępia wprost. Z drugiej jednak jest bardzo otwarty na osoby z homoseksualnością, którzy pragną wstąpić w szeregi duchowieństwa.
W rzeczywistości zakaz wyświęcania księży homoseksualnych, który Kościół nieustannie powtarza (Franciszek zrobił to jakiś czas temu), jest wynikiem jawnej hipokryzji. Jest wielu homoseksualnych księży. Homoseksualny chłopiec nigdy nie zostanie usunięty z seminarium, chyba że ujawni się lub zostanie przyłapany na „wywołaniu skandalu”. Jeśli umie być dyskretny i przebiegły, może bezpiecznie kontynuować swoją formację i zostać wyświęcony na kapłana. I całe dorosłe życie będzie mógł spędzić w środowisku głęboko przesiąkniętym homofilią.
W ostatecznym rozrachunku ten system krzywdzi szeregowych księży, którzy nie mogą realizować swojej podstawowej potrzeby, związanej z popędem seksualnym. Czy w Kościele istnieją warunki do oddolnego buntu?
Możliwości jawnego buntu są bardzo ograniczone. Zależy to od ogromnej dysproporcji zasobów między poszczególnymi księżmi a instytucją, która wymaga nieustannego posłuszeństwa i jest gotowa karać tych, którzy się nie zgadzają. Powiedziałbym, że wolność duchowieństwa polega głównie na możliwości potajemnego prowadzenia równoległego życia, całkowicie prywatnego i oddalonego od wzroku wiernych.
Czy istnieje różnica między naruszeniem przez duchownego czystości w relacji homoseksualnej oraz heteroseksualnej?
Naruszenie celibatu wynikające z nawiązanego związku heteroseksualnego było w przeszłości zawsze dużo bardziej ryzykowne dla instytucji. Wiązało się z większym ryzykiem, że ksiądz porzuci habit, zrezygnuje ze stanu duchownego, aby rozpocząć życie jako osoba świecka, ożenić się i mieć dzieci. Konsekwencje związku homoseksualnego były inne i mniej poważne dla instytucji. Homoseksualni księża nie byliby w stanie przeżywać swoich związków miłosnych w świetle dnia, nawet jako świeccy.
Ale sytuacja na tym gruncie się zmienia, przynajmniej we Włoszech. Homoseksualność jest coraz mniej piętnowana, homofobia na szczęście maleje w społeczeństwie. Nawet wśród homoseksualnych księży może się upowszechniać pragnienie przeżywania swoich miłosnych relacji w świetle dnia, bez ukrywania się. Ta zmiana może skutkować częstszymi rezygnacjami z kariery duchownej, aby cieszyć się uczciwym i publicznym życiem miłosnym.
Jaki jest odsetek osób homoseksualnych w korpusie duchownych?
W literaturze naukowej istnieją bardzo różne szacunki. Wahają się od 30 procent, o których Richard Sipe pisał lata temu, do 50 procent i więcej, o których pisali inni. Pewne jest to, że obecność gejów wśród duchowieństwa jest znaczna i powszechna.
W bardzo interesujących badaniach, przeprowadzonych w Brazylii przez dwóch psychologów religijnych i społecznych, opublikowanych w „Revista eclesiastica brasileira” w 2019 roku, podano dane, nad którymi należałoby się zastanowić. Zdaniem wielu seminarzystów, z którymi przeprowadzono wywiady, homoseksualność wśród księży jest wszechobecna, a odsetek gejów w brazylijskich seminariach sięga 90 procent. Są to aktywni geje, według badania prawie wszyscy z nich aktywnie poszukują partnerów seksualnych.
Jan Paweł II wydał zakaz wyświęcania na księży i przyjmowania do seminarium osób homoseksualnych, uprawiających seks. Wojtyła miał obsesje na temat tak zwanej teologii ciała. Z drugiej strony na czas jego pontyfikatu przypadają największe zaniedbania, jeśli chodzi o tolerowanie pedofilii. Jak to wytłumaczyć?
Szczerze mówiąc, nie mam wrażenia, aby papieżowi Wojtyle rzeczywiście udało się przeciwstawić wstępowaniu homoseksualnych chłopców do seminariów. Mógł to zrobić na papierze, ale bez większego rezultatu. Dopóki będzie obowiązywał obecny system rekrutacji i szkolenia duchownych, obecność „ukrytych” osób homoseksualnych, które nie przyznają się publicznie do swojej orientacji, będzie w Kościele masowa.
Bez homoseksualnych księży kasta duchowna szybko by opustoszała.
Należy pamiętać, że bardzo wielu wychowawców i liderów seminaryjnych to osoby homoseksualne. Nawet papież Bergoglio wielokrotnie powtarzał, jak ważne jest wykluczenie gejów z seminariów. Za każdym razem była to kwestia słów, za którymi, jak mi się wydaje, nie poszły konkretne czyny.
Z drugiej strony, jeśli chodzi o pedofilię i nadużycia seksualne duchownych, dla Jana Pawła II problem po prostu nie istniał.
Polski papież zawsze był bardziej zainteresowany wizerunkiem i reputacją Kościoła niż z karaniem sprawców i ochroną ofiar.
Jedyny związek między zakazem przyjmowania osób homoseksualnych do seminariów a tolerancją oprawców polega na ogólnej hipokryzji, charakteryzującej postawy katolickich przywódców. Katolickiej elicie zależy głównie na utrzymaniu w tajemnicy tego, co naprawdę dzieje się w seminariach. Podobnie ukrywane są nadużycia, które mają miejsce w katolickich zakładach wychowawczych i szkołach.
Zdaje się, że poza Australią nigdzie nie wybrzmiała tak mocno teza o związku celibatu z nadużyciami. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?
Komisja australijska, w przeciwieństwie do wielu innych, była komisją rządową i nie została ustanowiona przez Kościół katolicki. Przyjrzała się problemowi nadużyć jako całości, badając również inne instytucje (religijne i niereligijne). W ten sposób stwierdziła, że nadużycia są przede wszystkim problemem „katolickim”.
Związek między przymusowym celibatem a wykorzystywaniem seksualnym jest prawdziwy i trudny do zaprzeczenia.
Przymusowy celibat stwarza w niektórych przypadkach warunki strukturalne, sprzyjające nadużyciom. Powoduje niedojrzałość seksualną, ale także niemożność zrozumienia emocji innych. Rodzi samotność i obsesję na punkcie wyparcia seksualności. Stąd Kościół skupia się bardziej na normach niż na dobru ludzi.
Pisze pan, że niektórzy zostają w seminariach dla matek. Nie odchodzą, żeby nie sprawić im przykrości.
To smutne, ale to niestety prawda. Dla wielu katolickich matek powołanie kapłańskie ich syna jest łaską Bożą, niezwykłym darem, z którego nie chcą zrezygnować za żadne skarby świata. By ją zachować, są gotowe zrobić wszystko, nawet emocjonalnie szantażować swoich synów. Piszę szeroko w mojej książce o patologicznych relacjach, które wiążą seminarzystów z ich matkami. To bardzo głębokie relacje zależności.
Co się dzieje z księżmi, kiedy mija młodzieńczy zapał, kiedy dostrzegają, o co w tej korporacji chodzi?
Jest to jedna z głównych przyczyn rozczarowania wielu seminarzystów. Odkrycie małostkowości, intryg i występków instytucji jest jedną z przyczyn wzrostu u seminarzystów postawy cynicznej. Wielu z nich zastanawia się, dlaczego mieliby tak bardzo się umartwiać, ograniczać swoje podstawowe potrzeby, w tym potrzeby uczuciowe i seksualne, aby być posłusznymi instytucji, która bynajmniej nie jest święta i czysta.
Przed „Kastą nieskazitelnych” opublikował pan krytyczną monografię o papieżu Franciszku. Czy dzisiaj, po upływie kilku lat nadal podtrzymuje pan swoją opinię, że Franciszek żadnej rewolucji w kościele nie zrobił?
Powodów, by uznać tę ocenę za całkowicie zasadną, jest dzisiaj znacznie więcej. Franciszek nie tylko nie jest rewolucjonistą, nie jest nawet reformatorem. Jego pontyfikat okazuje się być w doskonałej kontynuacji z pontyfikatami jego poprzedników. Przez te wszystkie lata nie było widać żadnego przebłysku reformy. Żadnego.
*Marco Marzano, profesor zwyczajny, wykładowca akademicki Uniwersytetu w Bergamo, uznany eseista, socjolog religii, ateista. Autor wielu książek o Kościele katolickim: „Cattolicesimo magico” (Katolicyzm magiczny), „Quel che resta dei cattolici” (Co pozostaje z katolików), „La societa’ orizzontale” (Społeczeństwo poziome), „La chiesa immobile. Francesco e la rivoluzione mancata” (Kościól nieruchomy. Franciszek i nieudana rewolucja). Po polsku ukazała się jego ostatnia książka „Kasta nieskazitelnych”, w której po raz pierwszy opisał, przy użyciu kategorii socjologicznych, grupę księży katolickich.
Kościół
etyka seksualna Kościoła
Franciszek
homofobia
homoseksualizm księży
kościół
Kościół i pedofilia
Watykan
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w sprawach dotyczących pedofilii.
Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w sprawach dotyczących pedofilii.
Komentarze