0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Mariusz Jałoszewski / OKO.pressFoto Mariusz Jałosze...

O taki wyrok wnosił prowadzący sprawę niemal do końca prokurator Maciej Młynarczyk ze stołecznej prokuratury. Wyrok jest jednak znacznie wyższy, niż chciała prokuratura po nagłej wolcie, dokonanej tuż przed ogłoszeniem wyroku.

Młynarczyk był wtedy na urlopie. A zastępująca go prokuratorka Iwona Tryfon-Wilkoszewska z Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Północ z zaskoczenia wycofała większość zarzutów, zmieniła kwalifikacje czynów i wnioskowała jedynie o ukaranie hejterki grzywną.

Sędzia Agnieszka Jaźwińska z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa nie zgodziła się z końcowymi wnioskami prokuratury. Orzekła, że kobieta jest winna większości zarzucanych jej czynów i wymierzyła karę: rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

W okresie próby kobieta będzie pod dozorem kuratora. Sąd zobowiązał ją także do powstrzymania się przez ten okres od znieważania w jakikolwiek sposób „osób lub grup ludności z jakiegokolwiek powodu, w tym z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej”.

Wyrok: winna

Pierwotnie prokuratura przedstawiła Katarzynie S. piętnaście zarzutów karnych. Dotyczyły znieważania Ukraińców i osób pochodzenia żydowskiego, głównie w mediach społecznościowych.

Kobieta pisała o nich: „zboczone umysłowo plemię ukraińskie”, „bydło stepowe”, „ukraińskie ścierwa”, „przeklęty szczep”, „barbarzyńskie, przeklęte plemię”, „szmaty”, „chachły”, „nie jesteście narodem, tylko niewykształconym plemieniem”.

Jeden zarzut dotyczył znieważenia osób pochodzenia żydowskiego. W kolejnym oskarżano Katarzynę S. o znieważenie Igora Isajewa, polskiego dziennikarza i aktywisty pochodzącego z Ukrainy. Isajew często wypowiada się w mediach społecznościowych, a wcześniej razem ze Związkiem Ukraińców w Polsce tropił mowę nienawiści przeciwko Ukraińcom.

Jest często atakowany w internecie przez środowiska skrajnej prawicy. W tym zakresie sąd także uznał Katarzynę S. za winną i skazał ją na karę grzywny w wysokości 500 zł.

Przeczytaj także:

Adwokat Dariusz Raczkiewicz, reprezentujący Katarzynę S., zapytany przez OKO.press, czy będzie odwoływał się od wyroku, odparł, że „nie rozmawia z takim mediami”.

Jego klientka poinformowała nas jednak, że decyzja zapadnie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku. Na uzasadnienie czeka także prokuratura. Iwona Tryfon-Wilkoszewska na prośbę OKO.press o skomentowanie faktu, że sąd nie uznał jej wniosków zmieniających zarzuty wobec oskarżonej, powiedziała jedynie: „Sąd miał do tego prawo”.

Od lat prowadziła narrację antyukraińską

Katarzyna S. promowała w sieci narrację antyukraińską przynajmniej od 2018 roku. Prowadziła na Facebooku grupę „Genocidium atrox” (tłum. Straszne ludobójstwo), z treściami antyukraińskimi, dotyczącymi przede wszystkim rzezi wołyńskiej.

Jej wpisy pełne były mowy nienawiści. Zorganizowała także zbiórkę pieniędzy na akcję billboardową w kilku miastach południowej Polski. Na wielkoformatowych plakatach znajdowały się napisy: „Ukraińskie ludobójstwo dokonane na obywatelach II RP przez OUN-UPA w latach 1939 do 1947. PAMIĘTAMY. Wołyń i Małopolska Wschodnia”. Do tego grafika z płonącymi domami oraz słowo „pamiętamy” wydrukowane tak, by sprawiało wrażenie, że litery ociekają krwią.

Według ustaleń prokuratury Katarzyna S. współpracowała z aktywistami prorosyjskimi w Polsce, w tym z wiceprezesem radykalnej organizacji „Narodowy Świt” Marcinem Ż., związanym także z kilkoma innymi organizacjami prorosyjskimi.

Miała cztery konta na Facebooku oraz osiem adresów mailowych, dzięki czemu mogła omijać nakładane na nią przez administrację Facebooka ograniczenia za naruszenie regulaminu platformy.

Według danych zebranych przez portal Frontstory między lutym a kwietniem 2022 roku (pierwsze tygodnie po wybuchu wojny w Ukrainie) Katarzyna S. była odpowiedzialna „za wygenerowanie 75 procent wszystkich dyskusji związanych z hasztagami #niewspieramukrainy #tonienaszawojna #ukrainskieludobójstwo”.

Hejterka: to nie ja pisałam!

Katarzyna S. broniła się przed zarzutami, twierdząc, że dwa „najmocniejsze” komentarze są autorstwa jej partnera. Wyjaśniała również, że pisząc, nie miała na myśli wszystkich Ukraińców, a jedynie tych, którzy mordowali Polaków na Wołyniu.

Sąd nie uznał jednak tych wyjaśnień za wiarygodne. „Nie jest możliwe w świetle zasad doświadczenia życiowego to, żeby oskarżona wbrew swoim kluczowym interesom pozwoliła komukolwiek innemu na umieszczanie wpisów, za które może ponieść odpowiedzialność karną. (…) Sąd uważa, że nie pozwoliłaby tego czynić nikomu innemu” – podkreśliła w uzasadnieniu sędzia Agnieszka Jaźwińska.

Sędzia Agnieszka Jaźwińska z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Fot. Mariusz Jałoszewski.

Wskazała także, iż używane we wpisach słowa nie były skierowane przeciwko banderowcom (jak twierdziła oskarżona), lecz przeciwko całemu narodowi ukraińskiemu. Cytowała konkretne sformułowania: „ścierwa ukraińskie”; „Nie jesteście narodem, tylko niewykształconym plemieniem”; „Przeklęte plemię, krew naszych pomordowanych na ich rezunów i potomstwo”; „Prawda jest taka, że prawie 4 miliony Ukraińców zjechało wynarodawiać naszą ojczyznę (…), PiS sprowadza nam potomków rezunów”; „Zboczone umysłowo plemię ukraińskie”.

Sąd: nie ma pani wyłączności na cierpienie

Sędzia odniosła się także do motywacji, o której wielokrotnie podczas procesu mówiła Katarzyna S. Tłumaczyła ona, że jej celem jest upamiętnienie pomordowanych na Wołyniu Polaków, doprowadzenie do ekshumacji zwłok i obalenie pomników banderowców. Sędzia Agnieszka Jaźwińska stwierdziła jednak:

„Nie ma pani ani środowiska, które są z panią związane, wyłączności na odczuwanie cierpienia związanego z ludobójstwem na Wołyniu. Nie wszyscy, którzy podobnie jak pani to cierpienie mogą odczuwać, muszą uważać, że droga, która pani wybrała, jest drogą prowadzącą do zabliźnienia ran. Wskazać należy, że, zgodnie z zasadami doświadczenia życiowego,

jeżeli ktoś chce pogodzenia, uzyskania czegoś dla siebie, na przykład ekshumacji Polaków, nie obraża, nie znieważa strony, z którą chce dojść do porozumienia.

Dlatego zachowania, które pani podejmuje, są w oczywisty sposób sprzeczne z celami, które pani deklaruje”.

Nagła wolta prokuratury

Proces Katarzyny S. zakończył się już w czerwcu 2023. Wówczas oskarżyciel, prokurator Maciej Młynarczyk z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Północ, zażądał dla Katarzyny S. kary roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz przeprosin publikowanych w regionalnej „Gazecie Wyborczej”.

Młynarczyk specjalizuje się w przestępstwach z nienawiści. Wyrok miał zostać ogłoszony w sierpniu. Akurat wtedy prokurator Młynarczyk był na urlopie.

W zastępstwie za niego prokuraturę reprezentowała Iwona Tryfon-Wilkoszewska.

Przyszła na proces po raz pierwszy i dokonała zaskakującej wolty – wycofała dwa zarzuty dla oskarżonej, a trzynaście zarzutów o znieważenie połączyła w jeden czyn.

Zrezygnowała też ze ścigania Katarzyny S. o znieważenie Isajewa. Stwierdziła, że takie przestępstwo jest ścigane z oskarżenia prywatnego, zaś prokuratura nie ma interesu społecznego, by się tym zajmować.

Ta nagła zmiana nie była przypadkowa. W drugiej połowie lipca kierownictwo prokuratury zażądało akt sprawy Katarzyny S. Było to zaraz po konferencjach ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry w sprawie wyroku dla Mariki M. Tę działaczkę Młodzieży Wszechpolskiej poznański sąd skazał na karę więzienia za napaść na dziewczynę z tęczową torbą. Wyrok ten publicznie oprotestował minister Ziobro.

Efekt sprawy Mariki

Kilka tygodni później prokuratura zdecydowała się zmienić swoje stanowisko w sprawie hejterki Ukraińców, również związanej ze środowiskami nacjonalistycznymi.

Co istotne, wydelegowana na rozprawę Iwona Tryfon-Wilkoszewska jest osobą o znaczących powiązaniach rodzinnych. Jej mąż to były asystent Ziobry, prokurator Paweł Wilkoszewski, szybko awansujący za obecnej władzy. Obecnie w Prokuraturze Krajowej kieruje wydziałem spraw wewnętrznych, kontroluje sędziów i prokuratorów.

Prokurator Iwona Tryfon-Wilkoszewska z Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Północ, obok Igor Isajew. Fot. Mariusz Jałoszewski.

Tryfon-Wilkoszewska na sierpniowej rozprawie wyjaśniała, że chociaż znieważenie jest szkodliwe społeczne, to jednak Katarzyna S. nie jest humanistką. W dyskusjach wyraża swoje emocje, a jej wpisy dotyczyły konkretnych wydarzeń historycznych, które miały prawo wzbudzić w niej gniew. Podkreślała, że trzeba dać szansę oskarżonej na zmianę i resocjalizację.

Tyle że hejterka informowała w mediach społecznościowych, że zmieniać się nie zamierza. Już 22 marca napisała na Twitterze, w kontekście trwającego procesu: „Bez względu na wyrok ja nie zamierzam zmieniać niczego w swoich działaniach na rzecz pomordowanych Polaków”.

11 lipca podczas Marszu Pamięci, organizowanym przez środowiska prorosyjskie w 80. rocznicę zbrodni wołyńskiej, powiedziała: „Ukraińcy nie tylko nie czują żadnej wdzięczności, ale wciąż przeciwnie – są jeszcze bardziej aroganccy, bezczelni, roszczeniowi”.

Wyrok pod presją

Po zmianie stanowiska prokuratury sędzia odroczyła ogłoszenie wyroku do września. W tym czasie prokurator Młynarczyk zdążył już wrócić z urlopu, ale okazało się, że… odebrano mu sprawę Katarzyny S.

W tej sytuacji prowadząca proces sędzia Agnieszka Jaźwińska z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa znalazła się pod dużą presją. Mimo to zasądziła karę więzienia w zawieszeniu. Wyrok nie jest prawomocny.

„Jestem zadowolony z wyroku i pozytywnie zaskoczony. Sędzia tym wyrokiem pokazała, że jest stanowcza i odważna” – komentował wyrok dziennikarz i aktywista Igor Isajew. – „Spodziewam się apelacji zarówno ze strony obrońcy skazanej, jak i prokuratury. Ta sprawa jest przecież podobna do słynnej sprawy skazanej Mariki, którą interesował się Zbigniew Ziobro”.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze