0:00
0:00

0:00

Smoleńska mitologia PiS nieco się zachwiała. 3 kwietnia 2017 r. prokuratorzy zaprezentowali stan śledztwa w sprawie katastrofy z 10 kwietnia 2010 r, który radykalnie odbiega od opowieści ministra Macierewicza w ostatnich pięciu latach.

Analiza materiału dowodowego [...] pozwoliła prokuratorom na sformułowanie nowych zarzutów wobec kontrolerów lotu, obywateli Federacji Rosyjskiej, a także trzeciej osoby będącej wówczas w wieży kontroli lotów

Prokuratura Generalna,03 kwietnia 2017

Sprawdziliśmy

Naciągane. Zarzuty w zasadzie takie same, choć zaostrzone

Słowa prokuratora Marka Pasionka to jedynie ostrzejsze postawienie zarzutów, które w 2015 r. stawiała już rosyjskim kontrolerom Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Wtedy nie udało się wręczyć zarzutów Rosjanom i zapewne nie uda się to teraz. Prokuratura nie ma nic, co zmieniałoby znany już obraz tragedii.

Pusty gest zaostrzenia zarzutów wobec kontrolerów robi wrażenie próby ratowania twarzy, a w żadnym stopniu nie posuwa śledztwa naprzód. Za to utrudnia życie ministrowi Macierewiczowi z jego obsesją wybuchu.

Z czym nie może pogodzić się PiS

10 listopada 2015 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa opublikowała wyniki swego śledztwa. Były klarowne i udokumentowane.

Nie było żadnego zamachu, był tragiczny wypadek lotniczy, za który ponoszą odpowiedzialność polscy piloci oraz rosyjscy kontrolerzy lotniska.

Tym ostatnim postawiono zarzuty nieumyślnego doprowadzenia do katastrofy. Dokładniej: ppłk. Pawłowi Plusninowi zarzucano sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa w ruchu powietrznym, a mjr. Wiktorowi Ryżence - nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu powietrznym. Zarzutami nie objęto płk. Nikołaja Krasnokuckiego, który również był 10 kwietnia 2010 r. w wieży kontrolnej.

Ustalenia Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie - bo to ona prowadziła śledztwo - nie podważyły wersji wydarzeń tzw. raportu Millera. Wskazywał na kilka przyczyn: błędna decyzja o próbie lądowania (zamiast wyboru lotniska zapasowego), zejście przez pilota poniżej minimalnej wysokości zniżania, zbyt późna decyzja o odejściu na drugi krąg(rezygnacji z lądowania), pomyłkowe odczytywanie wysokości. Za błędami pilotów stoją braki wyszkolenia, pewien wpływ na nerwowość ich decyzji mogły mieć także wizyty urzędników państwowych i wojskowych w kokpicie.

4 kwietnia 2016 r. rozwiązano Naczelną Prokuraturę Wojskową i sprawę katastrofy smoleńskiej przejęła Prokuratura Krajowa.

Po roku pracy prokuratorzy - poza zarzutami dla kontrolerów - mówili o ekshumacjach (i zapowiedzieli kolejne), chwalili się drogimi ekspertyzami zamówionymi w zagranicznych laboratoriach i ogromnym wysiłkiem analizy 800 tomach akt głównych oraz ok. 200 tomów materiałów niejawnych.

Innymi słowy nie mieli niczego nowego do powiedzenia.

Kontrolerzy świadomie wprowadzali w błąd

Kierownik lotów ppłk Paweł Paweł Plusnin i obsługujący system radiolokacyjny kierownik strefy lądowania mjr Wiktor Ryżenko to - zdaniem prokuratury - bezpośredni sprawcy tragedii. Rzekomo współuczestniczył w tym zastępca dowódcy bazy lotniczej w Twerze płk. Nikołaj Krasnokucki, który również był 10 kwietnia na wieży w Smoleńsku.

Zdaniem Prokuratury z zebranych w toku postępowania dowodów wynika, że kontrolerzy "wprowadzali w błąd załogę samolotu już od momentu, gdy Tu-154 znalazł się w odległości 8 km od lotniska". W tym "przekazywali pilotom fałszywe informacje o prawidłowej ścieżce i kursie samolotu". I to pomimo tego, że tracili jego obraz na monitorach radarów i nie znali jego konkretnego położenia. Wbrew przepisom nie zamknęli również lotniska.

Przeczytaj także:

Czy "umyślne sprowadzenie katastrofy" to zamach?

W narracji prokuratury nie pojawia się słowo "zamach". Ale określenie "umyślne sprowadzenie katastrofy" tak właśnie zinterpretowały niektóre media i politycy.

Maciej Lasek - były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych - uważa taką interpretację za błędną i niezgodną z intencją prokuratury.

"W Kodeksie Karnym definicja umyślnego doprowadzenia do przestępstwa jest dwuelementowa" - mówi Lasek OKO.press.

"Po pierwsze, oznacza celowe działanie z intencją doprowadzenia do szkody. Po drugie, wskazuje na intencjonalne łamanie przepisów ze świadomością, że może to doprowadzić szkody. A to są dwie różne rzeczy". Zdaniem Laska w zarzutach postawionych obecnie kontrolerom chodzi o drugi element.

Lasek podkreśla, że nawet w materiałach prasowych dystrybuowanych przez prokuraturę wskazano na to, że kontrolerzy mieli świadomość, że - według rosyjskich przepisów - lotnisko powinno być zamknięte. Wiedzieli też, że używane przez nich radary dają nieprecyzyjne odczyty. Ale nie przerwali podejścia samolotu.

To jednak nie znaczy, że ich intencją było doprowadzenie do katastrofy. Zdaniem Laska, nawet obecna prokuratura, takiego zarzutu nie stawia kontrolerom.

Gdyby zinterpretować zarzuty Prokuratury jako oskarżenie o zamach, to sens traci mnóstwo czynności kontrolerów, które wykonali zanim doszło do katastrofy. Przecież alarmowali załogę samolotu, że widoczność wynosi tylko 400 m i - w związku z tym - nie ma warunków do lądowania. Zawiadomili też pilotów, że na wysokości 100 metrów samolot powinien być gotowy do odejścia na drugi krąg, podali też - choć spóźnioną - taką komendę.

"A to wszystko nie są działania, które wskazywałyby na chęć doprowadzenia do rozbicia samolotu" - podkreśla Lasek.

Tym razem pewnie też się nie uda

W 2015 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie próbowała już oskarżyć kontrolerów o nieumyślne spowodowanie katastrofy.

"Część polityków obarcza Rosję winą bądź współwiną za katastrofę w Smoleńsku" - mówi OKO.press gen. Waldemar Skrzypczak, b. wiceminister obrony i b. dowódca sił lądowych - Czy w zarzutach mowa o umyślnym czy nieumyślnym działaniu kontrolerów, nie ma w zasadzie znaczenia. Rosja nawykła do naszej retoryki, więc to nie zrobi na niej wrażenia".

Dwa lata temu nie udało się przekazać zarzutów, bo strona rosyjska odmówiła współpracy. Czy - biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia - jest na to szansa dziś? Wątpliwe.

"A skoro tak, to można odnieść wrażenie, że działania prokuratury min. Ziobry są kierowane na rynek wewnętrzny'" - mówi Lasek - Jest to działanie o charakterze politycznym".

Zdaniem Laska chodzi o podtrzymanie przekonania, że wątek zamachu, choć w "niewybuchowej wersji", jest nadal poważnie rozważany. Pomimo tego, że wyniki pracy biegłych go wykluczają.

"To nie jest tak nachalne, jak w podkomisji smoleńskiej Macierewicza. Chodzi raczej o sugerowanie pewnych możliwości, zostawiając je w domyśle"- mówi Lasek.

Podwójny zamach - ale właściwie po co?

Antoni Macierewicz wychodząc z konferencji prasowej Prokuratury nie chciał odpowiadać na pytania. Być może spodziewał się, że padnie trudne pytanie o zamach, które Radio Zet postawiło wiceministrowi MSWiA Jarosławowi Zielińskiemu: "Po co by miano źle sprowadzać samolot, na pokładzie którego i tak były ładunki wybuchowe?". Zielinski wykazał się elastycznością myślenia jakby miał gumowy mózg.

Teoretycznie ja sobie mogę wyobrazić taki logiczny związek, że kontrolerzy sprowadzają samolot, chociaż nie powinni byli tego robić w taki sposób, prawda, podając błędne informacje, a jednocześnie jest w samolocie coś, co ma spowodować eksplozję

Radio Zet,04 kwietnia 2017

Sprawdziliśmy

Absurd. Hipoteza "podwójnego zamachu" jest niedorzeczna

Wiceminister udawał, że nie dostrzega, że w sytuacji zamachu kontrolerów wysadzenie samolotu byłoby niepotrzebne. A jeśli samolot miała zniszczyć eksplozja ładunków wybuchowych, to udział obsługi w zamachu byłby również zbędny.

Więcej: uczestnictwo kontrolerów stwarzałoby dodatkowe ryzyko dla sukcesu "Operacji Wybuch".

OKO.press obawia się, że "smoleńska logika" zwycięży także w umysłach innych polityków PiS.

Zieliński ani słowem nie zająknął się o tym, że PiS nie dopełnił ważnej obietnicy, którą składał przy okazji wyborów: sprowadzenia wraku prezydenckiego Tupolewa do Polski.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze