0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Dabrowski / Agencja GazetaGrzegorz Dabrowski /...

Piotr Laskowski i Sebastian Matuszewski - historycy idei, członkowie zespołu opracowującego pełną edycję Archiwum Ringelbluma - napisali poruszający tekst o wypędzaniu, odpychaniu i terroryzowaniu uchodźców na polskiej granicy.

Publikujemy ich gorzką refleksję w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Gdy wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik i minister obrony Mariusz Błaszczak satysfakcją prezentują na Twitterze bele drutu kolczastego rozwijanego na polsko-białoruskiej granicy, a lider opozycyjnej Platformy Obywatelskiej Donald Tusk krytykuje rząd PiS za niewystarczające (!) uszczelnienie granic, pamięci narzuca się, że w podobny sposób sanacyjny rząd II Rzeczypospolitej zatrzymał na granicy w Zbąszyniu tysiące Żydów (inaczej niż w przypadku uchodźców i uchodźczyń z Afganistanu, polskich obywateli i obywatelek, którym wszakże obywatelstwo władza pospiesznie odebrała), wygnanych z III Rzeszy w październiku 1938 roku.

View post on Twitter
View post on Twitter
View post on Twitter

Ringelblum: "Nie ma pióra, które by zdołało to opisać"

W lipcu 1939 gazeta „Nasz Przegląd” przedrukowała artykuł słynnego amerykańskiego dziennikarza Huberta Renfro Knickerbokera „Na morzu niczyim”. Knickerbroker pisał o żydowskich uchodźcach z III Rzeszy:

„Dziesięć tysięcy ludzi, o których nikt nie dba! Dziesięć tysięcy tułaczy żydowskich, wędrujących bez wiz i bez pieniędzy i tropionych jak zwierzęta po korytarzach ziemi niczyjej i morza niczyjego. Wypędzeni z własnych domostw, obozują pomiędzy granicami Niemiec i krajów sąsiednich […]. Skuleni oczekują daremno w dokach portów czarnomorskich na okręt, który wziąłby ich na pokład. I ustawicznie krążą […], szukając wszędzie na ziemi miejsca, w którym można byłoby zatrzymać się. […] Nie ma kraju na świcie, gdzie nie szukaliby szczeliny, przez którą można byłoby się przedostać”.

„Ziemia niczyja”, termin ukuty w czasach I wojny światowej na określenie pasa ziemi pomiędzy wrogimi okopami, w latach 30., jak i dzisiaj, oznacza już wąską przestrzeń między granicami, której, jak pisał The American Jewish Year Book, „nie zamieszkiwali żołnierze, lecz bezradni, nieszczęśni uchodźcy, mężczyźni, kobiety i dzieci, których żaden kraj nie chciał przyjąć”.

W konspiracyjnym Archiwum Getta Warszawskiego zachowała się sztuka teatralna nieznanego autora, napisana prawdopodobnie latem 1939 roku. Tekst, zatytułowany „Statek na wodzie”, przedstawia los żydowskich uchodźców:

„Tułają się w pasach granicznych, na tzw. ziemi niczyjej… w lasach… jaskiniach… na statkach na morzach… Błąkają się od portu do portu, szukając nowej ojczyzny i… sprawiedliwości…”

Emanuel Ringelblum, historyk i działacz społeczny, zanim zamknięty w murach warszawskiego getta przystąpił do tworzenia konspiracyjnego Archiwum, zaangażował się w pomoc wygnańcom zatrzymanym w Zbąszyniu – miejscu nazwanym „największą ziemią niczyją”. W liście do przyjaciela, historyka, Rafała Mahlera, Ringelblum pisał:

„Z pewnością zdziwisz się na wieść, że znajduję się w Zbąszyniu. [...]

Trudno mi oddać na papierze to wszystko, co tu przeżyłem. Wydaje się, że nie ma pióra, które by zdołało to opisać. Dość powiedzieć, że po kilku dniach oglądania cierpienia tych ludzi przepłakałem całą noc”.

A w liście do Arnona Fiszmana-Tamira, dodawał, że Zbąszynia „nie można zapomnieć, nieważne, jak daleko się znajdujemy. Z pewnością opowiadałem Ci, że po moim wyjeździe ze Zbąszynia, jeszcze przez dwa miesiące nie mogłem uwolnić się od tamtych obrazów. We wszystkim, co robiłem, wizja obozu w Zbąszyniu zawsze stawała mi przed oczami — ludzi, których tam spotkałem, moich przeżyć”.

Polskie rasistowskie władze

Obecne nieludzkie działania polskich władz i nieludzkie słowa lidera Platformy Obywatelskiej, który dosłownie domaga się od rządzących mniej „antyhumanitarnej propagandy” i więcej antyhumanitarnego działania, ujawniają przy okazji fałsz prowadzonej od 30 lat (z mniejszym lub większym zaangażowaniem, mniej lub bardziej brutalnie) polityki historycznej – fałsz lukrowanej opowieści o II RP, o dobrej Polsce, która nikogo nie krzywdzi.

Ringelblum pisał: „Zbąszyń stał się symbolem bezprawnego traktowania polskich Żydów […], stali się obywatelami czwartej kategorii”.

Drut kolczasty na granicy polsko-białoruskiej będzie podobnym symbolem i od nas dziś zależy, czy okryje on hańbą nas wszystkich, czy tylko ministra Błaszczaka, Donalda Tuska i im podobnych.

„Wszystkich nas dręczy myśl, jak długo jeszcze będzie trwała sprawa Zbąszynia i co stanie się na końcu ze wszystkimi uchodźcami” – pisał Ringelblum i zauważał, że rząd polski wykorzystał tę sprawę w swojej licytacji na patriotyzm z polskimi nacjonalistami: „nie dajemy wstępu do Polski żadnemu Żydowi, jesteśmy tutaj prawdziwymi antysemitami”.

Nie po to obecny rząd polski w osobie ministra kultury Piotra Glińskiego przelewał miliony złotych na konto lidera narodowców Roberta Bąkiewicza, nie po to Donald Tusk kokietował posłów Konfederacji, żeby teraz nie dać dumnego dowodu, że wszyscy oni – od Glińskiego i Błaszczaka po Tuska i jego akolitów „rozumiejących, czym jest państwo” – w niczym nie ustępują nacjonalistom.

W Zbąszyniu rząd II RP odmówił wstępu polskim obywatelkom i obywatelom. Dzisiaj rząd Rzeczypospolitej zasiekami odpycha ofiary wojny, którą państwo polskie prowadziło konsekwentnie przez dwadzieścia lat (oficjalnie udział Polski w działaniach zbrojnych w Afganistanie zakończył się 30 czerwca 2021).

Przeczytaj także:

Mówi nam się o „problemie uchodźców”, o „wojnie hybrydowej”, o „szczelnych granicach”, byśmy akceptowali okrucieństwo, które dokonuje się na naszych oczach. I w naszym imieniu.

Ta akceptacja, do której jednym głosem zachęca nas Wójcik i Tusk, jest im bardzo potrzebna. Uczy nas bezsilności, bezwładu i bezduszności – uczy nas przyzwalać władzy na każdą popełnianą przez nią zbrodnię.

Każda minuta, gdy osoby szukające schronienia oddziela od nas drut kolczasty, czyni z nas gorszych ludzi.

Potrzeba prawdziwej solidarności

Uchodźczynie i uchodźcy z Afganistanu – na granicy w Usnarzu Górnym i na lotnisku w Kabulu – potrzebują dzisiaj naszego pełnego wsparcia. Nie filantropii, nie kilku paternalistycznych gestów (nawet na takie gesty polski rząd i lider największej partii opozycji nie są w stanie się zdobyć), lecz prawdziwej ludzkiej solidarności. Takiej, jaką starał się budować Ringelblum w Zbąszyniu:

„Najważniejsze, że nie ma poczucia podziału na dających i obdarowywanych. Uchodźcy widzą w nas braci, spieszących na pomoc w chwili nieszczęścia i katastrofy. Między nami a uchodźcami panują jak najbardziej serdeczne i przyjacielskie stosunki, a nie atmosfera zatęchłej filantropii, która z taką łatwością może przeniknąć do naszej pracy. Dlatego wszyscy potrzebujący cieszą się z naszej pomocy. Niczyje ludzkie uczucia nie zostały zranione".

Chcemy wierzyć, że jesteśmy do takiej solidarności gotowe i gotowi.

Źródła cytatów:

Artykuł H.R. Knickerbokera: „Nasz Przegląd”, 3 lipca 1939, s. 4. https://academica.edu.pl/reading/readSingle?page=4&uid=9207011

„Statek na wodzie”, „Dialog” 11/2020.

Listy E. Ringelbluma: „Karta” nr 64, 2010, s. 21-23

;

Komentarze