0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Od prawie roku [rząd] zapewnia dostawę bezpłatnych leków pochodzących z marihuany wszystkim pacjentom, dla których lekarze wystąpili z wnioskiem o takie leczenie. Nie ma dzisiaj osoby w Polsce, która potrzebowałaby marihuany do leczenia i jej nie dostaje.
Fałsz. Dostęp do medycznej marihuany mają nieliczni.
Jeden na jeden, TVN 24,22 listopada 2016
Jedna rzecz w wypowiedzi ministra zdrowia się zgadza: od 4 marca – po interwencji Jarosława Kaczyńskiego – produkty lecznicze na bazie konopi indyjskich (zwane potocznie marihuaną medyczną) mogą być refundowane. Nie dostają ich jednak wszyscy potrzebujący, a procedury sprowadzania leków w trybie tzw. importu docelowego są bardzo skomplikowane.

Ministerstwo Zdrowia poinformowało OKO.press 22 listopada, że od 4 marca resort wydał 48 zgód na refundację leków dla 27 dla pacjentów “leczonych z powodu lekoopornych napadów padaczkowych, u których dostępne w Polsce, alternatywne metody leczenia farmakologiczne i dietetyczne nie wpływają na poprawę stanu klinicznego”. Pięciu pacjentom odmówiono, ponieważ nie spełniali tego kryterium.

Jak już pisaliśmy, podstawowe ograniczenie refundacji i importu docelowego medycznej marihuany polega na tym, że refundacja dotyczy jednej choroby – lekoopornej padaczki u dzieci. Ciężko chore dzieci zawdzięczają tę możliwość Dorocie Gudaniec zwanej matką medycznej marihuany w Polsce. Gudaniec jest prezeską Fundacji Krok po Kroku, która od kilku lat walczy o życie i zdrowie siedmiololetniego syna Maxa. Chłopiec ma trisomię (tzw. zespół Downa) i choruje na padaczkę lekooporną.

Przeczytaj także:

Nie tylko padaczka

Dramatyczne opowieści Gudaniec sprawiły, że temat medycznej marihuany przebił się do opinii publicznej, zwłaszcza, że pionierskie leczenie zestawem różnych środków na bazie marihuany, prowadzone przez dr Marka Bachańskiego, dało doskonałe wyniki – liczba napadów padaczki u Maxa spadła z kilkuset (!) dziennie do kilku lub kilkunastu miesięcznie.

Naukowcy i lekarze spierają się o skuteczność medycznej marihuany, ale rośnie liczba doniesień o pozytywnych wynikach w leczeniu astmy (marihuana zwiększa przepustowość dróg oddechowych), jaskry (obniża ciśnienie płynu śródgałkowego), padaczki, zwłaszcza u dzieci, autoimmunologicznych chorób jelita grubego (w tym choroby Leśniowskiego-Crohna), a także zaburzeń neurologicznych (spastyka, drgawki) m.in. w stwardnieniu rozsianym, chorobie Alzheimera, stwardnieniu zanikowym bocznym. Marihuana jest skuteczna w zwalczaniu chronicznego bólu, łagodzi objawy AIDS i nowotworów (zwłaszcza po chemioterapii), pomaga w stanach terminalnych. Są też pojedyncze doniesienia o niszczeniu agresywnych nowotworów przede wszystkim glejaka mózgu.

Jedyny lek medycznej marihuany dostępny w polskich aptekach to Sativex (w aerozolu), ze wskazaniem do leczenia „sztywności mięśni występujących w stwardnieniu rozsianym”; w innych krajach leczy się nim także ból chroniczny.

Sativex kosztuje 2600-3200 złotych za opakowanie. Nie jest objęty refundacją.

Pięć kroków, pięć barier

Rodzice dzieci chorych na padaczkę lekooporną skarżą się, że załatwienie importu docelowego i – od niedawna – refundacji to droga przez mękę. Aby sprowadzić lek z zagranicy trzeba uzyskać:

  • odpowiednie zapotrzebowanie lekarza prowadzącego leczenie. Takich trudno znaleźć: lekarze niewiele wiedzą o medycznej marihuanie, mają za to masę uprzedzeń (narkofobia, marihuanofobia);
  • potwierdzenie przez krajowego lub wojewódzkiego konsultanta z danej dziedziny medycyny;
  • zgodę ministra zdrowia na refundację i import docelowy. Minister wydaje zgodę, „jeśli lekarz prowadzący leczenie uzna, że są to leki najlepsze z możliwych, przynoszą wyraźną poprawę stanu zdrowia, a jednocześnie nie mają równie dobrej alternatywy”;
  • aptekę, która podejmie się pośrednictwa w sprowadzaniu leku. Wbrew pozorom to nie jest proste. Jak mówiła „Oku” Dorota Gudaniec, jedną z porcji leku dla Maxa musiała zamówić w aptece w Łodzi, bo nie udało się znaleźć placówki w Warszawie;

Nie koniec na tym. Apteka zagraniczna (np. w Holandii) traktuje zamówienie z Polski jak zwykłe zewnętrzne zapotrzebowanie, bo nie ma żadnych oficjalnych uzgodnień międzypaństwowych (np. nikt w firmie Bedrokan nie wiedział, że Polska dopuszcza import docelowy). Zgodnie z regulacjami holenderskimi apteka najpierw zaspokaja zapotrzebowanie krajowe, dlatego długo trwa nim wyśle lek do Polski.

Z tych pięciu kroków najłatwiejszy jest trzeci – w ministerstwie. Ale cały proces jest czasochłonny i kłopotliwy, a przecież mamy tu do czynienia z ludźmi często na granicy wytrzymałości, przerażonymi chorobą swoich dzieci.

Paulina Janowicz z Wrocławia, mama czteroletniej Oli, chorej na padaczkę z ciężkimi stanami bezdechu, przeszła całą procedurę.

Miała już obietnicę, że lek do polskiej apteki dotrze przed końcem maja. Ale 6 maja Ola zmarła.

Nadzieja na ułatwienia

Wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas zapowiedział, że rząd planuje ułatwić te procedury. Na posiedzeniu sejmowej podkomisji zdrowia 16 listopada zaproponował, by każdy lekarz w Polsce mógł wystawić receptę na lek przygotowany przez farmaceutę. Na razie musiałaby być to marihuana sprowadzana z zagranicy, ale w przyszłości zagranicznych dostawców mieliby zastąpić polscy producenci. Kontrolę nad standaryzowanymi uprawami sprawowałby Narodowy Instytut Leków.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Przeczytaj także:

Komentarze