Jak się zdobywa władzę w Polsce? W „Ludowej historii Polski” – książce, która ukazała się w listopadzie 2020 – zaproponowałem model, który, jak twierdzę, pozwala opisać kolejne przełomowe momenty w nowoczesnym polskim życiu politycznym (od powstania kościuszkowskiego w 1794 roku).
Przedstawmy go w uproszczeniu.
Mamy dwie kategorie aktorów: „lud” (jeden) oraz „elity” (których może być wiele). Elity rywalizują o władzę, a więc także o zasoby, takie jak pieniądze i prestiż, które ta władza daje. Do zdobycia władzy potrzebują jednak ludowego poparcia. Może ono przyjmować różne formy: od głosowania w wyborach po masowy udział w powstaniu, wojnie czy rewolucji.
Podział na elity i lud
Osią podziału na elity i lud jest miejsce w podziale społecznie wypracowanych dóbr. Lud je wytwarza, elity w części konsumują, a w części zużywają na budowę rozmaitych instytucji społecznych (np. państwowych, ale nie tylko). Elity są więc elitami nie dlatego, że są światlejsze, mądrzejsze czy moralnie lepsze, ale dlatego, że to do nich płyną zasoby wypracowane przez lud i one nimi zarządzają.
Pamiętajmy, że to jest model. Zarówno warstwy ludowe, jak i elity to pojęcia nieostre; lud jest bardzo zróżnicowany, ma liczne wewnętrzne podziały (dodajmy dla porządku).
Historycy rzadko mówią o przeszłości w kategoriach modeli, zazwyczaj bowiem uważają, że przeszłość jest zbyt różnorodna i skomplikowana, żeby ją włożyć w proste ramy. Socjologowie zaś – na odwrót – niekiedy uważają historyków za szczególarzy bez polotu, którzy widzą poszczególne drzewa, ale nie widzą lasu, czyli są w stanie pisać o drobiazgach, ale są ślepi na wielkie procesy społeczne.
Socjologia historyczna władzy
„Ludowa historia Polski” gatunkowo należy do socjologii historycznej – a więc jest próbą opisania i zrozumienia procesów społecznych w przeszłości. Książka nosi podtytuł „Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”. Jej główny przedmiot to władza – nie w wymiarze politycznym, tylko ekonomicznym, na poziomie gospodarstwa czy fabryki.
Wróćmy do modelu: żeby zdobyć ludowe poparcie, elity składają ludowi polityczną propozycję. Ta propozycja ma dwa wymiary: wspólnotowy i emancypacyjny. W uproszczeniu – elita aspirująca do zdobycia władzy mówi warstwom ludowym: „zbudujemy nową wspólnotę, w której wasze życie będzie lepsze”.
„Złożenie propozycji” brzmi jak coś prostego, ale to oczywiście trudny, pracochłonny i skomplikowany proces. Może też przybierać różne formy. Kiedy socjaliści prowadzili agitację wśród robotników w Królestwie Polskim przed rewolucją 1905 roku, składali im taką propozycję. Kiedy „Solidarność” w 1980 roku obiecywała Polakom lepszy PRL (obalenie systemu nie wchodziło w grę), była to polityczna propozycja. Kiedy PiS wygrał wybory w 2015 roku, również złożył taką propozycję.
Trzeba obiecać, żeby wygrać
W ramach tego modelu można zinterpretować kluczowe momenty w polskiej polityce ostatnich dwóch stuleci z okładem.
W powstaniu kościuszkowskim 1794 roku powstańcy obiecywali ludowi – wówczas głównie byli to chłopi pańszczyźniani – wolność osobistą, wzięcie pod prawną opiekę państwa, niższe ciężary pańszczyźniane, oraz wspólnotę polityczną, w której nie tylko szlachta będzie miała głos.
W 1905 roku socjaliści obiecywali demokratyczną republikę polską, samorząd robotniczy, lepsze warunki pracy i płacy (w tym krótszy dzień roboczy). Konkurujący z nimi narodowi demokraci – sprzymierzeni wówczas z rosyjskimi elitami imperialnymi – obiecywali wspólnotę narodową, wykluczającą Żydów, nowoczesną technicznie, ale też opartą na tradycji, a w wymiarze materialnym – solidaryzm społeczny, czyli wspólny dobrobyt budowany razem rękami fabrykantów, ziemian i robotników.
W 1989 roku opozycja obiecywała demokratyczną republikę i lepsze życie, które miał przynieść kapitalizm.
W podobny sposób można opisać inne przełomowe momenty w polskiej przeszłości: te z lat 1830, 1846, 1848, 1863, 1918-1920, 1944, 1956, 1968, 1970, 1980 – a także 2015.
Co Polakom obiecał PiS?
Na pewno wspólnotę wartości narodowych i konserwatywnych (dla tych, którym nie odpowiada uniwersalny projekt europejski), raczej zamkniętą niż otwartą, oraz większą troskę o najmniej zarabiających – 500 plus, podwyżkę płacy minimalnej, minimalnej stawki godzinowej i wreszcie – Mieszkanie plus.
„Chwileczkę” – powiecie. „Przecież PiS spełnił tylko część tych obietnic! Oszukiwał!”.
To prawda – i zachował się w zgodzie z polską historyczną regułą. Elity zawsze obiecują za dużo i nigdy nie dotrzymują słowa, albo dotrzymują je tylko częściowo.
Elity nie dotrzymują słowa
Co się dzieje wówczas, kiedy aspirująca elita zdobędzie władzę? (Najpierw musi wygrać: te projekty często kończyły się niepowodzeniem – Kościuszko przegrał, podobnie jak kolejne pokolenia powstańców. Walka o władzę to ryzykowne przedsięwzięcie. Nagroda jest duża, ale ryzyko także).
Otóż po zdobyciu władzy zwycięskie elity wycofują się z dużej części składanych wcześniej ludowi obietnic. Nieuchronnym następstwem zwycięstwa jest więc rozczarowanie.
Dobrej ilustracji dostarcza tutaj historia II RP. Elity odrodzonego państwa składały się w dużej części z byłych socjalistów, rewolucjonistów z 1905 roku. Należał do nich także Józef Piłsudski.
Kiedy młode państwo walczyło o przetrwanie (w latach 1918-1920), obiecało m.in. robotnikom ośmiogodzinny dzień pracy, płatne urlopy, ubezpieczenia chorobowe i szereg innych zdobyczy socjalnych; chłopom zaś – reformę rolną, czyli oddanie im części ziemi obszarników (słowo „obszarnik” nie wywodzi się z języka komunistycznego, używali go już socjaliści w 1905 roku). Reformę rolną uchwalono w momencie, w którym Armia Czerwona podchodziła pod Warszawę i stawką było ocalenie niepodległości.
Kiedy jednak II RP okrzepła, wycofała się – otwarcie lub po kryjomu – z większości tych obietnic. Ośmiogodzinny dzień pracy w większej części gospodarki nie był przestrzegany (po szczegóły odsyłam do książki). Płatne urlopy były fikcją dla większości pracowników. Reforma rolna najpierw okazała się niezgodna z uchwaloną w marcu 1921 roku konstytucją, potem ją przez kilka lat poprawiano (sprawiając, że stała się mniej korzystna), a jej wykonanie ślimaczyło się.
Dlaczego elity wycofują się z obietnic?
Ponieważ ich zrealizowanie naruszyłoby interesy wpływowych grup (z którymi trzeba się liczyć, kiedy już się władzę ma) i kosztowałoby zbyt dużo kapitału politycznego. Ziemiaństwo mogło być nieliczne w II RP – liczyło mniej niż 20 tys. rodzin – ale miało ogromne wpływy polityczne i społeczne. Skutecznie blokowało reformę rolną.
Obietnice łatwo składać, żeby zdobyć władzę, trudno zaś zrealizować, kiedy się już ją ma – nagle okazuje się, że rzeczywistość stawia opór. PiS mógł obiecać 100 tys. mieszkań w ramach programu Mieszkanie plus, potem jednak okazało się, że jest kłopot w zasadzie ze wszystkim – z gruntami, z pieniędzmi, z ustawodawstwem. Ze 100 tysięcy zrobiło się kilka tysięcy, w dodatku droższych dla najemców niż planowano.
Koniec cyklu PiS
Nowa elita szybko wpada więc w koleiny starej. Historia się nie powtarza, ale cykle są uderzająco podobne: obietnice – zdobycie władzy – rozczarowanie.
Wówczas cykl ulega domknięciu. Rozczarowanie stwarza możliwość dla nowej aspirującej do władzy elity – umożliwiając jej złożenie własnej propozycji.
Warto przy tym dodać, że ze złożonych obietnic nigdy nie udało się wycofać w całości. Są zazwyczaj realizowane w części, a nowa elita nie jest w stanie ich odwołać (ale także jej się to nie opłaca).
Dlatego w „Ludowej historii Polski” pisałem o postępującej emancypacji: zakres ludowej wolności (i dobrobytu) per saldo się zwiększa. Raz złożone obietnice, także niespełnione, pozostają, by tak rzec, „na stole”. Nie sposób ich odwołać ani unieważnić.
Trajektoria rządów PiS (ale także postawy opozycji) to dobra ilustracja tego procesu. Jeszcze w 2015 roku opozycja krytykowała programy socjalne PiS za „rozdawnictwo”. Szybko jednak PO zmieniła zdanie i postanowiła PiS przelicytować – zamiast ograniczania 500 plus, obiecała także wypłacać je na pierwsze dziecko. Dziś politycy PO zarzekają się, że 500 plus nie zostanie po wygranej opozycji ograniczone czy zniesione.
Z drugiej strony, PiS wyraźnie zmienił retorykę w drugiej kadencji. Przestał obiecywać nowe programy socjalne, a zaczął odwoływać się do wartości konserwatywnych – mówić o „obronie polskości” przed zgnilizną moralną płynącą z Zachodu.
Jak pokazują badania Ipsos dla OKO.press z końca listopada 2020 roku, partia rządząca wyraźnie traci poparcie w warstwach, które ją wcześniej popierały – wśród gorzej wykształconych, gorzej zarabiających i mieszkających na wsi i w mniejszych miejscowościach.
Szczególnie dotyczy to przywódcy, który wbrew własnej propagandzie jest elitą elity obecnego państwa. Z opinią, że „nadszedł już czas na polityczną emeryturę Jarosława Kaczyńskiego” zgodziło się w tym samym sondażu: 78 proc. osób z wykształceniem podstawowym i zawodowym, 75 proc. mieszkańców wsi i 75 proc. najuboższych Polek i Polaków.
Lud ma prezesa dość, a prezes uwikłany w rywalizację z elitami we własnym obozie, w symboliczne wojny z Europą, w walkę z „nihilizmem” w imię oderwanych od życia wartości katolickich, nawet nie próbuje przekonać, że ma jakąś obietnicę poza dalszym trwaniem u władzy.
Kto złoży ludowi nową propozycję?
W tej sytuacji pytanie – nad którym powinna się zastanawiać opozycja – brzmi: kto złoży skutecznie nową propozycję polityczną polskiemu ludowi? I jak ona będzie wyglądać?
Na Nowy Rok 2021 życzę czytelnikom OKO.press, żebyśmy razem zobaczyli taką propozycję i żeby była ona dobra, nowoczesna, przemyślana. I żeby zaczęła następny polski cykl, nawet jeśli z góry wiemy, że nie wszystko się uda.
Najlepiej już w nadchodzącym roku.
może pomoże Polakom szczepionka na covid i część zatrucia pisim truciem odkazi
_ Podział na elity i lud? To prawda! To jeden z wielu dowodów wskazujących, że cały system „demokratyczny” jest chory i czeka na wyleczenie. Powszechny konformizm, nagradzana potulność i gorsety edukacyjne są główną przeszkodą dla budowania zdrowych struktur społecznych.
_ W najbliższej przyszłości nie mamy szans aby narodziła się taka siła (opcja) polityczna, która będzie równocześnie RACJONALNA i HOLISTYCZNA. Czyli taka, która będzie widziała CAŁEGO człowieka, RÓŻNORODNOŚĆ społeczeństwa, WSPÓLNOTY w naszej cywilizacji oraz miała szacunek do PRAW NATURY i EWOLUCJI. Do takiej polityki to mamy jeszcze ze 100 lat.
_ Na taką utopię nie ma widoków, bo zniewolona większość polskiego społeczeństwa, nie jest na nią gotowa. Traktowanie władzy jako czegoś pochodzącego Z NIEBA, zostało byt mocno zakorzenione. Jedyna szansa jest chyba w jakiejś NOWEJ PARTII, która odważy się opracować i ogłosić WIELKĄ IDEĘ, zdolną przekonać większość naszej polskiej wspólnoty, do odcięcia się od stereotypów, uprzedzeń i bierności, a za to POBUDZIĆ do pójścia w kierunku rozumu, racjonalności i szczęścia.
_ Czy ktoś słyszał o takiej partii?
Nie słyszał i nie usłyszy. Idąc tropem wywodów prof Leszczyńskiego można zapytać dlaczego, mimo historycznych doświadczeń nadal tak znaczna liczba wyborców ulega demagogicznym, kłamliwym lub bezsensownym obietnicom wyborczym. Kłamstwa wyborcze są od wielu lat w przybliżeniu stałe. Ograniczenie liberalnej (jeszcze lepiej "prywatnej" gospodarki) i niwelowanie przez państwo różnych dokuczliwosci (głównie niskich zarobków) nawet powstałych z winy upośledzonych. Wszystko to w sosie nacjonalno – religijnym, podbarwiajacym przekonanie o Polakach, jako narodzie specjalnie uzdolnionym i zasłużonym. W ostatnich latach powyższa demagogia została wzmocniona przez Krk przekonywaniem o konieczności dbania o czystość zachowań seksualnych. Zadziwiająca mieszanka wypaczonego socjalizmu z faszystowska dbałością o czystość rasowa i klerykalnym pojmowaniem seksu. Nic się tu nie zmieni dopóki w systemie edukacji nie zostaną obalone mity o polskiej rzeczywistości. Uważam, że od tego należy rozpocząć edukację wyborców i uczenie ich krytycyzmu wobec kandydatów do władzy.
Zamiast podziału na elyty i plebeyów proponują trópodział klas odwołuący sie do subiektywnej oceny swego własnego położenia dokonywanej przez podmioty liryczne.
Klasa spełniona. Składa się z osób pogodzonych ze swym losem, kontentujących sie swoim stanem posiadania, nie obwiniających nikogo i specjalnie sie nie wytężających by zdobyć coś ponad to, co już zacharpciły. Większość z nich będzie pewnie powyżej mediany dochodów, z lepszym wykształceniem i zdrowiem oraz zajmujących satanowiska o większycm prestiGEu, ale wśród spełnionych jest też wielu gołod.p.ów, lumpenproletariuszy i emerytów na głodowym socjalu.
Klasa aspirująca. Odpowiednik czyśćca.Jej przedstawiciele nie są spełnieni, ale zamiast pogrążąć się w rozpaczy wypruwają sobie żyły i flaki wierząc, że ich wyobrażenie o szczęściu ziści się dzięki ich indywidualnymu wysiłkowi. Niektórzy awansują, część miota się do końca nie tracąc nadziei aż do śmierci, wielu przechodzi do najniższego stopnia istnienia czyli do
Klasa upadła. Jasne, ze w większości to proleci, przygłupy i staruchy, ale ten sam stan rozpaczy i uczucia poniżenia prezentuje też nasz Ukochany Przywódca, Jarosław Zawsze Dziewica Kaczyński, Pietrzak, Kalina, Ziemkiewicz, Kik, Gliński, Rydzyk i Dziwisz, Semka, Pereira, Wildsztajn… Długo by wymieć. Odrzuceni, pogardzani, wściekle atakowani i nigdy nie otrzymujący tego, co im się należy mimo, ze od kolebki wykazywali się talentami i heroizmem ponadludzkim.
Władza PiS to władza klasy upadłej wymierzona w aspirujących i spełnionych. Niekochanymi brzydalami sa i członkowie pis dzielskiej elyty i pis dzielski elektorat, a polityka tego sojuszu polega na mszczeniu się na pozostałych za ich podłe zadowolenie czy życiowy dynamizm.
Piotrowicz czy Jacek Kurski zapene w pisowskim poczuciu zdray i wyklęcia sie nie mieszczą i sa zawsze na haju. I bedą, nawet, jeżeli ich czas przeminie. Taka rasa. A poza pisem jest R. Bugaj który tylko czasami cieszy się życiem a od upadłych się jednbak odcina. No ale nigdy nie ma w życiu idealnie czystych substancji, zawsze jakiś margines kontaminacji jest możliwy. I też są jednostki wybitne, które mogą funkcjonować pomimo paradoksalnej, oksymoronicznej kompleksji.
Ukochany przywódca orze na swej niwie jak franczyzobiorca z Biedry, pod tym względem jest aspirujący. I to nie stoi w sprzecznośći z jego upadłością. Choć, gdy przebywa w otoczeniu samych klakierów i nie docierają doń złe wieści, czuje się jak sam Sulejman Wspaniały po przekroczeniu bramy haremu w dniu otrzymania wiadomości o zycięstwie pod Pervezą.Żeby jenak, mimo wszystko, zmiescić w sobie tyle sprzeczności nie wystarczy nawet być geniuszem.
Albo taki Kik, wiecznie prześladowany przez kazdπą władze i jenocześnie w kazdej zakochany, akurat w aktualnej, która gdy odchodzi okazuje się być prześladowczynią. Kik, jako człowiek bezpośredni nie owija w bawełnę i gdy kocha, to całym sobą i daje tego liczne świadectwa. Podobnie jak wtedy, gdy nienawidzi. Swego poparcia dla komuny nie ukrywa, jej wdzięczności dla jego oddania też. I w tym samym momencie pokazuje swoje rany w walce z dyktatrurą odniesione, opowiada o szczerze prześladowaniach i torturach. Dzieki temu traktowany jest w PiS(dz)ie jak swój i to jakoś integruje jego rozdwojoną jaźń.
Te przykłady, przez swoją wyjątkowość, nie powinny umniejszać prawdziwości mojej typologii.
Prawdziwym powodem dla którego Polacy mogą przestać głosować na PiS jest pojawienie się alternatywy, niestety przez duopol Pis-PO którym politycy tych partii zaszachowali scenę polityczną, jeszcze długo może dla tych wyborców taka alternatywa się nie pojawić. Wyznawcy tego układu i tych partii po prostu nigdy nie zagłosują zgodnie z rozumem, po prostu plemienna walka im na to nie pozwala. Długa droga przed nami z wieloma wybojami, kiedyś się uda to pewne !
Warto dodać, że ta alternatywa powinna zachęcić miliony niezdecydowanych lub obojętnych na politykę. To mogłoby zupełnie zmienić wynik wyborów.
Tak wtedy przegrana Pisu była by realna, po pojawieniu się takie alternatywy również polityczne trupy jak sld po i psl straciły bo swoje poparcie.
Gdy piszesz "sld po psl" to się o nie ocierasz?
Wg mnie, POLSKA 2050 Szymona Hołowni świetnie spełnia powyższe postulaty. I ma szansę przekonać niezdecydowanych czy też dotąd w polityce nieobecnych
Nie byłbym optymistą. Dreptanie po tej długiej drodze trwa już ponad 100 lat. Od czasu gdy przed Polakami stanęła możliwość swobodnego wyboru po wielu latach obcej dyktatury. Walka plemienna ma stare tradycje.
Walka o TK, głosowanie w sprawie Tuska 1:27, spór o Sąd Najwyższy (dwie fale protestów w obronie SN), nagrody premier Szydło dla ministrów, "które się należały", afera M Kuchcińskiego, sprawa M Banasia, afera wokół dwóch wieżowców sp-ki Srebrna, potraktowanie "z buta" niepełnosprawnych, rezydentów medycznych i lekarzy, nauczycieli, kompromitacja związana z nowelizacją ustawy o IPN, palec Lichockiej, zagadkowe interesy braci Szumowskich, pokościelne działki Morawieckiego, "zdradzieckie mordy", operacje Sasina wokół wyborów pocztowych, awantury aborcyjne (Protest Czarnych Parasolek + wyroku TK), epidemiczny chaos, groźba unijnego weta, niekończące się "wyjaśnianie" tajemnicy smoleńskiej…
W normalnym kraju każda z powyższych kompromitacji powinna skutecznie zatopić partię rządzącą. No ale tu jest Polska; nawet jak partii rządzącej sondażowo spadło, to na krótko. Wkrótce wracało do dawnego poziomu, albo nawet do jeszcze wyższego . . .
Albo zapowiedzi wielkich projektów inwestycyjnych i infrastrukturalnych PiS-u: budowa promów pasażerskich w stoczni w Szczecinie (pierwszy prom miał być gotowy w 2019), elektrownia Ostrołęka C (rozpoczęta w 2018), port lotniczy Radom (miał być gotowy jesienią 2020), 1 milion polskich samochodów elektrycznych, reaktywacja połączeń PKS.
Ile jeszcze bombastycznych planów musi być spektakularnie nie zrealizowanych – by lud prosty wreszcie dostrzegł, iż do władzy dorwali się sami Pinokiowie?
Otóż to. Otóż to!
LGBTRTVAGD!
Uchodźcy!
Zakaz hodowli zwierząt!
Likwidacja górnictwa!
Aborcja na życzenie!
To powyższy program nie wystarczy do przejęcia władzy w Polsce?
Po co w takim razie OKO.PRESS go promuje?
Do listy elementów tworzących "cykle", które działają zdaniem autora tak, że jakieś elity zdobywają władzę, a gdy się skompromitują, to tracą ją na rzecz nowych, chciałbym dodać nowy czynnik, który nie jest szerzej opisany w artykule autora. A jest nim zawłaszczenie instytucji państwowych, przejmowanie mediów (nie tylko publicznych), osłabianie i niszczenie trójpodziału władz, podporządkowywanie wymiaru sprawiedliwości, tworzenie relacji klienckich na styku samorządy/partia rządząca oraz biznes/partia rządząca.
Takie działania, wykorzystujące nowoczesne technologie 21-szego wieku, osłabiają determinizm opisywany przez autora i odsuwają w czasie zmiany polityczne. Elity stosujące powyższe techniki mogą porządzić w Polsce długo. Dłużej niżby to wynikało z założeń opierających się na logicznym założeniu występowania "cyklów".
Krótko mówiąc zagrożenie wzmocnienia niedemokratycznych rządów obecnej władzy i przedłużenie jej trwania jest wysokie i nie powinno się traktować jako pewnik, że nowa elita
która złoży ludowi nową, atrakcyjniejszą ofertę, automatycznie spowoduje wymianę elit rządzących.
George Orwell napisał, że "Istnieją cztery realne przyczyny utraty władzy przez grupę rządzącą: zbrojna interwencja z zewnątrz; tak nieudolne kierowanie państwem, iż uciśnione masy dokonują przewrotu; powstanie silnej i rozgoryczonej warstwy średniej; utrata pewności siebie i ochoty do rządzenia.
Pierwsza z przyczyn we współczesnej Europie nie ma szans zaistnieć, przynajmniej w Polsce. Druga raczej też się nie zdarzy, bo wiele osób PiS popiera albo jest zupełnie obojętnych na to, kto rządzi. Trzecia przyczyna jest bez znaczenia, bo nawet jak powstaje "silna i rozgoryczona klasa średnia", to jest zbyt zajęta sobą albo jej postulaty zostają zawłaszczone i przekształcone przez radykalnych aktywistów, którzy skutecznie zniechęcają do siebie większość ludzi – wiele osób woli już rządy PiS niż to, co proponują radykałowie opozycji. Czwarta w przypadku PiS jest oczywiście nierealna.
"utrata pewności siebie i ochoty do rządzenia"
To było prawdziwą przyczyną rozkładu Związku Radzieckiego.
Przyznać muszę, że z wielką przyjemnością czytam pana teksty, panie Adamie. W punkt. A pod życzeniami się podpisuję.
jak na ironie, to ta nielubiana przez nibyprawice UE stabilizuje finansowo ten rzad. A rzad bardzo chetnie zawlaszcza finansowane projekty i przemianowywuje je jako wlasne, przykladem brednie ministra Kalety z przed miesiaca. Gdybym mial zaproponowac slowo roku, to byloby to "zawlaszczanie". Niepotrzebne sa inwestycje, ale przecinanie wstegi przez Morawieckiego i ten obraz idacy w swiat, ktorym Kurski umiejetnie manipuluje. Niektore wstegi byly przecinane po dwa razy. Gdyby ta UE odpuscila sobie te zapisy o prawie, to naczelnik moglby spac spokojnie.
Bardzo ciekawy artykul, inspirujacy do wlasnych przemyslen, pozdrawiam
Kluczowym w zrozumieniu problemu dotyczącego Polski, ale także może w mniejszym zakresie innych państw jest ta ocena zawarta w niezwykle interesującej książce prof. Adama Leszczyńskiego cyt. „Osią podziału na elity i lud jest miejsce w podziale społecznie wypracowanych dóbr. Lud je wytwarza, elity w części konsumują, a w części zużywają na budowę rozmaitych instytucji społecznych (np. państwowych, ale nie tylko). Elity są więc elitami nie dlatego, że są światlejsze, mądrzejsze czy moralnie lepsze, ale dlatego, że to do nich płyną zasoby wypracowane przez lud i one nimi zarządzają.” Lud, czyli inaczej wyborcy w naszym kraju są pozbawieni realnego wpływu na właśnie zarządzanie dobrami przez nich wypracowanymi. Taki układ gwarantuje w naszym kraju obecna konstytucja. Kasta polityczna sama ustala, ile z tej wypracowanej puli bierze na swoje potrzeby i co zrobi z resztą. Nasze partie polityczne nie są zbyt liczne z racji tej, iż po pierwsze nie muszą się utrzymywać ze składek członkowskich i kasy przekazywanej w wyniku indywidualnych decyzji wyborców. Tylko z tego co sobie po pierwsze same ustalą, ile wezmą z budżetu i dwa z profitów wynikających z przejęcia kontroli na spółkami SP i innymi państwowymi podmiotami finansowymi. Reasumując, jeśli nie zostanie przywrócony realny wpływ tzw. ludu nad zarządzaniem wytworzonymi przez niego dobrami, nie mamy co liczyć na poprawę. I przywrócenia tej kontroli powinniśmy się jako wyborcy od partii walczących o władzę domagać.
Kontrola, kontrolą. Ale nie może być panaceum na wszelkie dolegliwości, bo będziemy mieli nie kończący się łańcuch kontrolerów, kontrolujących kontrolerów i kontrolowanych… itd. Trzeba się zastanowić nad kryteriami doboru kandydatów do stanowiska prezydenta i parlamentarzysty. Zastanowić sie nad rolą szefów parti politycznych w promowaniu kandydatów. Być może wprowadzić jednak cenzus wykształcenia, sytuacji materialnej i osiągnięć zawodowych. Trzeba też wprowadzić do systemu edukacji zagadnienia samodzielnej oceny kandydatów, celu uczestniczenia w zebraniach ich kwalifikujących itp. Wydaje mi się, że gwałtowny przeskok z systemu totalitarnego (dyktatury partyjnej) do wyidealizowanego systemu demokracji nie sprawdził się. Był przejęciem władzy wraz z wielu błędami systemowym. Przewrót pod kierunkiem Solidarności nie był rewolucją.
Lud odwróci się od PIS-u dopiero ,gdy zejdzie z tego świata pokolenie II wojny światowej,PRL-u, aktualni 50,60, 70, 80 ,90 latkowie !!!
A na świecie/jeżeli jeszcze będzie istniał ??????/ zostana aktualni 30 latkowie
i młodsi !!!
Aktualni 40- latkowie to pokolenie wielkiej niewiadomej ????
A w 100% lud się odwróci od PIS-u, gdy zabraknie aktualnych hierarchów
Kościoła Katolickiego,gdy nasze kościoły będa puste tak jak w zachodniej Europie !!!
Takie jest moje zdanie/jestem pokoleniem aktualnych 60 – latków/,
gdyż zgadzam się z ideologiem propagandy pisowskiej :
"Ciemny lud wszystko kupi"
gdyby to było takie proste. starsze pokolenia są skonfliktowane na linii PO-PIS. pokolenie dzisiejszych 18-35 latków ma własny konflikt – skrajną, a tak na prawdę jak na światowe standardy – umiarkowaną Lewicę oraz skrajną neofaszystowską prawicę – Konfederację. I ten konflikt Lewica kontra Konfederacja to będzie to, z czym będziemy się zmagali już od 2023 lub od 2027. będzie to o wiele bardziej agresywny konflikt niż po-pis, bo tutaj przepaść ideowa jest o wiele większa i wyrazistsza
Zgadzam się. Nie bez powodu Możesz prowadził lud do Izraela 40 lat- musiało wymrzeć pokolenie, które pewność pełnego brzucha ceniło bardziej niż wolność. Podobnie jest u nas ze spuścizną PRL. Niestety, to moje pokolenie jest tą zawadą. Trudno. Ale na wyzwanie związane z walką skrajnych flank radzę się dobrze przygotować. Historia uczy, że jedno i drugie może prowadzić do totalitaryzmu.
Protestuję w imieniu 50 latków!
To bardzo proste pytanie. Gdy polacy nie będą za co mieli żyć, tak było zawsze. To święta wykładnia