0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: archiwum prywatnearchiwum prywatne
  • 12 czerwca 2025 roku 24-letnia Klaudia K. zginęła w parku Glazja w Toruniu. Według prokuratury doszło do zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, którego miał dopuścić się 19-letni Yomeykert Yosue R.-S., pochodzący z Wenezueli. Wcześniej miał grozić nożem innemu mieszkańcowi Torunia.
  • 7 lipca 29-letni Kolumbijczyk usłyszał zarzut zabójstwa 41-latka w Nowem (woj. kujawsko-pomorskie). Może czekać go nawet dożywotnie więzienie. Pozostałych 12 uczestników bójki – w tym dziewięciu Kolumbijczyków– usłyszało zarzuty udziału w bójce, której następstwem była śmierć człowieka, za co grozi 15 lat więzienia.
  • Media społecznościowe zalała fala hejterskich wpisów wobec obywateli Ameryki Południowej, a na grupach imigrantów z tych krajów rozpoczęła się dyskusja pełna obaw o bezpieczeństwo.
  • Wkrótce doszło ataku na niewinnego człowieka. 16 lipca służby poinformowały, że w Wałbrzychu napadnięto i pobito legalnie przebywającego w naszym kraju obywatela Paragwaju. Ktoś wcześniej fałszywie doniósł do policji, że mężczyzna filmuje na ulicy dzieci. Policjanci dokładnie sprawdzili jego telefon. Nie było tam ani zdjęć, ani żadnych filmów, na których byłyby dzieci. Policjanci zatrzymali dwóch sprawców pobicia, a ranny cudzoziemiec trafił do szpitala.
  • 19 lipca polska skrajna prawica zorganizowała w całym kraju protesty pod hasłem stop migracji. Organizatorzy nawiązywali do wspomnianych przestępstw, wyrazili także sprzeciw wobec rzekomego „podrzucania nielegalnych imigrantów przez niemiecką granicę”, a przedstawiciele bojówek narodowców ustawili się na przejściach granicznych, żeby pełnić warty.
  • 29 lipca rzecznik koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński poinformował, że za dwoma podpaleniami składów budowlanych, które miały miejsce pod koniec maja 2024 roku w Warszawie i w Radomiu stoi 27-letni Kolumbijczyk działający na zlecenie rosyjskiego wywiadu. Mężczyzna usłyszał zarzuty działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczpospolitej Polskiej i dopuszczenia się przestępstw o charakterze terrorystycznym.
  • 30 lipca wiceszef MSWiA Czesław Mroczek poinformował o planach prowadzenia wiz dla obywateli krajów, które stanowią największe zagrożenie. Pojawiły się doniesienia, że chodzi o Gruzję, Armenię, Wenezuelę i Kolumbię.

Jak poinformował nas Urząd ds. Cudzoziemców, według stanu na 30 czerwca 2025 roku ważne zezwolenia na pobyt w Polsce (wszystkie rodzaje) posiadało 5 tys. Kolumbijczyków, 1700 Brazylijczyków, 800 Argentyńczyków, 600 Peruwiańczyków, 500 Wenezuelczyków, 200 Ekwadorczyków i 200 obywateli Chile. Oto historie niektórych z nich.

Przeczytaj także:

Z Kolumbii do Polski ściągnęli go headhunterzy. W Krakowie zaatakowała go kasjerka w banku

Carlos przyjechał do Krakowa 26 czerwca 2025 roku. Pochodzi z oddalonego o ponad 10 tys. kilometrów Cali w Kolumbii, miasta znanego na całym świecie jako stolica salsy. Jest operatorem urządzeń graficznych z 20-letnim doświadczeniem z branży. W jego ojczyźnie została żona i dwójka dzieci: 15-letni syn i 4-letnia córeczka.

- Przyjechałem do Polski, ponieważ otrzymałem tu bardzo dobrą ofertę pracy w firmie graficznej. Zostałem zrekrutowany przez agencję pracy — opowiada Carlos w rozmowie z portalem OKO.press. Przyjął ofertę, bo wcześniej pracował z Polakami w Maroku i Brazylii. Ocenia, że proces rekrutacji przebiegł bez problemu. Agencja pracy nie pobierała od niego żadnych opłat, choć słyszał od swoich rodaków, że muszą płacić duże sumy za znalezienie zatrudnienia.

Nad Wisłą zapotrzebowanie na osoby o kompetencjach graficznych jest dość duże, dlatego agencja sama zwróciła się do niego z ofertą. Decyzja o opuszczeniu rodziny nie była łatwa, ale Carlos od początku miał wsparcie ze strony rodziców i żony. Wynagrodzenie, jakie mu zaoferowano w Polsce, było ponad trzy razy większe niż jego pensja w Kolumbii. Po przyjeździe do Krakowa przekonał się jednak, że koszty życia także znacznie wyższe. Cały proces rekrutacji, wstępnych testów i uzyskiwania pozwolenia na pracę dla Carlosa trwał około półtora roku.

- Jak tylko zaakceptowałem ofertę, zacząłem czytać o Polsce i o tym, jaka jest tutaj sytuacja. Gdy jeden z menedżerów z Kolumbii, usłyszał, że tu przyjeżdżam, powiedział mi, że Polacy są bardzo konserwatywni. Uprzedził, że może dochodzić do przypadków rasizmu, ale dodał, że nie powinienem się tym przejmować, bo znał także Polskę od tej lepszej strony. Był tutaj na wakacjach i miał polskich przyjaciół — opowiada Carlos.

Co Kolumbijczyk sądzi o Polakach po ponad miesiącu spędzonym nad Wisłą? Do tej pory spotkało go tu wiele bardzo pozytywnych doświadczeń. – Cieszę się, że Polska otworzyła drzwi dla Latynosów. Z naszej strony powinniśmy robić wszystko, co w naszej mocy, żeby tak zostało – mówi.

Carlos docenia piękno polskiego krajobrazu i prężnie rozwijającą się gospodarkę. Za rok chciałby sprowadzić żonę i dzieci, dlatego już myśli o lekcjach języka polskiego dla nich. Jego zdaniem w niektórych kwestiach Polacy są podobni do Kolumbijczyków.

– Widzę, że Polacy są surowi i poważnie podchodzą do życia. I to mi się podoba, bo też jestem poważną osobą.

Na początku trudno jest rozpocząć rozmowę ze względu na język, ale to motywuje do nauki polskiego. Kiedy próbuję wymawiać niektóre słowa w waszym języku, widzę radość na twarzach wielu osób. Te momenty sprawiają, że wydają się bliżsi — opowiada.

Carlos wierzy, że z czasem uda mu się zarazić zaprzyjaźnionych Polaków swoją pasją do kolumbijskiej kuchni. Chciałby, aby spróbowali tradycyjnych kolumbijskich dań, takich jak: bandeja paisa (talerz przekąsek z mięsem, jajkami, ryżem, kiełbasą i fasolą), zupy z mięsem z kurczaka el sancocho de gallina oraz serowych bułeczek pandebono i almojabana. Jeśli chodzi o kulturę, jego zdaniem najważniejsza jest wymiana doświadczeń.

Do tej pory ze strony Polaków spotkała Carlosa tylko jedna przykra sytuacja, która miała miejsce, kiedy poszedł do banku, żeby założyć konto. Towarzyszyła mu pracownica agencji rekrutacyjnej, która miała pomóc z formalnościami i tłumaczeniem. – Kobieta w banku spojrzała na mnie z widoczną pogardą i głęboką nienawiścią i powiedziała coś w moim kierunku. Polka z agencji, która mi towarzyszyła, nie chciała powtórzyć tych słów, ale widziałem, że miała w oczach łzy — wspomina.

Carlos Amaro przyznaje, że słyszał o protestach organizowanych przez przedstawicieli skrajnej prawicy przeciwko imigrantom, które odbyły się tuż po nagłośnionych przez media przestępstwach popełnionych przez obywateli Kolumbii i Wenezueli. – Kiedy przyjechałem do Polski, zobowiązałem się przestrzegania prawa tego kraju z całym należytym szacunkiem. Osoby popełniające przestępstwa, niezależnie od ich narodowości, powinny być ścigane i ponosić pełne konsekwencje swoich czynów. Nie ma usprawiedliwienia dla nikogo, kto popełnia karygodne przestępstwa.

Kolumbijczyk przyznaje jednak, że prawicowa nagonka budzi w nim strach.

- Tam, gdzie istnieją ekstremistyczne prawicowe grupy, za przestępstwo popełnione przez jednego przedstawiciela danej narodowości może ucierpieć cały naród. Obawiamy się tego.

Myślał, że jest skazany na pracę w gastronomii. Polaków zachwycił jego talent do tańca

Antonio (na zdjęciu u góry) przyjechał do Polski trzy lata temu ze znanego wśród turystów nadmorskiego miasta Puerto Piritu w Wenezueli, które słynie z pięknych plaż i rybołówstwa. 34-latek jest trenerem tańca. Pracę zaproponował mu kuzyn, który ma restaurację w Krakowie. To doświadczenie nie było dla niego łatwe: po dwóch kierunkach studiów: urzędniczych i nauczycielskich trafił do gastronomii. W międzyczasie odwiedził Grecję, Włochy i Hiszpanię, ale nigdzie nie widział perspektyw. Jego zdaniem sytuacja gospodarcza w tych krajach jest gorsza niż w Polsce, wyższa jest także inflacja.

Nad Wisłą Antonio szybko poznał polskich przyjaciół. Po pracy w gastronomii chodził zajęcia zumby w szkole tańca Obsession w Krakowie. Instruktorzy od razu dostrzegli, że potrafi znacznie więcej niż inni uczestnicy zajęć i zapytali, czy jest tancerzem.

- Usłyszałem od Gosi i Sebastiana, że mogę dostać pracę i zacząć w przyszłym tygodniu. Byłem w szoku. Od razu się zgodziłem. W Wenezueli artyści i nauczyciele tańca są bardzo niedoceniani, zarabiają grosze, ledwo starcza im na przeżycie. Dzięki pracy w Polsce mam własny komputer, najnowszego iPhone'a, motocykl i mnóstwo innych rzeczy. W Wenezueli ledwo miałbym na jedzenie. Tutaj docenia się kulturę i artystów — opowiada Antonio.

Tłumaczy, dlaczego Wenezuelczycy często wyjeżdżają za chlebem za granicę.

– Wenezuela pod względem gospodarczym to jest socjalizm. Ten kraj jest jak Rosja, Białoruś i Kuba.

Nie ma rozwoju, innowacji, postępu technologicznego. Nie ma edukacji na wysokim poziomie. Ja miałem szczęście, bo moja mama zapewniła wykształcenie. Wielu moich rodaków jest w dużo trudniejszej sytuacji — dodaje Antonio.

Po kilku latach pracy w szkole tańca zaczął własny biznes jako nauczyciel bachaty, reggaetonu i salsy. Prowadzi zajęcia w centrum Krakowa. Ma grupę wiernych uczniów. Na co dzień Antonio uczy się polskiego i mieszka z polską rodziną. Chciałby zostać tu na stałe.

Spotkał się jedynie z serdecznymi i przyjaznymi gestami ze strony Polaków. Nie doświadczył przypadków rasizmu. Jak mówi, być może w mniejszych miejscowościach jest inaczej, ale w Krakowie jest mnóstwo turystów i obcokrajowcy nikogo nie dziwią.

- Moi uczniowie znają mnie od dwóch lat i jestem dla nich jak rodzina. Na początku, kiedy rozmawiam z Polakami, wydają się bardzo poważni i spokojniejsi niż Latynosi, ale kiedy poznaję ich bliżej, okazują się niezwykle serdeczni. Uczniowie wyjaśniali mi, dlaczego Polacy często z dystansem podchodzą do obcokrajowców, po tym, co przez lata spotykało ich ze strony innych narodów – Niemców i Rosjan podczas wojny.

Wenezuelczyk ubolewa nad faktem, że jedna osoba jest w stanie zepsuć reputację wielu uczciwych rodaków.

- Przez takie jednostki często cierpi cały naród. Tymczasem i Wenezuelczycy, i Polacy różnią się od siebie zachowaniem, wykształceniem, cechami charakteru. Niedawno było głośno o mężczyźnie spod Nowego Sącza, który zabił dwie osoby, a trzecią postrzelił. Nigdy nie pomyślałem, że wszyscy Polacy są tacy. Wiadomo, że to jedynie odosobniony przypadek – podsumowuje Antonio.

W Kanadzie w ojczystym języku musiał mówić po cichu. Tu jest traktowany tak samo, jak inni

Luciano urodził się w Kanadzie, ale jego rodzice pochodzą z Boliwii i Chile. Dzieciństwo spędził pomiędzy tymi trzema krajami. W 2021 roku zakochał się w Polce i zaczął regularnie przyjeżdżać do Krakowa. Od 2024 roku mieszka tu na stałe. Na co dzień pracuje w korporacji, a po godzinach razem z przyjaciółmi tworzy zespół muzyczny Karta Papito. Jego specjalnością jest cumbia, czyli latynoska muzyka folkowa. Razem z Lucianem grają w nim i śpiewają Polak, Peruwiańczyk i Ukrainiec.

Luciano doświadczył trudów emigracji od najmłodszych lat. Teraz cieszy się, że mieszka w kraju o bogatej historii i kulturze, jakim jest Polska.

– W Kanadzie ludzie są oziębli, a wszystko jest bardzo sztuczne. Nie ma tańców ludowych, nie ma typowych potraw, nie ma legend ani historii ludowych, nic z tych rzeczy. Tylko praca, Netflix i zakupy przez internet.

W Chile ludzie są o wiele bardziej zabawni, jest więcej kultury, ale problemem jest przestępczość, która utrudnia spokojne życie. W Boliwii jest spokojniej, kultura również jest wspaniała. Jest to kraj o mniejszych możliwościach, ale nie jest jednak tak źle, jak to jest czasem przedstawiane.

Zanim muzyk trafił do Polski, mieszkał przez pewien czas w Hiszpanii. Nie wspomina dobrze tego okresu w swoim życiu. W jego ocenie Latynosi nie są tam dobrze postrzegani, ponieważ wielu z nich przybywa na Półwysep Iberyjski nielegalnie.

- W Polsce nigdy nie miałem problemów. Ludzie zawsze interesowali się tym, skąd pochodzę, mają dużą wiedzę o naszych krajach, a język hiszpański jest dość popularny. Polacy są wykształceni i ciekawi świata. Z przyjemnością się z nimi rozmawia — opowiada Luciano.

Trzyosobowy zespół muzycnzy na scenie.
Karta Papito podczas występu. Luciano pierwszy z lewej, w ciemnych okularach. Archiwum prywatne.

W Kanadzie muzyk bardzo cierpiał z powodu rasizmu. Choć większość osób postrzega ten kraj jako tolerancyjny i postępowy, jego zdaniem rzeczywistość jest zupełnie inna. Kiedy mówił po hiszpańsku, robił to po cichu, żeby nie spotkać się z negatywnymi reakcjami. W Polsce bez obaw może mówić o swoich korzeniach.

- Ludzie chcą wiedzieć o mnie jak najwięcej i są naprawdę szczęśliwi, że poznają kogoś z tak odległych krajów. Lubię Polskę, bo jestem tu traktowany tak samo, jak inni. Ani lepiej, ani gorzej – podsumowuje..

On też przypomina, że obywateli Ameryki Południowej nie należy wrzucać do jednego worka. Choć łączy ich ten sam język i niektóre zwyczaje, to jednak są bardzo różni. – Dlatego też w Polsce Chilijczycy spotykają się z Chilijczykami, Argentyńczycy z Argentyńczykami itd. Ale uważam, że to właśnie różnice sprawiają, że jesteśmy interesujący. Gdyby wszystkie kraje były takie same, byłyby po prostu bardzo nudne.

O protestach i oburzeniu środowisk prawicowych po zabójstwach dokonanych przez Kolumbijczyka i Wenezuelczyka mówi: – Rozumiem ich gniew. Przyznaje, że przypadki zabójstw, do których doszło na terenie Polski, wywołały dyskusję nawet w Ameryce Południowej, a tamtejsi przedstawiciele opinii publicznej zastanawiali się, jak to możliwe, że takim osobom przyznano wizy na wjazd do Polski.

Luciano uważa, że kiedy ktoś wyjeżdża do innego państwa, musi reprezentować to, co najlepsze w swoim kraju pochodzenia. Jest jak ambasador.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Sylwia Nowosińska
Sylwia Nowosińska

Dziennikarka, absolwentka politologii oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowała w "Dzienniku Polskim" i "Fakcie"

Komentarze