0:000:00

0:00

Minister zdrowia - i coraz wyraźniej to widać, polityk PiS - w środowej (6 maja) Rzeczpospolitej bronił karkołomnej tezy, że wybory korespondencyjne będą w Polsce zupełnie bezpieczne. Uprzedzając wypadki, podał nawet ich termin - 23 maja 2020, jakby już znał odpowiedź Trybunału Konstytucyjnego, który marszałek Witek zapytała, czy może sobie przełożyć termin wyborów z ustawowego 10 maja.

"Rzeczpospolita" polemizuje z ministrem: "W Bawarii wzrosła liczba zakażeń po takich wyborach". Szumowski zaprzecza: "W Bawarii nie było wzrostu liczby zakażeń po wyborach korespondencyjnych. Nie ma na to dowodów. Analizowaliśmy dostępne dane z Bawarii. Sprawdziliśmy to również w Instytucie Roberta Kocha". I dalej:

Według badań ewentualny spadek zakażeń mógłby być szybszy, niż był, ale do wzrostu zakażeń w Bawarii przez wybory korespondencyjne na pewno nie doszło.Nadrenia-Północna Westfalia miała zbliżoną krzywą jak Bawaria w tym samym czasie, a wyborów tam nie było
Z danych Instytutu Kocha wynika, że wzrost zakażeń był, choć niewielki. A krzywa Nadrenii-Północnej Westfalii jest zupełnie inna. Coś się ministrowi pomyliło
Wywiad dla "Rzeczpospolitej",06 maja 2020

Konkluzja ministra jest twarda jak przyłbica ochronna przed zakażeniem SARS-CoV-2:

"Nie ma danych, które pokazują, że wybory korespondencyjne wpływają na wzrost liczby zakażeń".

Twierdzenie podwójnie zdumiewające. Po pierwsze, takie dane są i to właśnie gromadzone przez Instytut Kocha, na który powołuje się Szumowski. I o tym będzie przede wszystkim ten tekst (wykorzystuję w nim wcześniejsze analizy OKO.press).

Po drugie,

minister przecież sam sobie zaprzeczył! Stwierdził, że "ewentualny spadek zakażeń w Bawarii mógłby być szybszy, niż był". Czyli wpływ zdaniem Szumowskiego wystąpił i polegał na tym, że liczba osób zakażonych spadała wolniej, niż gdyby wyborów korespondencyjnych nie było.

OKO.press przypuszcza, że dodatkowo zakażonym osobom jest wszystko jedno czy padły ofiarą wzrostu zakażeń, czy wolniejszego spadku zakażeń.

Wyprzedzając szczegółową analizę pokażemy krzywą zakażeń w całych Niemczech (kolor pomarańczowy), w Bawarii (kolor czerwony) i w Nadrenii Północnej Westfalii (kolor niebieski). Zaznaczone są daty dwóch tur wyborów w Bawarii: pierwszej tradycyjnej i drugiej korespondencyjnej. Pytanie brzmi: jak minister Szumowski może twierdzić, że Nadrenia-Północna Westfalia miała zbliżoną krzywą do Bawarii? Może pomyliły mu się landy?

Rzeczpospolita: W Bawarii wzrosła liczba zakażeń po takich wyborach. Min. Lukasz Szumowski: Nie. W Bawarii nie było wzrostu liczby zakażeń po wyborach korespondencyjnych. Nie ma na to dowodów. Analizowaliśmy dostępne dane z Bawarii. Sprawdziliśmy to również w Instytucie Roberta Kocha. Badania pokazują, że ewentualny spadek zakażeń mógłby być szybszy, niż był, ale do wzrostu zakażeń w Bawarii przez wybory korespondencyjne na pewno nie doszło. Land Nadrenia-Północna Westfalia miał zbliżoną krzywą jak Bawaria w tym samym czasie, a wyborów tam nie było. Nie ma twardych danych, które pokazują, że wybory korespondencyjne wpływają na wzrost liczby zakażeń. Są dane, które pokazują, że wybory tradycyjne zwiększają liczbę zakażeń. Moja rekomendacja, która jest stricte medyczna, nie zaleca wyborów tradycyjnych przez najbliższe dwa lata. Zapewne dziś należałoby jeszcze raz zweryfikować dostępne dane. Odbyły się przecież tradycyjne wybory w Korei i nie mamy danych o tym, żeby spowodowały zaburzenie krzywej. Jednak rekomendację w sprawie wyborów dałem i jej nie zmieniam (...) Są dane, które pokazują, że wybory tradycyjne zwiększają liczbę zakażeń. Moja rekomendacja, która jest stricte medyczna, nie zaleca wyborów tradycyjnych przez najbliższe dwa lata. Zapewne dziś należałoby jeszcze raz zweryfikować dostępne dane. Odbyły się przecież tradycyjne wybory w Korei i nie mamy danych o tym, żeby spowodowały zaburzenie krzywej. Jednak rekomendację w sprawie wyborów dałem i jej nie zmieniam. Na dzisiaj nie rekomenduję wyborów łączonych. Jakiekolwiek formy tradycyjne są dzisiaj niedopuszczalne. A gdyby doszło do wyborów łączonych, to pan się sprzeciwi?Nie widzę takiej potrzeby, bo termin 23 maja jest realny na głosowanie korespondencyjne. A jeśli gowinowcy zablokują ustawę i wyborów w tej formie nie będzie?To może dojść do destabilizacji życia polityczno-instytucjonalnego. Nie wiem, co wówczas się wydarzy, co będzie z rządem. Brak wyborów majowych mógłby doprowadzić do rozchwiania rządu i końca Zjednoczonej Prawicy. Wówczas czekałyby nas wybory parlamentarne. Czy koledzy z Porozumienia chcą wziąć odpowiedzialność za konieczność przeprowadzenia w warunkach epidemii łączonych wyborów prezydenckich i parlamentarnych? Nie sądzę.

Eksperci ministerstwa o wpływie korespondencyjnych wyborów w Bawarii: miały wpływ na zakażenia

Minister zdrowia Łukasz Szumowski regularnie pytany jest o zagrożenie, jakie niosą wybory prezydenckie w trakcie pandemii COVID-19. Po wcześniejszych wahaniach od 17 kwietnia powtarza rekomendację, że wybory korespondencyjne są "formą bezpieczną". Tak dalece trzyma się tej tezy, że w jednej z wypowiedzi (dla "Super Expressu") negował wręcz istnienie analiz, które wskazywałyby, że jest inaczej.

Nie wiem na jakiej podstawie ktokolwiek twierdzi, że wybory korespondencyjne stanowią zagrożenie [epidemiologiczne]
Doradcy ministra informują go, że w Bawarii głosowanie korespondencyjne 29 marca zwiększyło dynamikę epidemii. Efekt widać na wykresach
Wywiad w Super Expressie,23 kwietnia 2020

Tymczasem, jak już pisaliśmy w OKO.press, takie właśnie analizy przygotowała jedna z grup eksperckich pracujących dla rządu. Dotyczą one m.in. wpływu wyborów korespondencyjnych w Bawarii na rozwój epidemii w tym landzie.

Wybory lokalne w Bawarii odbyły się 15 marca 2020 w formie tradycyjnej i 29 marca w formie korespondencyjnej - już tylko w 19 proc. okręgów, gdzie była konieczna II tura. Zdaniem wielu analityków obie tury pomogły wirusowi SARS-CoV-2.

Taką też opinię przedstawili eksperci, którzy na zamówienie rządu zajmują się modelowaniem matematycznym przebiegu epidemii. Ochrona źródeł nie pozwala nam podać szczegółów kolejnej analizy, ani jej cytować. Wnioski badaczy są następujące:

  • po II turze wyborów w Bawarii (korespondencyjnej) wystąpił wzrost dynamiki epidemii;
  • był mniejszy niż wzrost po I turze wyborów (tradycyjnej);
  • liczba zachorowań w Niemczech spada. Wpływ wyborów w Bawarii polegał na spowolnieniu tego trendu.

Badacze przedstawili wyrafinowane analizy statystyczne, na które nie możemy się powołać. Porównywali zmiany wskaźników epidemii wśród 16 niemieckich landów.

Popatrzmy na ten wykres. Zwłaszcza na Nadrenię Północną Westfalię

Na podstawie świetnie opracowywanych raportów Instytutu Kocha sprawdzamy, jak zmieniała się suma zakażeń w Bawarii. Pamiętajmy, że dopóki są nowe zakażenia, taki wykres rośnie. Idzie nam o wychwycenie tempa tego wzrostu. Porównujemy trzy największe landy (i najintensywniej zakażone, nie licząc małej Saary):

  • Nadrenię Północną Westfalię (stolica w Düsseldorfie; 17,5 mln mieszkańców);
  • Bawarię (Monachium, 12,5 mln);
  • Badenię-Wirtembergię (Stuttgart, 10,7 mln).

Szczególnie uważnie warto porównać wykres zakażeń w Bawarii (kolor czerwony) i Nadrenii Północnej Westfalii (niebieski). O tym największym landzie Szumowski powiedział, że "miał zbliżoną krzywą jak Bawaria w tym samym czasie, a wyborów tam nie było".

Dodajemy dwa znane landy-miasta:

  • Berlin - 3,4 mln;
  • Hamburg - 1,8 mln.

Bierzemy pod uwagę liczbę zakażonych na 100 tys. mieszkańców. Dniem "zero" jest I tura wyborów 15 marca, dniem nr 14 jest II tura wyborów, dzień nr 40 to piątek, 24 kwietnia.

Jak widać, tempo rozwoju epidemii w Bawarii jest początkowo - aż do 22 marca - zbliżone do pozostałych landów oraz średniej dla Niemiec. 22 marca, tydzień po wyborach osób zakażonych na 100 tys. jest w Bawarii 28. Więcej jest w Badenii Wirtembergii - 34; mniej w Nadrenii Północnej Westfalii - 20; tyle samo w Berlinie (27). Najszybciej rozwija się epidemia w Hanowerze (47).

Bawaria, gdzie był pierwszy w Niemczech przypadek zakażenia (już 27 stycznia, młody człowiek zaraził się od Chinki prowadzącej szkolenie), była niemieckim średniakiem plus.

Zaczyna jednak działać efekt inkubacji (pierwsze objawy zakażenia po 7-8 dniach) i liczba przypadków rośnie w Bawarii szybciej niż gdzie indziej. 27 marca Bawaria dogania Badenię Wirtembergię, a 29 marca, w dwa tygodnie po I turze wyborów i w dniu II tury - Hamburg. Od tego momentu aż do dziś (25 kwietnia) jest samodzielnym liderem zakażonych na 100 tys.

Od II tury wyborów przewaga Bawarii na pozostałymi landami rośnie, tylko w sąsiedniej Badenii Wirtembergii tempo jest zbliżone. Rośnie także przewaga Bawarii nad średnią dla całych Niemiec.

Niebieski wykres Nadrenii Północnej Westfalii idzie tuż pod wzrostem średnim w całych Niemczech (kolor pomarańczowy), czerwony wykres Bawarii góruje nad wszystkimi innymi. Trudno zrozumieć, jak minister Szumowski mógł zobaczyć, że oba wykresy są "zbliżone".

Trudno oczywiście rozstrzygnąć, na ile ten szybki rozwój epidemii w Bawarii jest rezultatem zakażeń podczas I tury wyborów (tradycyjnych), a ile "dołożyła" II tura wyborów (korespondencyjnych). Według analityków zespołu pracującego dla rządu, ten drugi efekt jest mniejszy, ale niezależny od pierwszego.

Próbujemy uchwycić oba efekty porównując zakażenia w Bawarii do średniej dla całych Niemiec.

Bawaria na tle Niemiec przed wyborami, po I turze i po II turze

Poniższy wykres pokazuje, jaki udział Bawaria miała w niemieckich zakażeniach i jak zmieniał się on w czasie.

"Dzień 0" to 15 marca, kiedy Bawarczycy poszli głosować do lokali wyborczych, co w tym momencie nie mogło jeszcze wywrzeć żadnego wpływu na wzrost zakażeń. Odsetek bawarskich zakażeń wynosił wtedy 18 proc. (słupek fioletowy), czyli nieco więcej niż wynikałoby z udziału Bawarczyków w ogólnoniemieckiej populacji (15 proc.).

Następne dwa słupki - zielone - to odsetek zakażeń w 7 dni i 14 dni po I turze. Widać efekt rozpowszechniania wirusa, jakie przyniosła I tura, SARS-Cov-2 znalazł wielu nowych nosicieli. Po tygodniu wzrost udziału w średniej wyniósł 2 pkt proc. a po dwóch tygodniach doszło kolejne 5 pkt proc. Udział wynosił już 25 proc.

Ale nie koniec na tym. Po głosowaniu korespondencyjnym udział Bawarii w niemieckich zakażeniach rośnie o kolejny punkt proc. (słupek żółty) po pierwszym tygodniu i jeszcze o 2 pkt proc. (pomarańczowy) po następnym tygodniu. Osiąga 28 proc. średniej.

Wybory korespondencyjne dają wzrost dwu-trzykrotnie mniejszy niż tradycyjne, co jest o tyle oczywiste, że I tura odbyła się w 100 proc. okręgów, a II tura tylko w 19 proc. Z tego punktu widzenia wzrost 3 pkt proc. po II turze można uznać za zaskakująco duży.

15 marca 2020, w dniu I tury wyborów, niemiecka mapa zakażeń wyglądała tak. Bawaria nie wyróżnia się.

29 marca, dwa tygodnie po I turze wyborów, Bawaria jest już najbardziej niebieskim landem:

12 kwietnia dwa tygodnie po II turze wyborów, Bawaria ciemnieje i jest bardziej granatowa niż wcześniej.

Rekomendacja Szumowskiego. Powtarza za Kaczyńskim

Jeszcze na początku kwietnia minister Szumowski twierdził ostrożnie, że wybory korespondencyjne są "bezpieczniejsze niż tradycyjne", ale 17 kwietnia wydał kategoryczną ocenę:

"Moje rekomendacje przeprowadzenia wyborów prezydenckich w tej tradycyjnej formie, gdzie wszyscy idziemy do urn, spotykamy się w lokalach wyborczych, są możliwe najwcześniej w sposób bezpieczny za 2 lata. Jeżeli ugrupowania polityczne nie zgodzą się na takie rozwiązanie, wtedy

jedyną formą bezpieczną przeprowadzenia wyborów prezydenckich są wybory korespondencyjne".

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" 6 maja powtórzył, że wybory korespondencyjne są bezpieczne: "nie ma danych, które pokazują, że wpływają na wzrost liczby zakażeń".

Minister wzmacnia swoim autorytetem i dużą popularnością (w wyszukiwarce google - 8,2 mln rekordów, goni Kaczyńskiego - 12,7 mln, przegonił Gowina - 5,9 mln) obowiązującą w PiS opinię prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który już 4 kwietnia - na dwa dni przed przyjęciem przez Sejm ustawy o (wyłącznym) głosowaniu korespondencyjnym - przesądził, że tak właśnie jest:

Przy takim sposobie przeprowadzenia wyborów nie ma najmniejszego zagrożenia dla zdrowia ludzi. To wybory całkowicie bezpieczne zarówno dla tych, którzy w nich uczestnicą, jak i dla tych, którzy przy nich pracują.
Konieczne będzie doręczenia pakietów wyborczych obywatelom do rąk własnych. To potencjalnie setki tysięcy/miliony bezpośrednich kontaktów. Do tego kontakty ponad 100 tys. osób pracujących w komisjach wyborczych
"Sygnały Dnia", Polskie Radio,03 kwietnia 2020

W ustach prezesa PiS zdeterminowanego, by przeprowadzić reelekcję Dudy, taka opinia nie zaskakuje. Dziwi jednak kategoryczne sformułowanie ministra, o ile uznajemy go za eksperta medycznego.

Jak podpowiada zdrowy rozsądek, przedsięwzięcie, w którym trzeba 30 milionom wyborców dostarczyć karty do głosowania, następnie je odebrać w sposób gwarantujący anonimowość, dostarczyć głosy do komisji, gdzie pracować będzie ponad 100 000 osób, musi wiązać się z ogromną liczbą kontaktów społecznych i zniweczyć efekt dotychczasowych ograniczeń epidemicznych. Poza tym Polska nie ma doświadczenia w wyborach korespondencyjnych. W Bawarii z tej formy w wyborach do Bundestagu w 2017 roku skorzystało 29 proc. Niemców.

Na koniec serio: jak lekarz-minister może tak mówić?

Minister Szumowski dając swoją zgodę - jako minister zdrowia i lekarz - na organizowanie w maju wyborów korespondencyjnych postępuje wbrew opiniom specjalistów i empirycznym dowodom, które wskazują, że także II tura wyborów korespondencyjnych przyczyniła się do rozpowszechnienia w tym landzie epidemii.

Można dyskutować o sile tego efektu i jego skali; warto przy tym wziąć pod uwagę pięciokrotnie większy zasięg wyborów tradycyjnych. Można inaczej interpretować dane o wzroście zakażeń.

Ale autorytatywne wykluczanie efektu wyborów korespondencyjnych i tym samym legitymizowanie projektu PiS w czasie pandemii musi budzić poważne wątpliwości natury etycznej. Trudno dostrzec inną niż polityczna motywację ministra.

Można np. dyskutować, czy intensywne opalanie się wywołuje raka skóry. Minister zdrowia może uważać, że dane nie są konkluzywne. Ale gdyby wydał rekomendację, żeby nie stosować filtrów, to wywołałoby to oburzenie, że naraża nas na ryzyko i podejrzenie, że robi to w interesie producentów leku na nowotwór skóry.

OKO.press opisywało już wniosek grupy lekarzy do Okręgowej Rzeczniczki Odpowiedzialności Zawodowej Naczelnej Rady Lekarskiej o ukaranie dr. Łukasza Szumowskiego za "narażanie zdrowia i życia obywateli".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze