0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Żuchowicz...

Na zdjęciu: Rafał Trzaskowski podczas akcji poparcia dla Strefy Czystego Transportu w 2023 roku

W kampanii 2020 roku Rafał Trzaskowski zapowiadał, że „absolutnym priorytetem” jego przyszłej prezydentury będą „walka z ociepleniem klimatycznym i walka o czyste powietrze, neutralność klimatyczna do roku 2050, odchodzenie od węgla w gospodarstwach domowych do roku 2030, a w przypadku elektroenergetyki – do roku 2040”.

W 2023 roku, przed wyborami parlamentarnymi, Trzaskowski otwartym tekstem ostrzegał przed katastrofą klimatyczną. Na wiecu w Lublinie zwracał uwagę na tak szczegółową kwestię, jak problemy firm budujących nowe stoki narciarskie z uzyskaniem ubezpieczenia. Przed wyborami 2025 wydaje się, że kandydat KO zapomniał o swoich priorytetach sprzed pięciu lat.

Klimat? Nie słyszałem, nie interesuję się

Przykład Trzaskowskiego jest jaskrawy, ale nie wyjątkowy. Kandydaci i kandydatki na urząd prezydenta o klimacie mówią niewiele lub wcale. Podstawową przyczynę łatwo zrozumieć. Polityk idzie tam, gdzie może liczyć na głosy. Badania opinii publicznej jasno wskazują, że nie złowią ich zbyt wiele, mówiąc o swojej trosce o przyrodę i klimat. W 2020 roku niemal co piąty wyborca (19 proc.) wskazał na „ocieplenie klimatu” jako jeden z ważnych politycznie tematów. Ponadto 17 proc. respondentów sondażu pracowni IBRiS odpowiedziało też, że przejmuje się jakością powietrza.

Wyniki podobnego badania ze stycznia 2025 roku mogą dawać do myślenia. Politykę klimatyczną jako ważny element trwającej kampanii wskazało zaledwie 10 proc. respondentów tego sondażu UCE Research na zlecenie Onetu.

W czołówce najpilniejszych do rozwiązania problemów znalazły się za to wzrost cen, budowa tanich mieszkań i obniżka podatków. Podobne wyniki przynosi lutowy sondaż Ipsos dla „Liberte!” – zmiany klimatyczne jako priorytet wskazuje zaledwie 8 proc. badanych. Można przypuszczać, że podobne wyniki pokazują wewnętrzne badania sztabów, na których kandydaci budują swoje przedwyborcze narracje.

Od centrum po lewicę z klimatem ostrożnie

Klimat w kampanii nie ma większego znaczenia nawet w przypadku kandydatów, którzy jeszcze niedawno wpisywali go w swoje polityczne DNA. Tak jest na przykład z Szymonem Hołownią, który swoją działalność społeczną rozpoczął od popularyzowania idei zero-waste w mediach społecznościowych. Polskę 2050 zakładał z kolei w towarzystwie proklimatycznych działaczy, bliskich tematowi naukowców i naukowczyń, czy specjalistów wywodzących się z proprzyrodniczych organizacji pozarządowych. W 2025 roku Hołownia co prawda postuluje wzmocnienie odnawialnych źródeł energii i wsparcie dla kolei – wynika to z jego kilkupunktowego programu. Mimo to w jego kampanii głośniej wybrzmiewa choćby postulat wprowadzenia zakazu używania telefonów komórkowych w szkołach.

Hołownia być może nie traktuje więc tematyki klimatu i przyrody priorytetowo, ale na tle swoich konkurentów i tak wygląda nieźle. Poza nim kryzys klimatyczny w swoim programie zauważa jedynie Magdalena Biejat, wpisując go w tematykę bezpieczeństwa i stabilności państwa. Wsparcie dla bezemisyjnych źródeł energii – czyli elektrowni jądrowych – bardzo mocno akcentuje Adrian Zandberg, włączając postulat budowy nowych bloków nuklearnych do swojej strategii modernizacji kraju.

Prawica chce blokować politykę UE

I tyle o klimacie w kampanii? Niestety nie. Tematyka przewija się również w prawicowych narracjach. Karol Nawrocki (PiS, choć nominalnie niezależny) i Sławomir Mentzen (Konfederacja) próbują podsycać lęki przed proklimatycznymi politykami Brukseli. Mentzen twierdzi, że wyprowadzi Polskę z systemu ETS, czyli handlu prawami do emisji, z którego środki wspomagają krajowy budżet. W te same tony uderza Nawrocki, nazywając ETS „ekoszaleństwem” przynoszącym „zerowe zyski”. Oczywiście chybił, powołując się między innymi na wątpliwe dane z 14-letniego już raportu.

Przeczytaj także:

Takich opinii po prawicy można się było spodziewać. Politycy opcji konserwatywnych są konsekwentni w ich głoszeniu. Wyjście z ETS już w 2021 roku postulował Mateusz Morawiecki, widząc w takim rozwiązaniu szansę na obniżenie cen prądu. Dziwić może porzucenie wątków związanych z klimatem przez resztę kandydatów. Ale czy powinno?

Kampania prezydencka jest specyficzna. Intensywnie skupia się na figurze jednego polityka lub polityczki, którzy muszą nieść większość jej ciężaru w pojedynkę. Na zbudowanie prezydenckiego wizerunku mają zwykle kilka miesięcy, nie zawsze są też dobrze znani wyborcom. Jeszcze w listopadzie zeszłego roku Nawrockiego kojarzyło 39 proc. respondentów sondażu Onetu, Magdalenę Biejat znało 43 proc. zapytanych. W tym kontekście mocniejsze postawienie w kampanii na mało znaczący dla wyborców temat kryzysu klimatycznego byłoby więc ryzykowne.

Klimat ryzykowny dla ludzi koalicji

To jednak z pewnością nie wszystko. Jeszcze kilka lat temu politycy ówczesnej opozycji mogli mówić o przyrodzie czy transformacji energetycznej językiem nadziei, obiecując zmianę antyunijnego kursu narzuconego przez PiS. Trzaskowski, Biejat i Hołownia mogli zapowiadać zerwanie z polityką ówczesnego rządu, tnącego w Puszczy Białowieskiej, zatruwającego Odrę i blokującego inwestycje w OZE.

Dziś sami reprezentują koalicję, która z trudem próbuje zapanować nad myśliwymi i nie potrafi wywiązać się z obietnicy wyłączenia 20 proc. lasów z wycinki.

Szykuje też nowelizację specustawy odrzańskiej w postaci przypudrowanego bubla oraz wyłączenie inwestycji w obronność spod środowiskowych ograniczeń. Być może więc lepiej unikać tematu, by nie narazić się na głosy krytyki i przedwyborcze rozliczenia.

Oberwać w ten sposób mogliby przede wszystkim Trzaskowski i Hołownia. Pierwszy współrządzi Platformą Obywatelską, więc mimo nieobecności w Sejmie może mieć wpływ na krajową politykę. Hołownia z kolei pozostaje w sojuszu z PSL-em, ugrupowaniem spowalniającym proekologiczne reformy, sprzyjającym między innymi środowisku łowieckiemu. Pozostająca na uboczu, a do niedawna w koalicji jedną nogą Biejat może być w tej sytuacji nieco odważniejsza. Marszałkini Senatu postuluje choćby likwidację Wód Polskich, odpowiedzialnych za monitorowanie zanieczyszczeń i nakładanie kar na trucicieli rzek, jak i ich betonową regulację.

Ciekawym przypadkiem jest z kolei Zandberg, który najwyraźniej wyborców chce łowić również poza swoim twardym elektoratem. Lider partii Razem występował choćby w Telewizji Republika czy w kojarzonym z wyborcami Konfederacji Kanale Zero. Tam z klimatem na sztandarach byłoby mu ciężko, dlatego woli mówić o rozwoju i modernizacji, nawet jeśli przy okazji oznacza to stawianie na zielone technologie.

Przychodzi czas wyrzeczeń?

Można też zauważyć, że temat proklimatycznych polityk w 2025 roku jest traktowany przez polityków jak zgniłe jajo. Niebezpiecznie zbliżamy się do roku 2030. Duża część naukowców i aktywistów wskazywała, że czas na działanie mamy do końca obecnej dekady, później trudno będzie zapobiec katastrofalnym zmianom, które znacznie utrudnią życie na Ziemi. Przyszedł więc czas na trudne decyzje, oznaczające w niektórych przypadkach rezygnację z dotychczasowych przyzwyczajeń i zmianę wygodnego stylu życia. Choćby wspomniany już system ETS ma być rozszerzony na transport drogowy i powietrzny. Ma to zmotywować te branże do ograniczenia emisji, ale zapewne spowoduje przynajmniej czasowy wzrost cen.

Droższe będzie na przykład latanie na krótkich dystansach, choćby na weekendowe wypady do europejskich stolic i kurortów. Wyborca, który może sobie pozwolić na taki luksus, pewnie z trudem zrezygnuje z Grecji czy Turcji na rzecz Beskidów albo Pojezierza Drawskiego. Nie wspominając o tym, że i krajowe wycieczki mogą stać się droższe, bo dodatkową opłatą obłożone zostanie paliwo.

Trudne zmiany dla lepszej przyszłości

W imię czego? – może zastanawiać się wyborca, który nie odczuwa jeszcze bezpośredniego wpływu zmian klimatu na swoje życie. Katastrofa odrzańska roku 2022 dla wielu osób jest już jedynie mglistym wspomnieniem. Zeszłoroczna powódź, choć katastrofalna i skupiająca uwagę mediów, zniszczyła 11 tys. budynków (według spisu powszechnego jedynie budynków mieszkalnych w Polsce jest 6,8 mln), a jej skutki dotknęły przede wszystkim ograniczony obszar Kotliny Kłodzkiej. Trwającą suszę hydrologiczną rozpoznają do tej pory głównie przeciwni klimatycznej polityce UE rolnicy.

Politycy koalicji rządzącej mogą zresztą odpuszczać temat klimatu, by nie zaogniać przed wyborami konfliktów z górnikami czy rolnikami.

W ciągu kampanii nie można pozwolić sobie na powtórkę choćby z zeszłorocznych rolniczych protestów przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi.

W końcu wielu wyborców zwyczajnie neguje wpływ człowieka na zmianę klimatu. Według badania wiedzy naukowej obywateli UE taką postawę przyjmuje 52 proc. Polek i Polaków. W takich warunkach trudno przekonywać wyborców ekologią i politykami chroniącymi klimat.

Jeszcze kilka lat temu proekologiczne postulaty wpisywały się w antyPiS-owskie nastroje, mogły kojarzyć się z nowoczesnością i postępem. W kwietniu 2025 wyborca może być bardziej sceptyczny, widząc w nich zapowiedź narzucanych przez Brukselę wyrzeczeń.

Z Trzaskowskim odetchniemy?

Z taką rzeczywistością musimy mierzyć się na pięć lat przed klimatyczną „godziną zero”, którą jeszcze niedawno zapowiadaliśmy na 2030 rok. Kampania prezydencka pokazuje, że z trudną do przyjęcia prawdą ciężko się przebić, jeszcze trudniej przekonać ludzi do działania na rzecz wspólnego dobra. Coraz łatwiej jest za to szerzyć antynaukowe poglądy i podważać sens starań o ratunek dla klimatu. Przyzwalają na w końcu to osoby z najwyższym autorytetem, jak prezydent Stanów Zjednoczonych.

W Polsce na powrót do nieco bardziej progresywnej polityki można będzie liczyć pewnie po wygranej Rafała Trzaskowskiego, który teraz koniunkturalnie rezygnuje z podejmowania „ryzykownych” tematów ekologii i transformacji energetycznej. Miejmy nadzieję, że w najbliższych latach staną się one nieco mniej ryzykowne, a politycy wezmą na siebie odpowiedzialność za klimat. Być może i wyborcy zrozumieją, że decyzje dokonywane w trzeciej dekadzie XXI wieku będą wpływać na los rodzących się właśnie dzieci, które mogą bez problemu dożyć trzeciej dekady XXII wieku.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.

Komentarze