W trudnym momencie zmasowanego ataku na strajkujących Koalicji Europejskiej zabrakło odwagi, by jednoznacznie poprzeć protestujących nauczycieli – bez względu na to, jaką dalszą formę protestu wybiorą. Dzisiejsza deklaracja liderów KE w najlepszym razie spowoduje chaos, w najgorszym – demobilizację. Na deklarację Koalicji stanowczo odpowiedział szef ZNP
W trudnym momencie, w 12. dniu strajku, w piątek 19 kwietnia 2019, tuż przed świętami wielkanocnymi Koalicja Europejska zabrała głos w sprawie protestu. Jednocześnie była to odpowiedź na wcześniejszą o dwa dni „eurodeklarację” Kaczyńskiego. Koalicja Europejska:
„Jesteśmy tu po to, żeby zaapelować o zakończenie tego protestu” - oświadczył Grzegorz Schetyna. Do kogo ten apel? Do ZNP? Do setek tysięcy nauczycieli w całej Polsce? Okazuje się, że nie: „[Zaapelować] o to, żeby Jarosław Kaczyński podjął decyzje, wezwał premiera Morawieckiego i zarządził zakończenie tego konfliktu, czyli tak naprawdę zdecydował się o podwyżce, którą oczekuje środowisko nauczycielskie”.
Tyle że „zakończyć protest” mogą ci, którzy go prowadzą. PiS nie protestuje, może jedynie spełnić (lub nie) postulaty. Nie chodzi tu jednak o niefortunne sformułowanie. Dzisiejsza deklaracja KE na wielu poziomach jest politycznie nietrafiona. Choć ma też pozytywne elementy i od nich zacznijmy:
Kłopotów z deklaracją jest wiele:
To skądinąd słuszne założenie, że Koalicja powinna jednym głosem mówić w sprawie największego od ćwierćwiecza protestu pracowniczego w oświacie oraz że powinna mieć wspólne stanowisko w najgorętszej politycznej ostatnio sprawie. Problem w tym, że opinia publiczna nie jest pewna, jakie to stanowisko jest.
Choć Koalicja jednoznacznie opowiedziała się po stronie nauczycieli, natychmiast pojawiły się głosy, że opozycja wzywa ich do zakończenia strajku.
Apelu nie zrozumiała nie tylko część protestujących i popierających ich, ale nawet dziennikarzy. „Pamiętajmy, że to apel do rządu” — tłumaczył na Twitterze Cezary Tomczyk (PO) komentatorowi „Rzeczpospolitej” Michałowi Kolance.
„Gazeta Wyborcza” początkowo napisała wieloznacznie: „Koalicja Europejska apeluje o zawieszenie protestu nauczycieli”, dopiero po chwili tytuł zmieniono na jednoznaczny: „Koalicja Europejska apeluje do PiS o zakończenie konfliktu z nauczycielami”.
Co takiego powiedzieli zatem koalicjanci?
Pięcioro liderów (Grzegorz Schetyna - PO, Katarzyna Lubnauer - N, Władysław Kosiniak-Kamysz - PSL, Jerzy Wenderlich - SLD, Marek Kossakowski - Zieloni):
Znamienna była deklaracja bezradności ze strony Kosiniaka-Kamysza: „Opozycja nie jest w stanie przegłosować. Ale ze swojej strony wykonuje wszystko, co możliwe, żeby dać szansę, dać nadzieję”. Przypomina to słowa szefa PSL z pierwszej konwencji Koalicji 6 kwietnia 2019 mówił: „Proszę o wasz głos, wiem, że nie jesteśmy może idealni, ale z całej siły, z całego serca, z całej mocy będziemy zabiegać o pozycję Polski w Europie”.
Nie dając jednoznacznego poparcia tym, którzy dziś negocjują w imieniu nauczycieli i planują dalsze etapy akcji strajkowej, KE wpisuje się w długoterminową strategię PiS.
A rząd od wielu dni gra na osłabienie protestujących. Używa do tego propagandy (m.in. TVP) oraz ustawek w stylu podpisania "porozumienia" z "Solidarnością". Dalekosiężnym celem jest pokazanie, że strajkujący to osamotnieni radykałowie. Dziś siedząc przy negocjacyjnym stole, Broniarz i inni związkowcy mają za sobą siłę setek tysięcy nauczycielek i nauczycieli oraz sympatię ogromnej części opinii publicznej (również aktorek, piosenkarzy - popularnych przecież wśród najróżniejszych politycznych elektoratów).
"Zostaliście porzuceni", "nikt za wami nie stoi", "odwrócili się od was wszyscy" - to jedna z najpowszechniej stosowanych taktyk w zbiorowych negocjacjach. Nie tylko rządów ze związkowcami.
Propaganda antystrajkowa przeszła do kolejnego etapu. Po bezpośrednim ataku na Sławomira Broniarza i wyszukiwaniu kozłów ofiarnych wśród strajkujących, teraz dominująca narracja głosi, że „strajk się wypala”. Anna Mierzyńska, współpracowniczka OKO.press, pisała o tym szczegółowo w „Wyborczej”. „Teza, że liczba przeciwników protestu stale rośnie, jest ich więcej niż zwolenników, i widać to wyraźnie w mediach społecznościowych, jest powtarzana od początku tego tygodnia.
Sprawdzam dane analityczne z sieci codziennie od początku protestu. Nie znajduję tam jednak niczego, co mogłoby potwierdzić tę tezę”.
Twierdzenia, że w sieci narastają głosy krytyczne wobec protestujących, opierają się na wybiórczej analizie mediów społecznościowych. „Żeby wiedzieć, jaka jest prawda, trzeba by solidnych badań socjologicznych” - pisze Mierzyńska. Ale skoro nie da się tego sprawdzić, propagandowe ośrodki, w tym TVP, mogą bezkarnie powtarzać, że strajk się wypala.
Przekaz jest wzmacniany przez anonimowe konta i fanpejdże. Wśród nauczycieli krążą anonimowe sms-y nawołujące do radykalizacji. A w mediach reprodukowany jest list zrozpaczonej uczennicy, która nie przystąpiła do egzaminu ("miała pecha – bo tylko trzy szkoły w całym kraju nie przeprowadziły egzaminu gimnazjalnego"). Trwa akcja-dezinformacja.
O tym, jak obrzydzić strajk społeczeństwu piszemy tutaj.
Jednocześnie strajk też przechodzi na kolejny etap: samoorganizacji. Dotąd kierowały nim związki zawodowe. Teraz odpowiedzialność nie tylko za prowadzenie strajku w swoich szkołach, ale za całość protestu, zaczynają przejmować sami nauczyciele. W Warszawie powstał Międzyszkolny Komitet Strajkowy. Szczegółowo piszemy o tym w tekście „Już 89 szkół w Warszawskim Międzyszkolnym Komitecie Strajkowym [MAPA]. Strajk trwa!”.
Podobne inicjatywy od dwóch dni powstają w całym kraju, m.in.: Krakowie, Poznaniu, Łodzi, Gorzowie Wielkopolskim, Wrocławiu, Opolu i Trójmieście.
W słowach koalicjantów nie było jasnej deklaracji, że to środowisko nauczycielskie jest podmiotem prowadzącym strajk, a KE obdarza nauczycieli i związkowców zaufaniem. Nie padły słowa, które by potwierdzały, że to strajkujący wiedzą najlepiej, jakimi środkami prowadzić protest. Zamiast tego Grzegorz Schetyna wypowiedział dość tajemnicze słowa: „Nie może być tak, że ten protest, słuszny protest, będzie trwał przez Święta, przez następne dni”. Dlaczego nie może tak być?
To właśnie obrazy niewygody, wyjątkowego poświęcenia protestujących pokazują opinii publicznej ich determinację i potwierdzają słuszność celów.
Słowa Schetyny w sensie ścisłym nie mają sensu: nauczyciele nie strajkują w Święta, strajk czy nie strajk, mają wtedy wolne. Ale jest w tym inny, groźniejszy sens.
Czy Schetyna nie wzywa przypadkiem do przedwczesnego przerwania protestu? To starsi od autorki tego tekstu uczestnicy życia publicznego powinni pamiętać, że w Stoczni Gdańskiej Lech Wałęsa chciał przerwać strajk 16 sierpnia 1980, zanim zostały spełnione jego postulaty, przystając na częściowe ustępstwa PRL-owskiego rządu. Wówczas zatrzymały go kobiety (Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz, Henryka Krzywonos). A dwa tygodnie później solidarnościowy strajk zakończył się pełnym sukcesem.
Wszystkim tym, którzy podpowiadają, jaka powinna być strategia strajkujących, odpowiedział dobitnie Sławomir Broniarz: „Związek Nauczycielstwa Polskiego istnieje 114 lat. My potrafimy sami myśleć i sami decydować o sobie. Żadnej suflerki nie potrzebujemy”.
To dobrze, że politycy składają ofertę powyborczą protestującym, ale nie powinni robić nic ponadto. Strajkowi udało się wywołać falę realnego poparcia prawdopodobnie szerszą niż to, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku protestów KOD czy nawet Czarnego Protestu. W wielu miejscowościach, gdzie nie było tamtych protestów – szkoły strajkują. To kolejna okazja do okazywania międzygrupowej solidarności (wykorzystana już m.in. przez sędziów i lekarzy) oraz tworzenia nowych form obywatelskości (dokumentujemy je w OKO.press). To dodatkowe „zyski” z protestu. Kolejna fala „uobywatelnienia” Polski.
Niefortunna deklaracja każe zadać sobie pytanie: czy KE myśli o nauczycielach czy o sondażach?
Wiele wskazuje na to, że w zbliżających się wyborach PiS lub KE wygrają „o włos”. O przegranej może zadecydować drobny błąd lub przypadek. To może mobilizować przywódców partyjnych, ale może też sprawiać, że będą bardziej zachowawczy, bojąc się utraty kluczowych procentów. Tak właśnie mogło się stać w tym przypadku.
A pośrednim winnym mogą być sondaże - lub wiara w nie polskiej klasy politycznej.
Te publikowane tu i ówdzie badania, ochoczo podchwytywane w mediach społecznościowych, mają dowodzić, że społeczne nastroje się odwracają. A zatem KE popierając strajk, obstawiałaby złego konia.
Nawet gdyby te sondaże oddawały faktyczne nastroje (które jak widać, są bardzo zmienne), nie mogą one być podstawą podejmowania decyzji przez związkowców. Związki zawodowe nie walczą o godne warunki pracy dlatego, że podoba się to większości społeczeństwa, tylko dlatego, że... chodzi o godne warunki pracy – jest to słuszne i jest w interesie pracowników.
Walka tak szerokiej grupy pracowniczej o swoje interesy, w dodatku grupy utożsamianej z klasą średnią i to walka w formie strajku jest czymś stosunkowo rzadkim w ostatnich dekadach (nie bez znaczenia jest fakt, że legalne strajkowanie jest w Polsce bardzo trudne). Nawet gdyby poparcie dla protestu spadało, nie byłoby w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę historię protestów pracowniczych w III RP.
To raczej początkowe wysokie poparcie jest czymś zaskakującym. Najwyraźniej liderom KE puściły nerwy.
Na deklarację zareagowała opozycja nienależąca do Koalicji.
Adrian Zandberg z Lewicy Razem napisał: „Od wczoraj liberałowie wbijają strajkującym nauczycielom nóż w plecy. W liberalnych mediach nauczyciele są wzywani do przerwania protestu. Te słowa utrudniają negocjacje i wzmacniają polityków, którzy - zamiast rozmawiać - chcą zgnoić nauczycieli i złamać strajk. Nauczyciele to nie zabawka, którą można się medialnie pobawić, a potem wyrzucić, jak się znudzi”.
Maciej Gdula z Wiosny: „Koalicja Europejska, która jeszcze w Wielką Środę stała murem za nauczycielkami, dziś wzywa do zawieszenia strajku. Po pierwsze, jeśli do kogoś należy tu inicjatywa, to do nauczycieli i nie należy wychodzić przed szereg. Po drugie, wycofanie poparcia, gdy nauczycielki wciąż negocjują, to osłabianie ich pozycji przetargowej. I po trzecie, konferencja z symbolami niezłomności na piersiach, gdy wzywa się do kapitulacji, jest szalenie niestosowna. Tak się po prostu nie robi!”
Edukacja
Protesty
Wybory
Władysław Kosiniak - Kamysz
Katarzyna Lubnauer
Grzegorz Schetyna
Koalicja Europejska
Jerzy Wenderlich
Marek Kossakowski
podwyżki dla nauczycieli
strajk nauczycieli
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze