0:000:00

0:00

Małe koguciki żyją zazwyczaj tylko jeden dzień. Już w pierwszej dobie po wykluciu są zabijane w okrutny sposób.

Dla hodowcy ich utrzymanie jest nieopłacalne. Nie zniosą nigdy jaj, nie można ich upchnąć do klatek i wykorzystywać w produkcji. Nie tuczy ich się tak łatwo, jak hodowane na mięso brojlery. W wylęgarniach są tylko problemem, bo przecież do produkcji jajek potrzeba ptaków płci żeńskiej.

Najprostsze rozwiązanie - zabić.

To szósty odcinek naszego cyklu „Rzeźnia", w którym opisujemy, jak wyglądają polskie (i nie tylko) hodowle i jak łamane są w nich prawa zwierząt i naruszane przepisy. Wcześniejsze odcinki cyklu można przeczytać tutaj:

Przeczytaj także:

Najpierw jednak pisklęta są poddawane tak zwanemu „seksowaniu”. To proces, który polega na rozpoznawaniu, czy pisklę jest płci damskiej, czy męskiej. Jak podaje portal rolniczy AgroFakt, jest to niezwykle trudna procedura, bo maleńkie zwierzęta nie mają jeszcze wyraźnie wykształconych narządów rodnych. Ich płeć można poznać po kolorze puchu, którym są pokryte zaraz po urodzeniu. Można też ją ocenić po długości lotek albo właśnie po narządach rodnych.

Jeśli pisklak okaże się kogucikiem, jest skazywany na śmierć.

37 milionów piskląt

Do zabijania stosuje się najczęściej dwie metody: gazowanie oraz maceracja czyli mielenie żywych, w pełni świadomych zwierząt.

"Metoda maceracji polega na stosowaniu szybkoobrotowych urządzeń o napędzie mechanicznym, wyposażonych w ostrza uśmiercające lub wystające elementy ze spienionego polistyrenu. Jadące na taśmie koguciki wpadają między ostrza, są cięte na kawałki, miażdżone, mielone żywcem” – tłumaczy Fundacja Viva! w swojej petycji przeciwko zabijaniu kogucików. W Internecie można znaleźć sporo filmów, które pokazują, jak wygląda ten proceder. Ogląda się je niezwykle trudno, a widok małych, żółtych pisklaków wpadających prosto na ostrza zostaje w głowie na długo.

Gazowanie jest równie przerażającą procedurą. Zamyka się pisklęta w szczelnych pojemnikach i wpuszcza się do nich dwutlenek węgla. Ten momentalnie je uśmierca.

Fundacja Viva! rozmawiała z kilkoma wylęgarniami, żeby dowiedzieć się, co robią z pisklętami płci męskiej. Odpowiedź „gazowanie” padała znacznie częściej. „Choć maceracja jest bardziej humanitarna, sekunda i zwierzę nic już nie czuje” – powiedział jeden z hodowców.

Zdarza się jednak, że hodowcy nie stosują pojemników, a koguciki, czyli „odpad” przy produkcji jaj, są wrzucane do worków.

Z takiego worka stowarzyszenie Otwarte Klatki uratowało 12 pisklaków, zaledwie kilkudniowych. Zauważyli podczas jednego ze śledztw siatkę, w której coś się rusza i piszczy. W środku było ponad sto kurcząt.

Szczęśliwa dwunastka została odchowana pod lampą i wykarmiona. Jeden z kurczaków – Tadeusz – do dziś żyje w azylu prowadzonym przez jedną z aktywistek. Pozostałe również znalazły bezpieczne domy.

Nawet zerówki

Rocznie w Polsce w ten sposób ginie około 37 milionów kogucików (takie dane podaje Fundacja Viva!). W Niemczech skala jest jeszcze większa – 40 milionów. W sumie każdego roku – to już dane fundacji Centaurus – w okrutny sposób zabija się 300 milionów piskląt.

„Aż trudno uwierzyć, że taki proceder ma miejsce w kraju wysoko rozwiniętym w XXI wieku. Jeszcze trudniej, że rządy ignorują ten problem” – pisze Centaurus w swojej petycji przeciwko zabijaniu kogucików.

Co więcej, obie metody uśmiercania są stosowane przy produkcji wszystkich typów jaj. Również „zerówek”.

Alternatywa dla zabijania

Czy zabijanie kogucików jest konieczne? Odpowiedź brzmi: nie. Już kilka lat temu opracowano technologię SELEGGT, która pozwala na wykrycie płci pisklaka już na początku inkubacji. SELEGGT jest wynikiem współpracy naukowców z Uniwersytetu w Lipsku i sieci marketów Rewe, przy wsparciu niemieckiego ministerstwa rolnictwa.

Metoda polega na wypaleniu małego otworu w skorupce jaja za pomocą lasera. Otwór jest nie większy niż 0,3 mm i nie stwarza zagrożenia dla niewyklutego jeszcze kurczęcia. Wewnętrzna błona jajka dopasowuje się i zamyka otwór.

Przez tę dziurkę pobiera się płyn omoczniowy, który później nakładany jest na specjalny marker. Jeśli marker zmieni kolor, to oznacza, że w jajku znajduje się siarczan estronu – hormon specyficzny dla piskląt płci żeńskiej. Jeśli kolor się nie zmieni, to oznacza, że w jajku jest mały kogut. Takie jajko nie jest już ogrzewane, a więc nic się z niego nie wykluje. Hodowcy przetwarzają je później na paszę dla zwierząt.

Jak informują Otwarte Klatki, ta metoda ma 98 proc. skuteczności. Dzięki niej można oszczędzić milionom zwierząt stresu i cierpienia w - przypomnijmy – już pierwszej dobie życia.

Metoda pozwala na sprawdzenie 3,5 tys. jajek na godzinę. I to jest największy zarzut, na jaki powołują się hodowcy. To ich zdaniem zbyt wolne tempo. Domagają się, by ulepszyć metodę w taki sposób, żeby można było badać 100 tys. jaj na godzinę.

Pierwsze jajka „wolne od cierpienia” trafiły do sklepów w Berlinie w 2018 roku. Pilotaż takiej produkcji prowadzono w Niemczech i w Holandii. Jak podają Otwarte Klatki, jajko od takich kur kosztuje jeden lub dwa centy więcej, więc dla konsumenta różnica jest praktycznie nieodczuwalna. Z kolei francuskie media podają jeszcze niższe koszty. Według ostatnich informacji cena nie jajka, ale opakowania sześciu jaj może wzrosnąć o 1 eurocenta.

Kolejne kraje z zakazem

Właśnie dzięki tej technologii Niemcy i Francja zdecydowały się na wprowadzenie zakazu zabijania piskląt. Wcześniej Szwajcaria zakazała mielenia kurczaków, ale wciąż można je zabijać przez zagazowanie. Szwajcarskie władze – w przeciwieństwie do hodowcy, z którym rozmawiała Viva! – uznały duszenie za metodę bardziej humanitarną.

Niemcy i Francja idą o krok dalej, chcąc zakazać zabijania kogucików w ogóle. We Francji nowe prawo ma wejść już od przyszłego roku. Hodowcy będą mieli kilka rozwiązań do wyboru: albo sprawdzać płeć na samym początku inkubacji, albo hodować urodzone już koguciki. Aby pomóc hodowcom w zakupie specjalnego sprzętu do badania płci, Francja udzieli dotacji w wysokości 10 mln euro.

„Przygotowujemy się do czekających nas zmian, a biorąc pod uwagę już poczynione starania, należy spodziewać się zainstalowania 2/3 wymaganego sprzętu we Francji do końca pierwszego kwartału 2022 roku” – mówił w rozmowach z mediami Julien Denormandie, francuski minister rolnictwa.

W Niemczech taka metoda ma zostać wprowadzona w 2024 roku. Oba kraje chcą namówić pozostałe państwa UE do przyjęcia podobnych zakazów.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze