Ilekroć w Ameryce dochodzi do masowego mordu – a dzieje się to z frustrującą regularnością – sprawy toczą się według tego samego scenariusza: Demokraci gniewnie wzywają do tego, by wreszcie coś zrobić i wzmocnić kontrolę dostępu do broni palnej (o co zabiegają od wielu lat), zaś Republikanie przesyłają rodzinom ofiar „myśli i modlitwy” (ta fraza, powtarzana za każdym razem, stała się już powszechnie obiektem kpin), natychmiast dodając, że „teraz nie jest odpowiedni czas, żeby o tym rozmawiać”. Stanowczo sprzeciwiają się jakimkolwiek ustawom mającym np. zakazać sprzedaży karabinów szturmowych albo zwiększyć kontrolę nad tym, kto może broń kupić, oskarżają Demokratów o „granie ludzką tragedią” i „politykowanie”.
Jak się skończył konsensus
Sęk w tym, że kwestia dostępu do broni palnej jest w Stanach Zjednoczonych kwestią polityczną, co najmniej od lat 80. XX wieku.
Wcześniej, choć trudno w to dziś uwierzyć, nie budziła ona większych kontrowersji – panował w tej sprawie ponadpartyjny konsensus i stosowne regulacje wspierali zarówno Demokraci, jak i Republikanie.
Ronald Reagan, jako gubernator Kalifornii, podpisał jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw w całym kraju i mawiał, że „nie widzi powodu dla którego jakiś obywatel miałby paradować po mieście z naładowaną bronią”. Regulacje popierało też NRA czyli Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie, którego misją była wówczas troska o bezpieczeństwo posługiwania się bronią. Konserwatywny zwrot w amerykańskiej polityce przyniósł zmiany także i w tej kwestii – z organizacji bezpartyjnej NRA stała się grupą nacisku ściśle związaną z Partią Republikańską, potężnym lobby walczącym z wszelkimi próbami regulowania dostępu do broni.
Głównym argumentem stała się 2. poprawka do Konstytucji, która – rzekomo – ma gwarantować każdemu obywatelowi prawo do posiadania broni palnej. Piszę „rzekomo”, bo taka interpretacja Konstytucji jest tak naprawdę czymś względnie nowym w amerykańskiej myśli prawniczej. Choć 2. poprawka rzeczywiście mówi, że „prawo obywateli do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone”, to jej wcześniejsze zdanie – o „dobrze zorganizowanej milicji” – wyraźnie wskazuje, że odnosi się to prawa zbiorowości, wspólnej obrony kraju przed zagrożeniem zewnętrznym.
Prawniczy „oryginalizm”, rozpropagowany w latach 80. przy wsparciu administracji Reagana (który jako prezydent miał już dużo bardziej konserwatywne podejście do kontroli broni, mimo iż sam prawie zginął od kuli szaleńca), utrwalił jednak na prawicy narrację, wedle której jakakolwiek próba kontrolowania dostępu do broni palnej jest zamachem na wolność Amerykanów i ich podstawowe prawa, które w Konstytucji zapisali nieomylni Ojcowie Założyciele.
Kolejne masakry
Ostatnia ustawa federalna, próbująca jakoś regulować tę kwestię, została uchwalona ćwierć wieku temu, w roku 1994. Demokratom i Billowi Clintonowi udało się wówczas wprowadzić federalny zakaz posiadania karabinów szturmowych, który wszakże wygasł po dziesięciu latach. Różnią się oceny tego, na ile był on skuteczny, ale generalnie badania wskazują, że kiedy obowiązywał, mniej było masowych strzelanin, a po jego wygaśnięciu w 2004 roku statystki zaczęły wyglądać zauważalnie gorzej.
Mimo kolejnych masakr, Republikanie w Kongresie skutecznie blokują każde nowe projekty obostrzeń. Nie udało się nawet w 2012 roku, kiedy w Connecticut, w miasteczku Sandy Hook, cierpiący na chorobę psychiczną sprawca zamordował 20 przedszkolaków i 6 opiekunów, co wstrząsnęło Ameryką – administracja Baracka Obamy znów spróbowała wprowadzić zakaz posiadania broni szturmowej i ograniczenie sprzedaży magazynków o wysokiej pojemności. Republikanie w Kongresie byli jednak nieugięci. Wkrótce doszło do kolejnych masakr:
- w 2016 w klubie gejowskim w Orlando na Florydzie sprawca zamordował prawie 50 osób;
- w roku 2017 w Las Vegas mężczyzna otworzył ogień z okna hotelu – zginęło 60 osób bawiących się na koncercie, rannych było kilkaset (była to najtragiczniejsza w skutkach strzelanina w historii USA).
- W 2018 zginęło 17 uczniów liceum w Parkland na Florydzie.
Ocaleńcy z tej ostatniej masakry założyli ruch Never Again (Nigdy więcej) – presja opinii publicznej wpłynęła na niektóre sklepy, które wycofały się ze sprzedawania broni; kilka stanów zaostrzyło przepisy, ale na poziomie federalnym nic nie drgnęło.
Nawet wyborcy Republikanów przeciw broni szturmowej
Nastąpiła jednak zauważalna zmiana w podejściu opinii publicznej. Według badań 70 proc. Amerykanów popiera dziś wprowadzenie zakazu broni szturmowej, w tym ponad połowa wyborców republikańskich (sic!). Nawet część obrońców 2. poprawki zwraca uwagę na anachroniczność myślenia konserwatystów o broni palnej: Konstytucję pisano w czasach, gdy używano ładowanych odprzodowo muszkietów, a nie karabinów mogących wystrzelić kilkaset pocisków na minutę.
Zwolennikom zaostrzenia kontroli dostępu do broni nie chodzi o zabieranie sztucerów myśliwym, ani nawet pistoletów osobom, które uważają, że potrzebują ich do ochrony rodziny – celem jest ograniczenie dostępu obywateli do broni, której używa się w wojsku czy policji, a także do magazynków o wysokiej pojemności, których jako żywo nie potrzeba na polowaniach.
Jako przykład skuteczności takich rozwiązań wskazuje się tu Australię: kiedy w 1996 roku doszło do masakry w Port Arthur (człowiek z bronią półautomatyczną zamordował 35 osób) konserwatywny (sic!) premier John Howard oświadczył: „Mamy szansę uniknąć amerykańskiej ścieżki”. W porozumieniu ze stanami zaostrzył przepisy w całym kraju i wprowadził ogromny program przymusowego wykupu broni przez rząd. Masowe strzelaniny ustały, spadł też odsetek przestępstw z użyciem broni i zabójstw. W 2019 roku, po masakrze w dwóch meczetach, dokonanej przez białego terrorystę, rząd Nowej Zelandii natychmiast wprowadził prawo, zakazujące sprzedaży i posiadania broni szturmowej i półautomatycznej.
Tymczasem w Stanach żadna z kolejnych masakr niczego nie zmienia i tylko zaczyna się odliczanie do następnej.
Potęga NRA
Zasadność sprawdzania osób, chcących kupić coś niebezpiecznego, nie powinna budzić kontrowersji – potencjalnie szkodliwe leki są w końcu wydawane na receptę, więc czemu nie zastosować tego do karabinów i pistoletów, obiektywnie dużo groźniejszych? Nic dziwnego, że poparcie dla dokładnego sprawdzania osób chcących kupić broń, universal background checks, jest powszechne – za jest 93 proc. Demokratów i aż 82 proc. Republikanów. Mimo to republikańscy politycy, wbrew opinii większości swojego elektoratu, są na nie. Dotychczas paraliżował ich lęk przed potęgą Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego, ale w styczniu tego roku NRA ogłosiło bankructwo (głównie z powodu przeinwestowania oraz malwersacji dokonanych przez długoletniego szefa organizacji), więc jej wpływy nie są już takie jak kiedyś – mimo to, opór Republikanów nie maleje.
Świętość 2. poprawki stała się dla prawicy kwestią tożsamościową. Jakikolwiek kompromis z Demokratami zostałby uznany przez konserwatywną bazę za zdradę i ukarany w najbliższych prawyborach.
Lęk przed małym, ale najradykalniejszym segmentem elektoratu od dawna już wyznacza kierunek w jakim idzie Partia Republikańska. Efekt jest taki, że Republikanie robią co mogą, żeby utrudniać głosowanie – wymyślają kolejne procedury, domagają się okazywania dodatkowych dokumentów, wielokrotnej weryfikacji, wszystko rzekomo w celach bezpieczeństwa – ale w kwestii dostępu do broni palnej bezpieczeństwo odgrywa rolę drugorzędną wobec „wolności”.
Kiedy dwa tygodnie temu, jeszcze przed ostatnimi strzelaninami, Izba Reprezentantów przyjęła dwie ustawy likwidujące luki w przepisach (np. wyłączenie spod kontroli kupna broni palnej na targach albo między przyjaciółmi), tylko kilkoro republikańskich kongresmenów odważyło się zagłosować za. W Senacie, dokąd teraz trafią ustawy, będzie jeszcze trudniej. Choć Demokraci mają minimalną przewagę w tej izbie, ze względów proceduralnych do przyjęcia większości ustaw konieczne jest 60 głosów. Bez wsparcia Republikanów (lub zmiany przepisów i likwidacji parlamentarnej obstrukcji, tzw. filibuster) nie ma szans na to, by nowe prawo przeszło przez Senat i trafiło na biurko prezydenta. Republikańscy senatorowie powtarzają jak mantrę, że zmiana przepisów „nic nie da” i próbują przekierowywać uwagę opinii publicznej gdzie indziej, np. na „brutalne gry komputerowe” czy, ostatnio, na protesty Black Lives Matter, będące rzekomo „prawdziwym zagrożeniem”.
Połowa broni palnej świata – w amerykańskich domach
Choć prawica uparcie zaprzecza, by amerykańska kultura broni miała jakikolwiek związek z alarmującymi statystykami, fakty są nieubłagane.
USA mają więcej broni per capita niż jakikolwiek inny kraj na świecie: ponad 120 sztuk na 100 osób. Amerykanie stanowią niecałe 5 procent ludności świata, ale mają w domach prawie połowę całej broni palnej na ziemi.
Co ważne, znajduje się ona w posiadaniu mniejszości obywateli – szacuje się, że broń palną ma w domu najwyżej 40 procent Amerykanów, a do NRA należy raptem kilka milionów.
Wszystkie badania pokazują, że korelacja jest niezaprzeczalna (i niezbyt zaskakująca) – więcej broni palnej oznacza więcej śmierci w wyniku jej użycia. W Stanach jest to 33 na milion mieszkańców, w Kanadzie 5, a w Australii ledwie 1,5. Szeroko zakrojone badania z 1997 roku, przeprowadzone przez kryminologów Franklina Zimringa i Gordona Hawkinsa, wykazały, że Ameryka nie ma wcale wyższego poziomu przestępczości niż inne kraje, ale z powodu powszechnej dostępności broni przestępstwa częściej kończą się śmiercią. Po prostu sama obecność broni palnej sprawia, że sytuacja konfliktowa może eskalować i skończyć się tragicznie. Korelację widać nie tylko na przykładzie państw, lecz także samych stanów – w tych, gdzie broń ma więcej ludzi, ginie od niej więcej osób, niż w tych stanach, gdzie posiadanie broni jest dość rzadkie.
Nowe rekordy, stary teatr
Choć Stany Zjednoczone nie są jedynym krajem w których dochodzi do masowych strzelanin (najtragiczniejszą na świecie pozostaje masakra dokonana przez Andersa Breivika w Norwegii), jest jedynym, gdzie dochodzi do nich z taką regularnością – i jedynym w którym de facto nie próbuje się z tym nic robić. W minionym roku nie doszło wprawdzie do żadnej strzelaniny na wielką skalę (z pewnością nie bez znaczenia był tu pandemiczny lockdown), ale od broni palnej zginęło rekordowo dużo Amerykanów: prawie 20 tysięcy osób, ponad 50 osób dziennie (drugie tyle w wyniku samobójstw z użyciem broni palnej). Wyjątkowo wysoka była też sprzedaż broni – o 60 proc. wyższa w porównaniu z rokiem poprzednim.
Masakry, takie jak te w marcu w Atlancie i Boulder, przyciągają uwagę mediów, ale procentowo ginie w nich stosunkowo niewiele ludzi – 1 do 3 proc. ofiar broni palnej; znaczna większość traci życie w codziennych strzelaninach, które nie przyciągają uwagi mediów i traktowane są w dużych miastach jako coś „naturalnego”. Ten problem również wymaga znalezienia rozwiązania: niekoniecznie będzie nim zakaz posiadania broni szturmowej (bo większość zabójstw dokonywana jest tam przy pomocy broni krótkiej), ale z pewnością musi obejmować utrudnienie dostępu do broni palnej.
Śmierć ludzi zamordowanych w Atlancie i Boulder uruchomiła ten sam makabryczny teatr, który amerykańscy politycy odgrywają od lat. Republikanie ślą „myśli i modlitwy”, Demokraci proponują ustawy.
Różnica jest taka, że tym razem ustawy są już gotowe i czekają na głosowanie w Senacie – wystarczy je poprzeć, żeby przynajmniej spróbować zapobiec kolejnym śmierciom. Joe Biden, jeszcze jako senator, wspierał zaostrzenie kontroli dostępu do broni – dziesięcioletni zakaz produkcji i posiadania broni szturmowej w 1994 roku był częściowo jego dziełem – i od lat zabiegał o jego wznowienie. Teraz wezwał opozycję do wspólnego działania. Dopóki jednak ideologia będzie dla Republikanów ważniejsza od życia i zdrowia obywateli, nic się nie jednak nie zmieni, a kolejna masakra jest tylko kwestią czasu.
prawicowa "cywilizacja śmierci"?
Ale to śmierć głównie dorosłych, a nie niepełnosprawnych dzieci z wadami genetycznymi. To się nie liczy.
Słabe porównanie. Legalny dostęp do broni nie oznacza legalizacji mordowania ludzi przy jej użyciu.
Wolę amerykański dostęp do broni od pijanych, polskich kierowców.
Ponad połowa "incydentów" śmiertelnych związanych z bronią w USA to samobójstwa.
Jakby nie patrzeć dostęp do broni uchronił część Amerykanów przed napaścią ze strony rasistowskiego bydła BLM. Na widok broni po prostu ustępowali przed kradzieżą, gwałtami i atakiem na prywatne domy.
Jakieś konkretne przykłady? No i pytanie, kiedy demonstranci spod znaku BLM faktycznie próbowali atakować prywatne domy, kogo było więcej – atakujących, czy broniących prywatnej własności? Znalazł się tam jakiś Paul Kersey, albo samotny wilk McQuade?
Inna rzecz – czy dostęp do broni uchronił przed śmiercią uczniów w szkołach, w których doszło do strzelanin? To przecież jest koronny argument miłośników broni, a w Polsce – Janusza Korwina-Mikke, że uzbrojone społeczeństwo skutecznie przeciwstawi się przestępcom. Znasz choć jeden przypadek, kiedy gostek, który wpadł do szkoły z M-16 czy podobną zabawką, został przez nauczycieli podziurawiony z ich prywatnych rewolwerów, zanim zdążył zarepetować swoją broń? A przecież zazwyczaj to była jedna osoba, przeciw niej zaś grupa nauczycieli plus woźny, palacz z kotłowni i kucharze ze szkolnej stołówki… Jakoś w realu nigdy nie doszło do powtórki z "Życzenia śmierci", prawda czasu nie okazała się prawdą ekranu.
Tak, na YT można znaleźć filmy jak czarni niszczą sklepy, kradną, plądrują. Był też słynny film z tym jak biały z karabinem wyszedł przed swój dom i groził bronią w obronie przed czarną dziczą.
Ogólnie posiadanie broni jest złe, ale w USA jest to nie do egzekucji. Za długo trwało zezwolenie, za dużo gangów – każdy przestępca będzie posiadać spluwę.
Tu masz przykłady do jakiej palanterii prowadzi danie broni "obrońcom cywilizacji łacińskiej":
https://www.youtube.com/watch?v=qp2b9Qo88UI
Zasada jest prosta – nie słuchasz się policji to twój problem. Po drugie ćpunek Floyd "I can't breathe" to raczej nie postać by się nią zasłaniać….
Zwykle dla przestępcy nie jest problemem zdobycie broni palnej.
W domowych pieleszach jej brak poskutkowałby użyciem tasaka lub podobnej zabawki.
To stan emocjonalny a nie narzędzie decyduje o skutkach.
Mają inną kulturę i tradycje, dajmy im spokojnie się zabijać.
"dajmy im spokojnie się zabijać" – proponuję, żebyś nie napinał się tu na forum, tylko powiedział to, przedstawiwszy się wpierw swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, prosto w oczy rodzicom przedszkolaków z Sandy Hook i licealistów z Parkland.
Zaś co do zbrodni w domowych pieleszach – no cóż, łatwiej mi sobie wyobrazić kogoś, kto wpierw wystrzelał własna rodzinę z broni palnej, a potem z okna na poddaszu albo zza płotu wali do przechodniów na ulicy, aniżeli kogoś, kto zabija krewnych tasakiem i następnie gania z tym tasakiem przypadkowych ludzi.
Stawiasz bardzo dużo wymagań co do mojej osoby, zupełnie nieuprawnionych.
Masz prawo do współczucia i to się chwali jeśli nie jest wyłącznie werbalne.
Oczekiwanie zachowań na swoje podobieństwo nieco trąca plagiatem.
Po pierwsze, nieprawda. W krajach, gdzie broń jest ściśle kontrolowana, trafia głównie do spokojnych obywateli. Zwykli przestępcy mają problem z jej zdobyciem. W przeciwieństwie do np. USA, gdzie byle gnojek, który zarobi na 500 dolców może sobie kupić spluwę do robienia napadów.
Po drugie, to fantazja nastolatka, że w przypadku napadu na dom "ojciec rodziny" (oczywiście, bo przecież nie żona…) wyjmuje swojego colta i celnymi strzałami pokotem kładzie intruzów. W rzeczywistości zanim zorientuje się, że jest napad, już ma nóż na gardle i grzecznie oddaje swojego colta napastnikom.
Podobnie na ulicy, ofiara napadu musiałaby w każdej chwili trzymać odbezpieczony pistolet i czujnie rozglądać się w każdym kierunku. A i to nie pomoże, bo naprawdę łatwo zaskoczyć każdego.
Itd. itp. to są fantazje niedojrzałych facetów, którzy czują się skrzywdzeni i przynajmniej potencjalna możliwość zabicia kogoś podnosi im poczucie wartości.
Bo Hamerykanie mentalnie nadal tkwią na Dzikim Zachodzie, gdzie colt był przedłużeniem penisa ( aż chce się napisać inaczej ).
Wychodzą kompleksy.
Kasiu, czyżby kobiecy kompleks penisa?
Czyżby kompleks płci jeśli nie umiesz się nawet podpisać?
Pierwsza zaczęłaś 🙂
Swoją drogą czym był colt, gdy był w dłoni kobiecej?
Możesz mnie nazwać mm Złośnik.
Rozwiązaniem jest seria masowych morderstw za pomocą broni palnej na bogatych Amerykanach.
Wtedy ekspresowo zacznie się ścisła kontrola sprzedaży broni, albo wręcz zakaz.
Kolejny zmyślony problem do zmyślania rozwiązań przez lewicę.
Są samochody, są wypadki na drogach. Są budowy, są wypadki na budowie. Są noże, są przestępstwa z użyciem noża. Jest broń palna, są strzelaniny. Były, są i będą. Trudno.
Wszystkiego można by zakazać dążąc do utopijnego bezpieczeństwa, które i tak nigdy nie nastanie, a w międzyczasie wolność jednostki zostaje okrojona do poziomu, przy której współczesnemu "wolnemu" obywatelowi wolno mniej niż pańszczyźnianemu chłopu.
Może napiszcie ilu ludzi średnio rocznie NIE ginie od broni palnej?
Ach no tak, może i córkę mi w szkole zastrzelą, ale co tam, ważne żeby mi mojej przenajświętszej kucowolności nie odebrali. Ja też codziennie tęsknię do tej oazy wolności, jaką była pańszczyźniana Polska, czasem nieśmiało tylko pomarzę o Absolutnej Wolności ludów prehistorycznych, bez tych wstrętnych praw, regulacji i innych lewacko-bolszewicko-utopijnych koszmarów.
Z córką to Pan nie trafił. Lepszy efekt byłby przy synu (z zasady jest bardziej cenny).
Dlaczego twój strach przed tym, że ci córkę zastrzelą, ma uniemożliwiać posiadanie broni milionom ludzi, którzy nie mają najmniejszego zamiaru nikogo mordować? To jest sprawiedliwe? To ma być prawo?
No to bądź konsekwentny. Zniesienie kar za częstowanie twojego syna heroiną.
Rzecz w tym, że samochody, budowy i noże (poza niektórymi nożami) tworzone są w innych celach niż zabijanie. Natomiast broń palna służy tylko do zabijania.
Służy też innym celom (np. sportowym), ale nie w tym rzecz.
Co z tego, że broń służy do zabijania? Zabijanie w pewnych sytuacjach jest akceptowalne – w obronie własnej.
W obronie własnej, ale tylko po specjalnym przeszkoleniu. W innym wypadku może zaszkodzić napadniętemu.
OK. Wówczas tak, jestem za powszechnym dostępem do broni pod dwoma warunkami: rejestracja + szkolenie (na zasadzie zdobywania zawodowego prawa jazdy, włącznie z psychologicznym testem).
Przemysł produkcji broni palnej jest jedną z tych branży przemysłu USA, których nie wyeksportowano do Chin. Roczna sprzedaż broni przez USA (zagranicznym rządom, własnemu rządowi oraz prywatnym obywatelom) to prawie 200 miliardów dolarów rocznie.
Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
He he, pomyśleliście co by było w Polsce podzielonej gdyby byłby taki dostęp. Byłoby pomimo naszej wyższej cywilizacji nad tą hamerykańską chołotą podobnie. Po co prowokować los, mamy obecnie absurdalny dostęp do alkoholu np na stacjach benzynowych 24/7 hie hie, ja jebie, i jak jest z naszą trzeźwością. Jesteśmy spici bardziej jak za prlu. Biblia uczy, nie prowokuj grzeszniku bo lew ryczący krąży i tylko czeka kogo pożreć. Unikajcie okazji do grzechu palaki bo żadna z was wyższa rasa.
Wiara tu sie oburza, że lewacy chcą zakazać, a ten artykuł nie ma przekazu "trzeba zakazać", tylko żeby ograniczyć. Szwajcaria ma liberalne podejście do broni, ale wymaga badań psychologicznych by otrzymać pozwolenie. Poza tym broń automatyczna jest zakazana i w domu mogą posiadać ją tylko żołnierze, policjanci i pracownicy ochrony. Co ciekawe, gdy taki żołnierz idzie na emeryturę to może zatrzymać swój karabin, ale musi wysłać go do producenta by ten zablokował możliwość korzystania z ognia ciągłego.
Ale najważniejszą rzeczą, która różni Szwajcarie od USA jest powszechna edukacja społeczeństwa – rząd zachęca i dopłaca do szkoleń na strzelnicy, by ludzie byli świadomi, że mają do czynienia z niebezpiecznym urządzeniem. W USA idziesz do sklepu, kupujesz i wszyscy mają gdzieś to, czy wyjdziesz na ulicę, czy odstrzelisz sobie palec, gdy będziesz chciał/a zabezpieczyć broń.
A propos sytuacji w Polsce – wcale nie jest trudne dostać pozwolenie na broń w celach sportowych i później rozszerzyć do celów kolekcjonerskich. Oczywiście nie można z nią paradować na ulicy, a używać można tylko na strzelnicy, ale jest to osiągalne praktycznie dla każdego.
W Polsce nie ma strzelanin właściwie wcale – może właśnie dzięki restrykcyjnym przepisom?
Przy szwajcarskim podejściu do służby wojskowej to żołnierzami jest większa część populacji pełnoletnich mężczyzn… a zatem dostęp do broni wojskowej trzeba traktować jako powszechny.
Mam pytanie do naczelnego OKO red. Pacewicza: w jaki sposób ten artykuł mieści się w ramach misji OKO "Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej."???? Bo podejmuje temat, którym żyje Facebook? Czy naprawdę nie było na dzisiaj żadnych innych problemów związanych z nadużyciami "Dobrej Zmiany", postępującym załamywaniem się praworządności i pogłębiającym chaosem organizacyjnym? Osobiście często polemizuję z autorami OKO w ramach wymiany poglądów co do stanu Polski i możliwości odsunięcia mafii od władzy. W tym wypadku polemikę z autorem sobie odpuszczę. Żeby rozpalić wyobraźnię czytelników artykuł mógłby równie dobrze dotyczyć Meghan i jej kłopotów w pałacu Buckingham. Może nawet doczekałby się jeszcze większej ilości wpisów.
(…)Bo podejmuje temat, którym żyje Facebook(…)
Coś czuję, że za jakiś czas wybuchnie parę afer, które swoje źródło będzie miało właśnie w tym przecieku… Wg. mnie to robota jakiegoś zwolennika Trumpa.
Ja bym poprosił o uzupełnienie jednej informacji, skrzętnie i nie bez kozery nie podanej przez autora tej broszurki propagandowej udającej informację dziennikarską: Jak często, napastnik używa legalnie posiadanej broni?
Ograniczanie dostępu do broni, to trend zapoczątkowany w latach 30 ubiegłego wieku przez komunizm i faszyzm. W 1938 r., po wprowadzeniu w Niemczech prawa ograniczającego prywatną własność wszelkiej broni miotającej Adolf H. stwierdził: „Ten rok przejdzie do historii. Pierwszy raz w cywilizowanym kraju istnieje pełna rejestracja broni. Nasze ulice będą bezpieczniejsze, a nasza policja bardziej sprawna. W przyszłości cały świat będzie nas naśladował". Niestety, słowa te okazały się prorocze. Mariaż czerwonego i brunatnego trwa.