0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja GazetaKrzysztof Cwik / Age...

"Biorąc pod uwagę, że zostało tak niewiele do uzgodnienia i że możemy zacząć współpracę z nowym rządem bez tematu Turowa, to chcemy to zrobić" - mówiła na antenie Polskiego Radia Anna Moskwa, nowa minister klimatu i środowiska, która zastąpiła na tym stanowisku Michała Kurtykę. 5 listopada 2021 roku pojechała do Pragi na kolejną turę rozmów z ministrem środowiska Richardem Brabecem. To może być ostatnia szansa na negocjacje z rządem czeskim w starym składzie. Na początku października wybory parlamentarne wygrała koalicja SPOLU. W najbliższy poniedziałek (8.11) zostanie podpisana umowa koalicyjna z Partią Piratów oraz ruchem Burmistrzowie i Niezależni, która pozwoli SPOLU na stworzenie nowego rządu.

Przeczytaj także:

"Po siedemnastu rundach [negocjacji w sprawie Turowa] zostały dwa nieduże punkty do uzgodnienia. Wydaje się więc, że jedno spotkanie powinno wystarczyć" - mówiła minister Anna Moskwa przed spotkaniem w Pradze.

Po kilku godzinach rozmów, przed 18 w piątek (5.11) Ministerstwo Klimatu i Środowiska podało, że negocjacje jednak się nie zakończyły. "Potrzebujemy czasu do poniedziałku. Jesteśmy w dobrym dialogu, ale musimy uzgodnić szczegóły i wtedy wrócimy do Państwa z ostatecznym komunikatem" – powiedziała Moskwa.

Rozprawa w Luksemburgu

Data spotkania w Pradze jest podwójnie istotna. Nie tylko dlatego, że ewentualne porozumienie pozwoli na rozpoczęcie współpracy z nowym rządem bez międzynarodowego sporu, ale również dlatego, że zbliża się termin pierwszej rozprawy w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu. Sprawa Turowa trafi na wokandę 9 listopada.

Przypomnijmy: Czesi od lat skarżą się na negatywne skutki działania kopalni węgla brunatnego Turów w Bogatyni. Uważają, że przez wydobycie odsysana jest woda po ich stronie granicy, przez co wysychają studnie. Zarzucają Polsce również wydanie koncesji wbrew prawu unijnemu.

W lutym, po „rozmowach ostatniej szansy" w Warszawie zdecydowali się na złożenie pozwu do TSUE. Zawnioskowali również o zastosowanie środka tymczasowego, którym ma być zawieszenie działania kopalni Turów. TSUE do tego wniosku się przychyliło, ale Polska decyzję zignorowała. Wtedy Trybunał nałożył na Polskę 500 tys. euro kary za każdy dzień działania kopalni. 5 listopada 2021 roku kara wynosi już 24 mln euro.

Porozumienie za 50 milionów

Do mediów wyciekła propozycja umowy z Czechami. Praga miałaby wycofać pozew maksymalnie trzy dni po podpisaniu porozumienia. W ciągu 10 dni Polska ma zapłacić naszym południowym sąsiadom 50 milionów euro. Jak podaje RMF FM, 15 milionów euro ma trafić na konto czeskiego rządu. Pozostałe 35 mln dostanie graniczący z Polską kraj liberecki. Polska ma również zagwarantować, że nie przesunie kopalni w stronę granicy z Czechami.

Praga chce również dostępu do wszystkich bieżących dokumentacji dotyczących Turowa, a także możliwości przeprowadzania kontroli i spotkań.

RMF dotarł również do informacji, według których umowa będzie obowiązywała jeszcze 5 lub 10 (w zależności od paragrafu) lat po zamknięciu kopalni, planowanego na 2044 rok.

Polska może zerwać umowę wcześniej, ale tylko jeśli szybciej zamknie odkrywkę.

W czeskich mediach pojawiły się również informacje o wymaganym doszczelnieniu budowanej przy kopalni Turów ściany, która ma ograniczyć odpływ wody. Polska zobowiąże się także do budowy wału z nasadzeniami, który ograniczy hałas i napływ zanieczyszczeń. Dzięki temu mieszkańcy czeskich wiosek nie będą musieli patrzeć z okien na odkrywkę.

Na razie nie mamy żadnych oficjalnych informacji dotyczących negocjowanej umowy. Rozmowy rządów od początku odbywają się za zamkniętymi drzwiami.

Czy Polsce można ufać?

Zdaniem aktywistów i części mieszkańców zaangażowanych w sprawę Turowa, zapisy, które wyciekły do mediów, to za mało. Czeski Greenpeace zwraca uwagę na to, że nie ma żadnej gwarancji, czy Polska będzie przestrzegać postanowień umowy, bo "obecnie nie stosuje środka tymczasowego zamknięcia kopalni, aby zapobiec nieodwracalnym szkodom w środowisku i odmawia zapłaty kar nałożonych przez sąd za kontynuowanie nielegalnego wydobycia".

"Proponowane warunki są słabe i nie zapobiegną utracie wody z terytorium Czech. Polska niepotrzebnie marnuje pieniądze na dalsze wydobycie i zagraża przyszłości regionu wokół kopalni, bo nie ma teraz prawa do unijnych pieniędzy na transformację. Rozwiązaniem dla obu krajów jest ograniczenie wydobycia i zaplanowanie jego rychłego końca i sprawiedliwej transformacji regionu" - komentuje Lukáš Hrábek, rzecznik czeskiego Greenpeace.

Organizacje społeczne i mieszkańcy w odpowiedzi na propozycję umowy, stworzyli koalicję Společně pro vodu (Razem dla wody). "Chociaż opowiadamy się za ugodą i znalezieniem porozumienia akceptowalnego przez obie strony, obecny wniosek nie jest w stanie skutecznie zapobiec szkodom w środowisku i chronić naszych źródeł wody pitnej, które są bezpośrednio zagrożone przez górnictwo" - piszą na swojej stronie facebookowej.

Turów może działać 14 lat za długo

"W umowie międzyrządowej brakuje przede wszystkim deklaracji dotyczącej daty wygaszenia odkrywki Turów" - komentuje w rozmowie z OKO.press Paweł Pomian ze stowarzyszenia EKO-UNIA. "Tak naprawdę wydobycie jest przyczyną problemów, które dotykają Czechów, Polaków i Niemców. Wiążą się z opadaniem poziomu wody przez lej depresyjny, który powstaje przy granicach odkrywki. Dopóki nie wstrzymamy wydobycia w Turowie i nie podejmiemy dodatkowych kroków, takich jak budowa ekranów, problem nie zniknie. Razem z Greenpeace i Fundacją Rozwój Tak-Odkrywki Nie wysłaliśmy list do nowej pani minister, postulując przygotowanie planu wygaszania Turowa" - dodaje.

Zdaniem organizacji pozarządowych, Turów powinien zostać wygaszony do 2030 roku. Czyli 14 lat wcześniej, niż w rządowych planach.

PGE utajnia harmonogram

"Zamknięcie Turowa w latach 2026-2030 jest możliwe i uzasadnione. Mamy kilka opracowań ekspertów i kilka różnych wariantów transformacji. Powinniśmy dążyć do tego, by uzyskać środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, które teraz, przez działanie kopalni, są zagrożone. Są też zagrożone przez PGE, które nie ujawnia harmonogramu wygaszania węglowego kompleksu w Bogatyni" - dodaje Pomian.

Żeby uzyskać pieniądze z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, region zgorzelecki musi opracować Terytorialny Plan Sprawiedliwej Transformacji. Taki dokument został przygotowany kilka miesięcy temu i przesłany do Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej. Wrócił jednak do Urzędu Marszałkowskiego Dolnego Śląska z listą uwag.

Stowarzyszenie EKO-UNIA informuje, że głównym zarzutem wobec TPST był brak uwzględnienia harmonogramu wygaszenia węglowego kompleksu Turów. Urząd Marszałkowski poprosił o taki plan właściciela kompleksu, państwową spółkę PGE. Jej odpowiedź, ze względu na klauzulę poufności, została utajniona.

Sprawę komentowała posłanka Zielonych Małgorzata Tracz: "Niedopuszczalne jest ograniczenie dostępu do tak kluczowej informacji publicznej, jaką jest harmonogram wyłączenia Turowa, a w efekcie jednostronne wstrzymanie przez spółkę PGE prac nad Terytorialnym Planem Sprawiedliwej Transformacji dla regionu zgorzeleckiego. Taka postawa państwowej spółki nie powinna mieć miejsca. Uzurpuje ona w ten sposób kompetencje władz samorządowych, ale też i centralnych. Władze województwa oraz ministerstwo powinny upublicznić ten harmonogram oraz na nowo wznowić prace nad planem sprawiedliwej transformacji".

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze