30-letni kierowca dowożący leki do aptek zaszczepił się miesiąc przed moją 88-letnią mamą. Dawno po szczepieniu jest już prowadząca zajęcia online doktorantka, a osoba, której płuca wymagają stałej wentylacji dopiero ma się zapisać. I to ma być sprawiedliwe?
Prof. Andrzej Rychard, wybitny socjolog i dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, członek Interdyscyplinarnego Zespołu Doradczego ds. COVID-19 w PAN, powiedział OKO.press, że powszechna krytyka kolejności szczepień to wyraz nieufności wobec władzy. W tym przypadku nieuzasadnionej, bo - dodał - "nie uważam, żeby [ta kolejność] była niesprawiedliwa".
Wysokie miejsce w kolejce nauczycieli akademickich skomentował przez analogię do dłuższych urlopów pracowników naukowych niż np. kasjerek "Biedronki". "To rodzaj nagrody za społecznie zajmowaną pozycję, która zresztą - jak mi się wydaje - jest społecznie akceptowalna i zasadniczo nie ma w tym niczego złego".
Opinie prof. Rycharda są zaskakujące, bo - jak pokażemy - kolejność szczepień w Polsce jest niesprawiedliwa, i to nie dlatego, że ustalił ją PiS, tylko po prostu. A wysoki prestiż akademików nie powinien dawać im lepszego miejsca w kolejce, wręcz przeciwnie na gruncie - tak ją nazwijmy - społecznej etyki szczepień, powinni grzecznie stać w niej ZA kasjerkami "Biedronki". Mogliby wykorzystać ten czas np. na konsultacje online prac swoich studentów (na smartfonie).
Andrzej Rychard wykonuje wraz z zespołem doradczym PAN ds. Covid-19 świetną robotę (OKO.press publikowało kolejne komunikaty, m.in. styczniowy, podobnie jak inne teksty profesora). Nie zmienia to faktu, że w sprawie kolejności szczepień się myli.
Żeby cokolwiek ocenić, trzeba przyjąć kryteria. W przypadku dobra o takiej wartości jak życie i zdrowie ludzkie, warto to zrobić precyzyjnie.
Jak już pisaliśmy w OKO.press, moralnym fundamentem tej "kolejki po życie" jest troska o uchronienie przed zakażeniem osób najbardziej zagrożonych, bez względu na inne okoliczności, np. pozycję społeczną.
Jest to zgodne z konstytucyjną zasadą (art. 68), że „obywatelom, niezależnie od sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”.
Wydawałoby się, że wskazania etyczne w ustalaniu kolejności szczepień na COVID-19 są oczywiste. Wg zaleceń WHO chronić trzeba przede wszystkim osoby:
Jak podkreśla WHO, trzeba bezwzględnie stosować miarę, że życie każdego człowieka liczy się tak samo: czy jest to pan prezydent, czy 50-letnia pani z zespołem Downa. Brać pod uwagę należy tylko to, kto bardziej ryzykuje na wypadek zakażenia.
Dopóki szczepionek jest mało (dla mniej niż 20 proc. populacji), należy ograniczyć się do walki o życie i zdrowie najbardziej narażonych grup, co oznacza ludzi starych oraz chorych. Dopiero kiedy będzie ich więcej (dla 20-50 proc. populacji), można brać pod uwagę dwa kolejne czynniki i szczepić osoby, które:
Przy czym kryterium (3) i (4) mogą być stosowane zamiennie.
Prof. Rychard nie stwierdza tego wprost, ale sugeruje, że przywileje akademików w dostępie do szczepień są rodzajem nagrody za społecznie zajmowaną pozycję, która "jest społecznie akceptowalna".
Z perspektywy społecznej etyki szczepień kadra wyższych uczelni :
"Wysoka pozycja społeczna" jest faktem potwierdzanym w sondażach prestiżu. Na 31 zawodów ocenianych przez respondentki i respondentów CBOS w styczniu 2020 profesor uniwersytetu zajął 5. miejsce (83 proc. wybrało ocenę "wysokie poważanie"), a nauczyciel siódme (77 proc.).
Sprzedawca w sklepie był w środku stawki na miejscu 14. (65 proc. wysokiego poważania).
Gdyby jednak zastosować kryteria III i IV społecznej etyki szczepień wobec grupy akademików i kasjerek "Biedronki", okazałoby się, że to one powinny mieć pierwszeństwo przed profesorkami i profesorami.
Z pewnością mają nieporównanie więcej kontaktów społecznych, a jeśli ktoś je zarazi stanowią potencjalne zagrożenie dla setek, tysięcy klientek.
Z całym szacunkiem dla społecznie bezcennej roli edukacji wyższej czy nauki, można sobie wyobrazić państwo funkcjonujące przez rok, czy nawet dwa lata, z zamkniętymi uniwersytetami i edukacją zdalną, ale "Biedronek" zamknąć się nie da.
Bo jakiego by nie miał prestiżu, profesor musi jeść.
Pogląd prof. Rycharda został też skrytykowany przez czytelników i czytelniczki na profilu OKO.press na Facebooku. Np. Cuma Tyszkiewicz pisał: "Przeciętny akademik od roku nie prowadzi zajęć innych niż zdalne. Tak ma być do końca września. Osoby pracujące na kasach w marketach i dyskontach mają dziennie kontakt z tysiącami osób. Rozsądek nakazuje szczepić je po lekarzach".
Kwestia pozycji w kolejce akademików, to bulwersująca, ale nie najważniejsza wątpliwość wobec kolejności szczepień w Polsce. Zacznijmy jednak od podania czarno na białym jaka ona jest, bo była tu masa zamieszania. Według oficjalnych informacji zgodnych z Narodowym Kalendarzem Szczepień z ostatnimi modyfikacjami wygląda tak:
Szczepienia zbiorowe już od 27 grudnia 2020. Minister Michał Dworczyk, pełnomocnika rządu ds. Narodowego Programu Szczepień, 31 grudnia oznajmił, że uprawnionych jest tu milion osób, a zaszczepi się ok. 700 tys. Powtarzał te liczby na początku stycznia, ale 18 stycznia podał, że „medyków” jest aż 1,3 mln, z czego zgłosiło się na szczepienie ponad milion (dokładnie 1 054 676).
Nie wiadomo, jak rząd mógł się pomylić o kilkaset tysięcy osób, zwłaszcza, że ta "korekta" oznaczała o 700 tys. szczepionek mniej dla pozostałych grup.
OKO.press porównywało polską i niemiecką kolejność szczepień. W niemieckiej „medycy” zostali podzieleni aż na sześć kategorii, w zależności od tego, jak kluczowa jest ich praca dla ochrony życia i zdrowia osób chorujących (i tym samym, jak sami i same są narażeni).
Po osobach w wieku 80 plus i ich opiekunach m.in. w domach starców, szczepiono najpierw personel oddziałów intensywnej terapii i izb przyjęć, a dopiero potem kolejne grupy.
Polski rząd poszedł tu na skróty sięgając po kilka ustaw definiujących grupy zawodowe związane z najszerzej rozumianą opieką zdrowotną i pakując wszystkie te osoby do etapu zero.
W efekcie kategoria „medyków” poza lekarzami i lekarkami, pielęgniarkami, dentystami, położnymi i sanitariuszami obejmuje m.in.
Przed osobami ciężko chorymi, a także najstarszymi Polkami i Polakami, zaszczepieni zostali np. kierowcy, którzy dowożą leki do aptek, sortujący leki w hurtowniach, studenci medycyny, którzy nigdy nie byli w szpitalu, sekretarki w sanepidzie, osoby wykładające psychoterapię na uczelniach publicznych lub prywatnych.
To ewidentnie narusza kryteria społecznej etyki szczepień i - nikomu niczego nie żałując - burzy poczucie sprawiedliwości.
Bo ilu z tych „medyków” naprawdę zajmuje się leczeniem chorych na COVID-19?
Przy innej okazji szacowaliśmy liczbę osób, które należałoby regularnie poddawać testom na COVID-19, żeby leczenie epidemii było bezpieczne. Skorzystaliśmy z Biuletynu Statystycznego ministerstwa zdrowia z 2019 roku, według którego
Razem to 264 727 osób.
To daje pewne wyobrażenie o liczbie personelu walczącego na pierwszej linii frontu o życie i zdrowie chorych na COVID-19, a przecież tylko część wymienionych wyżej osób zajmuje się zakażonymi SARS-CoV-2.
Selekcja różnych grup „medyków” ze względu na udział w walce z epidemią byłaby trudna. Ale pójście na łatwiznę i rozrzutność rządu w szczepieniu etapu zero sprawia, że ludzie starzy i schorowani dostali szczepionkę później.
W styczniu na COVID-19 umarły wg danych ministerstwa zdrowia 8 293 osoby, w znacznej części starsze. Ileś z nich można by uratować, gdyby dostały szczepionkę.
4o-letnia Maria, psycholożka, która prowadzi terapię swoich sześciorga pacjentów online, jest już zaszczepiona. Jej starsza o kilkanaście siostra Katarzyna z obturacyjną chorobą płuc (POChP) będzie jeszcze czekać miesiącami, bo jej choroba płuc nie została uznana za „stan zwiększający ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19”.
W Narodowym Programie Szczepień „osoby w wieku poniżej 60. roku życia z chorobami przewlekłymi zwiększającymi ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19, albo w trakcie diagnostyki i leczenia, wymagającego wielokrotnego lub ciągłego kontaktu z placówkami ochrony zdrowia” znajdowały się dopiero w trzeciej grupie szczepionych.
Miały czekać aż wyszczepią się „medycy” (etap zero), a następnie skończy się cały etap I, do którego dołączyli jeszcze - po akcji Zbigniewa Ziobry - prokuratorzy. Minister Dworczyk próbował nawet protestować, bezskutecznie.
Dopiero rozporządzeniem z 23 stycznia chorzy przewlekle dołączyli do etapu I, ale i tak swoje musieli odczekać i dać pierwszeństwo całej rzeszy "medyków" i nauczycieli.
W poniedziałek 8 marca podano, że wykonano 3 mln 969 tys. szczepień. 15 marca, kiedy zaczną się szczepienia grupy chorych przewlekle, ta liczba wzrośnie zapewne co najmniej do 4,6 mln (bo średnia ruchoma zbliża się do 90 tys. dziennie, a przyszły duże dostawy szczepionek).
Przed najbardziej zagrożonymi ludźmi chorymi zaszczepi się blisko 3 mln Polek i Polaków, w tym ponad 1,5 mln dwiema dawkami.
Tak jak władze były rozrzutne z "medykami", tak są "skąpe" w tym przypadku.
Do grupy "pacjentów przewlekle chorych z ryzykiem ciężkiego przebiegu COVID-19" zaliczono jedynie osoby:
Władze najwyraźniej same mają poczucie, że coś jest nie tak. Informują, że "trwają prace nad poszerzeniem tej grupy. Rada Medyczna rekomenduje, by szczepieniami objąć również pacjentów, którym zdiagnozowano choroby onkologiczne, a którym jeszcze nie podjęto leczenia, a także pacjentów, którzy zostali zakwalifikowani do przeszczepów. O szczegółach będziemy informować wkrótce".
To "wkrótce" nabiera tu złowrogiego znaczenia.
Dla porównania, w niemieckiej kolejce do szczepień w II grupie "wyższego priorytetu" znalazły się "osoby, których stan zdrowia oznacza zwiększone ryzyko śmierci od COVID-19, w tym m.in.
W kolejnej grupie "wysokiego priorytetu" wymieniono "osoby, których stan zdrowia oznacza zwiększone ryzyko poważnego przebiegu COVID-19, m.in.
Dodatkowym kontekstem w sporze o kolejność szczepień jest silna w Polsce zależność stanu zdrowia, i tym samym długości życia, od statusu socjoekonomicznego, w tym wykształcenia.
W roku 2017 mężczyźni w wieku 30 lat z wykształceniem wyższym mogli oczekiwać, że będą żyli 7,4 lat dłużej niż mężczyźni z wykształceniem średnim i zawodowym, oraz aż o ok. 11 lat dłużej niż mężczyźni z wykształceniem gimnazjalnym i niższym.
Zagrożenie epidemią dotyczy zatem w większym stopniu „klas niższych”, a akademicy mogą być relatywnie bezpieczniejsi. Maria Libura tłumaczy te różnice m.in. niezdrowym stylem życia, częstszym paleniem, piciem alkoholu i otyłością osób mniej wykształconych.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze