0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja GazetaTomasz Pietrzyk / Ag...

„To nie jest problem, który przyniesie skutki w przyszłości. My już odczuwamy skutki działania kopalni odkrywkowej »Turów«” – mówił Milan Starec podczas posiedzenia Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego, która we wtorek (14 lipca 2020) zajęła się apelem 13 tysięcy osób sprzeciwiających się przedłużeniu eksploatacji należącej do PGE odkrywki leżącej przy granicy Polski, Czech i Niemiec. Starec mieszka w jednej z wiosek w czeskim regionie libereckim. Jest jedną z 30 tysięcy osób, które przez działanie kopalni może stracić dostęp do wody pitnej.

13 tysięcy podpisów

Przypomnijmy: kopalnia „Turów” i elektrownia o tej samej nazwie znajdują się w Bogatyni (woj. dolnośląskie). To spory kompleks, którym zarządza PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna (PGE GiEK). Zatrudnia około 4 tysiące osób.

Elektrownia „Turów” dostarcza prąd do ponad 2 milionów gospodarstw, a w budowie jest nowy blok, który zwiększy tę liczbę o kolejny milion. Koncesja na wydobycie węgla brunatnego kończyła się w kwietniu tego roku. W marcu minister klimatu Michał Kurtyka zatwierdził jej przedłużenie na kolejne sześć lat. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Przeczytaj także:

PGE nie zamierza jednak zamykać kopalni w 2026 roku.

W planach jest działanie do 2044 roku na coraz większej powierzchni, która, jak tłumaczą przedstawiciele spółki, „jest ustalona od 1994 roku”. Jeśli ten plan dojdzie do skutku, wydobycie będzie kończyło się 100 m przed czeską granicą.

Spór o koncesję trwa od ponad roku. Dalszemu wydobyciu sprzeciwiają się Czesi i Niemcy, a w sprawę zaangażowały się organizacje ekologiczne – m.in. wrocławska EKO-UNIA, Fundacja Rozwój Tak-Odkrywki Nie (RT-ON) i Greenpeace. Argumentują, że przez kopalnię w okolicznych miejscowościach zaczyna brakować wody, a dodatkowymi problemami jest hałas i smog powodowany przez prace w „Turowie”.

Na dwa tygodnie przed decyzją ministra Kurtyki do Parlamentu Europejskiego została wysłana petycja przeciwko planom PGE, pod którą podpisało się 13 tysięcy osób.

Naruszone dyrektywy

„Ta kopalnia jest nie tylko olbrzymia, ale też głęboka. Ma 300 metrów głębokości, wpływają do niej wody gruntowe, które potem są wypompowane, żeby odkrywka mogła działać. To powoduje nasz problem” – tłumaczył Milan Starec podczas obrad Komisji Petycji PE. „Jedna z rodzin, która mieszka niedaleko mnie, próbuje oszczędzać wodę na wszelkie sposoby. Pranie wywożą do domu rodzinnego, 20 km dalej, a do codziennego użytku kupują wodę w butelkach z supermarketu. Rolnik, który ma tu swoje pola, w ubiegłym roku musiał zabić sześć swoich krów, bo nie był w stanie zapewnić im odpowiedniej ilości wody” – mówił, apelując do europejskich władz o pomoc.

Europarlamentarzyści, którzy wspierają przeciwników wydobycia węgla, zauważyli podczas obrad, że przedłużenie koncesji narusza postanowienia aż trzech dyrektyw:

  • Wodnej - kontynuacja wydobycia prowadzi do znaczącego pogorszenia „stanu jednolitych części wód” (czyli zbiorników oraz cieków);
  • Oceny oddziaływania na środowisko - uwagi obu poszkodowanych państw (Niemiec i Czech) nie zostały wzięte pod uwagę podczas wydawania nowej koncesji. Jak informuje Fundacja RT-ON, do wydania decyzji w marcu 2020 roku przedłużającej wydobycie o kolejne sześć lat nie przeprowadzono nawet oceny oddziaływania na środowisko;
  • Dyrektywa w sprawie odpowiedzialności za środowisko - Polska nie chce podjąć na ten temat rozmów i wziąć odpowiedzialności za szkody pod stronie czeskiej.

„Nie tylko bronimy głównych praw Unii Europejskiej, ale również kwestii ochrony wód gruntowych. Chodzi o działania szkodliwe dla środowiska i dla zdrowia mieszkańców. Ale także niespójność polityki energetycznej” - mówiła hiszpańska europarlamentarzystka z frakcji socjalistów S&D Cristina Maestre. „To nowy czas dla polityki światowej – mamy Porozumienie Paryskie, plany redukcji emisji, ogromne środki, które są na to przeznaczone, a nagle widzimy, że jedno z państw członkowskich wybiera inny model rozwoju. Zupełnie przeciwny celom, które podjęła UE” - dodała.

Zgodził się z nią słowacki polityk Martin Hojsík z liberalnej frakcji Renew Europe Group. „Władze Polski nie tylko przedłużyły koncesję o sześć lat, ale zrobiły pierwszy krok do wydobywania węgla przez ponad 20 kolejnych lat. Dlatego wzywam Komisję, aby zareagowała jak najszybciej. Można zacząć myśleć o uruchomieniu procedury o naruszeniu” - mówił.

Co to znaczy?

Komisja Europejska najpierw stara się rozwiązać problem, nawiązując dialog z państwem członkowskim. Ta procedura (EU Pilot) została już wszczęta w sprawie „Turowa”. Jeśli jednak kraj nie zgadza się z Komisją albo nie stosuje zaproponowanego przez nią rozwiązania, KE może wszcząć formalne postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Taka sprawa może mieć swój finał w Trybunale Sprawiedliwości.

Polska problemu nie widzi

Jak informuje Fundacja RT-ON, cztery dni przed obradami Komisji, spółka potwierdziła swoje plany przedłużenia koncesji do 2044 roku. „Spółka nie widzi potrzeby wypłaty rekompensat poszkodowanym Czechom, którym kopalnia odbiera dostęp do wody pitnej” - piszą przedstawiciele RT-ON.

„Państwa emocje są niepotrzebne” - mówiła podczas obrad Anna Zalewska, była minister edukacji w rządzie Beaty Szydło, która w PE należy do frakcji konserwatywnej. Jak zapewniła, rządy polski, czeski i niemiecki współpracują, a samorządowcy „z niepokojem obserwują rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji”.

Nie wiadomo jednak, o jaką współpracę chodziło Annie Zalewskiej. Już w styczniu 2020 czeski minister środowiska Richard Brabec mówił o sprzeciwie wobec dalszemu wydobyciu w „Turowie”. „Jeśli Polska wbrew naszemu sprzeciwowi nadal chce to robić, to powinna spełnić warunki, które stworzyliśmy wspólnie z geologami, samorządem kraju libereckiego i gminami” - zaznaczał. W czerwcu powiedział, że czeski rząd wykorzysta „wszelkie środki, aby bronić interesów obywateli”.

Jak czytamy na stronie Stop Turów, prowadzonej przez EKO-UNIĘ, Greenpeace i RT-ON: „29 kwietnia dwie komisje czeskiego parlamentu: Komisja ds. Ochrony Środowiska i Komisja ds. Unii Europejskiej przyjęły rezolucję, wyrażając głębokie zaniepokojenie sytuacją związaną z przedłużeniem koncesji dla odkrywki Turów. Zobowiązały Ministerstwo Spraw Zagranicznych do przygotowania analizy prawnej możliwości wniesienia pozwu przeciwko Polsce”.

Zalewska wspominała także o „miliardach złotych, żeby obniżyć emisje” i „ogromnych pieniądzach” wydawanych przez PGE na ochronę mieszkańców trójstyku granic. „Mamy również niezależną ekspertyzę Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, naukowców, którzy mówią, że jeśli chodzi o wodę, to jest to kłopot suszowy i nie ma związku z działaniem tego kompleksu” - dodała.

Kosma Złotowski, który również należy do frakcji konserwatywnej, argumentował z kolei, że działalność „Turowa” nie jest sprzeczna z klimatycznymi celami UE, bo węgiel ma być wydobywany do 2044. Jak wyjaśniał, kopalnia zostanie zamknięta na sześć lat przed 2050 rokiem, w którym mamy osiągnąć neutralność klimatyczną. Nie wyjaśnił jednak, w jaki sposób Polsce uda się to osiągnąć w sześć lat, skoro przez najbliższe 24 będzie wydobywać i spalać węgiel.

Co dalej?

„Nam nie chodzi o politykę energetyczną Polski, nam chodzi o ten konkretny projekt. Nie ma współpracy między rządami. Strona czeska się na dalsze wydobycie nie zgadza” - mówiła pod koniec posiedzenia Petra Urbanová, prawniczka i jedna sygnatariuszek petycji.

Komisję Europejską reprezentował Aurel Ciobanu Dordea, który stwierdził, że KE ma wystarczająco dużo informacji dla dobrego zrozumienia tej sprawy. Przez kolejne sześć miesięcy Komisja planuje przeprowadzenie procesu „moderowania” dyskusji między Polską a Czechami na podstawie art. 12 europejskiej Ramowej Dyrektywy Wodnej.

Europarlamenatrzyści zadecydowali, że petycja trafi również do Komisji ENVI, zajmującej się m.in. dążeniem do neutralności klimatycznej. Komisja Petycji postanowiła również zapytać Polskę i Komisję Europejską o wszystkie szczegóły dotyczące rozbudowy kopalni „Turów” i zbadać sprawę dalej.

Czesi obawiają się jednak, że cały proces potrwa latami. Petra Urbanová w rozmowach z lokalnymi mediami przypominała, że sprawa wycinki Puszczy Białowieskiej toczyła się w KE 14 miesięcy, zanim w ogóle doszło do pozwu. Dlatego Czesi chcą sami pozwać Polskę do Trybunału Sprawiedliwości. Minister środowiska Richard Brabec tłumaczył w mediach, że o złożeniu wniosku zdecyduje cały czeski rząd. „Jesteśmy przekonani, że strona polska nie przestrzegała niektórych dyrektyw europejskich. Jesteśmy też bardzo niezadowoleni z komunikacji ze stroną polską. Nie otrzymaliśmy od niej wszystkich wymaganych informacji" - powiedział minister Brabec, cytowany przez portal eurozpravy.cz.

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Przeczytaj także:

Komentarze