Mężczyźni protestują przeciwko przedłużaniu detencji, domagają się jasnych informacji, kiedy zostaną zwolnieni. Strajk zbiega się z trwającym w świecie islamu ramadanem
W piątek (24 marca 2023) 26 mężczyzn przebywających w Strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców w Krośnie Odrzańskim złożyła na ręce władz ośrodka oświadczenie o rozpoczęciu strajku głodowego. Oświadczenie ma charakter otwarty – mężczyźni kierują je także do polskiego rządu, organizacji działających na rzecz człowieka, mediów oraz społeczeństwa. W odpowiedzi władze ośrodka miały sugerować mężczyznom, że informowanie o proteście może im zaszkodzić.
Do strajku przystąpiło 26 Egipcjan, obecnie protestuje 22. Protest zbiega się z ramadanem, podczas którego wyznawcy islamu poszczą. A to znaczy, że w ośrodku – jeśli wierzyć relacjom protestującym – trwa strajk półsuchy: przez pół dnia mężczyźni nie jedzą i nie piją, nawadniają się dopiero po zachodzie słońca.
W poniedziałek (27.03) protestujący rozmawiali z władzami ośrodka, na spotkaniu był obecny tłumacz języka arabskiego. Jak relacjonują nam mężczyźni, przekazali władzom ośrodka swoje oczekiwania – chcą jasnej informacji, kiedy wyjdą z ośrodka.
W odpowiedzi władze ośrodka miały im przekazać, że o tym, kiedy zostaną zwolnieni, zadecyduje sąd. A w odpowiedzi na postulat, by przedstawić swoje oczekiwanie przed sądem, mieli usłyszeć, że to pogorszy ich sytuację i że zostaną deportowani. Władze ośrodka miały też radzić mężczyznom, aby nikogo o swoim proteście nie informowali.
Rozmawialiśmy z protestującymi, wszyscy pochodzą z Egiptu.
Mówią nam, że w gronie strajkujących przynajmniej sześć osób przebywa w ośrodku ponad sześć miesięcy, przynajmniej siedmiu ponad pięć miesięcy, a reszta poniżej pięciu miesięcy.
Mężczyźni relacjonują nam, że składali wnioski o ochronę międzynarodową tuż po przekroczeniu granicy, a następnie zostali skierowani do ośrodka zamkniętego w Krośnie Odrzańskim.
Już w detencji ich wnioski zostały poddane rozpatrzeniu przez Urząd ds. Cudzoziemców, a następnie odrzucone. Mężczyźni składali odwołania lub – po kolejnych odrzuceniach – składali wnioski ponownie, do czego mają prawo. Ale jednocześnie sąd przedłużał ich detencję.
Jak pokazuje praktyka, większość osób zatrzymanych na granicy polsko-białoruskiej trafia do ośrodków zamkniętych na wiele miesięcy. O kolejne przedłużenia – najczęściej co dwa, lub trzy miesiące – wnioskuje Straż Graniczna. A sądy – w znakomitej większości – te wnioski akceptują.
Praktyka pokazuje też, że sądy wydając decyzję o przedłużeniu detencji nie wzywają cudzoziemców na rozprawy. Jak nam tłumaczyli prawnicy śledzący sprawy, działają tu podobne mechanizmy, co w przypadku aresztu tymczasowego. Przyjmuje się, że w sprawie nie pojawiają się nowe okoliczności, skoro osoba przebywa w detencji, i tym samym jej obecność na sali, zdaniem sądów, nie jest konieczna.
Przyspiesza to przebieg samych rozpraw, ale sprawia, że cudzoziemcy czują się traktowani niesprawiedliwie i nie rozumieją swojego położenia.
A to rodzi w nich olbrzymią frustrację, gniew i prowadzi do protestów oraz strajków głodowych.
"Dzień i noc oglądamy te same ściany, od miesięcy nie widzimy innych kolorów niż biały i żółty" – mówi jeden z protestujących przywołując barwy lamperii w ośrodku.
"Gdzie tu sprawiedliwość? Przecież szukamy ochrony międzynarodowej. Dlaczego traktują się nas, jak kryminalistów?"
"Dlaczego jedni są zwalniani po sześciu miesiącach, a inni siedzą rok, lub dłużej?
Zapytaliśmy rzecznika nadodrzańskiego oddziału Straży Granicznej o sytuację w ośrodku. Poprosiliśmy o dodatkowe dane, które mogą rzucić więcej światła na czas spędzany w tym ośrodku. Ppor. SG Paweł Biskupik poprosił nas o cierpliwość, korzystamy więc z odpowiedzi, której udzielił Joannie Klimowicz z białostockiej „Gazety Wyborczej”.
„Faktycznie jest w ośrodku ponad 20-osobowa grupa Egipcjan, niezadowolonych z tego, że przedłużają się procedury administracyjne. Wiemy, że przestrzegają ramadanu, czyli nie spożywają w dzień posiłków. Wczoraj kierownictwo ośrodka przeprowadziło z nimi rozmowę w obecności tłumacza, w celu poinformowania cudzoziemców, że długość trwania tych procedur nie zależy od nas. Dowiedzieli się także, że mają możliwość skorzystania z badań lekarskich (odmówili, tylko jeden z nich był zainteresowany) oraz konsultacji psychologicznej. W tej chwili nic nie zagraża ich zdrowiu” – przekazał „Wyborczej”.
Głosy niezadowolenia i protestu dobiegają zza murów Strzeżonych Ośrodków dla Cudzoziemców od początku kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy.
Osadzeni w ośrodkach najczęściej skarżą się na samo ograniczanie wolności oraz wszelkie restrykcje, które wynikają z pobytu w ośrodku – jak ograniczenia w korzystaniu z telefonów, czy internetu.
Wielu z nich przekonuje też, że wraz z upływającym za murami czasem pogarsza się ich stan psychofizyczny. Skarżą się na postępującą depresje, nasilające się objawy PTSD (czyli syndromu stresu pourazowego), bezsenność i myśli samobójcze. Dowodzą, że w krajach pochodzenia doświadczali przemocy, byli prześladowani, więzieni lub cierpią traumy wywołane konfliktami zbrojnymi. A przepisy mówią jasno, że takich osób nie można poddawać detencji.
Unika kierowania osadzonych na specjalistyczne badania, które mogłyby potwierdzić, czy istotnie padali ofiarom przemocy, a diagnozy wystawiane przez niezależnych specjalistów pracujących dla organizacji pozarządowych często ignoruje. Sądy przedłużając detencję osadzonych działają automatycznie, bez wnikania w szczegóły spraw. Cudzoziemcy nie dostają także obrońców z urzędu, jeśli więc nie zwrócą się o pomoc prawną do organizacji pozarządowych – w zmaganiach z systemem nie mają szans.
Jednocześnie jesteśmy świadkami spraw, które rodzą podejrzenia, że o zwolnieniu z detencji decydują arbitralnie podejmowane decyzje władz ośrodków lub urzędniczego widzimisię.
Tak było w przypadku protestującego w ośrodku w Białymstoku obywatela Syrii Sewara, który spędził ponad miesiąc w ośrodkowej izolatce. Mężczyzna głodował, groził także popełnieniem samobójstwa, trafił do szpitala. Ostatecznie wyszedł na wolność na podstawie decyzji Urzędu ds. Cudzoziemców, który orzekł, iż w jego przypadku istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ochronę międzynarodową dostanie. Dlaczego wcześniej nikt nie zorientował się, że Syryjczykowi z uwagi na trwającą już 12 rok wojnę domową w kraju pochodzenia azyl po prostu się należy – nie wiemy.
To dopuszczalny czas poddawania detencji osoby ubiegającej się o azyl. Jeśli w tym czasie UdsC wniosku nie rozpatrzy, człowiek powinien wyjść na wolność. Ale wielu z nich nie rozumie, dlaczego w ogóle trafiają do detencji. Część podejmowała protesty głodowe, jak np. piątka z Lesznowoli. To strajk, który zakończył się sukcesem i jednocześnie dał paliwo fali protestów, która przetoczyła się przez polskie ośrodki w zeszłym roku.
Ich wnioski o azyl rozpatrywane są szybciej i najczęściej odrzucane. Wraz z kolejnymi odwołaniami mężczyźni dostają kolejne przedłużenia detencji. Rekordziści spędzają w detencji ponad 18 miesięcy. To ci, dwóch mężczyźni, którzy zostali zatrzymani na samym początku kryzysu humanitarnego na Podlasiu. Również oni protestowali, dwójka z nich podejmowała strajki głodowe, które relacjonowaliśmy w OKO.press.
Ostatecznie zostali zwolnieni. Obaj decyzją władz ośrodka, które postanowiły zbadać stan psychologiczny mężczyzn i wreszcie przyjęły do wiadomości, że dalszy pobyt zamknięciu może zagrażać ich życiu lub zdrowiu.
A jeśli kolejne wnioski o ochronę zostaną odrzucone, państwo polskie zobowiąże ich do powrotu i deportuje
Oni sami przekonują, że w Egipcie grozi im niebezpieczeństwo i nie zamierzają rezygnować z głodówki.
"Albo nas wypuścicie na wolność, albo tu umrzemy".
Komentarze