„Chciałbym zapytać Urząd ds. Cudzoziemców: dlaczego mi to robicie, dlaczego nie wypuścicie mnie na wolność?” – mówi protestujący w ośrodku zamkniętym w Białymstoku Syryjczyk. Aktywiści usłyszeli od Straży Granicznej, że Sewar odchudza się dla swojej dziewczyny
Sewar rozpoczął strajk głodowy 14 stycznia, domagając się zwolnienia z detencji. Pod koniec ubiegłego tygodnia wrócił do spożywania posiłków, bo – jak mówi – obiecano mu, że gdy tylko zacznie jeść, zostanie zwolniony z izolatki. Mimo to nadal przebywa w odosobnieniu. Odwiedzający mężczyznę aktywiści usłyszeli, że jest to dla jego bezpieczeństwa oraz że mężczyzna wcale nie głodował – a jedynie odchudzał się dla swojej dziewczyny. O co chodzi w tej historii?
Sewar trafił do ośrodka zamkniętego w połowie listopada 2022, po tym, jak przy wsparciu aktywistów z Grupy Granica złożył wniosek o ochronę międzynarodową. Miał być odpychany od polsko-białoruskiej granicy wielokrotnie, doświadczając także przemocy ze strony polskiej Straży Granicznej, która miała m.in. użyć gazu pieprzowego wobec niego i osób, z którymi usiłował przekraczać granicę.
"Spotkałam Sewara w listopadzie na bagnach w Białowieskim Parku Narodowym. Miał koszmarnie spuchniętą kostkę, był cały obolały i zmarznięty. Mimo to trzymał się dzielnie, zaciskał zęby i robił dobrą minę do złej gry. Opowiadał o torturach, którym poddawany był w Syrii, o pushbackach na granicy polsko-białoruskiej i o swoich marzeniach o normalnym życiu w bezpiecznym kraju. To przesympatyczny, ambitny młody człowiek, który nigdy nie powinien trafić za kraty" – mówiła „Gazecie Wyborczej” Aleksandra Chrzanowska z Grupy Granica.
Mimo podejrzeń, że mógł być ofiarą przemocy oraz tortur, a także może cierpieć na syndrom stresu pourazowego – wszystko to jest wyraźnym przeciwskazaniem do umieszczania w detencji – Sewar trafił do ośrodka zamkniętego w Białymstoku, początkowo na dwa miesiące.
W styczniu Sąd w Białymstoku – na wniosek Straży Granicznej – przedłużył detencję mężczyzny o cztery miesiące. Dlaczego tak się stało? O to pytamy prawniczkę mężczyzny Ewę Ostaszewską-Żuk z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
"Detencja została przedłużona do połowy maja, bo Sąd orzekł, że nie ma możliwości zastosowania środka alternatywnego, czyli umieszczenia mężczyzny w ośrodku otwartym" – mówi Ostaszewska-Żuk.
"Sąd orzekł też, że nie ma przesłanek negatywnych, aby przedłużyć detencję, opierając się na zaświadczeniu lekarza z ośrodka. Jednocześnie mężczyzna konsekwentnie przekonuje, że w Syrii był ofiarą tortur i że cierpi na PTSD – czyli zespół stresu pourazowego. W tym miejscu warto zadać pytanie, czy lekarz w ośrodku jest w stanie zdiagnozować PTSD?" – pyta retorycznie prawniczka.
"Przepisy mówią, że jeśli stan psychofizyczny cudzoziemców uprawdopodobnia, że byli ofiarami przemocy lub jeśli pobyt w ośrodku jest zagrożeniem dla ich życia lub zdrowia, to nie powinny być w ośrodku umieszczani. A jeśli takie okoliczności pojawią się w trakcie przebywania w ośrodku, takie osoba powinny zostać zwolniona przez komendanta Straży granicznej.
W grudniu mężczyzna trafił na ponadtygodniową obserwację psychiatryczną po tym, jak zgłosił strażnikom, że ma myśli samobójcze. Rozpoznano u niego zaburzenia adaptacyjne, które pojawiły się w reakcji na silny stres oraz kryzys" – relacjonuje Ewa Ostaszewska–Żuk.
Mimo to komendant nie podjął decyzji o zwolnieniu mężczyzny – a gdy ten rozpoczął protest, miał go skierować do izolatki medycznej, w której przebywa do dziś.
"To kara za protest" – mówi nam Sewar. "Trzymają mnie w izolatce, bo chcą pokazać innym – jeśli będziecie protestować, skończycie jak Sewar" – dodaje. "W tym tygodniu przerwałem głodówkę.
Powiedzieli mi: zjedz zupę, to wyjdziesz. Ale to było kłamstwo. Nie wypuścili mnie. Dalej siedzę w izolatce".
Mężczyzna mówi, że w odosobnieniu spędza już trzeci tydzień. Jest zdesperowany i zdezorientowany. Dostał formularz z Urzędu ds. Cudzoziemców, ale nie rozumie, dlaczego ma kolejny raz odpowiadać na te same pytania, skoro składał już zeznania na ręce Straży Granicznej.
"Nie wiem, co robić" – mówi wyraźnie zagubiony. "Chciałbym zapytać ten urząd, dlaczego mi to robicie - przecież już odpowiedziałem na wszystkie pytania. Dlaczego mnie tu trzymacie? Dlaczego po prostu mnie nie wypuścicie na wolność?"
Na początku tygodnia mężczyzna miał trafić na badania neurologiczne, jak sam twierdzi po tym, gdy stracił przytomność. Nie udało nam się ustalić dokładnych okoliczności zdarzenia, Straż Graniczna nie odpowiedziała na nasze pytania, opieramy się więc na relacji samego mężczyzny oraz wspierających go aktywistów.
"Mężczyzna relacjonował, że stracił przytomność, a następne został przewieziony na badania, w jego ocenie nie do szpitala. Straż Graniczna przekazała nam, że były to badania neurologiczne. Z tego, co mówi mężczyzna, został tam ubezwłasnowolniony, podano mu kroplówkę i inne leki. Pokazywał nam ślady po nakłuciach: na zgięciu ręki oraz na dłoni" – mówią nam aktywiści wizytujący Sewara w tym tygodniu.
"Twierdzi też, że podano mu siłą zupę oraz że jest w stanie rozpoznać twarz strażnika, który to zrobił. Postaramy się to zweryfikować" - dodaje.
To samo usłyszeliśmy od Sewara na początku tygodnia. Z kolei Straż Graniczna poinformowała nas, że mężczyzna „wraz z innymi umieszczonymi spożył obiad”. Więcej na ten temat usłyszeli odwiedzający mężczyznę we wtorek aktywiści.
"Straż Graniczna twierdzi, że podano mu jedzenie do pokoju i zjadł sam, co strażnicy mieli rzekomo widzieć na kamerach" - mówi jeden z nich. "Od Straży Granicznej usłyszeliśmy też, że Sewar się odchudza dla swojej dziewczyny. Ciężko nam to skomentować, to wyjątkowo oburzające. Widzimy wyraźnie, że Sewar jest coraz bardziej zmęczony, że ma problemy z chodzeniem, w czasie pobytu w ośrodku posiwiał, choć ma dopiero 23 lata.
Podczas widzenia pokazywał nam ślady po torturach, jakich doświadczył w syryjskim więzieniu, np. ślady po gaszeniu papierosów na łydkach. Po ucieczce z Syrii cierpi na objawy PTSD (zespół stresu pourazowego). Bardzo boi się zamkniętych przestrzeni".
Jak przekazują aktywiści, Sewar jest syryjskim działaczem społecznym, który był prześladowany przez władze po antyrządowym wpisie na Facebooku. W syryjskich więzieniach spędził łącznie ponad 9 miesięcy. Był tam torturowany fizycznie i psychicznie. W rozmowie z nami mężczyzna potwierdził relacje aktywistów.
"Straż Graniczna przekonywała nas, że Sewar do izolatki trafił ze względu na swoje bezpieczeństwo" – mówią aktywiści.
W izolatce mężczyzna znajduje się cały czas pod okiem kamer, co ma być uzasadnione ryzykiem targnięcia się na swoje życie. W grudniu mężczyzna został skierowany na badania psychiatryczne tuż po tym, jak zgłosił strażnikom myśli samobójcze. Aktywiści uważają, że podejmował też próby samobójcze.
Ale gdyby o to chodziło, to trafiłby od razu do izolatki, a nie gdy rozpoczął strajk głodowy – mówią aktywiści, którzy – tak jak mężczyzna uważają, że izolatka jest formą represji za podjęcie protestu. A gdy dopytywali czy w dokumentacji medycznej znajduje się pisemne wskazanie umieszczenia mężczyzny w izolatce, usłyszeli, że taka decyzja została wydana ustnie.
"Jeśli doktor uważa, że tak jest, to my w to nie wnikamy" – miała przekazać aktywistom Straż Graniczna.
"W izolatce nie ma klamki, więc mężczyzna nie może jej samodzielnie opuścić, musi wzywać strażników dzwonkiem. Ze swoimi kolegami z ośrodka porozumiewa się przez drzwi, wymieniają się także listami przez szparę w drzwiach" – opisują sytuację Sewara aktywiści. I dodają: "Straż Graniczna przekonywała nas, że Sewar na nic się nie skarży. Choć w naszej obecności mówił wyraźnie Straży Granicznej, że nie chce być w odosobnieniu".
Nam z kolei mężczyzna skarży się na ciągłe bóle głowy oraz silny stres.
Ale według Straży Granicznej „brak jest informacji lekarskiej, że stan zdrowia budzi jakiekolwiek zagrożenie dla zdrowia i życia cudzoziemca” – jak czytamy w odpowiedzi na nasze pytania przesłane na początku ubiegłego tygodnia.
To w takim razie, dlaczego przebywa w odosobnieniu? Tego nie udało nam się dowiedzieć – na kolejne wiadomości rzecznik Podlaskiego Udziału Straży Granicznej już nam nie odpisał.
To już kolejna fala protestów w ośrodkach zamkniętych, pierwsza przetoczyła się na wiosnę. A ostatnich dniach protest głodowy prowadziło 10 Irakijczyków w ośrodku w Lesznowoli. Także i oni przede wszystkim domagali się zwolnienia z wielomiesięcznej detencji.
Jak mówiła nam Laura Kwoczała z biura poselskiego posła Zielonych Tomasza Aniśki mężczyźni zakończyli protest „w fatalnym stanie psychicznym, bierni, zrezygnowani”.
"Jeden z chłopaków, ledwo 20-latek, który przez cały czas był w najlepszej formie, powiedział mi żalem, że czuje, że „przegrali strajk” – mówiła Kwoczała Małgorzacie Tomczak. Mężczyźni zakończyli protest z powodu pogarszającego się stanu fizycznego i psychicznego.
Równolegle do protestu w Lesznowoli trwał protest w Przemyślu, gdzie głodówką podjął 26-letni Mohammed z Iraku. Mężczyzna przebywał w detencji aż 17 miesięcy. Dlaczego aż tak długo? Częstą praktyką Straży Granicznej jest opóźnianie zarejestrowania wniosku o ochronę międzynarodową, co sztucznie wydłuża dopuszczalny okres sześciu miesięcy, w którym to można poddawać detencji osobę ubiegającą się o azyl.
Po 21 dniach protestu Mohammed został umieszczony w izolatce. Następnie, poinformowano go, że decyzja w jego sprawie zapadnie 23 stycznia. Jego pełnomocniczka przekazała Małgorzacie Tomczak, że 9 stycznia mężczyzna został z ośrodka wywieziony oraz że usiłowano go deportować, co nie doszło do skutku, bo stawiał opór. Trafił więc do zamkniętego ośrodka w Białymstoku, skąd ostatecznie został zwolniony. Małgorzacie Tomczak nie udało się uzyskać od Straży Granicznej odpowiedzi w tej sprawie.
Wywożenie do innych ośrodków poprzedzające zwalniania protestujących z detencji to praktyka znana z letniej fali protestów. W ten sposób zwolniono przynajmniej kilku strajkujących z ośrodka w Lesznowoli na przełomie maja i czerwca. Wówczas miał miejsce najdłuższy, bo trwający aż 35 dni protest osób ubiegających się o ochronę międzynarodową. Równolegle wybuchały krócej trwające protesty w Wędrzynie, Przemyślu i Krośnie Odrzańskim.
Jak dotąd sukcesem zakończył się tylko jeden strajk – piątki Syryjczyków, którzy podjęli głodówkę w Lesznowoli w kwietniu. Po 10 dniach usłyszeli zapewnienie, że zostaną zwolnieni z detencji. Urząd ds. Cudzoziemców tłumaczył wówczas interweniującej w ich sprawie posłance Katarzynie Piekarskiej, że zwolnienie jest efektem terminów, a nie głodówki, choć nieoficjalnie wiemy, że sprawa mogła zostać nieco przyspieszona.
Protestujący Syryjczycy przebywali w ośrodku już ok. 6 miesięcy, a tyle może trwać detencja osoby ubiegającej się w Polsce o ochronę międzynarodową. W przypadku Sewara sprawa będzie wyglądać podobnie. Mężczyzna jest Syryjczykiem, a nie można podejmować prób deportacji do Syrii - jest więc w innej sytuacji, że np. obywatele Iraku, czy Irackiego Kurdystanu.
Obecnie przedłużono mu detencję właśnie do sześciu miesięcy, po których zgodnie z przepisami trzeba będzie go zwolnić. Dlaczego więc nie zrobiono tego po upływie dwóch miesięcy? Sąd w uzasadnieniu wskazał na wysokie prawdopodobieństwo ucieczki mężczyzny z Polski, co kwestionuje jego prawniczka, przekonując, że mężczyzna sam zgłosił się do Straży Granicznej po przekroczeniu granicy, aby ubiegać się o azyl.
Praktyka pokazuje jednak, że większość zwalnianych z ośrodków zamkniętych faktycznie decyduje się na wyjazd z kraju. Ale automatyczne przedłużanie detencji dla wszystkich obcokrajowców przekraczających granicę polsko-białoruską każe postawić poważne pytania o stosowanie odpowiedzialności zbiorowej.
Z kolei kierowanie każdego obcokrajowca z polsko-białoruskiej granicy do detencji każe podejrzewać, że nie chodzi tu ani o bezpieczeństwo państwa, ani o szczelność zewnętrznej granicy UE – a o efekt odstraszający wobec kolejnych osób migrujących, które chciałyby wybrać się do Europy szlakiem przez Białoruś.
Komentarze