Grupa posłów Konfederacji chciała wyprzedzić KO i złożyła własny projekt ustawy o kwocie wolnej od podatku. Gdyby projekt wszedł w życie, kwota wolna wyniosłaby... 500 tys. zł. Wiele wskazuje na to, że wyższej kwoty wolnej nie zobaczymy w przyszłym roku
Przypomnijmy – przed wyborami PO obiecała, że podwyższy kwotę wolną od podatku do 60 tys. zł. To prosta odpowiedź na działania PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego najpierw przez pierwszą kadencję odmawiała podniesienia kwoty wolnej. W październiku 2015 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że niezwiększanie kwoty wolnej od podatku do poziomu gwarantującego co najmniej minimum egzystencji, jest niezgodne z Konstytucją.
Podniesienie kwoty wolnej obiecywał w kampanii prezydenckiej w 2015 roku Andrzej Duda.
Pomimo tego aż do 2021 roku kwotę wolną podniesiono tylko pozornie. Po zmianach z pierwszej kadencji PiS próg 8 tys. zł faktycznie obowiązywał tylko tych, którzy zarabiali rocznie 8 tys. zł. A to dramatycznie mało. Im wyższe zarobki, tym kwota wolna malała.
Dopiero w 2021 roku PiS zaskoczył wszystkich i po latach odmawiania zajęcia się kwotą wolną, podniósł ją znacząco – do 30 tys. zł. Był to ruch obliczony na wywołanie dużego szumu medialnego, przeprowadzony jak zwykle w przypadku tamtej władzy bez konsultacji.
Podwyższenie kwoty wolnej to nie tylko więcej pieniędzy w kieszeniach obywateli, ale jednocześnie mniej pieniędzy w budżecie państwa. Łatwo o tym zapomnieć, ale to ważne. To efektywna obniżka podatków i obniżenie wpływów podatkowych, na których państwo musi się opierać, projektując przyszłe budżety i chcąc się dalej rozwijać.
Tymczasem przez reformy podatkowe PiS (zwiększenie kwoty wolnej i reformy Polskiego Ładu, w tym kluczowa – obniżenie dolnej stawki PIT do 12 proc.) zmniejszyły wpływy do budżetu o miliardy złotych. W 2022 roku, pierwszym, w którym obowiązywały przepisy, realne wpływy z podatku PIT były mniejsze.
O wyższej kwocie wolnej mówiło się jednak dużo, reforma była niezwykle popularna. W badaniu Pollster z marca 2021 roku, zaraz po ogłoszeniu zamiarów rządu, pomysł popierało 79 proc. badanych. Donald Tusk zdawał sobie z tego sprawę. I zaproponował dalszy skok, do 60 tys. zł.
Była to jedna z najczęściej przywoływanych obietnic obecnego rządu. „Sprawdzam” postanowiła powiedzieć Konfederacja. To prosty sposób, by zaistnieć medialnie na samym początku nowej kadencji, a przy okazji napsuć trochę krwi tworzącemu się rządowi koalicyjnemu. Dodatkowo jest to pomysł, który do poglądów Konfederatów pasuje. To silne zmniejszenie podatków, a częścią ekonomicznej filozofii Konfederacji jest: jak najmniej państwa, jak najniższe podatki.
Niestety dla siebie Konfederaci tak pospieszyli się ze swoim „sprawdzam”, że przy okazji ośmieszyli siebie i swój wizerunek partii, która „zna się na gospodarce”.
„Wnieśliśmy do Sejmu dwa projekty ustaw. Kwota wolna od podatku w wysokości dwunastokrotności minimalnego wynagrodzenia za pracę, ale nie mniej niż 60 tysięcy złotych oraz dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców. Zobaczymy, ile warte są obietnice nowej koalicji rządowej”.
Projekty rzeczywiście wpłynęły do Sejmu, ten dotyczący kwoty wolnej otrzymał pierwszy numer druku sejmowego.
Niestety, opis projektu – „Dotyczy podniesienia kwoty wolnej od podatku dla wszystkich do wysokości równej dwunastokrotności minimalnego wynagrodzenia za pracę, ale nie mniejszej niż 60 000 zł” – jest niezgodny z rzeczywistością.
W tym krótki projekcie jest bowiem mowa nie o podniesieniu kwoty wolnej do tej kwoty, a o podniesieniu kwoty zmniejszającej podatek. A to dwie inne rzeczy.
Dziś kwota wolna od podatku wynosi 30 tys. zł, dolna stawka PIT wynosi natomiast 12 proc. 12 proc. z 30 tys. to 3,6 tys. I taka jest dziś kwota zmniejszająca podatek. Posłowie Konfederacji w swoim projekcie zapisali natomiast 60 tys. zł kwoty zmniejszającej podatek. Natomiast 60 tys. jest dwunastoma procentami z 500 tys. zł, i tyle wynosiłaby według tego projektu kwota wolna. A w konsekwencji oznaczałoby to, że w Polsce podatku dochodowego nie płaciłby prawie nikt.
I chociaż taka filozofia podatkowa powinna być bliska przynajmniej części polityków Konfederacji, to jest to ewidentna wpadka. W uzasadnieniu i w opisie na stronie Sejmu oraz w wypowiedziach medialnych politycy Konfederacji mówią o kwocie wolnej w wysokości przynajmniej 60 tys. zł.
Ale jest to wpadka kompromitująca, która ułatwia koalicji odrzucenie tego projektu i zaproponowanie swojego.
Posunięcie Konfederacji oznacza, że będzie ona naciskać na realizację tej obietnicy. Tymczasem to niekoniecznie dobra wiadomość, bo kolejne, tak silne podniesienie kwoty wolnej wymaga poważnej debaty i obecności w niej głosów krytycznych. Wszystko wskazuje bowiem na to, że Donald Tusk zaproponował takie rozwiązanie głównie po to, by przebić pomysł PiS. Ostatecznie, w praktyce pomysł ten to rzeczywiście więcej pieniędzy w kieszeniach podatników (choć nie wszystkich – najsłabiej zarabiający zyskają niewiele), mniej pieniędzy w państwowej kasie i dalsze rozmontowywanie dochodów podatkowych państwa.
Według wyliczeń Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA koszt tej obietnicy dla finansów publicznych to 39,4 mld zł. Posłowie Konfederacji w uzasadnieniu do projektu ustawy podali kwotę 35 mld zł, w tym 18 mld zł jako koszt dla samorządów. Najprawdopodobniej przepisali ją jednak z projektu ustawy PO złożonego w maju – zapisany koszt był tam identyczny. W tamtym projekcie autorzy przekonywali, że straty samorządowe zostaną uzupełnione. Miało to być załatwione osobną ustawą, a takiej jeszcze nie zobaczyliśmy. Nie wiemy jeszcze, czy PO w nowej kadencji wniesie ten sam projekt.
Według ekonomistów CenEA korzyści dla gospodarstw domowych o niskich dochodach byłyby „bardzo ograniczone”. Gospodarstwa domowe z pierwszej, drugiej i trzeciej grupy decylowej (każda kolejna grupa decylowa to kolejne 10 proc. gospodarstw domowych w rozkładzie dochodu. Pierwsza grupa to 10 proc. najuboższych, dziesiąta – 10 proc. najbogatszych) zyskiwałyby mniej niż 100 zł, pierwsza nie zyskuje prawie nic. Im więcej się zarabia, tym więcej na kwocie wolnej 60 tys. zł się zyskuje. W przypadku dziewiątej grupy decylowej zysk przekracza natomiast 500 zł.
Czyli podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł w praktyce oznacza transfer do lepiej zarabiających. Ale wysokość tych transferów nie zmieni życia dobrze zarabiających gospodarstw domowych. Zyski są rozproszone, koszty dla państwa są ogromne.
W pierwszych dniach funkcjonowania nowej kadencji Sejmu o kwocie wolnej ze strony KO nie mówiło się wiele. Tuż po wyborach posłanka KO Izabela Leszczyna mówiła:
„W pierwszej kolejności nowy rząd powinien spełnić obietnicę podwyższenia kwoty wolnej od podatku, tak aby zaczęła ona obowiązywać w 2024 roku”.
7 listopada Katarzyna Lubnauer mówiła, że nie wie, czy uda się wprowadzić wyższą kwotę wolną już w przyszłym roku. 13 listopada „Dziennik Gazeta Prawna” podał, że wyższa kwota wolna dalej jest w planach, ale jako część większego pakietu i dopiero w 2025 roku.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze