0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

W Stambule zakończyła się kolejna runda negocjacji pomiędzy Ukrainą i Rosją. Według niektórych komentatorów miała być ona przełomowa, bo obie strony zadeklarowały, że rozmowy były konstruktywne. I faktycznie przebiegały w najlepszej — jak dotąd — atmosferze. Co więcej, rosyjskie ministerstwo obrony ogłosiło, że w związku z koniecznością wzmocnienia zaufania, drastycznie ogranicza działania wojenne na północy, na kierunkach kijowskim i czernihowskim.

Według ministra spraw zagranicznych Turcji Mevluta Cavusoglu od tego momentu szefowie dyplomacji Rosji i Ukrainy mają się spotykać, aby „nadać kształt wspólnemu porozumieniu”. „Ta wojna, która spowodowała śmierć tysięcy ludzi i przesiedlenie milionów innych, powinna się skończyć” – powiedział Cavusoglu na antenie państwowej telewizji.

Ale motywy podjęcia decyzji o wycofaniu rosyjskich wojsk z północy nie są jasne. Istnieją uzasadnione obawy, że zwolnione w ten sposób siły mogą zostać natychmiast przerzucone na południe kraju, by posłużyć do podboju kontrolowanych przez Ukrainę części obwodów ługańskiego i donieckiego.

Dla Rosji, która w ostatnich dniach musiała przejść do obrony, może to być jedynie wybieg, który będzie służył przegrupowaniu sił. Obserwując rosyjską propagandę, można też uznać, że ten ruch nie jest gestem koncyliacyjnym, a jedynie próbą wytłumaczenia Rosjanom, dlaczego "specjalna operacja militarna" nie może objąć całego terytorium Ukrainy.

Także plan Kijowa nie pozwala na zbytni optymizm. Tłumaczymy, dlaczego do pokoju wciąż może być bardzo daleko.

Przeczytaj także:

Neutralność Ukrainy w zamian za gwarancje bezpieczeństwa

Podczas dzisiejszych rozmów ukraińska strona nalegała na otrzymanie trwałych gwarancji bezpieczeństwa. Miałby one przebrać formę umowy międzynarodowej, którą podpisałoby osiem państw: Wielka Brytania, Chiny, USA, Turcja, Francja, Kanada, Włochy, Polska i Izrael.

Jak pisze BBC, gwarancje mogłyby przypominać art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego: "Zbrojna napaść na jednego będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim". Gdyby Rosja znów posunęła się do agresji na Ukrainę, gwaranci bezpieczeństwa mieliby trzy dni na konsultacje i rokowania pokojowe. Po tym czasie byliby zobowiązani do udzielenia zbrojnego wsparcia Ukrainie.

W zamian, Ukraina miałaby zrezygnować z przystąpienia do NATO.

Co więcej, w czasach pokoju na terytorium Ukrainy nie będą mogły być rozmieszczone obce bazy i kontyngenty wojskowe. Ukraina zadeklarowała, że nie będzie wchodzić w żadne sojusze polityczno-wojskowe. Za to międzynarodowe ćwiczenia wojskowe na terenie Ukrainy mogłyby odbywać się tylko za zgodą krajów pełniących funkcję gwarantów bezpieczeństwa. Poza neutralnością, kluczem do porozumienia miałby być też bezatomowy status Ukrainy.

„Ta propozycja nie została przyjęta, przekazujemy ją stronie rosyjskiej. Poczekamy na ich odpowiedź” – powiedział Dawid Arachamia, poseł Najwyższej Rady Ukrainy należący do delegacji. Doradca prezydenta Ukrainy Michaił Podolak na briefingu prasowym po negocjacjach stwierdził, że "dzisiejsze rozmowy były konstruktywne, co nie znaczy, że łatwe".

Przeszkody: referendum, Krym, separatystyczne republiki

Ale do żadnego porozumienia nie dojdzie, jeśli zgody nie wyrażą sami Ukraińcy. Dla Kijowa kluczowe ma być "zdobycie poparcia społecznego" dla proponowanych rozwiązań.

Według agencji UNIAN, która cytuje doradcę prezydenta Ukrainy, Mychajło Podolaka, podpisanie umowy poprzedziłoby referendum, w którym wszyscy obywatele wyrażą stanowisko wobec porozumienia z Rosją. Głosowanie powinno "odbyć się w prawdziwym formacie, a nie online". W tym celu niezbędne byłoby zawieszenie działań zbrojnych. Dopiero po wyrażeniu zgody przez obywateli, umowę ratyfikowałyby parlamenty krajów gwarantów, a także parlament Ukrainy.

Trzeba pamiętać, że w ukraińskiej wyobraźni to członkostwo w NATO wciąż jest gwarantem i horyzontem bezpieczeństwa. Czy więc deklaracja neutralności, szczególnie w obliczu brutalnej wojny, miałaby szansę spotkać się z wystarczającym entuzjazmem Ukraińców?

"Ukraińska propozycja pokoju, która zakłada porzucenie aspiracji członkowskich w NATO, musiałaby przejść przez referendum w kraju, w którym ponad 70 proc. ludzi popiera dołączenia do NATO"

— napisała na twitterze dziennikarka The Kyiv Independent Anastasia Lapatina.

Zupełnie odrębną częścią są rokowania dotyczące terenów przejętych lub pośrednio kontrolowanych przez Rosję od 2014 roku. Według Mychajło Podolaka kwestia Krymu ma być osobną klauzulą ​​umowy, w której strona ukraińska proponuje utrwalenie stanowiska Ukrainy i Rosji, prowadzenie przez 15 lat dwustronnych negocjacji w sprawie statusu Krymu i Sewastopola. W tym czasie obie strony miałyby zaprzestać użycia siły. Za to temat statusu tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej miałby być omówiony podczas osobistego spotkania prezydentów Władimira Putina i Wołodomyra Zełenskiego.

Ale Arachamia reprezentujący ukraińską delegację powiedział, że władze w Kijowie "uznają jedynie granice międzynarodowe ustalone w 1991 roku".

Rosja ogłasza zakończenie pierwszego etapu "operacji"

Jak sytuację przedstawia Rosja? Na konferencji prasowej wiceminister obrony Aleksander Fomin powiedział, że negocjacje w sprawie przygotowania "porozumienia o neutralności i nieatomowym statusie Ukrainy" oraz w sprawie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy nabierają tempa. Dlatego, według niego, rosyjskie Ministerstwo Obrony „w celu zwiększenia wzajemnego zaufania” i stworzenia warunków do dalszych negocjacji podjęło decyzję o "czasowym" wycofaniu rosyjskich siły z frontu czernihowskiego i kijowskiego.

Już dzień przed rozmowami, Financial Times pisał, że Rosja jest gotowa ustąpić ze wstępnych, absurdalnych żądań: denazyfikacji i demilitaryzacji Ukrainy, a także obrony języka rosyjskiego. W zamian Ukraina musiałaby zadeklarować neutralność.

Jak już pisaliśmy, najbardziej niepokojącym fragment dotyczy zmiany celów militarnych. Ograniczenia rosyjskich działań zbrojnych na północy, może wiązać się ze zintensyfikowaniem "specjalnej operacji" na południowym-wschodzie. Podczas negocjacji w Stambule rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu wygłosił swoje pierwsze publiczne oświadczenie od 11 marca. Z jego słów wynikało, że rosyjska armia skupi się teraz na Donbasie. "Główne zadania pierwszego etapu operacji zostały zakończone, co pozwala nam skoncentrować naszą główną uwagę i wysiłki na osiągnięciu głównego celu — wyzwolenia Donbasu” — mówił Szojgu.

A to może oznaczać, że jedyne, z czego rosyjskie władze zdały sobie sprawę przez ponad miesiąc od inwazji na Ukrainę, to fakt, że niemożliwe jest zajęcie całego kraju. Już wcześniej słyszeliśmy o scenariuszach przejęcia części wschodnich terenów należących do Ukrainy i utworzenia tam zależnego od Rosji parapaństewka.

Sekretarz stanu USA Antony Blinken podał w wątpliwość zobowiązanie Rosji do ograniczenia działań wojennych. „Jest to, co mówi Rosja i jest to, co robi Rosja” – powiedział podczas wizyty dyplomatycznej w Maroku. „Koncentrujemy się na tym drugim. A tym, co robi Rosja, jest ciągła brutalizacja Ukrainy i jej mieszkańców. I to wciąż trwa, gdy teraz rozmawiamy”.

"Chcemy zobaczyć jedynie całkowite wycofanie rosyjskich wojsk z ukraińskiego terytorium" — to reakcja premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona. Dodał przy tym, że z informacji brytyjskiego wywiadu wynika, że rosyjskie bombardowania wokół Kijowa osłabiły się.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze