0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plAdam Stepien / Agenc...

To miało być jedno ze spotkań ostatniej szansy, teraz nadzieje na kompromis przed majówką maleją jeszcze bardziej. Sprzeciwiający się cięciom pensji kontrolerzy lotów we wtorek 26 kwietnia znów zakończyli dzień bez porozumienia z zatrudniającą ich Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Oliwy do ognia sporu dolał minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, który nieprzychylnie o pracownikach PAŻP wypowiadał się podczas poniedziałkowych (25 kwietnia) obrad podkomisji sejmowej poświęconych tematyce lotnictwa.

"Przedstawiciele tego zawodu są odpowiedzialni za życie i zdrowie tysięcy osób każdego dnia i dlatego ich zarobki są bardzo wysokie, nie tylko na tle odpowiedzialnych zawodów, ale także na tle kontrolerów w innych krajach europejskich" - mówił Adamczyk w trakcie posiedzenia.

"Ktoś pana okłamuje, ktoś pana wprowadza w błąd" - odpierał Andrzej Fenrych, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego. - "To, co usłyszeliśmy przed chwilą (…) odbiera nam nadzieję na zawarcie porozumienia. Zostaliśmy oskarżeni, a premier obiecywał, że jesteście otwarci i chętni do współpracy i do dogadania się z nami" - dodawał Fenrych.

Na zaskoczoną słowami ministra wyglądała prezeska Anita Olesiak, wyznaczona przez Adamczyka do kierowania PAŻP niecały miesiąc temu. Pytana przez dziennikarzy o reakcję na przebieg spotkania powiedziała, że nadal ma nadzieję na pozytywne rozwiązanie sporu.

Kontrolerzy lotów zarabiają dobrze, ale różnie

W tym na pierwszy plan wychodzą pieniądze - choć nie są jedyną jego płaszczyzną. Trudno powiedzieć, ile dokładnie zarabiają poszczególni kontrolerzy lotów. Ich pensje nie są jawne. Wiadomo jednak, że do tej pory były to często bardzo duże pieniądze. Według wczorajszych wypowiedzi Adamczyka chodzi o średnie kwoty rzędu ok. 33,5 tys. zł miesięcznie na warszawskim lotnisku Chopina i 18,5 tys. w mniejszych portach. Według związkowców średnie pensje przez nowy regulamin wynagradzania spadną na poziom 15 tysięcy brutto, a już teraz nie są astronomiczne, w niektórych przypadkach sięgając 6-7 tysięcy na rękę.

"W Agencji na pewno są duże rozpiętości zarobkowe. Są tacy, którzy zarabiają świetnie, i tacy, którzy zarabiają przyzwoicie. Biedy na pewno tam nie ma, to dobrze płatny, ale bardzo wymagający zawód. Zarobki w Polsce nie odbiegają jednak od standardów rynkowych. We wszystkich tego typu agencjach zarabia się bardzo dobrze - niezależnie od tego, czy mówimy o Polsce, Czechach, Węgrzech czy Wielkiej Brytanii" - komentuje dla OKO.press Dominik Sipiński, ekspert rynku lotniczego z think-tanku Polityka Insight.

Przeczytaj także:

Najbardziej ucierpią Warszawa i Modlin

Nie będzie zamknięcia polskiego nieba, ale z rozkładów warszawskich lotnisk mogą wypaść tysiące połączeń. To właśnie w portach w Modlinie i Warszawie sytuacja kadrowa jest najtrudniejsza. Nowych warunków wynagradzania nie przyjęło tam 170 z 208 kontrolerów. Większość z nich kończy okresy wypowiedzenia z końcem kwietnia. Dlatego Urząd Lotnictwa Cywilnego szykuje się na chaos i masowe cięcia połączeń. Z 510 lotów dziennie obsługiwanych przez oba lotniska w siatce połączeń zostać mają zaledwie 170 - ustalił Eurocontrol, ogólnoeuropejski nadzorca PAŻP-u.

W takiej sytuacji rząd musiał zdecydować, które z połączeń dostaną priorytet. To 36 z 80 kierunków dopuszczonych na warszawskie lotniska awaryjnie. Postanowienie wywołało kontrowersje - w spisie dopuszczonych do ruchu kursów dominują te obsługiwane przez państwowy LOT. W pień wycięto za to zdecydowaną większość połączeń budżetowych linii. Ruch w Modlinie może być symboliczny - na liście priorytetów są zaledwie dwa kierunki irlandzkiego Ryanaira: lotnisko Londyn - Stansted i Dublin.

  • Frankfurt (EDDF);
  • Nowy Jork (KJFK);
  • Chicago (KORD);
  • Paryż (LFPG);
  • Bruksela (EBBR);
  • Stambuł (LTFM);
  • Rzym (LIRF);
  • Amsterdam (EHAM);
  • Toronto (CYYZ);
  • Dubaj (OMDB);
  • Incheon (RKSI);
  • Monachium (EDDM);
  • Rzeszów (EPRZ)
  • Wiedeń (LOWW)
  • Tel Awiw (LLBG);
  • Oslo (ENGM);
  • Zurich (LSZH);
  • Dublin (EIDW);
  • Kopenhaga (EKCH);
  • Budapeszt (LHBP);
  • Wilno (EYVI);
  • Praga (LKPR);
  • Bukareszt (LROP);
  • Düsseldorf (EDDL);
  • Barcelona (LEBL);
  • Lizbona (LPPT);
  • Tbilisi (UGTB);
  • Berlin (EDDB);
  • Szczecin-Goleniów (EPSC).

Tanie linie i modlińskie lotnisko cierpią, za to LOT będzie kursował do Szczecina i Rzeszowa. Dlaczego? Według prezesa ULC Piotra Samsona to dwa najbardziej oddalone od Warszawy punkty w Polsce, a Rzeszów ma strategiczne znaczenie ze względu na wojnę trwającą w Ukrainie. Przejazdy autem i pociągiem ze stolicy są w tych kierunkach najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne.

"Lotnisko Modlin w okresie 2019-2021 obsługiwało 10 proc. tego, co lotnisko Chopina" - odpierał krytykę prezes ULC. - "Uzgodniliśmy, że Modlin dostanie sześć slotów i dwa sloty z listy priorytetowej" - mówił Samson. To 10 proc. z listy 80 kierunków, które mogą być obsługiwane z warszawskich lotnisk.

Tanie linie na bocznym torze

Na takie rozwiązanie nie chce się zgodzić irlandzka linia, której ważną bazą jest Modlin. Władze Ryanaira oskarżają polskie organy o faworyzowanie narodowego przewoźnika. "Lista w niewytłumaczalny sposób wyklucza połączenia obsługiwane przez Ryanaira z Warszawy-Modlina, takie jak Sztokholm czy Mediolan, a zawiera trasy LOT-u do Berlina i Wilna, do których można łatwo dotrzeć pociągiem lub drogą lądową w ciągu zaledwie kilku godzin" - stwierdzają przedstawiciele linii w swoim oświadczeniu i wzywają do interwencji unijnych komisarzy ds. transportu i konkurencji.

Zupełnie inaczej sprawę stawia LOT. "Jeśli ruch lotniczy na Lotnisku Chopina nie będzie odbywał się w normalnym trybie, to Polskie Linie Lotnicze LOT i ich pasażerowie będą głównymi poszkodowanymi" - stwierdził rzecznik prasowy linii Krzysztof Moczulski, cytowany przez TVN24.

Pasażerowie zarówno LOT-u, jak i innych linii działających w Polsce rzeczywiście są w kropce. Ich problemy wzmaga jedynie decyzja rządu, który w przypadku przedłużającego się w maju sporu zezwala na działanie stołecznych lotnisk jedynie między 09:30 a 17:00. Dlatego pasażerowie nie mogą być pewni odlotu nawet, jeśli ich kierunek został uznany za priorytetowy.

"To wymaga zmodyfikowania rozkładów. Jeśli wiemy, że samolot nie będzie mógł wylecieć o 07:30, to pytanie, czy port docelowy będzie mógł go przyjąć w zmienionej godzinie" - mówił prezes Samson. Według niego w tej sytuacji pasażerowie muszą zdać się na kontakt z liniami lotniczymi.

Kontrolerzy lotów zarobią mniej, bo PAŻP nie ma pieniędzy

W konflikcie między PAŻP-em a kontrolerami doszło więc do patu, który trudno rozwiązać. Wymagania płacowe załogi są ekstremalnie trudne do spełnienia, bo Agencja zwyczajnie nie ma na to pieniędzy. Zarabia ona jedynie na opłatach od linii lotniczych. Dlatego im mniej lotów, tym jej budżet jest niższy.

"Z oczywistych, pandemicznych powodów od dwóch lat linie płacą o wiele mniej. Nie zazdroszczę tej sytuacji - PAŻP sam z siebie naprawdę nie ma pieniędzy i nie może zrobić nic, by zwiększyć swoje przychody"

- komentuje Dominik Sipiński. Wynika to z ustawy regulującej działalność Agencji. Według prawa nie może ona działać komercyjnie poza pobieraniem niezbędnych opłat od linii. Ekspert ocenia, że Polska - wzorem Węgrów - mogłaby pójść drogą komercjalizacji usług PAŻP-u. "Hungarocontrol, czyli tamtejszy odpowiednik naszej Agencji, prowadzi bardzo innowacyjną działalność biznesową. Węgierskie władze zorientowały się, że agencja może bardzo dobrze zarabiać - na przykład na usługach doradczych, technicznych, niezwiązanych z kontrolą ruchu lotniczego" - zauważa Sipiński.

Takich możliwości pozbawiony jest PAŻP, dlatego dziś może liczyć jedynie na dotację z budżetu państwa, na którą zgodę musiałby wyrazić Eurocontrol. Trudno wyglądać takiego wsparcia, gdy wiceminister infrastruktury Marcin Horała wzywa kontrolerów do pogodzenia się z rzeczywistością. "Pewna niezwykle dobrze zarabiająca, uprzywilejowana grupa nie przyjmuje do wiadomości, że na jakiś czas musi nieco mniej zacząć zarabiać" - mówił członek rządu w Radiu Zet.

Nie ma prostych recept

Horała przedstawił też pomysły na uratowanie sytuacji. W najgorszym przypadku kontrolę nad cywilnym lotnictwem przekażemy wojskowym kontrolerom lotów. W końcu możemy też zrezygnować z wymogu znajomości języka polskiego dla kandydatów - proponował. Ani jednego, ani drugiego rozwiązania nie da się wprowadzić szybko - twierdzi Sipiński.

"Rezygnacja z wymogu o języku polskim może oznaczać otwarcie rynku. Każdy pilot i pilotka muszą znać angielski. Komunikacja w 99 proc. i tak odbywa się po angielsku. To sztuczne ograniczenie. Ale jego zniesienie nie będzie miało natychmiastowego skutku.

To nie jest tak, że jest jakaś pula bezrobotnych kontrolerów, która czeka na otwarcie się polskiego rynku pracy. Kontrolerów jest zawsze za mało, i to wszędzie"

- zaznacza specjalista. Kandydatów z zagranicy można co prawda próbować przyciągnąć wyjątkowo wysokimi stawkami, na które nie stać teraz PAŻP-u. Nawet wtedy jednak kontrolerzy lotów z zagranicy nie zaczną ustawiać się w kolejce do rekrutacji w Polsce z dnia na dzień. Obowiązuje ich przecież okres wypowiedzenia w dotychczasowych miejscach zatrudnienia. W takiej sytuacji najlepiej jest szanować pracowników, których na rynku jest przecież niewiele.

"Szkolenie kontrolerów trwa 2-3 lata, nie da się wymienić kadry szybko. Grożący odejściem pracownicy mogą teraz odchodzić na przykład na wcześniejszą emeryturę finansowaną z oszczędności - które przecież mają. Mogą więc na stałe odpłynąć z rynku pracy. A na to PAŻP nie może sobie pozwolić. Nie można zastąpić takich specjalistów ot tak, na przykład przebranżowieniem innych pracowników" - mówi Sipiński. Jak dodaje, kilkudniowym szkoleniem nie można też załatwić przekwalifikowania kontrolera wojskowego na ruch cywilny. "A ich na rynku pracy też jest niedostatek. Nie chcemy chyba, by podczas wojny w Ukrainie zabrakło ich na wojskowych lotniskach" - przekonuje ekspert.

Kontrolerzy lotów: kierujemy ruchem ludzi, którzy bez nas są ślepi

Sami kontrolerzy na razie nie chcą rozmawiać z mediami. Reprezentująca ich Anna Garwolińska twierdzi, że tak będzie lepiej dla trwających negocjacji. Zamiast tego wysyła nam spisane przez związkowców oświadczenie zawierające obrazowy opis ich pracy.

"Proszę sobie wyobrazić, że wsiadacie Państwo z zawiązanymi oczami za kierownicę samochodu stojącego na placu, na którym w kilku miejscach stoją przeszkody oraz 15-20 innych pojazdów, których kierowcy mają również zasłonięte oczy. Zadanie, tak Wasze jak i pozostałych kierowców, będzie polegało na przejechaniu przez plac i wjechaniu na następny, po którym również na tych samych warunkach będą poruszać się inne samochody. Po przejechaniu przez kilka takich placów trzeba będzie dojechać w określony punkt (ostatni fragment trasy wąską, jednokierunkową uliczką), w który zmierza nawet do 15 innych pojazdów będących w tym samym momencie na placu i dotarcie tam w odpowiedniej odległości za poprzednikiem. (...)

Natomiast żeby spróbować przybliżyć pracę kontrolera wyobraźcie sobie Państwo, że jesteście tym człowiekiem, który przez radio wydaje instrukcje wszystkim pojazdom na danym placu, odpowiada zdrowiem i wolnością za każde słowo które wypowie, za konsekwencje każdej obcierki czy zderzenia, a za samo doprowadzenie do sytuacji, w której uruchomią się czujniki parkowania może stracić pracę i trafić do więzienia" - czytamy w dokumencie poświęconym etosowi pracy kontrolerów.

Warunki pracy do poprawy

Praca w takim stresie nie powinna być samotna - przekonują kontrolerzy lotów. Żądają też, by prawo pracy mówiące o maksymalnie ośmiogodzinnych zmianach było w ich przypadku restrykcyjnie przestrzegane. Minister Adamczyk stwierdził w poniedziałek, że zasady dotyczące bezpieczeństwa ich pracy były już ustalone na jednym z poprzednich spotkań. Garwolińska w Radiu RDC mówiła jednak, że w przynajmniej 20 przypadkach nie były one przestrzegane.

"Problem pensji teoretycznie można rozwiązać za pomocą jednego podpisu. Trudniej zaradzić innym, o których kontrolerzy i kontrolerki mówią od dawna. Chodzi o kulturę pracy, kulturę bezpieczeństwa w Agencji, procedury raportowania. Tego nie da się rozwiązać od razu, chodzi o odbudowę atmosfery zaufania i kultury w pracy" - mówi Sipiński. Jak przekonuje, kontrolerzy lotów swoje uwagi zgłaszali już dawno, a ich postulatami można było zająć się wcześniej. Zamiast tego PAŻP i rząd próbują nerwowo gasić pożar w ostatniej chwili. W tej sytuacji misja "uratowania majówki" na lotniskach staje się coraz trudniejsza.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze