Trybunał Sprawiedliwości UE nakazał Polsce natychmiastowe zatrzymanie wydobycia węgla brunatnego w Turowie. Mimo to odkrywka pracuje dalej, a rząd PiS mówi, że nie może jej zamknąć. Unia nałoży finansowe kary?
Decyzja Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie kopalni odkrywkowej w Turowie zapadła w piątek 21 maja 2021 przed południem. Trybunał postanowił zastosować wobec Polski środek tymczasowy: nakazał natychmiast zawiesić wydobycie węgla brunatnego do czasu ostatecznego wyroku. Ten może zapaść dopiero za rok.
Zabezpieczenie to efekt skargi, którą Czechy złożyły przeciwko Polsce w lutym 2021. Chodziło o ekologiczne skutki działalności kopalni, która znajduje się na trójstyku granic Polski, Czech i Niemiec. Czesi skarżą się, że wydobycie w Turowie osusza studnie, zagrażając dostępowi do wody pitnej. W zabezpieczeniu z 21 maja TSUE przychylił się do ich argumentów.
"Decyzja TSUE podjęta na wniosek Czechów, których zdaniem kopalnia zanieczyszcza środowisko, jest sprzeczna z podstawowymi zasadami funkcjonowania Unii Europejskiej. Będziemy przeciwdziałać temu niesłusznemu, niesprawiedliwemu i niespodziewanemu wyrokowi" - komentował decyzję o zabezpieczeniu Mateusz Morawiecki.
Premier podwójnie się myli. Po pierwsze nie mamy do czynienia z wyrokiem, a z postanowieniem o zastosowaniu środków tymczasowych. Środki te - wstrzymanie wydobycia - mają zabezpieczyć Czechów przed pogorszeniem sytuacji do czasu wydania wyroku.
Nieprawdą jest też, że decyzja była "niespodziewana".
Jak pisaliśmy w OKO.press Czesi od miesięcy skarżyli się na skutki działalności kopalni. W lutym 2021, jeszcze przed złożeniem wniosku do TSUE, delegacja czeskiego MSZ i ministerstwa środowiska odwiedziła Polskę. Tematem rozmów miała być właśnie kopalnia w Turowie i to, jak zapobiec skardze. PiS zignorował jednak te ostrzeżenia. A w maju 2021 w elektrowni w Turowie PGE otworzyła kolejny blok na węgiel brunatny.
Postanowienie TSUE to fiasko polskiej dyplomacji. Co teraz?
W oświadczeniu na stronie KPRM Morawiecki napisał, że od działania kopalni zależy "bezpieczeństwo, zdrowie i życie milionów obywateli Polski".
"Polski rząd nie podejmie żadnych działań, które mogłyby godzić w bezpieczeństwo energetyczne Polski" - podkreśla premier. To jasna zapowiedź, że PiS nie zamierza wstrzymać wydobycia.
"Czy TSUE bierze pod uwagę fakt, że swoją decyzją domaga się odcięcia dostaw prądu dla 4 mln osób? Kuriozalna decyzja TSUE godzi w bezpieczeństwo energetyczne Polski oraz całej UE i grozi utratą pracy przez tysiące pracowników polskiej firmy" - pisała na Twitterze była premier, a obecna europosłanka Beata Szydło.
Setki komentarzy pojawiły się też w prorządowych mediach. "Wiadomości" TVP w piątek 21 maja poświęciły decyzji TSUE kilkuminutowy segment pt. "Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uderzył w bezpieczeństwo energetyczne Polski".
Te same argumenty rząd PiS podnosił już przed TSUE.
Trybunał uznał jednak, że nie ma wystarczających dowodów, że elektrownia w Turowie stanie przez przerwę w pracy kopalni. Zdaniem wiceprezes TSUE Polska nie wykazała też, że rzeczywiście istnieje zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Odrzuciła argumenty o sytuacji pracowników Turowa i powiązanych z kopalnią zakładów (w sumie nawet 70 tys. osób), sugerując, że poszkodowani powinni móc liczyć na odszkodowania pieniężne.
Jak na razie kopalnia i elektrownia działają bez zmian.
Działacze ekologiczni są zdania, że rządowe tezy o nieodzowności Turowa są mocno przesadzone.
"Elektrownia w Turowie w ubiegłym roku dostarczyła zaledwie 3 proc. energii elektrycznej w Polsce. Gdyby jej zatrzymanie miało zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu kraju, to by znaczyło, że nasz system energetyczny od dawna wisi na włosku, a rząd nie robi z tym nic. Czy to nam chce powiedzieć premier? Tym bardziej rząd powinien skupić się na przygotowaniu realnego i adekwatnego do skali kryzysu klimatycznego planu odejścia od węgla oraz rozwoju OZE" – komentowała szefowa działu Klimat i Energia w Greenpeace Joanna Flisowska.
Jakie konsekwencje grożą Polsce za nieusłuchanie luksemburskiego Trybunału?
Takie, jak w poprzednich głośnych sprawach z udziałem polskiego rządu. W połowie 2017 TSUE nakazał Polsce zatrzymać wycinkę Puszczy Białowieskiej. Rząd PiS początkowo nie zastosował się do zabezpieczenia i ciął dalej, tłumacząc, że robi to ze względu na bezpieczeństwo publiczne.
Byliśmy pierwszym krajem w historii UE, który zignorował postanowienie Trybunału o środkach tymczasowych.
W listopadzie 2017 TSUE ponowił wezwanie i zagroził Polsce 100 tys. euro kary finansowej dziennie. Dopiero to powstrzymało rządzących. Ostateczny wyrok zapadł w kwietniu 2018. Trybunał orzekł, że wycinka była niezgodna z prawem Unii.
W październiku 2018 sędziowie Trybunału w podobny sposób zatrzymali "czystkę" w Sądzie Najwyższym. Do czasu ostatecznego wyroku nakazali Polsce przywrócić do pracy sędziów przedwcześnie odesłanych w stan spoczynku. Pod naciskiem TSUE rząd wycofał się z części "reformy" w SN. W ostatecznym wyroku w kwietniu 2019 sędziowie Trybunału stwierdzili, że próba czystki naruszyła prawo UE.
W obu tych przypadkach stroną skarżącą była Komisja Europejska.
Tym razem przeciwko Polsce wystąpiło inne państwo członkowskie. W dodatku, teoretycznie, bliski partner z Grupy Wyszehradzkiej. To Czechy, jako strona, będą teraz badać, czy Polska stosuje się do decyzji o środku tymczasowym. Jeśli uznają, że rząd nie wywiązuje się z obowiązków, będą mogły zawnioskować do Trybunału o finansowe kary.
By ich uniknąć, Polska musi przerwać wydobycie. Albo pójść na pewne ustępstwa, licząc, że Trybunał uchyli lub zmieni swoje postanowienie. TSUE może to zrobić (zgodnie z art. 163 regulaminu) na wniosek każdej ze stron i "ze względu na zmianę okoliczności". Jaka mogłaby to być zmiana? Niewykluczone, że Trybunał przystałby np. na zapisane w prawie ograniczenie wydobycia do czasu ostatecznego wyroku.
Na razie jednak politycy obozu rządzącego głównie narzekają na zachowanie Luksemburga.
"Dzisiejsza decyzja TSUE jest bezprecedensowa i sprzeczna z podstawowymi zasadami funkcjonowania UE" - czytamy w oświadczeniu premiera na stronie KPRM. Jak pisaliśmy wyżej, precedens już był. Decyzja w niczym nie narusza też zasad funkcjonowania Unii - to raczej standard w podobnych sytuacjach.
Dla PiS postanowienie TSUE rodzi poważny problem wizerunkowy. Rządząca partia próbuje ostatnio kreować się na umiarkowaną europejską chadecję. Dowodziła niedawno, że koalicjanci z Solidarnej Polski przesadzają, ostrzegając opinię publiczną przed "atakami Unii" na polską suwerenność. Wszystko po to, by mimo sprzeciwu Ziobry, ratyfikować w parlamencie decyzję ws. Funduszu Odbudowy UE.
Teraz PiS został zmuszony wrócić do ataków na niesprawiedliwą UE.
Cała sytuacja to oczywiście woda na antyeuropejski młyn Solidarnej Polski. Tuż po ogłoszeniu zabezpieczenia w sprawie Turowa ziobryści ruszyli do mediów. Dla PAP wypowiedział się na ten temat sam minister Ziobro.
"Wkraczanie organów Unii Europejskiej coraz głębiej w obszar kompetencji polskich władz trąci duchem kolonialnym i jest nie do przyjęcia" - stwierdził.
Poza szefem partii decyzję komentowali też m.in. wiceministrowie sprawiedliwości Romanowski, Woś i Kaleta. Przestrzegali przed naruszeniem zasady pewności prawa, zamachem na bezpieczeństwo energetyczne i nawoływali opozycję do reakcji.
"Zapomnieli w wyroku przesądzić, czy mamy importować węgiel od Niemców (otwierają nowe odkrywki) czy od razu kupić niemiecki prąd" - napisał na Twitterze Michał Woś.
O krok dalej poszedł Janusz Kowalski, jeden z najbardziej rozpoznawalnych działaczy Solidarnej Polski i były wiceminister aktywów państwowych. W jednym z wpisów podał dalej film z pożaru w innej kopalni węgla brunatnego - w Bełchatowie. 22 maja zapalił się tam jeden z taśmociągów.
"Nie wierzę w przypadki!" - skomentował Kowalski obrazy buchającego czarnego dymu.
Ekologia
Władza
Ministerstwo Klimatu i Środowiska
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Unia Europejska
PGE
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze