0:000:00

0:00

Prawa autorskie: REUTERSREUTERS

„Nauczę was, to bardzo proste” - przekonuje na nagraniu opublikowanym w internecie Waldeir de Oliveira, lider jednego z protestanckich kościołów w Brazylii. Potem tłumaczy, jak prawidłowo wymieszać sodę oczyszczoną z wodą i cytryną. „Przemywaj tym gardło codziennie przed snem, a nie złapiesz koronawirusa” - zaleca, zapewniając, że to rzekomo żydowska recepta, rzekomo stosowana z powodzeniem w Izraelu.

Pastor Waldeir ma na Facebooku prawie 8 tys. obserwujących, nagranie szybko stało się wiralem, zmuszając do reakcji ambasadę Izraela, która zapewniła, że nic nie wie o tajemnej recepturze i ministerstwo zdrowia, które oświadczyło, że nie jest to skuteczny środek zapobiegający COVID-19.

Cudowna recepta może się wydawać śmieszna, ale przynajmniej - niezbyt szkodliwa. Inaczej jest w przypadku drugiej niepopartej faktami metody walki z wirusem, którą propaguje już nie szef kościoła, tylko głowa państwa. Jair Bolsonaro ma dla Brazylijczyków same złe rady.

Przeczytaj także:

To nie przeszkadza Andrzejowi Dudzie być jego fanem i prowadzić długie rozmowy telefoniczne o pandemii, którymi pochwaliła się kilka dni temu Kancelaria prezydenta RP.

Niewyjaśnione zgony

Brazylia (212 mln mieszkańców) jest dziś jednym z państw, które najgorzej radzą sobie z epidemią COVID-19. 2 czerwca 2020 oficjalna liczba zakażonych wynosiła 529 405 osób. Liczba zgonów przekroczyła 30 tys. Oficjalne dane nie odzwierciedlają jednak skali problemu.

Z danych urzędu dwumilionowego miasta Belem wynika, że w kwietniu zmarło prawie 700 osób więcej, niż wynosiła średnia zgonów w tym miesiącu w ciągu ostatnich 5 lat. Tylko 117 zostało oficjalnie zdiagnozowanych na koronawirusa.

Z badań przeprowadzonych w 90 największych miastach Brazylii wynika, że na każdy potwierdzony przypadek koronawirusa może przypadać aż 7 niewykrytych.

To prawdopodobne wnioski, bo Brazylia jest jednym z krajów, które wykonują najmniej testów na milion mieszkańców. Na portalu worldometer, który zbiera m.in. informacje o ilości przeprowadzonych testów na milion mieszkańców, Brazylia z wynikiem 4 378 plasuje się na 126 miejscu.

Polska nie jest tu wzorem cnót, ale i tak wypada o niebo lepiej. Zrobiliśmy ponad ok. 25 tys. testów na milion mieszkańców i jesteśmy na 57. miejscu. Porównanie liczby testów w najbardziej zakażonych regionach graficznie przedstawił portal Statista.

Zewnętrzne źródło
Koronawirus w Brazylii: zatrważająca liczba zachorowań i zgonów. Bolsonaro: "No i?"

Zaniżona liczba diagnoz to nie jedyny problem.

W wielu miastach doszło do załamania się systemu ochrony zdrowia, czyli najbardziej śmiercionośna konsekwencja pandemii.

Zrozpaczonej rodzinie nieprzytomnego 70-latka w Belem konsekwentnie odmawiano karetki, bo w szpitalu nie było miejsc. Mężczyzna zmarł, choć nic nie wskazuje, że powodem był koronawirus.

„Nikt nie mówił, że nie będzie zgonów”

To nie spędza snu z powiek prezydenta Jaira Bolsonaro. „Nikt nie mówił, że nie będzie zgonów” - rzuca. Szacuje też, że tak czy inaczej, zakazi się ok. 70 proc. Brazylijczyków, lekką ręką skazując na śmierć około 1,2 miliona osób.

Robi właściwie wszystko, żeby zakażeń i zgonów było więcej. Jest jednym z najbardziej zajadłych przeciwników izolacji społecznej i ograniczania handlu, zaciekle krytykując szefów stanów (Brazylia to państwo złożone z 26 stanów), którzy już w marcu zgodnie wprowadzili restrykcje.

Nazywa to strategią wypalonej ziemi, powtarzając popularny argument o leku gorszym od choroby.

Sprzeciw Bolsonaro wobec izolacji zachęcił jego zwolenników do otwartego oprotestowywania restrykcji, a to przełożyło się na niemrawe wprowadzanie ostrzejszych ograniczeń, które nigdy nie były w Brazylii przesadnie restrykcyjne.

Wielbiciele prezydenta wiele ryzykują, słuchając jego mądrości.

Izolacja na pół gwizdka

Chociaż w Brazylii ograniczono handel, zamknięto szkoły i miejsca publiczne jeszcze w marcu, ograniczenia w przemieszczaniu się i obowiązek pozostania w domach nakładano opieszale.

Pierwszym stanem, który wprowadził ostrzejsze restrykcje, był stan Maranhao, dopiero kiedy taki nakaz wydał sąd na wniosek prokuratury stanowej. Kiedy prokuratura kierowała wniosek w stolicy stanu Sao Luis, na oddziałach intensywnej terapii zajętych było 100 proc. łóżek, wykryto 5 028 zakażeń, zmarło 291 osób. Restrykcje trwały tylko dwa tygodnie, ruchu na ulicach nie ograniczono.

W stanie São Paulo - największym epicentrum wirusa - w momencie kiedy zgonów było ponad 3 000, system ochrony zdrowia był na granicy załamania i zajętych było 91 proc. łózek intensywnej terapii, gubernator João Doria zapewniał, że sytuacja jest pod kontrolą i liczył, że Brazylijczycy w czasie ferii wykażą się odpowiedzialnością.

Chociaż niewiele się zmieniło w postawie Brazylijczyków, a liczba przypadków ciągle rośnie, zamiast zapowiadanego zaostrzenia restrykcji, 27 maja ogłoszono stopniowe znoszenie obostrzeń.

„Nasza izolacja społeczna jest na pół gwizdka. Podejmujemy różne kroki, ale tylko połowicznie. To najgorsze rozwiązanie" - mówi lokalnej gazecie „Piaui” epidemiolog Paulo Lotufo.

"Jesteśmy jak pacjent, który bierze połowę przepisanych antybiotyków, nie leczy infekcji, ale za to boli go głowa, żołądek i dostaje wszystkich efektów ubocznych".

Lekarstwo, które zabija

Jeśli chodzi o lekarstwa gorsze od choroby, to Bolsonaro ma w związku z pandemią pewną obsesję: hydroksychlorochinę. Że to doskonały sposób na koronawirusa, w przeciwieństwie do izolacji i kwarantanny, wbił sobie do głowy gdzieś na początku rozwoju epidemii w Brazylii. Że jest dokładnie odwrotnie, nie był go w stanie przekonać nawet minister zdrowia, którego wolał zdymisjonować.

Były minister Luiz Henrique Mandetta powiedział potem, że prezydent próbował zmienić treść ulotki hydroksychlorochiny, tak żeby wpisać, że to lek na COVID -19. Chciał to zrobić dekretem.

Międzynarodowe badania opublikowane w prestiżowym czasopiśmie naukowym Lancet wskazują, że substancja nie tylko nie pomaga wyleczyć wirusa, ale

jej zażywanie wiążę się ze znacznie wyższym wskaźnikiem zgonów wśród hospitalizowanych pacjentów oraz większą szansą na wystąpienie arytmii serca.

Dwaj prezydenci krajów o największej liczbie zachorowań wspierają się nawzajem w swoim szaleństwie. Obsesję substancją Bolsonaro dzieli z prezydentem Trumpem, który deklarował, że regularnie bierze hydroksychlorochinę, żeby zabezpieczyć się przed wirusem.

Amazonia zagrożona

Jednym z najbardziej narażonych regionów znowu jest niestety Amazonia. Stan Amazonas ma jeden z najwyższych wskaźników zakażeń i najbardziej niedofinansowaną ochronę zdrowia.

Pod koniec kwietnia świat obiegły zdjęcia i filmy zbiorowych mogił.

W kwietniu w stolicy stanu - Manaus - liczba osób, które zmarły z powodu problemów z oddychaniem wzrosła o 578 proc., choć oficjalnie nie stwierdzono u nich koronawirusa.

Mieszkańcy stanu Amazonas to w dużej mierze ludność tubylcza, która często jest zmuszana do migracji i cierpi z powodu biedy i niedożywienia, co czyni ją szczególnie narażoną na uderzenie wirusa.

Społeczności mieszkające w głębi puszczy są w tragicznej sytuacji. Niektóre są oddalone od najbliższego szpitala o dwa dni drogi łodzią. Chociaż część z nich próbuje zminimalizować zagrożenie ograniczając kontakt ze światem, świat wysyła najgorszych emisariuszy.

Koronawirus i mniejsza obecność instytucji, które - choć osłabiane za czasów Bolsonaro, próbowały przeciwdziałać nielegalnej wycince puszczy, pozostawiły otwarte pole dla śmiertelnie groźnych handlarzy drewnem. W trakcie trzech pierwszych miesięcy 2020 roku wycinka wzrosła o 51 proc.

Swoje chore fantazje wciąż próbują realizować niektórzy przedstawiciele kościoła ewangelicznego, którzy starają się dotrzeć do odizolowanych wiosek, żeby ewangelizować tubylców, zabijając ich przy okazji nieznanymi chorobami.

Zbliża się okres suchy, który przynosi pożary w amazońskiej puszczy, a to oznacza więcej osób cierpiących z powodu zanieczyszczeń powietrza i trafiających do szpitala. W połączeniu z koronawirusem to zabójcza mieszanka, na którą szpitale nie są przygotowane.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze