0:000:00

0:00

Polski Kościół nigdy nie wezwał wiernych, by ujawnili swoich krzywdzicieli, ludzi, którzy potencjalnie są zagrożeniem dla dzieci. Ma to kluczowe znaczenie o ocenie rzeczywistego zaangażowania hierarchii w proces oczyszczenia duchowieństwa - pisze dla dla OKO.press pisze Artur Nowak.

Dla pewnej części wiernych ujawnienie skali nadużyć w Kościele będzie poważnym szokiem. To grupa osób zupełnie nieprzygotowanych na przyjęcie do wiadomości, że duchowni mogli gwałcić i molestować nieletnich. To nie przypadek, że nie wszyscy księża w diecezji opolskiej odczytali niedawny list biskupa opolskiego Andrzeja Czai na temat pedofilii w opolskim Kościele, w którym ujawnił liczbę księży oskarżonych za jego kadencji o czyny pedofilne. Nie powinien też dziwić opór biskupów innych diecezji przed publikowaniem podobnych danych.

Problem zmiany mentalności, to problem społeczny i nie dotyczy tylko kleru. Jednak to duchowni od lat ponoszą winę za budowanie tej fatalnej atmosfery, która nie pozwala pokrzywdzonym dać świadectwo krzywdzie wyrządzonej im przez duchownych.

Polski Kościół nigdy nie wezwał wiernych, by ujawnili swoich krzywdzicieli, ludzi, którzy potencjalnie są zagrożeniem dla dzieci. Ma to kluczowe znaczenie o ocenie rzeczywistego zaangażowania hierarchii w proces oczyszczenia duchowieństwa.

Dopóki to nie nastąpi, wszelkie deklaracje biskupów brzmią jak zbiór frazesów. Warto przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno, w liście skierowanym do wiernych, biskup drohiczyński Antoni Pacyfik Dydycz nazwał informowanie przez media o pedofilii wśród księży „wyjątkowo agresywnym atakiem na Kościół”. Arcybiskup Michalik nigdy nie wycofał się z hańbiącego poparcia, którego udzielił proboszczowi z Tylawy. Pamiętne są też pełne ignorancji słowa arcybiskupa Henryka Hosera w sprawie księdza Grzegorza K., który pomimo wyroku skazującego za nadużycie wobec nieletnich nadal pracował w parafii i miał kontakt z dziećmi w diecezji, którą zarządzał hierarchia. "Pasmatrim, uwidim" ("Popatrzymy, zobaczymy") – odpowiedział Hoser, dopytywany dlaczego nic nie zrobił w sprawie sprawcy. Ze strony wiernych wymienionych biskupów nie spotkał żaden ostracyzm.

Przeczytaj także:

Kościół dla słuchaczy, nie rozmówców

Problem polskiego Kościoła polega na tym, że jego retoryka skierowana jest do bardzo określonego odbiorcy, to jest do osób, które swoją tożsamość budują poprzez określenie tego, co mu wrogie. Gdyby odrzucić sprzeciw wobec praw mniejszości seksualnych, aborcji, "kultury zachodniej" – nie wiadomo, co by zostało z tożsamości polskich katolików.

Polski Kościół nie dyskutuje. Tymczasem gdy episkopat belgijski rekomenduje papieżowi zniesienie celibatu, a coraz większa grupa biskupów prowadzi debatę na temat kapłaństwa kobiet oraz związków partnerskich, episkopat nad Wisłą od lat ani drgnął. Nawet kwestia komunii dla rozwodników, którą dopuścił pod pewnymi warunkami papież Franciszek, nie jest przedmiotem żadnej poważnej debaty.

Kościół w Polsce postawił na określoną grupę wiernych. Biskupi, którzy są stałymi bywalcami uroczystości, organizowanych przez Radio Maryja, otwarcie identyfikują się z jego przesłaniem. Proponują Kościół zamknięty, nieufny wobec inności, który nie dopuszcza wątpliwości i różnicy zdań. Oczywiście, nie wszyscy hierarchowie popierają Radio Maryja, jednak niechętnie mówią o tym na głos. W rozmowie z Moniką Olejnik 8 października 2018 roku bp Tadeusz Pieronek przyznał, że episkopat jest bezsilny wobec "imperium" o. Rydzyka.

Prawda musi boleć

To tradycja sięgająca czasów feudalnych oraz czasów niewoli. Ma też ona uzasadnienie w formacji rodzimego kleru. Do seminarium garną się osoby z małych miasteczek i wsi. Horyzonty myślowe polskich wikarych wyznacza nauka w seminariach i co najwyżej magisterium z teologii katolickiej. Konserwatywny garnitur polskich biskupów, mianowanych przez Jana Pawła II kompletnie nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Nie ma co się łudzić, że w najbliższych latach nad Wisłą objawi nam się biskup na miarę irlandzkiego arcybiskupa Diarmuida Martina, który tłumaczył, że Kościół musi stać się wspólnotą, przyjmującą pokrzywdzonych na ich własnych warunkach.

Stając w prawdzie po ujawnieniu skandalu pedofilskiego w archidiecezji dublińskiej, wyjaśniał: „Wszystkie instytucje mają wrodzoną tendencję do ochrony samych siebie i ukrywania swoich brudów. Musimy nauczyć się, że prawda ma moc wyzwalającą, której nie mają półprawdy.

Pierwszym warunkiem sprawiedliwości naprawczej jest chęć wszystkich stron do powiedzenia prawdy i przejęcia za nią odpowiedzialności, nawet jeśli jest to prawda nieprzyjemna.

Tak jak powiedziałem na niedawnym nabożeństwie pokutnym w Dublinie: «Prawda nas wyzwoli, ale nie w banalny sposób. Prawda boli. Prawda oczyszcza nie jak delikatne, eleganckie mydło, ale jak ogień, który pali, rani i przecina»”.

W dalszej części tego świadectwa, wykazując się empatią dla ofiar, nie miał wątpliwości, że „Warunkiem niezbędnym do zapewnienia pomocy ofiarom w uzdrowieniu duchowym jest, aby Kościół stał się wspólnotą naprawdę nastawioną na naprawę krzywd, wspólnotą przyjmującą i akceptującą osoby zranione na ich własnych warunkach. Ofiary mówiły mi o tym, że miały czasem poczucie, iż ich obecność w jakiś sposób zawstydza księży. Ci księża woleliby nie mówić o tym, co się stało”.

Wina wątpliwa

Ostatnio mieliśmy okazję zapoznać się z wydanym w 2016 roku przez biskupa Jana Wątrobę dekretem. Sprawa dotyczyła księdza Romana J. prawomocnie skazanego przez sąd powszechny za nadużycia wobec nieletniej na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Według biskupa jednak

„Wina ks. J. jest wątpliwa, a na forum kanonicznym nie pojawił się wobec niego żaden zarzut.

Posądzenie o przestępstwa seksualne wobec nieletnich pojawiało się po latach nienagannie przeżytych i nigdy więcej się nie powtórzyło. Ks. J. pokornie poddał się wszystkim procedurom kanonicznym przewidzianym w takim przypadku. Został już przez władzę świecką dotkliwie ukarany. Dotknęły go również sankcje w postaci urzędu proboszcza parafii Mała. Media zszargały jego dobre imię, którego jednak nie utracił wobec ludzi, z którymi pracował”.

Ten dekret to prawdziwa twarz polskiego kościoła. Nie łudźmy się, że ten garnitur biskupów wpuści do swoich archiwów świeckich fachowców, tak jak to miało miejsce w USA i Niemczech. Rzucą nam tylko kilka liczb. Winni tuszowania przypadków pedofilii i transferów pedofilii z parafii na parafie pozostaną bezkarni.

Ostatnio zaistniał na chwilę w mediach publicysta Radia Maryja i Telewizji Trwam Stanisław Michalkiewicz, komentując odszkodowanie dla ofiary księdza:

"Dostać milion złotych za molestowanie, że tam ktoś kiedyś wsadził rękę pod spódniczkę, no któż by nie chciał. Wiele pań za mniejsze pieniądze spódniczki podciąga".

Żaden wysoko postawiony hierarcha nie odciął się od tych słów. Autor tego odrażającego komentarza jest goszczony w katolickich księgarniach. Z pewnością nie raz pojawi się na wydarzeniach organizowanych przez Radio Maryja. Kościół odkleił się od chrześcijaństwa.

Artur Nowak - prawnik, pisarz publicysta. 24 października premierę będzie miała jego książka o ofiarach i dzieciach księży "Dzieci które gorszą", którą OKO.press objęło patronatem medialnym

Udostępnij:

Artur Nowak

Adwokat, publicysta i pisarz. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” o ofiarach księży pedofilów, autor „Kroniki opętanej” – historii egzorcyzmowanej nastolatki oraz „Dzieci, które gorszą”, w której oddaje głos dzieciom i partnerkom kapłanów. W swojej praktyce adwokackiej wielokrotnie reprezentował pokrzywdzonych w sprawach, dotyczących pedofilii.

Komentarze