0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

W ostatnim czasie powstaje coraz więcej diagnoz aktualnej sytuacji i przewidywalnej przyszłości Kościoła w Polsce. Sam o takie diagnozy byłem kilkakrotnie proszony i je formułowałem. Diagnozy są jednak z natury rzeczy w znacznym stopniu doraźne. Żeby mogły być formułowane skutecznie, potrzeba czegoś więcej. Potrzeba swoistej fotografii czy może mapowania stanu rzeczy. Takiego zadania podjął się Ignacy Dudkiewicz. Jego niedawno wydana książka „Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem” – oparta na blisko 70 rozmowach z osobami z wnętrza Kościoła, z jego obrzeży, a także sytuującymi się poza nim – stwarza może niepełny, ale jednak reprezentatywny obraz kościelnej rzeczywistości.

Wśród rozmówców znaleźli się biskupi bardzo tradycyjni i nieco bardziej otwarci, duchowni i świeccy reprezentujący różne nurty w polskim Kościele, osoby, które Kościół opuściły lub nigdy w nim nie były, a nawet drapieżca seksualny, który w książce wprawdzie nie został ujawniony, ale autor na swoim profilu facebookowym napisał, w jaki sposób się o nim dowiedział. Pozostaje anonimowy, bo jego ofiara nie zgodziła się opowiedzieć publicznie, co jej uczynił. Dudkiewicz przyznaje jednak, że wie, kto to jest.

W tej recenzji najpierw spróbuję pokazać kilka charakterystycznych migawek z tej fotografii. Zacznę od biskupa, który nie zrozumiał nic albo prawie nic.

Przeczytaj także:

Migawka pierwsza

Ignacy Dudkiewicz rozmawia z emerytowanym arcybiskupem wrocławskim, Marianem Gołębiewskim.

Dudkiewicz: Według niektórych publicystów i księży, również biskupów, jedną ze struktur władzy w Kościele rzymskokatolickim jest wspierająca się koteria aktywnych homoseksualnie duchownych: „Sodoma”, „lawendowa mafia”, „układy homoseksualne”. W Polsce jako jedno z centrów podobnych mechanizmów wskazywany jest Wrocław. Niektórzy przekonują, że tworząca się wokół tych relacji – a także pieniędzy, kariery, wpływów, relacji heteroseksualnych – atmosfera tajemnicy, podwójnego życia i haków, wpływała na sposób reagowania na przypadki wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych. Pytam arcybiskupa Gołębiewskiego, co sądzi o podobnych tezach.

Gołębiewski: – Ja się z tym nie spotkałem. Byłem wychowany w normalnych warunkach, to było mi obce, nie miałem pojęcia, że tak może być, co to jest homoseksualizm. Ale jak byłem rektorem w seminarium, to bezwzględnie oczekiwałem, że klerycy będą dla dobra wspólnoty donosić mi o trzech rzeczach: nadużywaniu alkoholu, skłonnościach homoseksualnych oraz współpracy z władzami PRL. I bywało: jeden kleryk miał zdjęcia i podsuwał je pozostałym, inny diakon uwodził kleryka i wysłał mu list miłosny. Wywalałem z seminarium. To mi uświadomiło, że takie zjawisko jest. A posądzenia i plotki to zawsze chodziły.

Dudkiewicz: – Chodzą także o biskupach w Polsce. Choćby o kardynale Gulbinowiczu.

Gołębiewski: – Dziewięć lat kardynał był tutaj ze mną, bo był moim poprzednikiem. Nie zauważyłem niczego, co by mi dało podstawę do myślenia o jego skłonnościach. Nieraz poszedłem porozmawiać, lubił plotki, wiedział dużo o Watykanie. Bawiło mnie to, choć niekoniecznie wierzyłem we wszystko. Był ciepły, inteligentny, humor miał. To, co mu zrobiono, jest nieludzkie. Ten dekret, który ktoś, nie wiem kto, nuncjusz czy Nycz, mu odczytał, kiedy już nie kontaktował… Nawet jeśli coś tam było, to miał szansę przeprosić Pana Boga. Żeby po 40 latach we Wrocławiu nie mógł być pochowany w katedrze… To mi się w głowie nie mieści. I mogę to powiedzieć i papieżowi, i nuncjuszowi, i każdemu.

Inaczej mówiąc: ja nie widziałem, nie wiedziałem, nie podejrzewałem – i to wystarczy.

To, że istnieją pokrzywdzeni i ich świadectwa, to, że mowa o „stajni” Gulbinowicza, z której wychodzili „chlopcy” (używam pisowni fonetycznej), którzy stawali się biskupami i chronili księży – przestępców seksualnych, że istnieje i mówi o tym, co je spotkało, wiele ofiar tych księży, nie ma dla arcybiskupa znaczenia. On ma „oczy szeroko zamknięte”.

Migawka druga

We wstępie do książki Ignacy Dudkiewicz stawia pytanie o to, kto rządzi Kościołem w Polsce. Przytaczam charakterystyczne odpowiedzi. Ksiądz Adam Świeżyński, kapłan archidiecezji gdańskiej, który po konflikcie z arcybiskupem Sławojem Leszkiem Głódziem stał się duchownym bez przydziału i obecnie mieszka w Legionowie pod Warszawą, wykładając na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego: – Łatwiej byłoby mi powiedzieć, co rządzi polskim Kościołem. Po pierwsze: lęk przed światem zewnętrznym i tymi, którzy myślą inaczej. Po drugie: myślenie czysto wizerunkowe. Po trzecie: strach przed utratą władzy i wpływu na ludzi.

Podobną myśl wyraża Jakub Kiersnowski, prezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie: – Biskupi się boją. Wiedzą, że mają z księżmi pod górkę, że tracą na znaczeniu. Są biskupami, a nikt ich nie słucha. To nie strach przed utratą wpływów. To strach przed uświadomieniem sobie, że już ich nie mają.

Jest jednak jeszcze jeden czynnik rządzący Kościołem – nie tylko w Polsce, ale w Polsce bardzo zdecydowanie: to feudalne podporządkowanie.

W książce pojawiają się odniesienia do jego objawów i wynikających z nich praktyk, ale nie zostało ono przeanalizowane dokładniej. Kilka słów na ten temat.

Biskupi, owszem, tracą na znaczeniu, lub realnych wpływów już nie mają. Otacza ich jednak specyficzną hipokrytyczna maskarada. Ten sam ksiądz w okolicznościach dla siebie bezpiecznych – np. w gronie osób zaufanych – potrafi o swoim biskupie mówić brutalnie i wprost, nie szanując jego kościelnej pozycji, za to widząc w nim człowieka moralnie uwikłanego, jeśli nie po prostu upadłego. Kiedy jednak tenże biskup pojawi się w jego bezpośrednim fizycznym otoczeniu, gnie się w ukłonach.

Hipokryzję, która się z czymś takim wiąże, można uznać za obrzydliwą. Jednakże oba czynniki, o których mówię: brutalna ocena moralna i umizgi, należą do tego samego porządku, bez którego kościół biskupi nie potrafi funkcjonować. Sednem tego porządku jest nigdy nieprzyznawany wprost, ale wyczuwalny coraz wyraźniej brak wiary w to, co „się mówi” o Kościele. Z tego wynika narastająca instytucjonalna anomia. Nie jest to jednak anomia klasyczna w rozumieniu Durkheima, ale coraz większy bezwstyd, z jakim traktuje się rozdźwięk między deklaracjami a „skrzeczącą rzeczywistością” lub wprost cynizmem.

To nie jest bynajmniej współczesna nowość w kościele biskupim. Dla ilustracji posłużę się przykładem dawnym, ale bynajmniej nie przebrzmiałym: Augustyn po swoim pierwszym spotkaniu z biskupem Mediolanu Ambrożym napisał: peregrinationem meam satis episcopaliter dilexit, czyli: moje przybycie uszanował dość po biskupiemu. Owo „po biskupiemu”, oznaczające protekcjonalną łaskawość, musiało już wtedy być powszechnie zrozumiałe…

Migawka trzecia

„To układ. Trudny do opisania. Wielowymiarowy i poplątany. Nieformalny. Zmieniający się w czasie” – pisze Dudkiewicz. Wielu jego rozmówców wskazuje na kluczowe znaczenie powiązań koleżeńsko-towarzyskich, które zmonopolizowały i zarazem spatologizowały procesy wybierania biskupów w Polsce.

Ksiądz proszący o anonimowość: – Trzeba powiedzieć wprost: to koledzy Paetza, na których naciskał układ wrocławski od kardynała Gulbinowicza. To była mafia. A w zasadzie jest, bo jeszcze nie wymarła.

Dudkiewicz: Trudno o trafną metaforę tego, w jaki sposób ten układ był skonstruowany. Piramida? Nie zgadza się pod względem siły poszczególnych postaci – ta się zmieniała. Kłębek? Nie sposób po jednej zaledwie nitce dojść do kłębka. Pajęczyna? Blisko, ale niektóre jej elementy wydają się w tej metaforze zbyt od siebie odległe i połączone tylko pośrednio. Plaster miodu? Ten sam kłopot. Ostatecznie najbliżej temu układowi do plątaniny kabli, którą niemal każdy trzyma w szufladzie w domu. Nie sposób ich łatwo rozplątać, a niekiedy okazuje się to tak czasochłonne, że pozbawione sensu. Część z nas nie wie nawet, jakie kable ma, a jakich nie ma – również w wypadku tego układu wiemy dalece nie wszystko. To metafora, która pozwala uchwycić zarówno wielość osób, jak i splątany oraz tworzący przynajmniej pewną całość charakter ich relacji.

To oczywiście patologia o dalekosiężnych skutkach.

Sądzę, że nie ma biskupa w Polsce, który by został wybrany poza tym układem – wyłącznie ze względu na swoje przymioty osobiste i doświadczenie.

Nie chcę być niesprawiedliwy. Może zdarzyły się wyjątki, ale przytłaczająca większość jest objęta tą plątaniną kabli. Skutkiem jest najpierw powielający się układ zależności, a następnie równie szybko powielające się postaci działania: estetyki i maskarady, wspomniane już feudalne podporządkowania, począwszy od podporządkowania się mocniejszym po podporządkowywanie sobie słabszych, budowanie stref wpływów i układów korupcyjnych, symbiozy z tzw. możnymi tego świata.

Wiele tych patologii mogłem sam obserwować z bliska, pozostając wewnątrz Kościoła. Wtedy jeszcze niektóre z nich mnie dziwiły, dzisiaj nie dziwią zupełnie. I nie jest to tylko skutek mojego wyjścia na zewnątrz, ale wspomnianej w związku z migawką drugą specyficznej kościelnej anomii – ewidentnie narastającej.

Migawka czwarta

To nie tyle migawka, ile raczej kalejdoskopowy splot wątków. Chodzi o wątki aktywności seksualnej ludzi Kościoła – heteroseksualnej i (zwłaszcza) homoseksualnej. Chodzi też o wątki krycia pedofilii i pedofilów, o lekceważenie ofiar i bezduszność wobec nich. Materiałów i odniesień do tej dziedziny znajdujemy w książce Ignacego Dudkiewicza bardzo wiele. Trudno wchodzić w nie szczegółowo. Narzuca się jednak pytanie o zwornik owych seksualnych patologii, którym jest bez wątpienia wymaganie od duchownych wstrzemięźliwości seksualnej (zwanej potocznie celibatem) – wymaganie teoretycznie akceptowane dobrowolnie, faktycznie w większości przypadków narzucone – jako propozycja nie do odrzucenia.

Jeśli zsumuje się liczby podawane przez różnych badaczy seksualności duchownych – np. 60 proc. księży niezachowujących celibatu w relacjach heteroseksualnych, podawane w publikacjach Józefa Baniaka i wskazywane przez innych badaczy do 30 proc. księży czynnych homoseksualistów, pozostaje niewielki margines tych, którzy rzeczywiście żyją w celibacie. Nawet jeśli przyjmiemy, że te liczby są przesadzone, problem jest olbrzymi. I nie chodzi jedynie o niesubordynację wobec przyjętego publicznie zobowiązania do wstrzemięźliwości seksualnej, ale o rosnący krąg hipokryzji, demoralizacji i zgorszenia. Raz jeszcze musi się tu pojawić wymieniane już pojęcie specyficznej kościelnej anomii.

Spuentuję: ta anomia prowadzi prostą drogą do upadku kościelnych struktur.

Co daje nam ta książka?

Tyle moich migawek. Teraz o znaczeniu tej książki i o jej odbiorze publicznym. „Pastwisko” jest chwalone przez tzw. katolików otwartych i przez osoby spoza Kościoła. Przez środowiska tradycyjne jest przemilczane. To symptom. Powodem milczenia jest, jak sądzę to, że tę książkę trudno z perspektywy tradycjonalistów zdyskwalifikować. Zawiera wypowiedzi biskupów, w tym bardzo konserwatywnych, dalej wypowiedzi ludzi z całego kościelnego spektrum, i oczywiście także ludzi spoza kościoła, ale tych ostatnich nadmiernie nie eksponuje. Stąd przemilczenie okazuje się łatwiejsze niż aktywne odniesienie się do spraw w tej książce ujawnionych, pokazanych i naświetlonych.

Zostawmy jednak tradycjonalistów. Zostawmy też sympatie katolików otwartych. Dla osób spoza Kościoła książka Ignacego Dudkiewicza jest prawdziwą kopalnią wiedzy. Może jeszcze lepiej byłoby powiedzieć, że dzięki „Pastwisku” zyskaliśmy specyficzny peryskop, który pozwala nam obserwować wnętrzności kościelnego systemu, zachowania dziwne, zaskakujące, lub przeciwnie banalne, wręcz prymitywne. Pozwala też widzieć przestępcze, a w każdym razie mafijne zachowania jego eksponentów,

Miałem okazję obserwować owe mafijne zachowania jako stosunkowo wysoki przedstawiciel „systemu” (sekretarz arcybiskupa, rektor seminarium, dziekan Wydziału Teologicznego). Obudziło mnie przede wszystkim to, co zobaczyłem w związku ze sprawą Juliusza Paetza. W kontekście tej sprawy powiedziałem i napisałem: wiem, z kim na ziemi się zmierzyłem. Chodziło mi o capo di tutti capi, czyli kardynała Angelo Sodano, najpotężniejszego człowieka ówczesnego Kościoła, który nie dopuścił do jednoznacznego rozwiązania sprawy homoseksualizmu i molestowania ze strony Paetza.

Później po wyjściu ze struktur kościelnych analizowałem takie i podobne sytuacje, a w szczególności sposób omijania związanych z nimi problemów publicznych przez coś, co w mafiach nazywa się omertà, czyli zamilczenie, a w Kościele „dbałością o dobro” tegoż Kościoła. Dlatego rozumiem może lepiej niż wielu innych czytelników, co pokazuje Dudkiewicz. Pomaga on mianowicie oglądać mechanizmy takich zachowań, a także ich – z punktu widzenia tzw. ludzi Kościoła – oczywiste tło. To przede wszystkim „oczywistość” działań biskupów i wyższych duchownych. „Oczywistość”, która pozwala komuś takiemu jak arcybiskup Gołębiewski mówić o krzywdzie kardynała Gulbinowicza, przestępcy seksualnego, i zupełnie zapominać o krzywdzie jego ofiar.

Czytając „Pastwisko” oglądamy jednak również inne panoptikum: osobiste i społeczne zawikłania krzątających się wewnątrz i na zewnątrz kościoła ludzików.

Używając słowa „ludziki” nie chcę nikogo obrażać, sądzę jednak, że do takiej właśnie roli krzątających się ludzików została sprowadzona znaczna część aktywnych katolików, zwłaszcza ci, którym szczerze zależy na ratowaniu tego, co jeszcze z Kościoła zostało. W pewnym sensie do roli takiej dała się zepchnąć jednak także dość znaczna część tych, którzy nie identyfikują się z kościołem czy religijnością, uważają, że są na zewnątrz, a przecież pozostają tak czy inaczej uwikłani w powierzchowny katolicyzm kulturowy, który w Polsce wciąż ma się dobrze.

Przytoczę w związku z tym jedną z charakterystycznych opowiastek Brechtowskiego pana K., cytowanych niegdyś w moim „Systemie kościelnym”:

Pan K. opowiedział następującą historię: W mieszkaniu pana Egge, który nauczył się mówić „nie”, pewnego dnia, w okresie dyktatury, pojawił się agent, który pokazał mu dokument wystawiony w imieniu tych, którzy rządzili miastem, zgodnie z którym ma prawo zająć każde mieszkanie, w którym postawi stopę; ma prawo także zjeść każdy posiłek, którego zażąda; a zarazem każdy człowiek, którego spotka, powinien mu służyć. Agent usiadł na krześle, poprosił o jedzenie, umył się, położył się w łóżku i zanim zasnął, zapytał twarzą do ściany: – Będziesz mi służył? Pan Egge przykrył go kocem, odpędził muchy, czuwał nad jego snem – i tak jak tego dnia był mu posłuszny przez następnych siedem lat. Ale cokolwiek dla niego zrobił, jednego starał się nie zrobić: wypowiedzieć jednego słowa. Gdy minęło siedem lat, agent, który utył od jedzenia, spania i obsługi, zmarł. Wtedy pan Egge owinął go w zniszczony koc, wyciągnął z domu, wymył posłanie, wybielił ściany, odetchnął i odpowiedział: „Nie”. (Bertolt Brecht, Geschichten vom Herrn Keuner, Berlin 1971, str. 5 – tłum. TP).

W przeniesieniu na obraz, którego dostarcza nam „Pastwisko”, ta Brechtowska opowiastka jest pouczająca jako ironiczny komentarz do braku oporu „pana Egge”, czyli nas wszystkich albo przynajmniej wielu z nas, wobec kościelnej uzurpacji wpychającej się w każdy możliwy fragment naszej wspólnej przestrzeni życiowej. Przynajmniej jak długo uzurpator okupuje ową wspólną życiową przestrzeń, brakuje wobec niego jasnego „Nie”.

Przyczyny skuteczności takich uzurpacji leżą zatem nie tylko po stronie uzurpatora, ale także po stronie społeczności, którą owa uzurpacja i związana z nią przemoc dotyka – i to niezależnie od kościelnego lub poza-kościelnego usytuowania poszczególnych jej członków.

Pytanie brzmi zatem: dlaczego także ci spośród nas, którzy przeszli procesy cywilizacyjnej emancypacji od dominacji religii, i którzy z racji swoich pryncypiów i dynamiki powinni być na takie procesy odporni, tak łatwo im się poddają? W języku Brechta: dlaczego owo „Nie” wobec przemocy i uzurpacji „kościelności” pojawia się dopiero wtedy, kiedy uzurpator traci znaczenie lub po prostu umiera? Dlaczego także ci, którzy nigdy nie byli religijni lub porzucili dawną religijność, nadal tolerują uzurpacje kościelnych instytucji i część religijnych obyczajów – lub przynajmniej pozostają wobec nich obojętni. O to trzeba nadal pytać …

Co zatem po Dudkiewiczu? Myślę, że naprawdę wiele do zastanowienia – począwszy od przyjrzenia się nakreślonemu przez niego obrazowi, przez zrozumienie jak to, co ów obraz pokazuje, tkwi w naszej społecznej świadomości niezależnie od społecznego usytuowania poszczególnych osób, po przełamanie tolerancji i obojętności wobec tego, co wynika z obecności kościoła, jego instytucji, jego wpływów, jego „soft power” w postaci obyczajowości, a także z obecności wielu sympatycznych ludzi, których nie możemy ani pomijać, ani tym bardziej odrzucać, z którymi jednak jeśli chodzi o podtrzymywanie „nakościelnienia” polskiego życia publicznego zdecydowanie nam nie po drodze. To w sumie niemało.

Ignacy Dudkiewicz, „Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem”, Agora, Warszawa 2024

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Tomasz Polak

teolog i filozof, współtwórca Pracowni Pytań Granicznych. Autor wielu książek teologicznych. Do roku 2007 ksiądz katolicki (pod nazwiskiem Tomasz Węcławski). W tym samym roku wystąpił z Kościoła. Ostatnia książka: „System kościelny, czyli przewagi pana K.", Poznań 2020.

Komentarze