W PiS wynik wyborów nie został uznany za dobry. Wyraźna jest próba zdjęcia odpowiedzialności z osób prowadzących kampanię i przerzucenia winy na innych. Mamy też deklarację, że PiS będzie dążyło do podtrzymywania opinii, że jest partią proeuropejską - pisze dla OKO.press politolog Paweł Kowal, przed laty polityk PiS
30 października media obiegła informacja, że minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz wysłał do Trybunału Konstytucyjnego pismo [OKO.press napisało o tym dokumencie jako pierwsze]. Wynikało z niego, że przekazany do sędzi Przyłębskiej na początku października wniosek ministra sprawiedliwości o zbadanie części przepisów Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, a konkretnie artykułu 267 TFUE, nie ma podstaw prawnych.
Ruch MSZ spotkał się z dużym rozgłosem. W rzeczywistości pismo Czaputowicza dotyczyło zgoła innej sprawy niż prawnicze rozważania – jego istotą jest taktyka rządu w relacjach z instytucjami Unii Europejskiej.
Paweł Kowal*, analityk, ekspert i b. polityk PiS, gościnnie na łamach OKO.press ocenia sytuację w kierownictwie PiS po wyborach samorządowych. Stawia tezę, że liderzy partii rządzącej stanęli na rozdrożu, czy skuteczniejsze będzie łagodzenie polityki wobec UE, czy jej zaostrzenie. Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Pismo datowane na 12 października 2018 – powstało już w momencie, gdy było jasne, że kampania wyborcza do samorządów nie da z punktu widzenia władzy oczekiwanego rezultatu i zaczynały się wewnątrz rządu spory o przyczyny wyniku słabszego niż miał być.
List Czaputowicza powstał prawdopodobnie zanim rozpoczęła się publiczna debata nad wnioskiem ministra sprawiedliwości do TK. Oznacza to, że już wtedy - w trakcie kampanii - toczyła się na rządowych szczytach polemika o kwestie europejskie w budowaniu wizerunku władzy.
Polemiczne wobec wniosku ministra sprawiedliwości pismo ministra spraw zagranicznych ujrzało światło dzienne po I turze wyborów samorządowych.
Należy je odczytywać jako sygnał krytycznej oceny, jaką sformułowano w obozie władzy w odniesieniu do przebiegu ostatniej fazy kampanii wyborczej i rezultatów wyborów samorządowych.
Władze przyjęły dwutorowy sposób informowania o swej ocenie, czy wybory poszły dobrze czy źle. Oficjalnie stanowisko jest takie, że ich rezultat był bardzo dobry, ponieważ PiS będzie rządziło kilku sejmikach, a wcześniej takiej możliwości nie miało.
Tak naprawdę jednak dojdzie tylko do „wyrównania rachunków” za stworzenie po poprzednich wyborach antypisowkich koalicji, czyli przegłosowanie PiS w paru sejmikach w 2014 roku. Już wtedy przecież wynik wyborczy dzisiejszej partii władzy był wystarczający, by aspirować do rządzenia w kilku regionach i gdyby udział w zarządach sejmików odzwierciedlał wprost wynik wyborczy (a nie powyborczą większość w każdym sejmiku), PiS rządziłoby już wówczas w około połowie sejmików.
W obecnym rozdaniu PSL osłabło na tyle, że w wielu sejmikach nie jest w stanie dać większości teraz już opozycyjnej PO, która dostała relatywnie dobry, ale najczęściej drugi wynik wyborczy.
W wielu sejmikach zresztą dosłownie jeden czy dwa mandaty zadecydują o tym, że zarząd sejmiku zostanie sformowany przez PiS.
Wewnątrz partii mechanizm ten z całą pewnością jest dobrze rozumiany i radość z tego, że tym razem dobry wynik wyborczy przełoży się na więcej władzy na poziomie regionów, może być tylko osłodą podstawowego faktu:
proporcja poparcia społecznego dla PiS i PO, a to podstawowe kryterium oceny wyborczej skuteczności, zmieniła się na korzyść PO.
Kolejne wybory – do Parlamentu Europejskiego – jeśli tendencja się utrzyma, mogą dać kolejną nadwyżkę, a nawet minimalną wygraną PO, i wtedy pewność przewagi PiS nad PO w kolejnych z rzędu wyborach – parlamentarnych nie będzie już tak oczywista.
A przecież to tylko o wybory parlamentarne 2019 chodzi w ostatecznej politycznej grze. Nie jest ważne, czy partia dostanie jeden sejmik więcej lub jednego posła do PE, ale czy utrzyma przewagę w Sejmie w 2019 roku.
Jednym słowem PiS stanęło przed wizją powtórki pewnego elementu scenariusza z 2007 roku.
Jest jeszcze wzrost gospodarczy, jest szansa na zwiększenia stanu posiadania w 2019 w stosunku do wyborów z 2015 roku, czyli
Wizja takiego scenariusza spowodowała w obozie władzy szybkie analizy, dlaczego nie udało się partii rządzącej pomimo wsparcia w mediach rządowych uzyskać wyraźniejszej przewagi nad PO. Na nic poszły wszystkie korzystne dla PiS badania opinii publicznej na czele z CBOS, prawdziwym sondażem okazały się wybory do samorządu.
Najwyraźniej uznano, że największym problemem jest fakt, że nie spada w Polsce wyjątkowo wysokie poparcie dla integracji europejskiej, a PiS, w dużej mierze dzięki własnej retoryce i działaniom, ma reputację partii antyeuropejskiej.
Okazało się, że w Polsce bycie antyeuropejskim nie tylko nie przysparza głosów wielkiej partii, ale zniechęca do niej centrowych wyborców. Dodatkowo w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego ten europejski aspekt sprawy – poboczny w kontekście wyborów samorządowych, może okazać się decydujący.
To dlatego w wewnętrznym rozliczeniu w PiS postawiono tezę, że za osłabienie wyniku partii odpowiada wysłanie przez ministra sprawiedliwości wniosku do TK, które z kolei było pretekstem dla opozycji do twierdzenia, że PiS dąży do Polexitu, czyli opuszczenia przez Polskę Unii Europejskiej.
Zostawiam na boku oczywisty fakt, że przyczyny słabego w stosunku do oczekiwań wyniku PiS w wyborach do samorządów wojewódzkich był rezultatem licznych błędów i samej oceny przez wyborców, szczególnie centrowych, ostatnich trzech lat rządów partii.
Ale w partii po wyborach, w których jednak „coś nie pykło”, nie chodzi o socjologiczne analizy tylko o pretekst do politycznej rozprawy.
Kiedy pismo szefa MSZ Czaputowicza stało się sensacją w mediach [OKO.press jako pierwsze opublikowało 30 października tekst o liście MSZ do TK "Czaputowicz się wychylił. Tłumaczy Ziobrze, jak działa prawo UE i poucza go o autonomii sądów"- red.], mieliśmy zatem taką sytuację.
Nowogrodzka już kilka dni wcześniej zarządziła zmianę kursu na bardziej proeuropejski. Stało się to około tydzień przed wyborami, zapewne powiązane było z napływającymi rezultatami prowadzonych przez partię badań socjologicznych.
Na podstawie ogólnej dyrektywy, albo przynajmniej aprobaty z Nowogrodzkiej, w Kancelarii Premiera ustalono zapewne treść listu MSZ do TK. Wydaje się mało prawdopodobne, by minister Czaputowicz tak jednoznaczny list, podważający argumentację ministerstwa sprawiedliwości, wysłał bez ustalenia z premierem.
Po I turze wyborów „proeuropejski zwrot” stał się już bardzo wyrazisty. Podczas spotkania w Radomiu 28 października 2018 Jarosław Kaczyński mówił:
„W centrum manipulacji w czasie kampanii jest jedno twierdzenie - że PiS przygotowuje polexit. Jest to kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo”.
Adam Lipiński, wiceprezes PiS, w wywiadzie wideo dla "Gazety Wyborczej" powiedział nieco więcej na temat tego, jak na Nowogrodzkiej interpretowane są wyniki wyborów samorządowych w kontekście kwestii europejskich:
„W konflikt z UE zostaliśmy wciągnięci trochę na siłę, to był wygodny kierunek ataku na PiS, chodziło głównie o elektorat dużych miast, chodziło o odbudowę szklanego sufitu i okazuje się, że on jest.
Ujawniło się, że mamy bardzo dużo negatywnego elektoratu w dużych miastach, bo atakowano nas, że chcemy wyjść z Unii, co jest całkowitym bezsensem”.
Mamy więc przede wszystkim potwierdzenie, że
Charakterystyczne, że w tych ocenach wyraźna jest też ucieczka od krytyki premiera Mateusza Morawieckiego, który przecież wziął na siebie bycie „twarzą wyborów”, faktycznie bardzo pracowicie spędził kampanię wyborczą, a gdyby wybory lepiej władzy poszły, zapewne to on byłby wskazywany jako autor sukcesu.
Nawiasem mówiąc premier sprytnie i szybko się zorientował, że przewidziana dla niego przez władze PiS rola naganiacza centrowych wyborców do PiS jest bezsensowna z punktu widzenia jego kariery i w kampanii stawał się coraz bardziej radykalny i brutalny w słowach.
Po pierwsze, to nie takie łatwe zadanie jak trzy lata temu, a po drugie
w interesie premiera było złapanie komunikacji z twardym elektoratem PiS jeśli chce walczyć o przywództwo w partii, po trzecie wreszcie - poglądy samego premiera nie są prawdopodobnie tak liberalne jak jego dawny wizerunek, gdy był przez lata blisko z PO.
Gdy wydawało się zatem, że pisowska łódź płynie spokojnie ku Europie, nastąpił kolejny zwrot akcji. Świat już czytał kolejne oświadczenie ministra Czaputowicza, w którym ten – będący akurat z wizytą w Mińsku na Białorusi, odkręcał swe wcześniejsze słowa krytyki pod adresem wniosku MS.
Drugie oświadczenie Czaputowicza pokazało, że zmiana kursu na europejski nie będzie taka łatwa, bo w istocie musiałaby oznaczać, że minister sprawiedliwości weźmie na siebie odpowiedzialność za niesatysfakcjonujący partię wynik wyborczy.
A na to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie jest gotowy, i co najważniejsze, prawdopodobnie ma rację, że wynik PiS w wyborach samorządowych tak czy owak nie zależał tylko od jednej jedynej kwestii – jego wniosku do TK.
*Paweł Kowal politolog, historyk i muzealnik, publicysta. Jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN oraz Studium Europy Wschodniej UW. Kieruje Radą Naukową Przedstawicielstwa PAN w Kijowie.
Współtwórca Muzeum Powstania Warszawskiego. W latach 2005-2009 był posłem PiS na Sejm RP, 2006-2007 sekretarzem stanu w MSZ, w latach 2009-2014 posłem z listy PiS do Parlamentu Europejskiego. W 2010 wystąpił z PiS i został prezesem ugrupowania Polska Jest Najważniejsza. w 2015 wycofał się z działalności politycznej.
Redaktor naczelny Warsaw East European Review i Spraw Międzynarodowych. Prowadził gościnne wykłady m.in. na Ukrainie, w USA, Kanadzie i Chinach. Felietonista „Rzeczpospolitej” i „Dziennika Polskiego”.
Komentarze