Największe gospodarki UE szykują się na kryzys energetyczny, skupiając się na wzajemnej pomocy i poszukiwaniu nowych źródeł gazu. W tym czasie Węgry łamią antyputinowski front i zabezpieczają dostawy na Kremlu, a politycy PiS wygrażają, że z Niemcami gazem się nie podzielą
Włosi próbują zerwać z rosyjskim gazem i ratować swoje elektrownie wodne. Kryzys energetyczny trzęsie tamtejszą sceną polityczną. Niemcy dosypują pieniędzy zadłużonej po uszy spółce elektrociepłowniczej. Węgrzy wprowadzają energetyczny stan wyjątkowy i jadą z (bratnią?) wizytą do Moskwy. Przez energetyczny kryzys suchą stopą nie przejdą też raczej Francuzi, choć mają nadzieję na pomoc ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kraje Europy próbują poradzić sobie z coraz bardziej dotkliwym brakiem gazu i rosnącymi cenami paliw.
W Polsce politycy obozu rządowego podnoszą alarm — jeśli tak dalej pójdzie, będziemy musieli ratować inne kraje swoim gazem, a przecież nie chcemy. Politycy PiS już fantazjują o stawianiu ostrych warunków pomocy Niemcom. Czy te pogróżki są rozsądne, a ewentualne warunki zgodne z unijnym zasadami? O tym dalej w tekście.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Kiedy Polska ma coraz mniejsze szanse na uniknięcie braków węgla w sezonie grzewczym, Europa obawia się przede wszystkim zakręcenia kurka przez Gazprom. Przepływy od rosyjskiego monopolisty od 24 lutego spadły wielokrotnie. Warto w tym przypadku porównać wartości dla lata 2019 - ostatniego przed zmieniającym zapotrzebowanie na energię covidowym kryzysem - i tegoroczne wyniki.
Trzy lata temu Unia Europejska pobierała nawet ponad 500 milionów metrów sześciennych gazu dziennie. W pierwszej połowie lipca, po czasowym zakręceniu kurka gazociągu Nord Stream 1 (NS1), wartości te spadły do zaledwie 80 milionów metrów sześciennych.
Po planowym wyłączeniu pierwszej nitki gazociągu bezpośrednio łączącego Niemcy z Rosją Berlin obawiał się zupełnego wstrzymania dostaw. Ponuro brzmiały kolejne wypowiedzi ministra gospodarki Roberta Habecka. Według polityka nie da się zagwarantować, że gazu nie braknie. Zapełnienie magazynów do poziomu choćby 80 procent będzie stanowić wyzwanie — przyznawały z kolei niemieckie organy regulacyjne.
Potężne problemy w związku z obniżonymi przepływami w NS1 ma działająca na zachodzie kraju spółka Uniper, zarządzająca gazowymi elektrowniami i elektrociepłowniami. Firma w finansowych tarapatach związanych z rosnącymi cenami gazu jest od początku roku. Aby działać, Uniper musiał pożyczyć 2 mld euro od swojego większościowego udziałowcy, fińskiego Fortum i aż 8 mld od niemieckiego skarbu państwa.
W kwietniu władze przedsiębiorstwa przekonywały, że opłacanie rachunków od Gazpromu w rublach nie będzie łamać sankcji. Dziś firma praktycznie nie ma własnych pieniędzy i polega na państwowej kroplówce. 17 lipca federalny rząd zdecydował, że na ratowanie wytwórcy energii przeznaczy kolejne 2 mld euro — choć wcześniej Uniper prosił o przelew na 9 mld. Obsługą pożyczki zajął się państwowy bank KfL. W piątek 22 lipca niemiecki rząd zdecydował o awaryjnym zakupie 30 procent z akcji przedsiębiorstwa za 15 mld euro. To cena, za którą Niemcy na razie odsuwają w czasie kryzys energetyczny.
We wtorek 19 lipca — a więc dwa dni przed terminem — Rosja wznowiła jednak przepływ gazu rurociągiem NS1. Na razie mają one być ograniczone, bo do Gazpromu po remoncie w Kanadzie wciąż nie trafiła turbina instalacji rurociągu. Według koncernu jest niezbędna do prawidłowego przepływu. Niemieckie ministerstwo gospodarki twierdzi, że rosyjskie przedsiębiorstwo poradziłoby sobie bez niej, ale i tak zdecydowało nagiąć reżim sankcyjny i wysłać zaawansowane technicznie urządzenie do Rosji. Turbina ma tam trafić najpóźniej pod sam koniec lipca. Wtedy dostawy mogą powrócić do normy. Mogą, ale nie muszą — ostrzega Habeck.
Niemcy mogą mieć problemy z gazem, ale Habeck utrzyma swoje stanowisko. Inaczej niż włoski premier Mario Draghi, który tekę premiera stracił między innymi przez problemy w sektorze energetycznym. Draghi co prawda obronił się w głosowaniu nad wotum zaufania, na sali parlamentarnej zabrakło jednak posłów koalicyjnych dla jego Partii Demokratycznej ugrupowań. W czwartek były szef Europejskiego Banku Centralnego złożył dymisję.
Włosi mają problemy między innymi ze swoimi elektrowniami wodnymi, korzystającymi z wartkich przepływów rzek wypływających z regionu Piemontu. Łatwo domyślić się, co jest powodem tych kłopotów: przez upalne lato z temperaturami przekraczającymi 40 stopni Celsjusza stany rzek są dramatycznie niskie. Susza uderzyła w energetykę już zimą — podaje Utilitalia, korporacja włoskich przedsiębiorstw zajmujących się produkcją energii z elektrowni wodnych. Od stycznia do maja było jej o 40 procent mniej niż w tym samym okresie poprzedniego roku. 21 czerwca bezterminowo wstrzymano działanie elektrowni wodnej w Piacenzie niedaleko Mediolanu.
Mimo to trzeba przyznać, że rząd Draghiego odnotował też pewne sukcesy, przede wszystkim w procesie zrywania z rosyjskim gazem. Włochy podpisały nowy kontrakt z Algierią na dostawy 4 mld metrów sześciennych paliwa. To kolejny wzrost dostaw gazociągiem biegnącym po dnie Morza Śródziemnego. Od początku roku do połowy lipca przepływy nim wzrosły o 113 procent.
Do 24 lutego Rosja była największym dostawcą gazu do Italii, wysyłając aż 29 mld metrów sześciennych paliwa rocznie. Na drugim miejscu z 23 mld metrów sześciennych była właśnie Algieria. Sąsiedztwo Afryki stawia Włochy w dość uprzywilejowanej pozycji - łatwiejsze są dostawy nie tylko z Algierii, ale i poszukiwanie partnerów w Katarze czy Republice Konga.
Uzupełnienie zapasów się przyda, choć Włosi nadal otrzymują część z zakontraktowanych dostaw gazu z Rosji. Od połowy czerwca przepływ gazu ze wschodu zmniejszył się o połowę. Włosi mają też bardziej dalekosiężne plany — na przykład zwiększenie możliwości przesyłowych Gazociągu Transadriatyckiego biegnącego z Azerbejdżanu z 10 do 20 mld metrów sześciennych. Ratowałoby to również Grecję, podłączoną do tej samej drogi przesyłowej. Włosi zamierzają również stworzyć nowe połączenie z Hiszpanią.
Nie wiadomo, czy propozycje te zmieszczą się w programie przyszłego rządu. Partia Demokratyczna zapewne przegra je ze skrajnie prawicowym ugrupowaniem Bracia Włosi, a do koalicji może dołączyć populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd i Forza Italia Silvio Berlusconiego.
Bez względu na rezultat wyborów, każdemu rządowi na południu Europy powinno zależeć na dobrych stosunkach z Hiszpanią. Kraj ten posiada ogromne instalacje przemysłowe pozwalające na sprowadzenie skroplonego gazu LNG z powrotem do gazowego stanu. W procesie regazyfikacji można uzyskać aż 20 miliardów metrów sześciennych paliwa rocznie, które potem trafia do rurociągów. W ten sposób może być transportowane do państw, które nie mają dostępu do morza lub swoich gazoportów.
”Posiadamy optymalną moc regazyfikacyjną w Hiszpanii pozwalającą na sprowadzanie gazu w konkurencyjnych cenach z całego świata” - zapewniał prezes Hiszpańskiego potentata TSO Engas. Jego firma sprowadza paliwo głównie z Algierii i Stanów Zjednoczonych. Przedsiębiorstwo na razie może wysyłać dalej około 7 mld metrów sześciennych swojego gazu dzięki dwóm połączeniom na granicy z Francją. Oba interkonektory rzadko jednak pracowały na sto procent swojej wydajności. Dziś Madryt naciska na powstanie kolejnego fragmentu rurociągu łączącego Hiszpanię z Francją.
A co słychać po drugiej stronie Pirenejów? Do Paryża w ostatnim tygodniu przyjechał lider Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejk Mohamed bin Zayed Al-Nahyan. W agendzie spotkań z prezydentem Emmanuelem Macronem znalazła się dyskusja dotycząca zacieśnienia energetycznej współpracy dwóch państw. Rozmowa była owocna, bo zakończyła się podpisaniem porozumienia o dostawie diesla z Półwyspu Arabskiego do Francji. Nie wiadomo jednak na razie, ile go będzie i kiedy dotrze do Europy. To będzie zależało od ustaleń pomiędzy francuskim Totalem a koncernem ADNOC z Emiratów.
Paryż jest w dość komfortowej sytuacji - przed blackoutem Francję chronią elektrownie atomowe.
Niezużywające gazu instalacje stanowią o 61 proc. miksu energetycznego kraju. Dzięki temu kryzys energetyczny nie zagraża Francuzom aż tak bardzo.
Cała Unia Europejska próbuje więc zerwać z rosyjskimi surowcami. Cała - z jednym wyjątkiem. Zakręcenia kurków z ropą i gazem nie obawiają się Węgrzy. Stosunki Budapesztu i Kremla na tle reszty Wspólnoty wyglądają na niezwykle przyjazne, choć szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó zapewnia, że chce „zakończenia wojny najszybciej, jak się da”. Nie przeszkodziło mu to jednak w złożeniu wizyty w kraju agresora. W Moskwie Szijjártó miał nie tylko walczyć o pokój na wschodzie Europy, ale i prosić o dodatkowe dostawy gazu południową nitką rurociągu „Przyjaźń”. Chodzi o 700 mln metrów sześciennych surowca.
„Niezależnie od trudnej sytuacji międzynarodowej, niezależnie od zamiarów wprowadzania kolejnych sankcji przez niektórych z naszych partnerów kontynuujemy nasze kontakty” - mówił minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow na wspólnej konferencji ze swoim węgierskim odpowiednikiem.
„W obecnej sytuacji międzynarodowej najważniejsze jest zapewnienie Węgrom bezpieczeństwa energetycznego” - odpowiadał mu Szijjártó.
W połowie lipca Węgrzy wprowadzili „stan wyjątkowy” w energetyce, zwiększając możliwości swojej elektrowni jądrowej i zakazali eksportu energii poza swoje granice. Wtedy pierwszy raz zapowiedzieli też zapewnienie dostaw 700 mln metrów sześciennych gazu - nie informując, z jakiego kierunku będą one pochodzić. Jednocześnie Budapeszt utrzymuje centralnie ustalane maksymalne ceny paliwa, które tanie jest jedynie dla samochodów z węgierskimi tablicami rejestracyjnymi. Według rządu chodzi o powstrzymanie „turystyki paliwowej” - inaczej na Węgrzech tankowaliby mieszkańcy sąsiednich krajów, a paliwa dla samych Madziarów mogłoby braknąć. Na takim posunięciu rządu tracą jednak również uchodźcy z Ukrainy.
Sytuację w krajach, które chcą odchodzić od rosyjskiego surowca, próbuje uspokajać Komisja Europejska. Ekipa Ursuli von der Leyen nie daje jednak łatwych rozwiązań i próbuje przygotować Europejczyków do wyrzeczeń. Na razie ma chodzić o zmniejszenie popytu na gaz o 15 proc. W ramach planu „Oszczędzaj gaz na bezpieczną zimę” kraje członkowskie mają przedstawić plan ograniczenia popytu. Gdyby gazu zaczęło brakować, według Brukseli należy rozważyć awaryjny rozruch zamkniętych elektrowni węglowych, uruchomienie tlenu zamiast gazu w niektórych instalacjach przemysłowych oraz przygotowanie się do zużycia biometanu z odpadów.
W Polsce gaz znajduje się na marginesie dyskusji o surowcach energetycznych. W końcu nie mamy ani jednej elektrowni gazowej — zarówno energetyka, jak i ciepłownictwo węglem stoi. Z gazem mamy o wiele mniej problemów, bo na jesieni powinien zacząć działać rurociąg Baltic Pipe, łączący Polskę ze złożami szelfu norweskiego. Wszystko wskazuje na to, że gaz nie będzie tani. Surowca na rynku brak, popyt jest duży, a Polska nie ma wyjścia — musi zaakceptować warunki finansowe Norwegów. Ile zapłacimy? To informacja niejawna.
Będzie drogo, ale gazu nie zabraknie, dlatego o pomoc mogą poprosić kraje, które zanotują problemy z podażą. Na przykład Niemcy — mówił, a raczej ostrzegał sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski. Jak stwierdził, powinniśmy wyznaczyć „kamienie milowe”, które Niemcy musieliby wypełnić, by otrzymać dostawy z polskich zapasów. Jednym z nich mogłaby być wypłata reparacji za zniszczenia podczas II wojny światowej.
To śmiała wypowiedź jak na przedstawiciela obozu rządzącego rozpaczliwie poszukującego węgla do ogrzewnictwa na całym świecie. Wskazuje też, że sekretarz generalny Prawa i Sprawiedliwości nie zna lub nie rozumie zasad mechanizmu solidarności, który zobowiązuje państwa UE do współpracy w razie poważnego kryzysu gazowego. Według zasady przyjętej w 2017 roku - a więc już za rządów PiS-u - państwa z zabezpieczonymi dostawami mają obowiązek iść z pomocą tym zagrożonym niedoborem. W planie awaryjnym na wypadek gazowego kryzysu Komisja Europejska uściśla, że państwo wnioskujące o solidarnościową pomoc musi wykazać, że starało się uzupełnić braki w zaopatrzeniu. To środek wprowadzany w ostateczności, na razie nie słychać o perspektywach jego użycia.
W przypadku naszych zachodnich sąsiadów to mogę tak trochę zażartować - że chętnie pomożemy Niemcom, jeżeli zwrócą się o taką pomoc, bo na razie nie to nie było zwrócenie się o pomoc, tylko zakomunikowanie, że gazem będzie trzeba się podzielić.
”To ogromny sukces naszych negocjacji. Przyjęte rozporządzenie gwarantuje bezpieczeństwo dostaw gazu” - mówił ówczesny minister klimatu, Michał Kurtyka. Wtedy politykom opcji rządzącej taka propozycja mogła wydawać się atrakcyjna - w końcu zobowiązywała innych do pomocy Polsce na wypadek przerwania rosyjskich dostaw. Teraz, gdy moglibyśmy być zobowiązani do pomocy innym, unijne zasady stają się nieatrakcyjne.
Solidarność ma obowiązywać częściowo również w przypadku blackoutów. Te nie są wykluczone nie tylko przez możliwe przerwy w dostawach gazu, ale i przez wysokie temperatury i susze. Do chłodzenia elektrowni używa się wody z rzek i zbiorników. W przypadku jej braku lub jej zbyt wysokiej temperatury bloki elektrowni są wyłączane. Kryzys energetyczny możemy przetrwać przez umowę, którą Polska podpisała z Niemcami, Austrią, Czechami, Węgrami i Słowacją. W razie drastycznych niedoborów prądu możemy liczyć na pomoc krajów naszego regionu i zwiększony przesył energii z zagranicy.
W Polsce szykujemy się przede wszystkim na ciężką zimę — głównie przez braki węgla. Nad całą Europą wisi jednak widmo blackoutu, który nastąpić może w każdej chwili. Wystarczy jedna decyzja Kremla i wstrzymanie dostaw gazu. W takiej sytuacji znów przejdziemy test europejskiej solidarności. Obyśmy go nie oblali.
Gospodarka
Emmanuel Macron
Viktor Orban
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
baltic pipe
gaz z Rosji
Nord Stram
uniper
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze