Prawicę rozgrzewa wizja „więzienia za homofobię”, które zapowiedział Krzysztof Śmiszek. Tymczasem nie chodzi o prześladowanie osób uprzedzonych, tylko bardzo konkretne przestępstwa. Prawnokarna odpowiedzialność za publiczne straszenie, znieważanie, nawoływanie do nienawiści wobec całych grup – w tym mniejszości seksualnych – to demokratyczny standard.
„Wprowadzimy takie przepisy, że każdy homofob, który żeruje na najniższych instynktach i zagraża bezpieczeństwu osób LGBT, zostanie ukarany, z więzieniem włącznie. Niezależny sąd i niezależna prokuratura będą mogły wszczynać postępowania karne przeciwko homofobom” – zapowiedział Krzysztof Śmiszek w wywiadzie Grzegorza Wysockiego w ostatnim "Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej".
Słowa Śmiszka, prawnika, aktywisty na rzecz osób LGBT+, współzałożyciela Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, a od niedawna polityka Wiosny, wywołały na prawicy ogromne poruszenie.
Joachim Brudziński, szef MSWiA, wypisuje na Twitterze o „terrorze politycznej poprawności” i zbliżającym się Dniu Sądu dla Sodomy i Gomory. Adam Andruszkiewicz, wiceminister cyfryzacji nazywa Śmiszka „łaskawcą” i dowcipkuje, że „mógł przecież zażądać od razu kary śmierci". „To kolejny przykład, gdy przedstawiciele środowiska mającego na ustach frazesy o demokracji, próbują zastraszyć osoby, które myślą inaczej” – lamentuje Michał Dworczyk, szef KPRM.
Ale Krzysztof Śmiszek ma rację. Mowa nienawiści wobec osób LGBT+ powinna być penalizowana. To po prostu demokratyczny standard.
[O karach za mowę nienawiści] To jest europejski standard i w ten sposób funkcjonują nie tylko te mityczne Szwecje czy Holandie, ale także kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Nawet Węgry wprowadziły zakaz homofobicznej mowy nienawiści.
Według definicji Rady Europejskiej mowa nienawiści to „wypowiedzi, które szerzą, propagują i usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nietolerancji, podważające bezpieczeństwo demokratyczne, spoistość kulturową i pluralizm”.
Polski ustawodawca nie posługuje się terminem „mowy nienawiści”, niemniej polski kodeks karny przewiduje penalizację tego rodzaju zachowań:
Mówiąc o „karaniu za homofobię” Krzysztof Śmiszek nie wymyśla więc żadnego nowego przestępstwa. Odnosi się po prostu do braku „orientacji seksualnej” w katalogu cech chronionych wymienionego w artykule 256 i 257 kodeksu karnego.
Nie jest to żaden wymysł, ale demokratyczny standard w większości państw Unii Europejskiej. Większości – co oznacza, że nie tylko w krajach „zepsutego Zachodu”, którym straszy PiS. Orientacja seksualna jako cecha chroniona pojawia się bowiem w przepisach dotyczących mowy nienawiści w kodeksach karnych i wykroczeń takich państw jak: Estonia, Węgry, Litwa, Finlandia, Austria, Bułgaria, Chorwacja, Belgia, Holandia, Francja, Wielka Brytania, Malta, Grecja.
Przepisy te bardzo różnie określają „mowę nienawiści”. W niektórych ustawodawca skupia się na „podburzaniu do przemocy”, w niektórych przepisy ujmują również publiczne „wyszydzanie”, czy „odzieranie z godności” konkretnych grup.
W polskim systemie prawnym osoby homoseksualne pozbawione są tego rodzaju ochrony prawnokarnej. Sprawiedliwości szukać mogą poprzez instrumenty prawa cywilnego, czyli na przykład pozywając o naruszenie dóbr osobistych.
Przed dyskryminacją chroni osoby homoseksualne również kodeks pracy. Chroni, bo musi – ze względu na antydyskryminacyjne unijne dyrektywy.
Posłużmy się przykładami z polskiego podwórka. Piotr R. brał 18 listopada 2015 roku udział w antyimigranckiej manifestacji ONR, podczas której spalił kukłę Żyda. W 2017 roku został skazany na 3 miesiące więzienia za nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym.
Piotr R. jednak nie daje za wygraną. W styczniu 2019 roku w rocznicę wyzwolenia Auschwitz zorganizował „marsz godności" upamiętniający polskie ofiary nazizmu. Pisaliśmy o tym m.in. w tekście: „Pokażcie napletek”. Tak narodowcy antysemity Rybaka czcili rocznicę wyzwolenia Auschwitz. W poniedziałek 25 marca prokuratura oświęcimska postawiła Piotrowi R. zarzut nawoływania do nienawiści z art. 256. Chodziło między innymi o okrzyki: „Czas walczyć z żydostwem i uwolnić od niego Polskę!”.
W 2016 Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał za nawoływanie do nienawiści pracownika Straży Granicznej, który pisał w internecie o Czeczenach „pasożytnicze ścierwa”.
W lutym 2019 wyrok za nawoływanie do nienawiści usłyszał w Sądzie Okręgowym w Częstochowie 53-letni Marek P. Mężczyzna na Facebooku namawiał do burzenia meczetów, publikował memy zachęcające do strzelania do muzułmanów.
Polski wymiary sprawiedliwości jest – delikatnie mówiąc – powściągliwy w karaniu i ściganiu takich przypadków. Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście odmówiła na przykład wszczęcia postępowania w osobnej sprawie, która dotyczyła artykułu Międlara na temat debaty o zbrodni w Jedwabnem. Pisał on w nim: „Dość tego! Czas na żniwa. Czas oddzielić kąkol od pszenicy. Przeproście za antypolonizm i wynoście się z Polski!”
Ostatnio spore problemy ze skłonieniem tej samej Prokuratury do wszczęcia śledztwa miał Rzecznik Praw Obywatelskich. Sprawa dotyczyła z ksenofobicznego spotu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości, który zdaniem prokuratury jest „ostry i przykuwający uwagę”.
RPO w zażaleniu na decyzję prokuratury powoływał się jednak na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W 2009 roku ETPCz rozpatrywał bowiem analogiczną sprawę Feret kontra Belgia. Feret, Belgijski polityk rozdawał podczas swej kampanii ulotki z hasłami „stań przeciwko islamizacji Belgii” oraz „odesłać nie-europejskich poszukiwaczy pracy do domu”. ETPCz uznał, że właśnie z uwagi na kontekst wyborczy hasła te nie są wyrazem jego poglądów, ale mają być formą perswazyjną, zachęcania czy przekonywania odbiorców.
Co więcej, podżeganie do nienawiści to nie tylko bezpośrednie nawoływanie do przemocy, ale także budzenie niechęci, lęku.
Jak już wspominaliśmy, w większości krajów analogiczne przepisy chronią także mniejszości seksualne. Czy to oznacza, że „homofobia jest penalizowana"? Nie, penalizowane jest konkretne działanie w przestrzeni publicznej. Odpowiadał karnie nie będzie Stefan Kowalski, który przy piwie ze znajomymi stwierdzi, że „nie znosi gejów” albo obrzydzają go kontakty homoseksualne.
Za swoje słowa mógłby natomiast zostać pociągnięty do odpowiedzialności Patryk Jaki, który w wywiadzie w RMF FM opowiadał, że „idzie do Parlamentu Europejskiego, żeby walczyć z LGBT".
W jaki sposób Jaki zamierza zwalczać osoby homoseksualne? Przemocą? Przymusowymi terapiami konwersyjnymi? Stosowaniem legal harssment? Ustalenie tego leżałoby już w gestii wymiaru sprawiedliwości. Wspominaliśmy już, jaki stosunek ma Europejski Trybunał Praw Człowieka wobec haseł o zwalczaniu jakiejś grupy społecznej w kontekście wyborczym.
Mowa nienawiści nie tylko uderza w godność, równość i prawa całych grup społecznych. Zagraża także ich bezpieczeństwu.
W swoim raporcie ze stycznia 2015 r. Specjalna Sprawozdawczyni Rady Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych do spraw mniejszości podkreśla, że o ile nie każda wypowiedź o charakterze mowy nienawiści prowadzi do poważnych zbrodni, to w zasadzie wszystkie zbrodnie z nienawiści poprzedzone są wcześniejszą stygmatyzacją i dehumanizacją określonych osób i podżeganiem do przestępstw na tle religijnym czy rasowym. Czyli jest następstwem mowy nienawiści. Te same wnioski znaleźć można w raporcie ekspertów OBWE.
Cyniczna nagonka polityków PiS może skończyć się tragicznie. Patryk Jaki i Jarosław Kaczyński mogą się publicznie wygłupiać, snując wizje o wszechpotężnym międzynarodowym homolobby, ale prawda jest inna. To mniejszość, która jest narażona na dyskryminację, a nawet ataki.
Przyzwolenie w przestrzeni publicznej na język, który wzbudzać ma niechęć wobec jakiejś grupy, przedstawianie jej jako zagrażającej, wrogiej siły daje zielone światło dla jej prześladowania.
O tym właśnie piszą rodzice osób LGBTQ w liście do Jarosława Kaczyńskiego: „Mamy nadzieję, że nie będzie Pan budował chwilowego sukcesu politycznego kosztem bezpieczeństwa naszych dzieci”.
I o to właśnie chodzi w ograniczaniu wolności wypowiedzi. Nie wolno używać swoich praw tak, by niszczyć prawa i wolności innych osób i grup społecznych. Być może trudno to zrozumieć politykom takim jak Patryk Jaki, który slogan „Warszawa wolna od pedalstwa” nazwał „sprzeciwianiem się decyzjom Rafała Trzaskowskiego". Ale prawo spełnia także funkcję wychowawczą. Być może pozwoliłoby wielu osobom – w tym politykom – zrozumieć, co znaczy szacunek do drugiego człowieka.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze