Najpopularniejszy przywódca Czarnej Afryki. Puczysta, dyktator, który wypędził z kraju Francuzów i zaprosił Rosjan. Samozwańczy prezydent Burkiny Faso nie potrafi sobie jednak poradzić z islamistyczną rebelią
Stoję na placu Czarnej Gwiazdy w centrum Akry, stolicy Ghany. Obok rozpościera się Zatoka Gwinejska i Ocean Atlantycki. W rozmowie miejscowi nie nazwą jednak tego placu inaczej niż placem Niepodległości. Niepodległość Ghany to symbol dla całego kontynentu, Ghana była pierwszym krajem Czarnej Afryki, który w XX wieku, w 1957 roku, wybił się na samodzielność. Dziś, choć targany rozlicznymi problemami, jest jednym z bardziej stabilnych i bezpiecznych.
Trwa akurat manifestacja przeciwko Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i Bankowi Światowemu – tutaj: symbolom wyzysku ze strony Północy. Notuję co ciekawsze hasła z transparentów: „Stop dyktaturze MFW – ludzie ponad zyskami!”, „Spłacać należy reparacje, nie dług”, „Nasze dzieci zasługują na szkolne klasy, nie na kajdany MFW!”.
To na tym placu organizowane są najważniejsze wydarzenia w Ghanie. Tutaj kilka miesięcy temu odbyła się inauguracja prezydentury Johna Mahamy – objął urząd po 8-letniej przerwie, bo Ghana to również jeden z liderów demokracji w regionie, tutaj przegrany władzę oddaje. Przybyli tego dnia z całego kontynentu afrykańscy przywódcy kolejno podchodzili, aby złożyć Mahamie gratulacje. Show skradł jednak prezydentowi jeden młody, bezczelnie roześmiany wojskowy z Burkina Faso, Ibrahim Traoré. Pojawił się otoczony przez uzbrojonych Burkińczyków (niektórzy byli zamaskowani), sam w wojskowym mundurze, karmazynowym berecie i z dobrze wyeksponowanym pistoletem u prawego boku. Wyszedł na podium pewny siebie, a zebrany na placu Niepodległości tłum zgotował mu najgłośniejsze przywitanie: wuwuzele, okrzyki, oklaski.
Mówi się, że Traoré jest dziś najpopularniejszym przywódcą Czarnej Afryki. Na samochodach w Akrze czy Kumasi zauważyłem wlepki z jego podobizną, w stołecznej dzielnicy Nima – piękny mural (jest na nim wraz z Muammarem Kaddafim), a w Muzeum Narodowym znajduję jego popiersie wśród kilku innych legendarnych czarnych przywódców (takich jak Kwame Nkrumah z Ghany, Patrice Lumumba z Konga czy Ahmed Sekou Touré z Gwinei). Wśród nich Traoré jest jedynym żyjącym.
Ryszard Kapuściński w książce Czarne gwiazdy pisał o afrykańskim zapotrzebowaniu na silne jednostki: „Przebudzona Afryka potrzebuje wielkich nazwisk. Jako symboli, jako spoiwa, jako rekompensaty. Przez stulecia historia tego kontynentu była anonimowa. W ciągu trzech wieków handlarze wywieźli stąd sto milionów niewolników. Kto poda jedno nazwisko ofiary? […] Azja miała Konfucjusza i Buddę, Europa – Szekspira i Napoleona. Z przeszłości afrykańskiej nie wyłania się żadne nazwisko, które znałby świat. Więcej – które by znała sama Afryka”. Te słowa pisane kilkadziesiąt lat temu nie były do końca precyzyjne (Kleopatra, Hajle Syllasje), a dziś nie są już aktualne (Nelson Mandela, George Weah, Mo Salah, Chinua Achebe), ale, jak to u Kapuścińskiego, dotykają istoty rzeczy. I tłumaczą źródła popularności kapitana Ibrahima Traoré.
Granicząca z Ghaną od północy Burkina Faso leży w regionie ciągnącego się na południe od Sahary Sahelu: najuboższego, najgorzej rozwiniętego i jednego z najbardziej dotkniętych przez zmiany klimatyczne regionu świata. Ostatnio kraje Sahelu łączy coś jeszcze: po 2020 roku tutejsze państwa były areną licznych zamachów stanu, a politolodzy nazwali ów region „pasem przewrotów”. Do zbrojnego przejęcia władzy doszło w tym czasie w Mali, w Nigrze, w Burkina Faso, w Czadzie, w Sudanie oraz w Gwinei. W samej Burkinie miały w tym czasie miejsce nawet dwa udane przewroty i tym samym kraj ten stał się afrykańskim rekordzistą pod względem liczby zamachów stanu.
Zdaniem rządzących w stołecznym Wagadugu do próby zamachu na Ibrahima Traoré (ponoć już kolejnej) miało dojść w kwietniu. Udało się go udaremnić, a reakcje pokazały, jak dużym poparciem cieszy się Traoré. Do solidarnościowych demonstracji doszło w Wagadugu, ale też m.in. w Nowym Jorku, Londynie, Akrze czy Nairobi. Plakaty wzywające na marsz wciąż wiszą w ghańskiej stolicy.
Burkińskie pucze są symptomami problemów. Kapitan Traoré obalił podpułkownika Paul-Henriego Sandaogo Damibę, innego puczystę, zarzucając mu, że ten nie radzi sobie z islamistyczną irredentą.
To właśnie do Sahelu, a dokładniej na pogranicze Burkiny Faso, Mali i Nigru przeniosło się epicentrum światowego terroryzmu. Według Global Terrorism Index ponad połowa wszystkich spowodowanych działaniami terrorystycznymi śmierci przypadła w 2024 roku na ten region (10-krotny wzrost w liczbach bezwzględnych w ciągu pięciu lat). Większość ataków przeprowadziły ugrupowania powiązane z Państwem Islamskim i Al-Kaidą. Wśród najbardziej dotkniętych terroryzmem państw świata na pierwszym miejscu jest Burkina (co piąta śmierć związana z terroryzmem w ubiegłym roku miała miejsce w tym kraju), w pierwszej piątce są też Mali i Niger.
Organizacja Lekarzy bez Granic podsumowując poprzedni rok, wskazała cztery największe zapomniane kryzysy na świecie: toczą się w Birmie, w Demokratycznej Republice Konga, na Haiti oraz w Sahelu.
Wojna w Sahelu trwa od 2015 roku, jest wynikiem arabskiej wiosny i upadku Kaddafiego (2011) oraz wojny domowej w Mali pomiędzy siłami rządowymi, Tuaregami i islamistami (2012-2014). W tym czasie w regionie przewracały się kolejne kostki domina, a dziś państwa leżące nad Zatoką Gwinejską obawiają się, czy kolejna kostka nie przewróci się na nie. Bo ta wojna ma potencjał, aby rozlewać się po okolicy. Do pierwszych ataków islamistów doszło już w sąsiadujących z Burkiną od południa Beninie, Togo i Wybrzeżu Kości Słoniowej, sytuacji z niepokojem przygląda się ostatni sąsiad Burkiny Faso, Ghana. Te cztery kraje oddzielają islamistów do wybrzeża Atlantyku.
Ibrahim Traoré już czwarty rok rządzi krajem twardą ręką, jego rządy to krwawa dyktatura. Obiecał prędko oddać władzę, ale przywrócenie demokracji i cywilnych rządów nie są dla niego priorytetem. W tym najbardziej dotkniętym wojną w Sahelu państwie najważniejsze dla junty jest pokonanie dżihadystów, którzy kontrolują około 40 proc. terytorium państwa. Demokraty nawet nie udaje. Niedawno rozwiązał Państwową Komisję Wyborczą, której działalność uznał za marnotrawstwo pieniędzy – za wybory, jeśli te kiedyś się odbędą, odpowiadać ma zależne od niego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
W ten sposób Traoré wyraża nastroje wielu Afrykańczyków, zwłaszcza młodych. Ubiegłoroczne badania ogólnoafrykańskiej sondażowni Afrobarometer przeprowadzone w 39 krajach pokazały pogłębiające się rozczarowanie demokracją. W raporcie czytamy: „Demokracji nie udało się przynieść młodym nadziei. Nie zapewniła pracy, lepszej edukacji czy opieki zdrowotnej”. Przejęcie rządów przez wojsko, gdy demokratycznie wybrani przywódcy nadużywają władzy, popiera 56 procent Afrykańczyków w wieku od 18 do 35 lat. W samej Burkinie ów odsetek jest jeszcze wyższy, widać też wyraźną zmianę nastrojów: o ile w 2012 roku takie rozwiązanie zaakceptowałoby 24 proc. Burkińczyków to obecnie już 66 procent.
Czarna Afryka jest młoda. Statystyczny Burkińczyk ma nieco ponad 18 lat (dla porównania: Japończyk – 50 lat, Włoch – 48 lat, Polak – 43 lata).
Młodzi Afrykańczycy często rządzeni są przez starych przywódców (nieopodal Burkiny leży np. Kamerun, którym rządzi rekordzista, 92-letni Paul Biya). Tymczasem Traoré objął władzę jako 34-latek, stając się najmłodszą głową państwa na świecie (później wyprzedziła go premier Islandii).
Do młodych trafić chce m.in. przez media społecznościowe, w internecie roi się od wygenerowanych przez sztuczną inteligencję filmików, w których gwiazdy wyrażają poparcie dla Traoré. Na Youtube krąży np. piosenka God protect Ibrahim Traoré (Boże chroń Ibrahima Traoré) w rzekomych wykonaniach m.in. Eminema, Rihanny, Beyoncé czy Celine Dion, jest też przemówienie papieża Leona XIV, w którym wychwala on Burkińczyka i wiele innych materiałów. Kogoś może bawić łatwowierność miejscowych, ale mowa o kraju, gdzie odsetek analfabetów to blisko 60 procent.
Traoré podważa dotychczasowe reguły gry, chce być twarzą afrykańskiego renesansu. Podkreśla, że Zachód grabi Afrykę i czyni z niej bogaty kontynent biednych ludzi, kwestionuje kapitalizm i liberalną demokrację, kojarzone jako wynalazki Północy. Największym diabłem jest dla niego dawna kolonialna metropolia, Francja. Wraz z rządzonymi również przez puczystów Mali i Nigrem chce zniszczyć Françafrique – pozostałości stale słabnącego francuskiego imperium. Prowadzoną wojnę z islamistami łączy z dekolonizacją, mówi: „Terroryzm i neokolonializm są powiązane. Terroryzm to zaledwie manifestacja, przejaw neokolonializmu. Jeśli przestudiujesz historię naszego kraju, zdasz sobie sprawę, że było to dobrze zaplanowane, aby wrócić i zniewolić nas w nowej formie. […] Walka nie toczy się więc tylko o Burkinę, ale o całą Afrykę. Młodzi się przebudzili, musimy walczyć z nowym kolonializmem”.
Traoré nie rzuca słów na wiatr: wyprosił z kraju francuskich dyplomatów i francuskie wojska, znacjonalizował też istotną część narodowego majątku, odbierając własność zachodnim korporacjom. Zrezygnował już z francuskiego jako języka urzędowego, a obecnie przebąkuje o odejściu od zależnego od Paryża franka zachodnioafrykańskiego. Burkina (wraz z Mali i Nigrem) wycofała się również z Międzynarodowego Trybunału Karnego ścigającego m.in. za zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości oraz uznając go za „instrument neokolonialnych represji”. Ustanawia prawa, nie bacząc na krytykę z Północy, np. penalizując homoseksualizm.
Aktywista Ernesto Yeboah na panafrykańskim portalu Pambazuka tłumaczy: „To nie są tylko symboliczne gesty […] Popieranie Burkiny Faso nie jest sprzeciwem wobec demokracji. To sprzeciw wobec imperializmu i wyzysku. […] Burkina stała się symbolem nie militaryzmu, a oporu. Nie dyktatury, a buntu. Sprowadzanie jej zrywu do kwestii rządy wojskowe czy rządy cywilne to pozbawienie go głębszego, mniej wygodnego sensu: to konfrontacja imperializmu i wyzwolenia”.
Złośliwi śmieją się jednak, że kolory na fladze sojusznika pozostały te same, zmienił się jedynie ich układ z pionowych na poziomie: wypraszając bowiem Francuzów, zaproszono Rosjan. Traoré zrobił furorę na szczycie Rosja-Afryka w 2023 roku, gdy wezwał afrykańskich liderów: „Przestańcie zachowywać się jak marionetki, które zawsze tańczą tak, jak imperialiści im zagrają”. Rosjanie zaczęli kreować go na bohatera, a Traoré m.in. wyraził zainteresowanie dołączeniem Burkiny do rosyjsko-chińskiego BRICS i zjawił się na Placu Czerwonym na obchodach 80-lecia zakończenia II wojny światowej.
Jednak – nieważne czy z Francuzami, czy Rosjanami u boku – wojska burkińskie, malijskie i nigerskie nie potrafią uporać się z powstaniem islamistów. Traoré przejął władzę, obiecując szybkie wyparcie dżihadystów z kraju, jednak rozpoczął się już czwarty rok jego rządów, a on obietnicy jak nie spełnił, tak nie spełnia. Jego poprzednik zapłacił za to władzą i musiał salwować się ucieczką z kraju.
Zwolennicy Traoré lubią porównywać go do innego Burkińczyka, Thomasa Sankary (niedawno w Wagadugu z błogosławieństwem Traoré otwarto jego mauzoleum). Sankara zdobył władzę w wyniku wojskowego puczu w 1983 roku. Jego lewicowa polityka cieszyła się ogromną popularnością, udało mu się polepszyć los niektórych Burkińczyków, osłabił również zależność od Paryża. Sam wiódł proste życie, nazywano go afrykańskim Che Guevarą. Zmienił nazwę kraju z pokolonialnej Górnej Wolty na Burkina Faso, co w miejscowych językach znaczy „Dom prawych ludzi” (na podobną dekolonizację nazwy zdecydowała się Ghana, rezygnując ze Złotego Wybrzeża sugerującego, jaki surowiec stąd wywozili kolonizatorzy; przy „surowcowej” nazwie tkwi wciąż jednak np. Wybrzeże Kości Słoniowej).
Sankarę i Traoré z pozoru łączy wiele: obaj władzę w Burkinie przejęli w wieku 34 lat jako wojskowi, głosząc poglądy lewicowe i panafrykańskie. Traoré wciąż nie może pochwalić się jednak takimi sukcesami jak Sankara. Wielu Afrykańczyków podkłada w nim jednak dziś nadzieje, bo jest dla nich symbolem kolejnej fali dekolonizacji: już nie tylko tej politycznej sprzed kilku dekad, ale również gospodarczej i kulturowej. Bo jak wiele lat temu na szczycie założycielskim Unii Jedności Afrykańskiej mówił Kwame Nkrumah, którego mauzoleum nieopodal placu Niepodległości w Akrze odwiedzam: „Niepodległość stanowi jedynie preludium do nowej i bardziej wymagającej walki o prawo do ułożenia swojego życia gospodarczego i społecznego”.
W Ghanie widzę bilbordy z informacją o wchodzącym do kin filmie miejscowej produkcji: Kapitan Ibrahim Traoré. Filmowy Traoré jest supermanem: pokonuje Francuzów, wysadzających się w powietrze islamistów i burkińską opozycję. Wykrzykuje podniosłe hasła jak „Africa will be great again”, a podtytuł filmu brzmi „Ostatni afrykański bohater”. Takim widzi go dziś wielu.
U progu czwartego roku rządów porównania do Thomasa Sankary mogą mu jednak powoli ciążyć. Ten ostatni został bowiem obalony i zgładzony niemal równo cztery lata po przejęciu władzy. Dla „księcia Sahelu” to złowieszcze memento.
Jest reporterem, autorem książek, m.in. nagrodzonego podwójną Nike „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" i „Odrzanii". Pochodzi z Gliwic, mieszka w Katowicach.
Jest reporterem, autorem książek, m.in. nagrodzonego podwójną Nike „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" i „Odrzanii". Pochodzi z Gliwic, mieszka w Katowicach.
Komentarze