0:00
0:00

0:00

Padł na twarz, w środku lasu, tuż pod drzewem. Rozrzucone nogi sugerowały, że śmierć przyszła nagle. Ręce leżały bezwładnie wzdłuż ciała, palce zgrabiałe od mrozu, bez rękawiczek – aż dziwne, że nie był przygotowany na trudy tego lasu. Twarz zasłaniała gęsta broda. Czerwony strój i czapka z pomponem pozwoliły ustalić tożsamość ofiary.

Święty Mikołaj umarł w polskim lesie w połowie listopada.

Wtedy to Bartłomiej Kiełbowicz, artysta wizualny, absolwent malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, pod wpływem medialnych doniesień o kryzysie humanitarnym na polsko-białoruskim pograniczu i relacji znajomych, którzy angażowali się w pomoc w lesie, postanowił narysować martwego św. Mikołaja.

"Szukałem martwych świętych Mikołajów na Stocku [portal darmowych ilustracji] jako inspiracji i złożyłem postać mojego Mikołaja z trzech różnych części. Od jednego wziąłem czapkę, od drugiego nogi, od trzeciego tułów, tak by całość pasowała do kompozycji" – opowiada Kiełbowicz.

Opublikowany na FB 13 listopada przez Bartłomieja Kiełbowicza jego rysunek z podpisem "Mikołaj też przychodzi z daleka".

Przeczytaj także:

Inne życie martwego Mikołaja

Rysunek stał się viralem w mediach społecznościowych. Jedni odczytywali przekaz, że wszyscy jesteśmy winni śmierci Mikołaja. Inni widzieli w tym atak na „polskie” wartości, zwłaszcza krytycy Kiełbowicza, którzy kojarzą go z protestem pod Zachętą przeciwko nowemu dyrektorowi i przejmowaniu przez PiS kolejnych instytucji kultury.

"Chciałem dotrzeć do tych, którzy ignorują temat albo nie mają świadomości, co dzieje się na granicy. Przecież Mikołaj też przyjeżdża z daleka, z innego kraju, innej kultury. Jeśli ludzie tacy jak on umierają w naszym lesie, to jak możemy celebrować święta, zaprzeczając przy tym idei chrześcijaństwa? Moim zdaniem sztuka zaangażowana powinna zadawać takie pytania" – opowiada Kiełbowicz.

Ale martwy św. Mikołaj zaczął żyć kolejnym życiem.

Trzy tygodnie później, 4 grudnia, do obozu tymczasowego dla migrantów w Bruzgach na Białorusi znów zjechali dziennikarze. Medialny show w wykonaniu reżimu Łukaszenki zawsze wygląda tak samo: dzieci i kobiety do pierwszego szeregu, pod obstrzał propagandowych (zwykle) kamer i aparatów, mężczyźni w tle tworzą tłum.

[video width="640" height="352" mp4="https://oko.press/images/2021/12/VID-20211228-WA0006.mp4"][/video]

Tym razem dzieci trzymały w rękach obrazki. Na jednym migrant siedział na konarze w lesie przy rozpalonym ognisku i rozmyślał o nowym domu, były też kartki z napisami „Nie mamy wolności”, „Przyjechaliśmy po lepsze życie”.

Na pierwszym planie stały dwie dziewczynki, miały mniej niż dziesięć lat, do twarzy przyciskały rysunki z martwym św. Mikołajem. Leżał pod drzewem w takiej samej pozycji jak na rysunku Kiełbowicza. Napisy wokół sugerowały, że za śmierć świętego odpowiadają Polska i Unia Europejska.

Zdjęcie z propagandowego filmu białoruskich służb
4.12.2021, białoruskie Bruzgi. Dzieci migrantów z obozu tymczasowego pokazują rysunki z martwym św. Mikołajem.

"Kluczowym elementem kompozycji jest drzewo, które przechodzi przez środek rysunku. Nadaje dramatyzmu, sprawia, że las wydaje się głębszy, pozwala też ukryć to, że Mikołaj jest złożony z kilku części, ale też podkreśla, że jest martwy" – mówi artysta. - "Jestem pewien, że to potworna manipulacja. Dziecko nie mogłoby tego namalować".

"A odrysować?" – dopytuję.

"Pracowałem z dziećmi, i takie odwzorowanie byłoby możliwe w przypadku licealistów, a nie tak małych dzieci. W tym wieku dzieciaki nie malują w perspektywie. Poza tym nawet pompon od czapki zawija się tak samo, jak na moim rysunku. Ktoś się postarał, by obrazek wyglądał jak narysowany przez dziecko" – dodaje Kiełbowicz.

Dziecięce kredki do robienia propagandy

4 grudnia dwaj Irakijczycy z obozu, z którymi jestem w kontakcie od wielu tygodni, napisali mi, że dzieci dostały gotowe rysunki, które przywiozły służby medialne. Trzeci Irakijczyk, Bahadin, nagrał mi wiadomość, że autorami rysunków są dzieci i młodzież. Ale przyznał, że Białorusini dopuścili migrantów do wifi, żeby wysłali zdjęcia i filmy do dziennikarzy. Oczywiście w celach propagandowych.

Byłem zdziwiony – w codziennych raportach od migrantów z obozu zazwyczaj dostaję skrótowe wiadomości, w najlepszym przypadku zdjęcie, tym razem dostałem cały pakiet materiałów, które wyglądały jak przygotowane dla prasy. Zignorowałem je, ale białoruskie propagandowe media opublikowały, m.in. za pośrednictwem kanałów na Telegramie, zdjęcia z „mikołajek” w obozie w Bruzgach.

O rysunku św. Mikołaja z polskiego lasu przypomniałem sobie kilka tygodni później, gdy pisałem reportaż o polskich dzieciach ze strefy stanu wyjątkowego. Rozmawiałem o rysowaniu laurek dla żołnierzy i temat o używaniu kredek do robienia propagandy pojawił się naturalnie. Dlatego też zdjęcie dziewczynek z obozu z rysunkiem św. Mikołaja zostało opublikowane przy reportażu, a potem zobaczył je Kiełbowicz.

"Poczułem strach. Mamy do czynienia z potworną manipulacją medialną. Ktoś moją pracę włożył w zupełnie inny kontekst i nie da się tego powstrzymać. Jestem komentatorem rzeczywistości, nie chciałbym być jej ofiarą. Szkoda mi też dzieci, które stały się ofiarami paskudnej polityki" – mówił.

Dziewczynka las i drut kolczasty

W święta Bożego Narodzenia próbowałem ustalić, jak w polskim lesie zginął święty Mikołaj. Napisałem do znajomych Irakijczyków, którzy są lub byli w obozie w Bruzgach.

Awat, deportowany z powrotem do Iraku: - "To była akcja propagandowa. Jak każda inna, gdy przyjeżdżali dziennikarze. Wtedy Białorusini lepiej nas traktowali i starali się pokazać siebie, jako tych dobrych. A to przecież oni nas oszukali".

Saed (imię zmienione), wciąż na Białorusi: - "Potwierdzam, to co ci już pisałem, przywieźli te rysunki. Kazali je pokazać".

Bahadin, trzeci z Irakijczyków, obecnie w Libanie: - "To nie jest prawda. Propaganda nas wykorzystała, ale to wyglądało inaczej. W obozie była taka dziewczynka, która pięknie rysuje. To ona jest autorką!"

Słowa Bahadina, jednego z moich najbardziej zaufanych kontaktów w obozie, dały mi do myślenia. Postanowiliśmy odnaleźć małą rysowniczkę. Okazało się, że dziewczynka została już deportowana przez władze białoruskie do Iraku, jest z rodziną w Erbilu.

Za pośrednictwem Bahadina dostałem od rodziców dziewczynki zdjęcia jej obrazków. Na jednym mała dziewczynka stoi w lesie, a na pierwszym planie widać drut kolczasty. Na innym trzy przystrojone choinki, a nad nimi słońcem i przebite strzałą serce. Widać typowo dziecięcą kreskę.

Mała rysowniczka z Erbilu jeszcze w obozie dla uchodźców w białoruskich Bruzgach i jej "Dziewczynka za drutami".

Rodzice zaprzeczyli, że ich córka jest autorką rysunku z martwym Mikołajem, ale przyznali, że białoruskie służby kazały stanąć jej w pierwszym szeregu przed kamerami.

Rysunek dostała od znajomego Kurda z obozu. Kim jest autor udanej kopii rysunku Kiełbowicza, którą wykorzystała białoruska propaganda?

Tak, to mój obrazek. Skąd go masz?

Po kilku godzinach poszukiwań trafiam na trop 25-letniego Kardo Omeda z irackiego Kurdystanu.

Jedzie samochodem, gdy zaskakuję go wiadomością.

"Tak, to mój obrazek. Skąd go masz?" – dopytuje.

Wyjaśniam całą sytuację, wysyłam obrazek Kiełbowicza. W odpowiedzi wysyła zdjęcie swojej wersji: św. Mikołaj leży w lesie, ale perspektywa jest szersza. Obok ciała Mikołaja z ziemi wystają ręce. W tle widać tabliczkę przybitą do drzewa z hasłem (z błędem) po angielsku „Czekamy tutaj”. Po prawej stronie rozciąga się drut kolczasty.

rysunek: martwy św. Mikołaj
Martwy św. Mikołaj i ręce dziecka, rysunek 25-letniego Kardo Omeda z irackiego Kurdystanu.

Przyznaje, że inspirował się rysunkiem Kiełbowicza. Zobaczył go w mediach społecznościowych, a że w obozie w Bruzgach miał do dyspozycji kredki i dużo wolnego czasu, postanowił namalować kopię, którą potem wykorzystała białoruska propaganda.

Kiełbowicz: - "Irakijczyk dokładniej opowiada historię i umiejscawia ją w konkretnej przestrzeni granicy".

Wieczorem rozmawiamy z Kardo już z pomocą tłumacza. Opowiada o życiu w Sulejmanii, niebezpieczeństwach i podziałach politycznych, o szkole, którą opuścił w dziewiątej klasie, by zarabiać na życie w restauracji. O trudnej decyzji, by uciekać z Iraku.

Kardo przyleciał do Mińska 25 października, marzył o dotarciu do kraju UE. Najpierw nie mógł dotrzeć do granicy, bo białoruscy żołnierze łapali go z towarzyszami i zabierali telefony. 8 listopada Kardo i koledzy wzięli udział w marszu Irakijczyków do granicy, przez kilka dni koczowali przy drucie kolczastym na wysokości Kuźnicy. Potem trafili do obozu tymczasowego w Bruzgach. Tam spędził trzy tygodnie i tam namalował martwego św. Mikołaja.

"Mam lepsze obrazy, ten powstał spontanicznie, nie byłem przygotowany" – uśmiecha się Kardo. Na dowód wysyła portrety znajomych swojego autorstwa. Mówi, że jest samoukiem, od dziecka rysował, w ten sposób wyraża emocje.

"Z martwym Mikołajem było tak, że znajomi Kurdowie z obozu przyszli do mnie ze zdjęciem z Facebooka, żebym narysował podobne. »Mogę coś dorysować od siebie?«, zapytałem. »Rób jak chcesz«, powiedzieli, więc namalowałem moją własną interpretację. Przy okazji stworzyła się taka spontaniczna pracownia, pięć czy sześć osób malowało i wymyślało hasła, które chcieliśmy wysłać do świata".

"Wiesz, że rysunki zostały wykorzystane przez białoruską propagandę?"

"Po tym, co zrobili nam białoruscy żołnierze, niczego innego się nie spodziewałem. Ale co miałem zrobić? Chcieliśmy wykrzyczeć, że mamy dość, że nie chcemy umrzeć w lesie. Te ręce wystające z ziemi, to ręce dziecka, które woła o pomoc przywódców Unii Europejskiej".

"Co znaczył dla Ciebie ten martwy Mikołaj?"

"Jak go rysowałem, to myślałem o śmierci, która ciągle czyha. Jak nie w Iraku, to na Białorusi. Po tym, co się wydarzyło, wciąż mam pełno myśli, które chciałbym przenieść na papier".

"Może to zrobisz?"

"Może kiedyś. Martwy święty Mikołaj to tylko wstęp. Na jednym rysunku by się nie skończyło. Potrzebowałbym ogromnego albumu".

Stach Szabłowski, kurator i historyk sztuki: - "Wszyscy potrzebujemy obrazów i symboli, by zrozumieć to, co się dzieje i z jakim dramatem czy kryzysem humanitarnym mamy do czynienia. Zapewne podczas poprzednich świąt Bożego Narodzenia Mikołaj umierał w innym lesie, w Morzu Śródziemnym, czy na Bałkanach, ale fakt, że to wydarzyło się tak blisko, urealniło nam rzeczy, które wypieraliśmy jako społeczeństwo, stały się one namacalne".

Znaczenia każdego dzieła sztuki zawsze są mocno warunkowane kontekstem. Kopia autorstwa migranta została użyta blisko znaczenia, które starał się osiągnąć Bartek Kiełbowicz. Sam fakt, że wykorzystała to białoruska propaganda, to kolejny przykład cynicznego wykorzystania migrantów przez służby i instrumentalizacji ich głosu. To się dzieje i będzie się działo.

Można uzbierać dużo takich przykładów. Punktem odniesienia może być plakat „Nigdy więcej wojny” z 1924 roku autorstwa Käthe Kollwitz, antyfaszystowskiej artystki. Powstał po I wojnie światowej, a został użyty na wiele sposobów, także przez machinę stalinowskiej, militarystycznej propagandy.

Sama Kollwitz, gorąca pacyfistka, była artystką zaangażowaną po stronie lewicy, ale oczywiście w sposób jak najdalszy od totalitarnego modelu stalinowskiego. To jeden z wielu przykładów, jak praca wpada w machinę propagandową państwa militarystycznego, a artysta, nawet żyjący, przestaje mieć kontrolę nad sensem dzieła, który mu przyświecał.

PS.

Martwy Mikołaj autorstwa Bartłomieja Kiełbowicza jest w jego pracowni.

Martwy Mikołaj autorstwa Kardo Omeda został w obozie w Bruzgach. Los rysunku nie jest znany. Nie ma go na ścianie w białoruskim obozie dla uchodźców, która obklejona jest rysunkami dzieci.

Kiełbowicz: "Pomyślałem, że zrobię teraz pracę inspirowaną rysunkiem Kardo i tymi dłońmi. W ramach dialogu".

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze