Dymisja Marka Zagórskiego, ministra od informatyzacji z KPRM, to kara za opóźnienia we wprowadzaniu systemu poboru opłat drogowych. Jego następcę - Janusza Cieszyńskiego obciąża afera respiratorowa, ale premier wierzy, że tak jak w resorcie zdrowia uruchomi on system, nad którym prace ciągną się latami
Marek Zagórski odejdzie dziś (7 czerwca 2021) z rządu. Ostatnio był sekretarzem stanu w kancelarii premiera, odpowiedzialnym za informatyzację. Wcześniej - od 2016 do 2018 roku pełnił funkcję wiceministra, a od 2018 do 2020 roku - ministra cyfryzacji. Przy okazji rekonstrukcji rządu w 2020 roku, kompetencje jego resortu przekazano jednak Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Tajemnicą poliszynela było, że swoją pozycję Zagórski zawdzięczał dobremu znajomemu prezesa Jarosława Kaczyńskiego - Arturowi Balazsowi, który przed laty, w rządzie AWS-UW kierował resortem rolnictwa. Zagórski był wówczas szefem gabinetu politycznego Balazsa.
Jego kariera nabrała rozpędu, gdy w 2015 roku został posłem. Wystartował z listy PiS, z rekomendacji partii Jarosława Gowina, w której był wiceprezesem. Żeby dostać funkcję ministra, opuścił jednak to ugrupowanie. Od kwietnia 2018 roku jest członkiem PiS.
Po objęciu funkcji ministra Zagórski obsadził podlegające mu instytucje swoimi ludźmi, którzy w Zjednoczonej Prawicy nazywani są "układem szczecińskim". Teraz ich dalsza praca stoi pod znakiem zapytania.
Jutro, 8 czerwca, działkę informatyzacji w rządzie przejmie Janusz Cieszyński - były wiceminister zdrowia, o którym głośno było w związku z nieudanym zakupem respiratorów po wybuchu epidemii koronawirusa, a który powszechnie uważany jest za zaufanego człowieka Mateusza Morawieckiego.
Powrót Cieszyńskiego tak zelektryzował media, że nikt nie zapytał o powody dymisji jego poprzednika. Sam Zagórski nie zabierał głosu i nie wyjaśnił dlaczego odchodzi. Przyczyn jego odejścia nie podała też kancelaria premiera. Nie było nawet formułki o "względach osobistych".
Według informacji OKO.press, Zagórski został do dymisji przymuszony. Głównym powodem odwołania miały być gigantyczne problemy przy tworzeniu e-TOLL - państwowego systemu elektronicznego poboru opłat drogowych od ciężarówek jeżdżących po płatnych drogach.
Obecnie działający system - viaTOLL obsługuje firma Kapsch Telematis Services. Rocznie do kasy państwa wpływa z niego około 2,2 mld zł. Pieniądze zasilają Krajowy Fundusz Drogowy, z którego utrzymuje się i buduje drogi.
PiS od początku swych rządów deklarował, że nie chce, aby na poborze opłat drogowych zarabiała zagraniczna firma. I że stworzy nowy, „narodowy” system. Miał on przynosić państwu nawet 6 mld zł rocznie.
Jednak po kilku latach od zapowiedzi, proces budowy "narodowego" systemu idzie jak po grudzie.
W międzyczasie - w 2018 roku - trzeba było przedłużyć umowę z Kapschem. Jak pisaliśmy w 2020 roku, groziło nam wtedy wyłączenie systemu poboru opłat i brak jakichkolwiek wpływów za przejazdy ciężarówek. Rząd właściwie znalazł się wtedy pod ścianą i musiał zgodzić się na warunki Kapscha, który za obsługę systemu pobiera około 180 mln zł rocznie.
Od czerwca 2021 teoretycznie funkcjonują równocześnie oba systemy: viaTOLL i e-TOLL. Mogą działać równolegle do końca września 2021. Takie rozwiązanie umożliwiła nowelizacja ustawy o autostradach płatnych, którą podpisał niedawno prezydent Andrzej Duda.
W praktyce, w systemie e-TOLL dopiero dwa tygodnie temu ruszyła strona, na której mogą rejestrować się firmy płacące opłatę drogową, wiele szczegółów dotyczących działania systemu jest niedoprecyzowanych i nie został on odpowiednio przetestowany. 25 maja "Gazeta Wyborcza" informowała, że zawiesił się nawet w czasie próbnej prezentacji, podczas konferencji prasowej.
Znów konieczne będzie przedłużenie umowy z Kapschem (poprzednie obowiązuje tylko do końca czerwca 2021).
Jak ustaliło OKO.press, spółka właśnie negocjuje umowę ws. obsługi systemu przez kolejne miesiące. Na rozmowy w tej sprawie ma przyjechać do Polski sam prezes austriackiego Kapscha. Nikt nie wie, jak będzie wyglądać nowa umowa, ani jakie będą jej warunki finansowe. Prawdopodobnie będzie obowiązywać przynajmniej do końca września. Ministerstwo Finansów pytane o umowę informuje jednak tylko, że „obowiązuje [ona] do 30 czerwca br. i na dzień dzisiejszy nie została przedłużona ".
Pozycja negocjacyjna KTS jest komfortowa i może ona walczyć nie tylko o miliony za obsługę, ale zaoferować swoją pomoc w tworzeniu nowego, "narodowego" systemu, gdy sytuacja będzie podbramkowa.
„Ta sytuacja może spowodować, że Kapsch włączy się jako firma wspierająca nowy system i będzie dalej zarabiać miliony. Możliwie jest też, że rząd uzna w końcu, że stworzenie narodowego systemu bez pomocy firm specjalizujących się w takich projektach jest niemożliwe i znów na ostatnią chwilę będzie zmuszony zapłacić olbrzymie pieniądze, żeby nie tracić codziennie milionów z e-myta” - mówi nam ekspert z branży IT.
Teraz prace nad systemem e-TOLL nadzorować ma Janusz Cieszyński, były wiceminister zdrowia, a ostatnio wiceprezydent Chełma (prezydentem miasta jest popierany przez PiS Jakub Banaszek).
Ogłaszając nominację Cieszyńskiego na sekretarza stanu odpowiedzialnego za informatyzację, rzecznik rządu Piotr Müller, wymieniał jego sukcesy w informatyzacji służby zdrowia. Tam Cieszyńskiemu udało się dokończyć prace nad wprowadzeniem systemów, nad którymi prace ciągnęły się latami.
Według naszych informacji, premier Morawiecki liczy na to, że Cieszyński powtórzy ten sukces nadzorując wprowadzenie e-TOLL.
33-letni Cieszyński jest uznawany za człowieka Morawieckiego. Premier od lat przyjaźni się z jego ojcem - Przemysławem Cieszyńskim, jednym z członków zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego. Gdy przed laty ściągnął Cieszyńskiego na swojego doradcę w ministerstwie rozwoju, krążyła plotka, że jest on synem chrzestnym Kornela Morawieckiego. Choć plotka została zdementowana, w PiS do dziś nazywany jest "chrześniakiem Morawieckiego".
W latach 2016-2017 Cieszyński kierował Departamentem Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Ministerstwie Rozwoju. Od 2018 do 2020 roku był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia. Odszedł w niesławie z resortu razem z Łukaszem Szumowskim. Jego dymisję wiązano powszechnie z głośną sprawą zakupu respiratorów od firmy E&K należącej do handlarza bronią.
Sprawę drobiazgowo wyjaśniali posłowie Michał Szczerba i Dariusz Joński z Koalicji Obywatelskiej. M.in dzięki ich ustaleniom wiemy dziś, że zamówione respiratory do dziś nie zostały dostarczone, a E&K wciąż nie zwróciła 50 mln zł zaliczki, którą dostała na zakup.
Po ogłoszeniu nominacji Cieszyńskiego, poseł Joński komentował: „Janusz Cieszyński to człowiek, który 14 kwietnia ubiegłego roku podpisał umowę na respiratory z handlarzem bronią i tego samego dnia przelał mu 160 milionów. Miało przyjść 1241 respiratorów, przyszło 200 i niekompletnych, brakuje na dziś jakieś 50 mln zł z odsetkami i karami plus 13 milionów VAT”.
Inni posłowie opozycji dodawali, że teraz Cieszyński będzie miał jeszcze większe pole do popisu. "Cieszyński w rządzie, kolejne spustoszenie budżetu gwarantowane" - pisał poseł Tomasz Trela.
Minister Zagórski kilka tygodni temu szacował, że w ramach środków z Nowego Polskiego Ładu na szeroko rozumianą cyfryzację rząd będzie chciał wydać w kolejnych latach nawet 40 miliardów złotych. O tym, na co pójdą pieniądze, będzie współdecydował Cieszyński.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.
Komentarze