Przeanalizowaliśmy piątkowy kompromis podpisany na Śląsku. Dokładniejsza lektura skłania do postawienia pytania: czy rząd w ogóle przeczytał ze zrozumieniem to, co podpisał?
Dokument został podpisany w piątek, 25 września 2020. Efektem porozumienia było odstąpienie kilkuset górników od podziemnej okupacji zakładów wydobywczych oraz odwołanie planowanej manifestacji w Rudzie Śląskiej.
Przed negocjacjami rząd zakładał zminimalizowanie roli węgla kamiennego w miksie energetycznym do 11 proc. już w 2040 roku, a górnicy chcieli gwarancji fedrunku do 2060 roku. W podpisanym dokumencie strony ustaliły, iż koniec śląskiego górnictwa - jeśli chodzi o kopalnie Polskiej Grupy Górniczej - nastąpi w 2049 roku. To jednak data, do której „dojechać” mają tylko dwie kopalnie - Jankowice i Chwałowice, będące dziś częścią zespolonej kopalni ROW.
Pytanie tylko,
co będzie się działo z węglem wydobywanym w latach 2040-2049, skoro finansowanie energetyki węglowej w Polsce jest możliwe tylko do 2040 roku. Do tej daty mamy zgodę UE na tzw. rynek mocy, czyli mechanizm, który pozwala płacić producentom energii elektrycznej
nie tylko za jej wytwarzanie, ale i gotowość do niego w szczycie - czyli w praktyce finansuje to nowe moce.
Dzięki temu zbudowane w ostatnim czasie bloki węglowe w Opolu, Kozienicach czy Jaworznie mają w ogóle jakąkolwiek rację bytu (elektrownie bowiem płacą krocie za emisję CO2, która jest coraz droższa - w piątek cena tony wynosiła 26,12 euro, a jeszcze około dwa-trzy lata temu ceny uprawnień wynosiły ok. 7 euro za tonę). Nie wiemy więc, co się będzie działo z polskim węglem wydobywanym po 2040 roku do 2049. Ale chyba nie to jest najbardziej zastanawiające w tym przedziwnym dokumencie.
Jak słusznie zwrócił uwagę Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapięcie.pl, jeden z punktów kompromisu jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. „Porozumienie rządu z górnikami na wejść w życie po uzyskaniu zgody Komisji Europejskiej na dopłaty z budżetu państwa do utrzymania wydobycia w nierentownych kopalniach do 2049. Drobny problem jest taki, że w UE nie ma przepisów, które by to KE umożliwiły...”.
Zgodnie z zapisami porozumienia, strona rządowa zadeklarowała, że wystąpi do Komisji Europejskiej o zgodę na pomoc publiczną, na finansowanie bieżącej produkcji, w celu zapewnienia stabilności funkcjonowania spółek węglowych. Jak słusznie zauważył Derski, nie ma nawet przepisów, które by to umożliwiły.
Wielkim sukcesem było wywalczenie w 2016 roku przedłużenia zgody na pomoc publiczną na zamykanie kopalń do 2023 roku.
Wcześniej, za czasów rządów PO-PSL, Komisja Europejska dawała jeszcze zielone światło na finansowanie inwestycji początkowych w górnictwie, czyli np. na nowe złoża. Ale Polska praktycznie z tej możliwości wówczas nie korzystała (w ostatnim roku przysługującej pomocy rząd zgodnie z prawem wsparł ówczesną Kompanię Węglową kwotą ok. 400 mln zł). PiS z kolei zamykając do końca 2016 roku kopalnię Makoszowy i tak uzyskał zgodę Komisji Europejskiej na dokończenie fedrunku przez ten zakład i pomoc publiczna w tej sprawie nie została zakwestionowana.
Ale ten, kto podpisał się w piątek pod porozumieniem zawierającym obietnicę finansowania nierentownych kopalń, albo nie zna unijnych przepisów, albo zrobił to celowo (mamy tam podpisy trzech ministrów i dziesięciu związkowców).
Idźmy jednak dalej. Do 15 grudnia 2020 ma zostać opracowany program dla sektora górniczego, który ma być przedstawiony Komisji Europejskiej, by ta wyraziła zgodę na udzielenie kopalniom pomocy publicznej. Cóż, program dla górnictwa miał być gotowy do końca września 2020, więc do dat nie należy się szczególnie przywiązywać. Równolegle ma zostać przygotowana umowa transformacji województwa śląskiego, nad którą prace ruszą w październiku.
Warto jednak przypomnieć, że kopalnie węgla kamiennego są również w Małopolsce (Janina w Libiążu oraz Brzeszcze) i na Lubelszczyźnie (Bogdanka), a górnicy z tych zakładów również chcieliby znać swoją przyszłość. Zdaje się jednak, że na razie zostali pominięci.
Kolejny ważny punkt to gwarancje pracy dla górników i pracowników przeróbki mechanicznej węgla - ci zatrudnieni w momencie podpisania dokumentu mają zagwarantowaną pracę do czasu uzyskania uprawnień emerytalnych. Gdzie mają się zamknąć protestujący nauczyciele i lekarze, by ich postulaty zostały spełnione? Byle nie w kopalni na dole, bo to niebezpieczne.
Dalej pojawia się wreszcie nazwa, która wzbudziła tyle emocji - Polityka Energetyczna Państwa do 2040 roku. I to jest punkt, który najbardziej wbija w ziemię.
Otóż ostateczny kształt (teraz mamy tylko założenia) Polityki Energetycznej Państwa będzie zależał m.in. od treści umowy społecznej regulującej funkcjonowanie sektora węgla kamiennego.
Tłumacząc na polski - to górnicze związki zawodowe ustalą ostateczny miks energetyczny na kolejne lata.
O planach zniesienia obliga giełdowego na Towarowej Giełdzie Energii chyba nie warto mówić. Miało ono uporządkować rynek energii, jego brak nie doprowadzi do ograniczenia importu energii, czego oczekują związkowcy, a tylko namiesza.
Kolejna sprawa to pełnomocnik. Tak jakby w tym rządzie pełnomocników było mało. Otóż będzie kolejny - do spraw transformacji terenów pogórniczych. Jeśli komuś się wydawało, że wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń w roli pełnomocnika ds. energetyki i górnictwa wystarczy, to już wiadomo, że nie.
Reszta punktów tego dokumentu to detale. Ale konstrukcja dokumentu też sporo mówi. Wiele punktów zaczyna się od słów „Rząd zobowiązuje się...” albo „strona społeczna zwraca się z wnioskiem...”.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na załącznik do porozumienia, który pokazuje harmonogram zamykania kopalń na Górnym Śląsku.
Bardzo ciekawy był w tym kontekście przekaz związków zawodowych mówiący, że „Ruda uratowana”, bo największa batalia toczyła się właśnie o tę kopalnię zespoloną w Rudzie Śląskiej (zakład skupia trzy kopalnie: Halemba, Bielszowice i Pokój). Jak w praktyce wygląda uratowana Ruda?
Wisienką na torcie jest deklaracja zakończenia eksploatacji Sośnicy w 2029 roku i pozyskania przez nią złóż kopalni... Makoszowy. Tak, tej zamkniętej w 2016 roku. Harmonogram zamykania kopalń jednak jest tak ogólny, że nie należy się do niego szczególnie przywiązywać.
Na koniec jednak warto podkreślić, że związkowcy znów postawili na swoim, choć rozrywają szaty nad trudnością tego porozumienia.
Po stronie społecznej siedzą wytrawni gracze, których pamiętam z czasu, gdy przyszłam do branży w 2007 roku. Po drugiej zaś ci, którzy dopiero tej gry się uczą.
Być może oni również powinni się dowiedzieć, że związkowcom nie chodzi jedynie o ratowanie miejsc pracy w kopalniach, ani też nawet o etaty związkowe w każdym z zakładów górniczych. Gros firm zaopatrujących kopalnie jest powiązana ze związkowcami. A wraz z upadkiem kopalń ten biznes również upadnie.
Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"
Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"
Komentarze