30 listopada to ostatni dzień na zmiany podatkowe, które mogą wejść w życie w przyszłym roku. KO obiecała kwotę wolną w wysokości 60 tys. zł, ale przedłużające się oczekiwanie na rząd Tuska nie jest jedynym problemem. Koalicja nie chce tej reformy. I ma dobre argumenty
„Kwota wolna 60 tys. zł? Na razie nie zaczął jeszcze działać rząd premiera Tuska. Zrobimy dokładny audyt, minister finansów przedstawi mapę drogową. Nasi koalicjanci mają wątpliwości, będziemy przekonywać. Na pewno nie będzie to pierwsza zrealizowana obietnica” – mówił 27 listopada w Radiu Zet Marcin Kierwiński.
„W sprawie kwoty wolnej w wysokości 60 tys. zł nasi koalicjanci mają wątpliwości, będziemy ich przekonywać” – dodawał polityk PO.
Możemy powiedzieć już z pewnością: kwota wolna w wysokości 60 tys. złotych nie będzie obowiązywała w 2024 roku. Na podstawie orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego ukształtowała się zasada, że ustawy podatkowe muszą mieć miesięczne vacatio legis. Żeby więc weszły w życie, muszą zostać uchwalone do 30 listopada. Na to nie ma dziś oczywiście szans.
Z pewnością nikomu w koalicji nie przyjdzie do głowy, by te zasady łamać. Już samo w sobie byłoby to zaskakujące i oburzające. A dodatkowo Trzecia Droga w swoich gwarancjach podatkowych miała zapisany następujący punkt:
„Wprowadzimy również zasadę, że wszystkie zmiany podatkowe będą uchwalane z co najmniej półrocznym wyprzedzeniem przed nowym rokiem podatkowym”.
Pamiętajmy, że była to obietnica Koalicji Obywatelskiej, a ta, choć jest w koalicji decydującą siłą, niczego nie może zrobić bez swoich koalicjantów.
Z tych wszystkich powodów kwotę wolną od podatku w wysokości 60 tys. zł zobaczymy najwcześniej w 2025 roku. A być może nigdy, a przynajmniej nie wcześnie i nie w formie zaproponowanej przez Koalicję Obywatelską.
Być może właśnie oglądamy pogrzeb jednej z najbardziej medialnych obietnic KO.
I warto sobie powiedzieć otwarcie: bardzo dobrze stanie się, jeśli ta propozycja nigdy nie wejdzie w życie.
Zacznijmy od tego, że nie jest to żadna przemyślana reforma polskiego systemu podatkowego. Była to prosta odpowiedź na to, co PiS zaproponowało w maju 2021 roku i wprowadziło od stycznia 2022 roku: kwota wolna od podatku w wysokości 30 tys. zł. W kampanii wyborczej przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi Donald Tusk pomnożył 30 przez dwa i tak powstała obietnica KO. Uproszczenie? Być może. Ale w trakcie długiej kampanii, a pomysł ten poznaliśmy już wiosną, nie usłyszeliśmy nic więcej na temat tego, dlaczego akurat tyle. Ani dlaczego w tak krótkim czasie powinniśmy kwotę wolną podnieść tak silnie.
Z ust Tuska padały raczej ogólniki w rodzaju:
"Potrzebujemy niższych podatków, praca w Polsce musi się znowu opłacać”.
Podstawowy problem z rozwiązaniem, które proponowała Koalicja Obywatelska jest taki, że uszczupla on wpływy podatkowe do budżetu państwowego i jednocześnie poprawia sytuację przede wszystkim tych, którzy i tak zarabiają już nieźle.
Dziś kwota wolna od podatku wynosi 30 tys. zł. To oznacza, że osoby, które zarabiają 2,5 tys. zł miesięcznie brutto przez cały rok, nie płacą żadnego podatku dochodowego. Osoba, która zarabia miesięcznie płacę minimalną, na wyższej kwocie wolnej według propozycji KO zyskuje, zgodnie z obliczeniami firmy analitycznej Grant Thorton, 43 złote miesięcznie. Natomiast osoba, która zarabia 5 tys. zł miesięcznie, zyska 188 zł, a taka, której zarobki wynoszą 7 tys. zł – 300 zł. To maksymalny możliwy zysk.
Według wyliczeń Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA koszt tej obietnicy dla finansów publicznych to 39,4 mld zł. Według ekonomistów CenEA korzyści dla gospodarstw domowych o niskich dochodach byłyby „bardzo ograniczone”. Gospodarstwa domowe z pierwszej, drugiej i trzeciej grupy decylowej (każda kolejna grupa decylowa to kolejne 10 proc. gospodarstw domowych w rozkładzie dochodu. Pierwsza grupa to 10 proc. najuboższych, dziesiąta – 10 proc. najbogatszych) zyskiwałyby mniej niż 100 zł, pierwsza nie zyskuje prawie nic. Im więcej się zarabia, tym więcej na kwocie wolnej 60 tys. zł się zyskuje. W przypadku dziewiątej grupy decylowej zysk przekracza natomiast 500 zł.
Czyli podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł w praktyce oznacza transfer pieniędzy do lepiej zarabiających. Ale wysokość tych transferów nie zmieni życia dobrze zarabiających gospodarstw domowych. Zyski są rozproszone, koszty dla państwa – ogromne.
Patrząc na ten problem jeszcze inaczej: nie mamy do czynienia z całościowym spojrzeniem na system podatkowy. Mechanicznie podnosząc kwotę wolną nie myśli się o tym, kto zyska i dlaczego. Ani o tym, jak pomóc najsłabszym. To reforma w stylu PiS: jedno, nośne hasło, które łatwo można sprzedać wyborcom. I transfery gotówkowe.
Takie podejście do reformowania podatków to dalsze psucie państwa.
I potencjalny problem, gdy wyborcom obiecało się dodatkowo, że nie będzie się pod żadnym pozorem podnosić podatków. A publiczna kasa potrzebuje pieniędzy.
Jest jeszcze jeden problem: samorządy.
Wpływy z PIT to bardzo istotna część dochodów samorządów. W 2019 roku było to 20,2 proc. Ale zmiany w podatkach i ciągłe ich obniżanie oznaczają spadki. W 2022 roku było to już 16,9 proc., w 2023 według szacunków ma wynieść 16,1 proc.
Piotr Polak, koordynator Komisji Unii Metropolii Polskich na kongresie Local Trends w kwietniu 2023 roku zaprezentował dane o dochodach własnych samorządu w ostatnich trzech latach.
Czyli pomimo dynamicznie rosnących pensji (od których odprowadzany jest podatek PIT) wartość wpływów spada. Silne podniesienie kwoty wolnej od podatku oznaczałoby dalsze spadki.
KO przekonywało, że ubytek zostałby samorządom zrekompensowany. Ale chociaż ustawa dotycząca kwoty wolnej w wysokości 60 tys. zł była gotowa, to kolejnej, uzupełniającej ubytki samorządów, nie zaprezentowano. A ubytki też trzeba z czegoś uzupełnić. W ten sposób tworzy się błędne koło.
Dziś żegnamy więc na jakiś czas pomysł dwukrotnego zwiększenia kwoty wolnej od podatku. I nikt nie powinien za nim płakać.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze