Posłowie błyskawicznie dostali zwrot 425 zł, które Kancelaria Sejmu błędnie potrąciła z ich uposażenia w styczniu. Ten kiks kancelarii pokazuje coś ciekawego i mało znanego: po Polskim Ładzie faktyczna kwota wolna dla posłów jest ponad dwa razy wyższa niż ta dla reszty obywateli
Wdrożenie Polskiego Ładu jest katastrofą – po ponad miesiącu funkcjonowania ustawy to truizm. O bałaganie związanym z wypłatami pisaliśmy już wielokrotnie, m.in. tutaj. Każdy dzień przynosi jednak coś nowego. W czwartek Onet jako pierwszy opisał sprawę zwrotów, które otrzymali posłowie. Na ich konto wpłynęły przelewy w wysokości 425 złotych.
Dla tych, którzy uważnie śledzą doniesienia związane z Polskim Ładem, ta kwota jest już dobrze znana. To wysokość ulgi zmniejszającej comiesięczną zaliczkę na podatek, która wiąże się z kwotą wolną od podatku w wysokości 30 tys. złotych rocznie. Dotychczas ulga wynosiła 46 złotych, więc była ledwo zauważalna w wypłatach. Po podniesieniu kwoty wolnej od podatku ulgi trudno nie zauważyć. Ta nagła zmiana jest źródłem wielu paradoksów, o których pisaliśmy w OKO.press.
Przepisy Polskiego Ładu są na tyle niejasne, że również w Sejmie mieli wątpliwości, jak je zinterpretować. Początkowo więc tych 425 złotych nie wypłacono.
"Na zmniejszenie wypłaty wpłynęło wyżej wspomniane nieodliczenie składki zdrowotnej od podatku oraz nieuwzględnienie – z uwagi na oczekiwanie na interpretację podatkową – kwoty wolnej od podatku. Następnie, po uzyskaniu interpretacji podatkowej, zgodnie z którą posłowie są objęci powszechnie obowiązującymi przepisami dotyczącymi kwoty wolnej od podatku, posłom — którzy pobierają uposażenie i wypełnili PIT-2 - naliczono ulgę w kwocie 425 zł" – czytamy w oświadczeniu Centrum Informacyjnego Sejmu.
Z doniesień medialnych wynika, że posłowie otrzymali pensje niższe od zeszłorocznych o 1-1,5 tys. złotych. Znaczna część tych pieniędzy wróciła do nich właśnie w postaci błyskawicznych zwrotów.
Zostaje związana Polskim Ładem niewielka obniżka płacy netto. Nie robi ona jednak posłom wielkiej krzywdy. Przypomnijmy: posłowie otrzymali w zeszłym roku ogromne – sześćdziesięcioprocentowe podwyżki. Sami przyznali sobie wzrost pensji z 8017 zł do 12 827 zł. Podniesiono też diety poselskie (do nich jeszcze wrócimy, bo są w tej historii kluczowe).
Wątpliwości, czy te 425 złotych należą się posłom, rozwiać miała indywidualna interpretacja dyrektora Krajowej Administracji Skarbowej. Kancelaria Sejmu wskazywała na sprzeczność — zgodnie z art. 12 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych nie uznaje się za pracownika posła. Natomiast zgodnie z ustawą z 9 maja 1996 roku o wykonywaniu mandatu posła i senatora w art. 27 uposażenie wraz z dodatkami traktowane jest jak wynagrodzenie ze stosunku pracy. Czy zatem zmniejszać zaliczkę na podatek stosownie do kwoty wolnej od podatku, która przysługuje pracownikom?
Wyjściowe stanowisko kancelarii brzmiało: w przypadku posłów kwota zmniejszająca podatek nie powinna być stosowana, pomimo złożenia oświadczenia na druku PIT-2.
W wydanej 24 stycznia a upublicznionej 4 lutego opinii dyrektor KAS nie pozostawił wątpliwości: Na gruncie przepisów ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych uposażenie poselskie stanowi przychód ze stosunku pracy, o którym mowa w ww. art. 12 ust. 1 tej ustawy. W konsekwencji dochód z tego tytułu jest opodatkowany według skali podatkowej. Innymi słowy: ich uposażenie też jest objęte nową kwotą wolną od podatku.
Posłowie zgłaszają jednak wątpliwości. Borys Budka napisał na Twitterze: "Merytorycznie wątpliwości co do w/w decyzji przedstawiają również eksperci, którzy wskazują, że wynagrodzenia posłów to są przychody z tzw. działalności wykonywanej osobiście, a więc powinny być rozliczane tak jak przy umowie zlecenia. To znaczy, że posłowie nie mają prawa do tych 425 zł co miesiąc. Mogą oczywiście ubiegać się o zwrot, ale za rok, przy rozliczeniu podatku z 2022 r.”.
Interpretacja indywidualna to narzędzie, które pozwala osobom prowadzącym firmę i księgowym rozstrzygnąć wątpliwości, czy przepisy podatkowe są przez nich stosowane prawidłowo. Kancelaria Sejmu otrzymała taką decyzję wyjątkowo szybko – szczególnie w momencie, gdy zapytań musi być bardzo dużo. Na stronach rządowych możemy przeczytać, że na odpowiedź można czekać nawet do trzech miesięcy.
W komunikacie CIS czytamy też, że wszystko jest w porządku, ponieważ zwrot ten jest normalną procedurą dla każdego pracownika, nie tylko w przypadku Sejmu.
„Konsekwencją takiej regulacji jest m.in. odprowadzanie od uposażeń – na identycznych zasadach, jakie dotyczą pensji otrzymywanych przez miliony Polaków – pełnych składek na ubezpieczenia społeczne oraz pełne opodatkowanie podatkiem dochodowym od osób fizycznych. Posłowie nie są w tym zakresie w żaden sposób uprzywilejowani w stosunku do pozostałych obywateli”.
Kancelaria próbuje tutaj osiągnąć jedno – zrównać posłów i posłanki z resztą pracowników w Polsce. Problem w tym, że ostatnie zdanie – o braku uprzywilejowania – nie jest prawdziwe.
Dlaczego? Kluczem do odpowiedzi są diety poselskie.
Diety zwykle przysługują pracownikom w delegacjach, podróżach służbowych. W przypadku posłanek i posłów jest inaczej, dieta wypłacana jest co miesiąc, niezależnie od kosztów, jakie ponoszą posłowie. Dlatego w praktyce to dodatek do pensji. Tymczasem dieta w większej części nie jest opodatkowana. Nie ma żadnej prawnej przeszkody, by traktować dietę jak swoje własne środki.
"Część posłów rzeczywiście traktuje to jako część uposażenia” – mówi nam posłanka klubu Lewicy i partii Razem Marcelina Zawisza – „Część wydaje to na rzeczy związane z prowadzeniem biura poselskiego, bo pieniądze z Kancelarii Sejmu bywają niewystarczające. Są tacy, którzy odkładają to na wybory. Ale to nadal jest wydatek własny, niezwiązany z pełnieniem funkcji".
Uposażenie poselskie wynosi w tym roku 12 826,64 złote brutto, dieta parlamentarna – 4 008,33 złotych brutto.
Razem z uposażeniem to łącznie 66 tys. złotych kwoty wolnej od podatku rocznie.
Warto w tym momencie wrócić do genezy 30 tys. złotych jako kwota wolna. Nikt nie przyznał tego wprost, ale nietrudno domyślić się, że PiS proponując to rozwiązanie, inspirowało się pomysłem Kukiz’15 z 2017 roku. Posłowie Kukiza proponowali wówczas, żeby kwota wolna wynosiła 30 451 złotych, by zrównać się z poselską kwotą wolną. Ta wynosiła właśnie tyle przez nieopodatkowane diety.
"To jest rozgrywka, projekt całkowicie nierealny, całkowicie odlotowy. Ale celem jest zbudowanie kapitału politycznego na dyskredytowaniu własnego parlamentu" - komentował z trybuny sejmowej poseł klubu PiS Tadeusz Cymański.
Posłanka Paulina Hennig-Kloska (wówczas Nowoczesna, dziś Polska 2050) zwracała wtedy uwagę, że proponowana przez Kukiz'15 zmiana spowodowałaby też znaczące podniesienie kwoty wolnej posłom. W stenogramie sejmowym czytamy: "...najbardziej kuriozalny jest fakt, że chcecie tak naprawdę tym projektem, gdyby iść waszym tokiem rozumowania, podnieść parlamentarzystom kwotę wolną do 60 902 zł (Poseł Tadeusz Cymański: Dokładnie tak). Dlaczego? Dlatego że podnosicie wszystkim obywatelom kwotę wolną do 30 451 zł, nie wykluczając z tego grona parlamentarzystów, a nie ruszacie w ogóle ustawy o wynagrodzeniu posła i senatora, w związku z tym ta kwota wolna 30 tys. zostaje taka, jaka jest. Summa summarum nic nie wyrównujecie, obywatelom podnosicie do 30 451 zł, a parlamentarzystom do 60 902 zł"
Cztery lata później PiS zaproponowało 30 tys. kwoty wolnej od podatku w Polskim Ładzie. W międzyczasie posłowie podnieśli sobie swoje uposażenia i diety. A na podniesieniu kwoty wolnej dla wszystkich i tak skorzystali. Dzięki temu teraz wynosi ona dla nich 66 tys. złotych.
Wbrew oświadczeniu CIS, nie jest tak, że "posłowie nie są w tym zakresie w żaden sposób uprzywilejowani w stosunku do pozostałych obywateli”.
„Diety - ok, ale powinniśmy je rozliczać. W tym momencie posłowie regularnie wyprowadzają pieniądze w kilometrówkach" - komentuje posłanka Zawisza.
"Jeżeli ktoś składa kilometrówkę, z której wynika, że przejechał pół Polski, to chciałabym zobaczyć zdjęcia z tych spotkań, na które pojechał. A teraz jest tak, że to się sprawdza tylko pod względem formalnym i wszystko jest akceptowane w ramach przepisowego limitu. Ja w zeszłym roku wydałam na taksówki 12 złotych, bo prawie zawsze robię to za dietę, uważam, że do tego są te pieniądze".
To wszystko jest zorganizowane na opak - mówi posłanka klubu Lewicy. "Dostajemy 17 200 złotych na prowadzenie biura, ale każdy zatrudnia ludzi tak, jak mu wygodnie. Są umowy o pracę i są śmieciówki. Można to przerzucić na Kancelarię Sejmu i ujednolicić formę zatrudnienia. Dodatkowo mamy darmowe przejazdy komunikacją publiczną w całym kraju i 7 tys. złotych rocznie na hotele. Dlatego to nie ma żadnego uzasadnienia, żebyśmy otrzymywali dodatkową kwotę wolną na diecie. Już podniesienie naszego uposażenia w 2021 roku uważam za skandaliczne. W Razem trzymamy się zasady trzykrotności płacy minimalnej. Reszta jest przez naszych posłów i posłanki oddawana na różne cele społeczne".
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze