0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot.Fot.

28 021

Przerażająca liczba martwych lub „zaginionych” na Morzu Śródziemnym od 2014 roku. Mówi się „zaginieni”, bo nikt nie może oficjalnie potwierdzić, jaki spotkał ich los. 28 021 opowieści o ludzkiej nadziei, które nie doczekały się szczęśliwego zakończenia. Nikt z nas nie usłyszy już ich treści. Ślady informacji o niektórych ludziach, którzy zginęli, można znaleźć jednak na małej włoskiej wyspie pośrodku Morza Śródziemnego.

7 IX 2015

Podobno nazywał się Yassin. Podobno pochodził z Erytrei, a w Libii został bezpodstawnie aresztowany i zamknięty w jednym z tamtejszych obozów. Podobno miał dziecko i żonę, którzy dotarli do Szwecji, chciał do nich dołączyć. Jedyne co wiemy na pewno, to że jego ciało odnaleziono tego dnia na Lampedusie.

QUI RIPOSA

Due taglie – wyjaśnił mi znajomy, pomagający dzieciom w ośrodku dla imigrantów. Tak mówi się po włosku jak coś ma dwa profile. Lampedusa rzeczywiście ma dwa profile. Jest jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych na Morzu Śródziemnym. Latem przyjeżdżają tu tysiące wczasowiczów, a wyspa zaczyna tętnić życiem. Pełno tu sklepów z pamiątkami, wakacyjnych domków na wynajem, hoteli i nastawionych na turystykę restauracji, a na każdej drodze można napotkać drogowskazy prowadzące w stronę najbliższej plaży.

Obok tego pięknego obrazu, w kontraście stoi drugi. Lampedusa jest najdalej na południe wysuniętym terytorium Włoch. Należy do regionu administracyjnego Sycylii, pomimo że dużo bliżej jest stąd do brzegów Tunezji, niż do Palermo czy Katanii. Ze względu na swoje położenie, od lat jest pierwszym fragmentem Unii Europejskiej, na którym stopę postawić mogą ludzie uciekający z Bliskiego Wschodu i Afryki Subsaharyjskiej.

Ludzie uratowani w tej części Morza Śródziemnego trafiają w jedno miejsce – prosto na Molo Favarolo, największy pomost w jedynym porcie na Lampedusie. „Dla ok. 80 proc. uchodźców docierających do Włoch, Lampedusa jest pierwszym spotkaniem z rzeczywistością europejską” – usłyszałem tu od jednego z pracowników Międzynarodowej Organizacja ds. Migracji ONZ.

Dysonans Lampedusy najlepiej zauważalny jest właśnie tutaj. Stojąc w odpowiednim miejscu na drodze przy Favarolo można jednocześnie obserwować ludzi opalających się na plaży Cala Guitgia i przybijające do portu łodzie guardia di finanza z uratowanymi na morzu uchodźcami.

Wyspa leży więc na granicy dwóch światów. Od lat stanowi centrum kryzysu uchodźczego, trwającego na Morzu Śródziemnym.

Od początku tego roku na Lampedusę przypłynęło ponad 50 tys. uchodźców. Dla opalających się na plażach wczasowiczów są oni jednak zupełnie niedostrzegalni. Pierwsze godziny na wyspie zaskoczyły nawet nas. Poszliśmy na spacer wokół portu i na główną ulicę Via Roma. Molo Favarolo wyglądało spokojnie, a wokół portu krzątali spokojnie mieszkańcy.

Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że legendy o martwych ciałach leżących u skalistych brzegów Lampedusy są jedynie powielanymi przez media opowieściami. Wyspa na pierwszy rzut oka zdawała się być po prostu wakacyjnym rajem, idealnym na reklamy agencji turystycznych.

Atmosfera zagęściła się wraz ze zmrokiem. Odległe odgłosy helikoptera sprowokowały mnie do pójścia na nocny spacer w stronę Favarolo. Na prostej drodze, co parę minut przejeżdżał pędzący w stronę pomostu samochód. Przyspieszyłem kroku i po chwili zobaczyłem z oddali ludzi. Połyskujące z oddali złote sylwetki wybijały się pośród zaparkowanych przy Favarolo radiowozów. Już stąd mogłem rozróżnić uchodźców od miejscowych. Nie dlatego, że różnią się jakoś specjalnie od Europejczyków. Europejczycy po prostu nie są owinięci złotymi kocami termicznymi.

Podbiegłem bliżej i zobaczyłem twarze. Kobiety, mężczyźni, dzieci – wszyscy bardzo młodzi, z napięciem w oczach. Jeden chłopak trzymał na ręku złote zawiniątko. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to niemowlę. Na molo nie wolno wchodzić, więc usiadłem na murku obok i po raz pierwszy zobaczyłem rutynowy proces przyjmowania ludzi na Lampedusie.

Łódź pomalowana na biało i niebiesko, leżąca na skałach na wyspie.
Jedyna zniszczona łódź pozostawiona na południowym brzegu wyspy. Leży na skałach, niczym pomnik, od lat nieruszona przez żadnego mieszkańca. W tle jedyny port na Lampedusie. Fot. Józef Rostkowski

29 IX 2000

Niezidentyfikowany migrant.

QUI RIPOSA

Przez następne dni z przerażeniem zauważyłem, jak proste stało się dla mnie siedzenie w tym miejscu. Przy molo stoi wielka rzeźba rybaka. Jeśli dobrze się usadowić, można nawet schronić się w jej cieniu przed rażącym słońcem. Codziennie przyjeżdżał ten sam autokar, czasami także karetka. Twarze tych samych policjantów, wolontariuszy i lekarzy stały się codziennością.

Uchodźcy badani są jeszcze przed wyjściem na ląd. Otrzymują wodę i pierwszą pomoc, a następnie szybko wsadzani są do autokaru. Większość z nich jest w ciężkim szoku po podróży. Ze względu na warunki, w jakich płyną, wszyscy zagrożeni są hipertermią, więc od razu owinięci zostają w złote koce termiczne.

Do molo Favarolo prowadzi mała uliczka, na której postawiono parę ławek obok smukłego posągu rybaka. Przy wjeździe na molo stoi mały budynek z wielkim napisem: Proteggere le persone, non i confini (Chrońmy ludzi, nie granice). Z uwagi na to, że dziennikarzom nie wolno podchodzić bliżej, większość z nich wdrapuje się na budynek z kamerami i tam obiera punkt obserwacyjny.

Za każdym razem, kiedy do molo dobija statek z uchodźcami, na molo pojawiają się ci sami wolontariusze z wyspy. Przywożą wodę i podstawowe produkty, które mogą okazać się niezbędne. Na ich twarzach tylko spokój. Wiedzą co trzeba zrobić, jak pomóc, jaka jest ich rola w systemie. Wyobrażam sobie, że na molo musieli być już setki razy.

– Istnieje coś w rodzaju milczącej umowy pomiędzy wszystkimi – powiedziała mi dziewczyna pomagająca dzieciom uchodźców na wyspie. – Policja, carabineri, straż przybrzeżna, przedstawiciele ONZ, organizacje pozarządowe, a nawet miejscowi wolontariusze – wszyscy wiedzą, że potrzebujemy siebie nawzajem i musimy sprawnie współpracować.

Procedury są tak zorganizowane, że mogą je zobaczyć tylko ci, którzy o nich wiedzą. Gdybyśmy przyjechali na Lampedusę jako turyści, wyjechalibyśmy, nie wiedząc, co tu się odbywa. Na wyspie nazywają to „modelem Lampedusy”. Przyjęcie uchodźców przebiega niezwykle szybko i sprawnie. W ciągu tygodnia przez wyspę potrafi się w niezauważalny sposób przewinąć się nawet parę tysięcy osób.

Przeczytaj także:

25 V 2011

Około 2 mile na południe od Lampedusy członkowie straży przybrzeżnej odnaleźli ciało mężczyzny w wieku pomiędzy 25 a 30 lat.

QUI RIPOSA

Każdy uchodźca, który zostanie uratowany w tej części Morza Śródziemnego, trafia do Lampedusa HotSpot. To właśnie do niego pędzą autokary z Molo Favarolo. Ośrodek dla uchodźców znajduje się w kotlinie na pustkowiu obok portu. Prowadzi do niego długa i kręta droga Contrada Imbriacola, która cała usiana jest śladami ludzkich tragedii. Trasę wyznaczają rozwiane przez wiatr skrawki koców termicznych połyskujących w zielonej trawie.

Sam ośrodek składa się z sześciu małych budynków, wąsko owiniętych przez wysokie metalowe ogrodzenie. Na wzgórzach wokół znajdują się cztery małe drewniane posterunki, w których na straży stoją wojskowi obserwujący z góry zamkniętych w ośrodku ludzi. Za każdym razem, kiedy zbliżaliśmy się do nich, uprzejmie prosili nas o legitymacje prasowe, po czym tłumaczyli, że możemy bez obaw chodzić dookoła ośrodka po wąskiej piaszczystej dróżce, ale żebyśmy nie zbliżali się do ogrodzenia, bo może włączyć się alarm.

Najbardziej zapadły mi w pamięć dźwięki. Kiedy pierwszy raz zbliżaliśmy się do ośrodka, pośród spokojnych pagórków Lampedusy, nagle usłyszeliśmy miejski zgiełk, niczym z centrum Warszawy. Tego dnia bowiem na paruset metrach kwadratowych było prawie 3500 osób. Na ziemi wokół ogrodzenia widać było góry śmieci, które ktoś przerzucił przez płot, bo ewidentnie nie mieściły się już pośród śpiących na ziemi kobiet, mężczyzn i dzieci. Wewnątrz ogrodzenia każdy skrawek ziemi osłonięty przez cień, jaki rzuca parę drzew w ośrodku, był zajęty przez ludzi.

Do ośrodka nie wpuszcza się dziennikarzy, więc moja wiedza o warunkach panujących wewnątrz budynków opiera się tylko na zasłyszanych opowieściach. W całym ośrodku znajduje się zaledwie 400 łóżek i parę łazienek w stanie nie do użycia. W ośrodku przebywa jednorazowo od tysiąca nawet do czterech tysięcy uchodźców.

Rozmowy z osobami zamkniętymi w środku są możliwe, choć źle widziane przez straże. Podczas kilku wizyt udało nam się przeprowadzić parę krótkich rozmów z ludźmi wyglądającymi przez okna budynków albo siedzącymi przy ogrodzeniu. Zazwyczaj to oni zaczepiali nas, żeby o coś zapytać. O co prosili? Paru Tunezyjczyków zapytało mnie, czy mogę przerzucić im przez płot paczkę papierosów. Po włosku mówili lepiej niż ja. Innego razu chłopak z Erytrei poprosił, żebym chociaż na chwilę udostępnił mu internet.

Zazwyczaj udawało nam się dowiedzieć tylko, skąd są – z Tunezji, Erytrei, Nigerii, Gambii. Jeden z młodych Tunezyjczyków, z którym udało nam się pogadać dłuższą chwilę, w odpowiedzi na pytanie, jak dodarł na Lampedusę pokazał nam po prostu wytatuowaną na swoim ramieniu łódź przepełnioną ludźmi.

Postaci ludzi stojących nocą na nabrzeżu, w tle burta statku.
Kolejka uchodźców oczekujących na transport na Sycylię. Tego dnia tysiąc osób opuściło przeludniony ośrodek na Lampedusie, aby w ciągu następnych tygodni trafić do podobnych placówek w całych Włoszech. Fot. Józef Rostkowski

7 VI 2008

Ciało kobiety w wieku pomiędzy 30 a 40 lat zostało znalezione przez członków Guardia di Finanza około 5 mil od Capo Ponente.

QUI RIPOSA

Kilka miesięcy po moim powrocie z Lampedusy, europejska komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson odwiedziła tamtejszy ośrodek dla imigrantów. „To nie jest wyzwanie samych Włoch, ale całej Europy. Nie jesteście sami!” – mówiła podczas swojej wizyty.

Parę dni później w okolicach wyspy odnaleziono kolejne martwe ciało, tym razem 4-letniego chłopca. Wizyta Johansson miała być pokazem solidarności Unii Europejskiej z mieszkańcami wyspy, która od lat funkcjonuje jako brama Europy. W ostatnich miesiącach bowiem coraz więcej osób próbuje przedostać się z Bliskiego Wschodu przez Morze Śródziemne, a trasa migracyjna, którą zmuszeni są obrać, jest uznawana za najniebezpieczniejszą na całym świecie.

Patrząc na suche liczby opisujące kolejne tragedie na Morzu Śródziemnym łatwo zapomnieć, że każda z nich reprezentuje ludzkie życie. Na Lampedusie do osobistych historii uchodźców jest znacznie bliżej. Na wschodniej części wyspy znajduje się Cimitero Vecchio di Lampedusa – jedyny cmentarz komunalny na Lampedusie. Pochowani są na nim przodkowie mieszkańców wyspy. Dzięki wysiłkom lokalnych władz, pośród grobów mieszkańców, miejsce spoczynku znaleźli tu także uchodźcy, którzy zginęli w okolicach wyspy. Już przy bramie przeczytać można tablicę, która głosi:

ZA NIEZNANYCH

NIEZNANI NIE PŁACZĄ

Nieokreślona liczba kobiet i mężczyzn, którzy zginęli podczas próby przedostania się do Europy przez Morze Śródziemne, jest pochowana na tym cmentarzu. Była to dla nich jedyna droga do znalezienia szansy na przyszłość.

Niemal wszystkie grobowce nie mają imion, a jedyne informacje, jakie udało się zachować z historii tych ludzi, to okoliczności ich śmierci lub odnalezienia ich ciał.

Ale wszyscy żyli. Radowali się i cierpieli, mieli nadzieje i walczyli, a ktoś na nich czekał i płakał”.

Grobowce na Cimitero Vecchio di Lampedusa przypominają małe zlepione ze sobą budynki. Tworzą coś w rodzaju labiryntu pośród murów ogradzających cały teren. Przechadzając się pośród wysokich grobów mieszkańców, łatwo można rozpoznać małe płaskie nagrobki uchodźców. Wyróżniają się prostotą i stylem. Na większości z nich namalowano kolorowy obrazek łódki na morzu, często z symbolem ręki trzymającej pióro. Każdy grób zawiera tak dużo informacji o zmarłych, jak tylko to możliwe – oszacowany wiek i region pochodzenia, okoliczności i datę śmierci, czasem zdarza się nawet imię.

Ogrodzony teren ośrodka dla uchodźców, ludzie noszą worki ze śmieciami
Mieszkańcy ośrodka dla imigrantów pomagający przy wywozie góry śmieci. Po lewej rozłożone koce termiczne, na których śpią ludzie, który nie mieszczą się wewnątrz budynków. W tle jeden z czterech posterunków wojskowych rozstawionych wokół ogrodzenia. Fot, Józef Rostkowski

2 VI 2008

Ciało kobiety prawdopodobnie pochodzenia subsaharyjskiego odnaleźli członkowie straży przybrzeżnej niedaleko plaży Cala Maluk.

QUI RIPOSA

Groby różnią się jedynie datą. Wbrew temu, jak media przedstawiają zjawisko migracji, kryzys trwa nieprzerwanie od ponad 20 lat. Dla Lampedusy „stan nadzwyczajny” ogłoszony na początku roku przez rząd włoski wydaje się niedorzeczny.

– Właśnie to mnie tak wścieka w odbiorze uchodźców we Włoszech – powiedział mi pracujący na Lampedusie działacz IOM (Międzynarodowa Organizacja ds. Imigracji). – W zeszłym roku do Włoch w ciągu 3 miesięcy przybyło 120 tys. osób z Ukrainy. Nikt nie krzyczał wtedy o inwazji i kryzysie. Teraz w ciągu czterech miesięcy przybyło 40 tys. i nagle mamy stan wyjątkowy – z poirytowaniem wzruszył ramionami. – Nie zrozum mnie źle – to jest kryzys humanitarny – ludzie umierają na morzu każdego dnia i potrzebujemy sprawnych działań. Ale to nie jest nagła ani nowa sytuacja”.

Zamiast sprawnych działań, nowo wybrany rząd Giorgii Meloni postanowił rozpocząć kampanię utrudniania pracy organizacjom ratującym ludzi na morzu. Po wprowadzonych w styczniu regulacjach nie mogą już one kontynuować misji ratowniczych, gdy wezmą na pokład pierwszych rozbitków. Statek musi teraz niezwłocznie udać się do wyznaczonego portu i nie może szukać innych osób w okolicy.

W maju Parlament Włoch uchwalił także kolejne prawo ograniczające możliwości ubiegania się o azyl w kraju. Wszystko to w imię „bezpieczeństwa granic”, które stało się jednym z filarów budowy kapitału politycznego rządzącej od ubiegłego roku kolacji pod przewodnictwem Fratelli d'Italia (Bracia Włosi).

5 VIII 2011

Do portu na Lampedusie przypłynęła łódź z 370 osobami. Na pokładzie znaleziono martwe ciało młodego mężczyzny w wieku około 25 lat, prawdopodobnie pochodzenia subsaharyjskiego.

QUI RIPOSA

Sytuacja państw południa Europy nie jest łatwa. Ze względu na swoje położenie geograficzne, kraje takie jak Grecja, Hiszpania, czy właśnie Włochy, nieproporcjonalnie w stosunku do innych państw europejskich, obciążone są procedurami przyjmowania uchodźców przybywających do Unii. Solidarność, o której mówią przedstawiciele KE, w praktyce nie istnieje.

Unia Europejska nie ustanawia żadnych standardów dotyczących przyznawania azylu ofiarom naruszeń praw człowieka.

W traktatach UE powiela się jedynie standardy Konwencji Genewskiej, która jednak od lat nie spełnia już swojej roli (w zeszłym roku zaledwie 12 proc. osób, które złożyły wniosek o ochronę, zostało przyjętych przez Włochy na podstawie prawnego statusu uchodźcy.

Brakuje także jakiejkolwiek współpracy w zakresie skutecznej integracji przyjętych osób, która jest konieczna zarówno dla ich dobra, jak i z uwagi na kryzys demograficzny w Europie. Dane włoskiego Ministerstwa Gospodarki i Finansów wskazują, że gdyby imigracja wzrosła o 33 proc. w ciągu następnych 50 lat, dług publiczny we Włoszech mógłby zostać obniżony o ponad 20 proc.

Wszystko to sprawia, że uchodźcy są grupą ludzi, których prawa człowieka są najgorzej chronione w Europie.

– Dzisiaj rano straż przybrzeżna przywiozła 46 osób uratowanych na morzu oraz ciało martwej kobiety. Zginęła w trakcie akcji ratunkowej. Była pierwszą osobą, która zauważyła łodzie ratowników. Podróżowała wraz ze swoim siostrzeńcem, dla którego najwyraźniej była niczym matka. Chłopak nadal jest w szoku – dowiedziałem się podczas rozmów w porcie na Lampedusie.

Nowe regulacje, o których dyskutują obecnie państwa UE, są zarówno krokiem naprzód jak i krokiem w tył. Z jednej strony rozwój polityki relokacji może w przyszłości przyczynić się do naprawy naruszonego na wielu poziomach systemu dublińskiego. Z drugiej natomiast UE nadal koncentruje się na sposobach pozbywania się uchodźców ze swojego terytorium. Wciąż brakuje także jakichkolwiek działań skoncentrowanych na ustanowieniu wspólnej europejskiej misji ratunkowej na Morzu Śródziemnym czy konstruktywnej dyskusji o wspomnianej wyżej integracji.

– Nikt w Europie nie myśli o migracji długoterminowo. Politycy widzą przed sobą tylko następne wybory, a jedyne co się liczy, to reelekcja – usłyszałem w rozmowie z pracownikiem IOM w porcie na Lampedusie.

1 VIII 2011

Dwie jednostki lokalnej straży przybrzeżnej odnalazły łódź, o długości około piętnastu metrów, która wypłynęła z Libii. Chwilę przed Lampedusą silnik łodzi przestał działać, a rozbitkowie zostali przeniesieni na pokład jednostek patrolowych. 271 osób, w tym 36 kobiet i 21 dzieci zostało uratowanych. W ładowni znaleziono ciała 25 osób, które udusiły się pod pokładem podczas przeprawy. Sześcioro z nich spoczywa tutaj.

QUI RIPOSANO

Podczas swojej wizyty na Lampedusie Ylva Johansson spotkała się także z włoskim ministrem spraw wewnętrznych Matteo Piantedosim. Wbrew temu, co stwierdził włoski minister, nie była to pierwsza wizyta przedstawiciela KE na wyspie. W tym roku mija dziesiąta rocznica tragedii 3 października, kiedy to niedaleko Lampedusy zginęło 368 osób podczas katastrofy statku uchodźców. Na pogrzebie ofiar pojawił się ówczesny Przewodniczący Komisji Europejskiej José Barroso, który podkreślił, że „wyzwania stojące przed Lampedusą i Włochami są wyzwaniami europejskimi”. Stwierdził też, że „tego typu tragedia [...] nigdy więcej nie powinna się powtórzyć”.

Jak wiemy dzisiaj, od tego czasu zasadniczo nie zmieniło się nic, a kolejne tragedie, którym można zapobiec, rozgrywają się na naszych oczach każdego dnia. W 2014 roku koło Malty zginęło ponad 500 uchodźców. 28 października 2015 roku nieopodal greckiej wyspy Lesbos zatonęła łódź, na której płynęło ponad 300 osób. Niecały rok później odnaleziono ponad 200 martwych ciał po katastrofie u wybrzeży Egiptu.

Każdy rok przepełniony był kolejnymi tragediami, których nie sposób zliczyć. Rok 2023 okazał się jednak gorszy, niż moglibyśmy przypuszczać. Pod koniec lutego u wybrzeży Kalabrii zginęło prawie 100 osób, w tym około 20 dzieci. 14 czerwca, kiedy świat medialny zajęty był poszukiwaniami zaginionych koło wraka Titanica turystów, u wybrzeży Grecji zatonęła łódź, na pokładzie której znajdowało się ponad 700 uchodźców. Natomiast na początku lipca zginęło ponad 40 osób, gdy w okolicach Lampedusy rozbiły się dwa statki uchodźców.

28 021 to liczba przerażająca. Nie można przy niej jednak postawić kropki. Odzwierciedla bowiem jedynie część faktów z przeszłości, zupełnie nie uwzględniając przyszłości. Już dziś wiemy, że kolejne tragedie na Morzu Śródziemnym są jedynie kwestią czasu. Na cmentarzu na wyspie pojawią się kolejne groby.

Patrząc na całokształt polityki europejskich państw i ich podejścia do kryzysu na Morzu Śródziemnym, mimowolnie przychodzi na myśl fragment książki Jarosława Mikołajewskiego o Lampedusie „Wielki Przypływ”. „Odnoszę wyrażenie, że tak naprawdę zależy nam jedynie na tym, by ratować nie ludzi, tylko własne sumienia” – powiedział polskiemu poecie lokalny artysta i buntownik z Lampedusy Giacomo Sferlazzo.

Analiza prawna: Karolina Wereszczyńska

Pomoc organizacyjna: Michał Szyszko

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Komentarze