W umowie koalicyjnej rządzący obiecali wyłączenie 20 proc. cennych obszarów leśnych z wycinki, a także przywrócenie społecznej kontroli nad lasami. Nie uda się tego jednak dokonać jedną decyzją – możliwe, że zreformowane będą musiały zostać Lasy Państwowe
Jeszcze w trakcie formowania koalicji zwracaliśmy uwagę, że dla przyszłych rządzących lasy mogą być jednym z ważniejszych tematów. Znalazło to potwierdzenie w umowie koalicyjnej, gdzie ochronie lasów został poświęcony obszerny akapit. Z zadowoleniem przyjęli to przyrodnicy i aktywiści, którzy przed wyborami zachęcali między innymi do wyłączenia 20 proc. polskich lasów z wycinki. Treść umowy koalicyjnej wskazuje na to, że do polityków dotarł ten postulat. Jak dokładnie brzmi „leśny” punkt dokumentu?
„20 proc. najcenniejszych obszarów leśnych zostanie wyłączone z wycinki, eksport nieprzetworzonego drewna zostanie ograniczony, a drewno będzie służyć przede wszystkim polskim przedsiębiorcom. Wprowadzimy zakaz spalania drewna w energetyce zawodowej. Ustanowimy społeczny nadzór nad lasami oraz wdrożymy program odnowy bagien i torfowisk. W porozumieniu z lokalnymi społecznościami zwiększymy powierzchnię parków narodowych” – czytamy w umowie parafowanej przez Koalicję Obywatelską, Lewicę i Polskę 2050.
Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że postulatom koalicji można jedynie przyklasnąć. Rzeczywisty stopień ochrony lasów będzie jednak zależał od tego, jak ministerstwo i parlamentarzyści potraktują te postulaty, które można łatwo rozwodnić. Taki scenariusz można wyobrazić sobie przy presji Lasów Państwowych na utrzymanie dotychczasowych zasad korzystania z lasów.
Te w wielu przypadkach nad korzyścią dla przyrody stawiają możliwość zysku ze sprzedaży drewna. W teorii określające zasady wyrębu Plany Urządzenia Lasu mają być konsultowane ze stroną społeczną, a procedury według leśników działają bez zarzutów. Faktycznie duża swoboda działania Lasów Państwowych prowadzi jednak do wycinki we wrażliwych ekosystemach, które według ekspertów powinny być objęte najwyższym stopniem ochrony. Jest tak w Puszczy Białowieskiej (apele o objęcie całego jej obszaru słychać od wielu lat) i projektowanym Turnickim Parku Narodowym w Puszczy Karpackiej (gdzie leśnicy tną na potęgę, a nietknięty piłami obszar może niedługo być zbyt mały, by wyznaczyć tam park).
Aktywiści i przyrodnicy biją się o informacje dotyczące planów leśników. Udział strony społecznej w decyzjach o środowisku i prawo do dostępu do danych o lasach powinien być tu podstawą – twierdzi Marta Jagusztyn z Fundacji Lasy i Obywatele.
„Lasy Państwowe systemowo łamią prawo obywatelek i obywateli do informacji. Nie jest możliwe branie udziału w decyzjach o lasach ani występowanie do sądu, jeżeli nie mamy dostępu do pełnej informacji” – mówi nam Jagusztyn. – „Jako fundacja wygraliśmy już z Lasami Państwowymi ponad 50 spraw o dostęp do informacji w sądach administracyjnych, również w Najwyższym Sądzie Administracyjnym. Z orzeczeń sądów wynika jasno, że Lasy Państwowe bezprawnie odmawiają społeczeństwu dostępu informacji”.
Jak dodaje, leśnicy najczęściej nie biorą pod uwagę uwag strony społecznej przy ustalaniu planów urządzania lasu – mimo że poprzedni wiceminister klimatu Edward Siarka twierdził, że przyjmowanych jest ponad 90 proc. z nich. W ten sposób odpowiedział na wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który uznał, że Polska utrudnia życie aktywistom, nie pozwalając zaskarżać planów w sądzie.
„Wiem, że tych wniosków jest przyjmowanych znacznie mniej. Zadałam sobie trud przekopania się przez dokumentację” – mówi nam Jagusztyn. „W świetle sprawdzonych przez nas danych były wiceminister w oficjalnym piśmie zasadniczo minął się z prawdą”.
„Wyrok TSUE musi być zrealizowany. Obecnie, nawet jeżeli plan urządzenia lasu jest niezgodny z prawem, to my czy jako obywatele, obywatelki, czy jako organizacja społeczna nie możemy tegozaskarżyć w sądzie administracyjnym. I to jest naprawdę kuriozum” – przekonuje Jagusztyn. – „Obywatele, obywatelki też powinni mieć prawo do zaskarżenia PUL-u, jeżeli wydaje się, że jest niezgodny z prawem, do sądu administracyjnego. Powinniśmy móc wykazać szeroko rozumiany interes prawny, by nie chodziło jedynie o bardzo konkretne przypadki. Przecież w moim interesie jest również to, żeby Puszcza Karpacka była zachowana, i powinnam móc oprzeć się na takim postulacie, wskazując swój interes. Puszcza Karpacka to nasze wspólne dziedzictwo narodowe” – podkreśla aktywistka.
Leśnicy z pewnością będą naciskali na złagodzenie zapisu umowy koalicyjnej lub zinterpretowanie go w sposób, który nie wpłynie znacząco na ich pracę.
W jaki sposób można będzie nagiąć jego postanowienia?
Przede wszystkim pierwszą część zapisu można zrozumieć na dwa sposoby.
We wszystkich programach partii koalicji mowa była o 20 proc. ogółu powierzchni lasów, dlatego należy spodziewać się, że nowa władza będzie chciała utrzymać swoje postulaty. Warto jednak trzymać polityków za słowo i uprzedzać ich ruchy, jeśli byliby skłonni ugiąć się pod presją.
Wątpliwości budzi też definicja lasu „najcenniejszego”. Lista rodzajów lasu wyłączonego spod wycinek może być ograniczana i poszerzana – zależnie od tego, które z jego kategorii zostaną wzięte pod uwagę i tego, jaką wartość widzimy w lesie.
„Rządzący deklarują, że chcą wyłączyć z wycinki 20 proc. najcenniejszych lasów. Tylko o które lasy chodzi? Na lasy w Polsce składają się tereny zarządzane przez Lasy Państwowe, to jest 7 121 400 hektarów. Poza tym mamy lasy prywatne, a także tereny leśne, które nie są zarejestrowane geodezyjnie jako lasy. Razem to około 10 mln hektarów. Trudno powiedzieć, czy bierzemy pod uwagę wszystkie te tereny, czy np. jedynie obszar należący do Lasów Państwowych” – mówi nam Jagusztyn.
Ważne jest jednak również to, jakie będą kryteria wyróżniające lasy trafiające pod ochronę. Jak przekonuje aktywistka, ich wartość nie ogranicza się jedynie do zapewniania siedlisk gatunkom zwierząt czy występowania w nich okazów rzadkiej roślinności. Chodzi również o tak zwane „usługi ekosystemowe” świadczone przez lasy. Lasy chronią nas przed skutkami zmiany klimatu, na przykład ograniczając suszę. Na zalesionych obszarach woda utrzymywana jest dłużej, wolniej też spływa z terenów górzystych, dzięki czemu rośnie poziom wód gruntowych.
Między innymi dlatego wyłączanie lasów z wycinki może się zwyczajnie opłacać.
Tam, gdzie wytniemy drzewa, może być konieczna budowa dodatkowych zbiorników retencyjnych – a to przecież koszty. Las rosnący wokół terenu zabudowanego chroni też przed wichurami i filtruje powietrze z zanieczyszczeń. Stanowi też miejsce rekreacji, pomaga mieszkańcom w utrzymaniu zdrowia fizycznego i psychicznego. Są też ważne dla turystyki
„Brak zrębów przekłada się bezpośrednio na pożytki dla społeczności, lokalnych biznesów oraz na wpływy i oszczędności dla kasy państwa. W obejmowaniu obszarów leśnych ochroną można też wziąć pod uwagę klasy lasów ochronnych, znajdujących się w zarządzie LP, w których funkcja gospodarcza nie powinna być wiodąca” – mówi nam Jagusztyn.
”Istnieją lasy wodochronne, uzdrowiskowe, glebochronne, uszkodzone przez przemysł, podmiejskie, obronne, czynne ostoje zwierząt na stałych powierzchniach badawczych, cenne przyrodniczo i nasienne” – wymienia aktywistka.
Wszystkie lasy ochronne mają powierzchnię niemal 4 mln hektarów. „Najistotniejsze wydają się lasy wodochronne, podmiejskie, uzdrowiskowe. Być może warto wziąć je pod uwagę w pierwszej kolejności. Mamy też w Polsce zidentyfikowane setki miejsc, gdzie lokalne społeczności z różnych powodów interweniują, bo chcą zachowania fragmentów lokalnych lasów. W tych miejscach też powinna istnieć niezależna od Lasów Państwowych procedura dająca możliwość zatrzymania wycinek” – twierdzi aktywistka.
„W pierwszej kolejności do głowy przychodzą jednak kwestie bioróżnorodności. Możemy stworzyć sieć nowych rezerwatów. W Polsce Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska przez ostatnie lata bardzo, bardzo niechętnie te rezerwaty tworzyły. Znam przypadki aktywistów, aktywistek, którzy przy pomocy naukowców sporządzili bardzo rzetelną dokumentację, a wnioski im bezpardonowo odrzucano” – zauważa aktywistka.
Dlatego entuzjazm wywołują nawet pojedyncze przypadki powołania nowego rezerwatu – jak w przypadku rozlewisk Gęsiego Bastionu nad Odrą, które otrzymały ten status w 2023 roku. Z wycinki można też wyłączyć obszary parków narodowych, których powierzchnię koalicja – co potwierdziła niedawno ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska – obiecała powiększyć.
Innym wyjściem może być pójście przykładem FSC – organizacji certyfikującej zrównoważoną wycinkę drewna. Organizacje nadzorujące lasy (w tym do niedawna również Lasy Państwowe) mają obowiązek utrzymywania tak zwanych „lasów referencyjnych”, wyłączonych z pozyskiwania drewna. Dzięki nim można ocenić, w jakiej kondycji jest leśna fauna i flora i na ochronę których jej elementy trzeba zwrócić szczególną uwagę. Z certyfikatu FSC w 2023 roku rezygnowały kolejne Regionalne Dyrekcje LP, nie przedłużając umów z organizacją. Wycofujemy się z nich, bo możemy, i tniemy, bo możemy – brzmiały w dużym skrócie wypowiedzi leśników wyjaśniających ten ruch.
Wreszcie w ustanowieniu zakazu wycinki pomóc może wyznaczenie parku narodowego. Powiększenie ich powierzchni również znalazło się w umowie koalicyjnej.
Należy jednak pamiętać, że samo objęcie terenu parkiem nie uniemożliwia cięcia – choć dla wielu może być to zaskakujące. Od 2015 do 2022 roku na obszarach objętym najwyższym stopniem ochrony wycięto drzewa, z których drewno przyniosło parkom narodowym 255 mln zł przychodu (dane zebrał Michał Stasiak, przewodniczący partii Zielonych z Poznania – jego ustalenia opisuje w „Gazecie Wyborczej” Aleksander Gurgul). Parki podają różne uzasadnienia tych wycinek, od technicznych (utrzymanie szlaków czy parkingów dla turystów) po przyrodnicze (przyspieszone „unaturalnienie” dawnych lasów gospodarczych). W wielu przypadkach budzą one jednak zastrzeżenia przyrodników. Przy właściwej obsadzie dyrekcji parków i regionalnych organów ochrony środowiska można ograniczyć skalę wycinki.
Ważna będzie też realizacja rządowego postulatu włączenia pod ochronę nowych terenów. W tej chwili parki narodowe stanowią zaledwie jeden procent powierzchni kraju. Według Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze istniejące należy je powiększyć o łączny obszar ponad 166 tys. ha, co stanowi ok. 0,53 proc. powierzchni kraju. Ponadto należy utworzyć 25 nowych parków narodowych o łącznej powierzchni ponad 483 000 ha – 1,55 proc. powierzchni kraju. To propozycja, która trafiła na początku grudnia na biurka rządowych oficjeli.
“W Polsce chronimy 40 proc. powierzchni kraju, ale tego nie widzimy, bo formy ochrony są z reguły słabe. Na przykład parki krajobrazowe są duże, ale mają małe uprawnienia. Powinniśmy je zwiększyć, a wszyscy na tym zyskamy, bo przyroda jest naszym wspólnym dobrem” – mówi Piotr Klub z FDP.
Jako przykład fasadowości parków krajobrazowych Klub podaje, że dyrektor danego parku krajobrazowego nie jest z automatu stroną w postępowaniach administracyjnych, które mogą mieć wpływ na obszar parku. Musi się o ten status ubiegać. Zdarza się, że dyrekcje parków krajobrazowych nawet nie wiedzą, że toczą się postępowania np. w sprawie inwestycji na terenach parkowych. – “Tak więc parki krajobrazowe mają określone granice, tylko nie ma jak chronić przyrody w tych granicach” – mówi Klub.
"Parki narodowe
powinny być utworzone od ręki” – mówił OKO.press inny członek Fundacji, Antoni Kostka.
Na razie jesteśmy blisko powstania Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry. Jego powołaniu nie sprzeciwiają się obejmujące go gminy, a o ich zgodę zazwyczaj trudno w przypadku nowych parków. Objęcie nowego terenu takim rodzajem ochrony znacznie ogranicza możliwość czerpania z niego zysków, uniemożliwia zabudowę i ogranicza możliwość pozyskiwania drewna.
W umowie koalicyjnej rządzące ugrupowania zapisały, że będą respektować rolę lokalnych społeczności w procesie powstawania parków narodowych. Z bliskich koalicji źródeł słyszymy, że może to uniemożliwić ochronę wszystkich wskazywanych przez przyrodników obszarów – z pominięciem tych, z których i tak trudno korzystać. Tak jest w przypadku Doliny Dolnej Odry, znajdującej się na podmokłym terenie pasa przygranicznego.
Marta Jagusztyn wymienia też inne wątki, którymi powinien pilnie zająć się nowy rząd. Chodzi między innymi o
Dziś – jak mówi Jagusztyn – wygrywa w niej przekonanie, że las trzeba ciąć, również dla samego jego dobra. „W niektórych przypadkach rzeczywiście tak może być, że las trzeba, jak to mówią leśnicy – przebudować. Ale Lasy Państwowe często tłumaczą konieczność wycinki w absurdalny sposób. Na przykład wskazując, że w koleinach po kołach harwesterów, czyli maszyn do usuwania drzew, mogą rozmnażać się żaby” – mówi nam aktywistka.
Zmiany powinny być więc głębokie. W ich zestawie są działania, które można podjąć bez zbędnej zwłoki, jak i takie, które będą wymagały lat wytężonej pracy. Zapytaliśmy ministerstwo o zmianę podejścia do lasów. Na razie trudno jednak o konkrety – biuro prasowe resortu informuje jednak, że to kwestia „wielowątkowa i złożona”, a specjaliści będą zajmować się w kolejnych dniach jej analizą, która ma przełożyć się na „merytoryczne, transparentne i rzeczowe rozwiązania”. Skład resortu klimatu i środowiska jest wciąż kompletowany. Bez wątpienia do rządu powinny wejść osoby, którym temat ochrony terenów leśnych jest bliski.
Zmiany w tekście (27.12.2023): w pierwszej wersji tekstu błędnie podano, że przychód ze sprzedaży drewna z wycinek w parkach narodowych trafia do Lasów Państwowych. W rzeczywistości wpływy te zasilają budżety parków narodowych.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze