0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Ostatnie sondaże przed pierwszą turą wyborów prezydenckich we Francji zatrwożyły obserwatorów w Europie i USA: różnica między urzędującym prezydentem Emmanuelem Macronem a prawicową populistką Marine Le Pen stopniała do granicy błędu statystycznego. Na dwa dni przed 10 kwietnia 2022 rozkład poparcia dla dwanaściorga kandydatów prezentował się następująco:

Źródło: Politico https://www.politico.eu/europe-poll-of-polls/france/

Wszystko wskazuje, że do drugiej tury wejdą podobnie jak przed pięcioma laty Macron (wg. sondaży zdobędzie 26 proc. głosów) i Le Pen (23 proc.). Po piętach depcze im kandydat partii Niepokorna Francja (fr. France Insoumise) Jean-Luc Mélenchon z 17 proc., wokół którego mobilizują się wyborcy lewicy. Cała trójka zaliczyła w ostatnich tygodniach duży wzrost deklarowanego poparcia.

Sondaże dają dziś Macronowi zwycięstwo bez względu na to, czy w drugiej turze (24 kwietnia) zmierzy się z Le Pen, czy z Mélenchonem. W tym pierwszym przypadku wyniki są jednak bardzo zbliżone: Macron 53 proc., Le Pen 47 proc.

Co zmieniło się we Francji przez ostatnich pięć lat, że "niewybieralna" Le Pen - przeciwniczka Unii Europejskiej i przyjaciółka Władimira Putina - nagle wydaje się całkiem wybieralna?

Kto nie chce zmarnować głosu

Zdziwienie budzi przede wszystkim ostatni skok Le Pen i Mélenchona - w ciągu ostatniego miesiąca odpowiednio o sześć i pięć punktów procentowych. A także spadek Macrona - w tym samym czasie o cztery punkty procentowe. Część komentatorów łączyła tę dynamikę z rosyjską inwazją w Ukrainie, wskazując, że wygrywa w nich narracja o potrzebie dogadania się z Putinem lansowana zarówno przez Le Pen jak i Mélenchona.

W istocie jednak wojna w Ukrainie jako taka nie była dominującym tematem kampanii. Francuzi i Francuzki dobrze ocenili dyplomatyczne wysiłki Macrona, który od początku inwazji uporczywie choć bezskutecznie próbował przemówić rosyjskiemu prezydentowi do rozsądku.

Powód sondażowego zamieszania może być znacznie bardziej banalny: chodzi o samą mechanikę głosowania na prezydenta Francji.

Tuż przed wyborami zawsze poparcie zyskują tam ci kandydaci, którzy mają największe szanse wejścia do drugiej tury.

I tak tzw. przydatne głosy (fr. vote utile) na Le Pen oddać może część osób, które wcześniej deklarowały poparcie dla skrajnie prawicowego publicysty Érica Zemmoura (w ciągu miesiąca spadek o trzy punkty procentowe) i kandydatki konserwatystów Valérie Pécresse (spadek o cztery pkt. proc.).

W kandydaturze Mélenchona swoją szansę dostrzegli natomiast wyborcy lewicowi, liczący, że uda się wprowadzić go do drugiej tury. Mélenchon może więc dostać bonus od tych, którzy wahali się, czy zagłosować na jedną z formacji komunistycznych (startuje troje takich kandydatów), przedstawiciela Zielonych Yannicka Jadota lub kandydatkę socjalistów Anne Hidalgo, mera Paryża.

Do Mélenchona może odpłynąć też część zorientowanych lewicowo wyborców Macrona. Bo francuski prezydent z lewicowymi ideałami ma dziś mniej wspólnego niż przed pięcioma laty.

Przeczytaj także:

Macron prawicy się kłania

Macron stracił polityczną świeżość, a po stłumionych protestach żółtych kamizelek i kolejnych ukłonach w stosunku do prawicy dla lewicowego wyborcy może być już nie do przełknięcia. W dodatku wojna Putina przerzuciła ciężar przedwyborczej debaty na wzrost cen i spadek siły nabywczej.

W marcu we Francji skumulowana inflacja w stosunku do tego samego miesiąca rok wcześniej wyniosła 4,5 proc. - znacznie mniej niż np. w Polsce. Eksperci wskazują też, że siła nabywcza przeciętnego gospodarstwa domowego stale rośnie. W dodatku Francja wprowadziła rozwiązania gwarantujące, że wzrost cen elektryczności dla konsumentów wyniesie maksymalnie 4 proc. i dopłaca też do benzyny.

Problemy są dwa. Po pierwsze wyborcy postrzegają inflację jako znacznie wyższą, a napędza ją nawet 4-procentowy wzrost rachunków za prąd. Po drugie, choć przeciętny obywatel i obywatelka we Francji wciąż się bogaci - w ostatnim pięcioleciu średnio o 300 euro rocznie - to korzystają na tym przede wszystkim najbogatsi. Prawie 2 mln najbiedniejszych osób w tym samym czasie traciło 280 euro rocznie.

Macron broni dziś swoich dokonań na tym polu i na jego korzyść działają hojne rozwiązania z czasu pandemii: utrzymanie płac w sektorze publicznym i prywatnym, wsparcie dla emerytów. Doceniają jednak głównie elity i bogatsza klasa średnia. Jako urzędujący prezydent Macron obarczany jest winą za to, że 40 proc. na koniec miesiąca ma problem ze spięciem domowego budżetu.

Na korzyść Le Pen i Mélenchona działają też niektóre rozwiązania zaproponowane przez Macrona w kampanii, np. podniesienie wieku emerytalnego z 62. do 65. roku życia. Mélenchona postuluje obniżenie go do 60. roku życia, Marine Le Pen utrzymanie status quo.

Urzędujący prezydent zaproponował też w pewnym momencie, by zasiłek dla osób o najniższych dochodach był uzależniony od podjęcia "aktywności" w wymiarze 15-20 godzin tygodniowo. Jako "neoliberalną" zdążyli skrytykować tę propozycję zarówno Le Pen jak i Mélenchon.

Na lewo od skrajnej prawicy

Dla Marine Le Pen to trzecie wybory prezydenckie z rzędu. W 2012 roku nie weszła do drugiej tury, w 2017 przegrała w niej wyraźnie z Macronem. Tym razem ma realną szansę wygrać.

Le Pen od lat pracuje nad oddemonizowaniem własnego wizerunku i wizerunku partii założonej w latach 80. przez jej ojca Jeana-Marie Le Pena - czarny charakter francuskiej sceny politycznej. W 2015 roku Marine najpierw pozbawiła go tytułu prezesa honorowego (m.in. za bagatelizowanie zagłady Żydów), a następnie wykluczyła go z partii. Gdy to okazało się zbyt mało, w 2018 roku zmieniła jej nazwę z Front Narodowy na Zjednoczenie Narodowe.

Paradoksalnie Le Pen zyskała na pojawieniu się na scenie politycznej kolejnego kandydata o profilu skrajnie prawicowym - publicysty Érica Zemmoura. Zemmour poglądami odpowiada tradycyjnej skrajnej prawicy. Kampanię oparł niemal wyłącznie na retoryce antyimigranckiej, chce też obniżać podatki. W Polsce porównalibyśmy go Janusza Korwin-Mikkego, na którego tle Le Pen (bliższa np. Beacie Szydło) wypada bardziej racjonalnie.

Zwłaszcza że w przypadku Le Pen retoryka antyimigrancka idzie w parze z rozbudowanym programem socjalnym. Sondaże z jesieni 2021 pokazywały, że na kandydatkę Zjednoczenia Narodowego chcą głosować przede wszystkim ludzie młodzi, mieszkańcy wsi, robotnicy, bezrobotni. Ludzie, którym we Francji wiedzie się gorzej, i którzy obawiają się, że najmocniej odczują skutki nadchodzącego kryzysu.

Pojawienie się Zemmoura zdejmuje z Le Pen odium związane z nazwiskiem i niechlubną przeszłością. Teraz to on jest wyborem skrajnie prawicowym, Marine natomiast "chce jedynie bronić interesów przeciętnego Francuza i Francuzki". Nie mówi już też, że planuje referendum ws. opuszczenia Unii Europejskiej, strefy euro czy nawet strefy Schengen, co postulowała jeszcze w 2017 roku.

Przyjaźń z Putinem? Wydaje się, że dla wyborców Le Pen nie jest to paląca kwestia. Sama zainteresowana sprzeciwia się wojnie w Ukrainie, ale podkreśla, że sankcje nałożone na reżim Putina nie powinny iść zbyt daleko, by nie naruszyć interesów Francuzów. A rosyjski prezydent może w przyszłości znowu być sojusznikiem Francji.

Lewica idzie z Mélenchonem

Do drugiej tury wciąż ma szansę wejść kandydat Francji Niepokornej Jean-Luc Mélenchon, który chce ustanowić w kraju szóstą republikę, lepszą od obecnej V Republiki. Jego lewicowy program zakłada m.in. podwyższenie płacy minimalnej, odbudowę usług publicznych (inwestycje w służbę zdrowia, edukację, politykę mieszkaniową), progresywne podatki, inwestycje w odnawialne źródła energii i "godne przyjęcie" migrantów.

Brzmi dobrze? Poważnym zgrzytem dla części lewicy jest jego wizja polityki międzynarodowej.

Mélenchon postuluje opuszczenie przez Francję dowództwa zintegrowanego NATO, a następnie Sojuszu w ogóle, w ramach walki z "amerykańskim imperializmem". Ale choć niechęć do NATO i Stanów Zjednoczonych to we Francji wcale nie marginalna opinia, Mélenchon posuwa się o krok dalej.

Na początku 2022 roku stwierdził publicznie, że to NATO zachowuje się agresywnie w stosunku do Rosji, a nie na odwrót. W Parlamencie Europejskim w lutym głosował (jest eurodeputowanym) przeciwko przekazaniu Ukrainie pomocy finansowej, a następnie ubolewał, że UE wysłała tam broń.

Mélenchon nie nawołuje co prawda do wyjścia z Unii Europejskiej, ale zapowiada, że zamierza blokować w Brukseli wszelkie decyzje, które utrudnią mu realizację programu. A to może skończyć się frexitem. Wiadomo bowiem, że kandydat Francji Niepokornej ma do Unii niechętny stosunek. W 2017 roku stwierdził, że europejska flaga powinna zniknąć z francuskiego parlamentu.

W geopolitycznej układance Mélenchona UE nie jest zresztą najważniejszym polem, na którym Francja powinna budować sojusze.

Skoncentrować wolałby się raczej na basenie Morza Śródziemnego i Ameryce Południowej, gdzie utrzymuje dobre relacje z władzami m.in. Wenezueli i Kuby.

Mimo to francuska lewica dostrzegła, że Mélenchon ma szansę wejść do drugiej tury, zablokować Le Pen i skrajną prawicę i przerzucić ciężar debaty na kwestie socjalne i odbudowy usług publicznych. W ostatnich dniach media społecznościowe we Francji zalała lawina deklaracji poparcia dla Mélenchona. Niewykluczone, że jego wynik przebije ostatnie sondaże, które dawały mu 17 proc.

Francja wybierze stabilność?

Większość wyborców Mélenchona deklaruje dziś, że jeśli w drugiej turze dojdzie do pojedynku Macron - Le Pen, nie zagłosuje wcale. Ci, którzy głosować zamierzają, rozkładają się mniej więcej po równo, z lekką przewagą planujących oddać głos na Emmanuela Macrona.

Czy oznacza to, że kandydatka Zjednoczenia Narodowego ostatecznie przegra?

Wiele zależy od mobilizacji najmłodszych wyborców, wśród których najwięcej jest osób skłonnych zagłosować na Le Pen. To oni tworzą też największą grupę, która na wybory nie wybiera się wcale.

W ostatnim sondażu do urn planowało iść 58 proc. osób w przedziale wiekowym 18-24 lata, przy ogólnej prognozowanej frekwencji na poziomie 73 proc.

Dziś, 10 kwietnia 2022 r., do godziny 12.00 zagłosowało w wyborach 25,48 proc. uprawnionych, czyli o trzy punkty procentowe mniej niż przed pięcioma laty.

Najbardziej zmobilizowani są wyborcy najstarsi, ceniący stabilność i propaństwowi, którzy rzadziej głosują na antyestablishmentowe postaci pokroju Le Pen i Mélenchona. To ich głosami Emmanuel Macron może ostatecznie pokonać Le Pen.

Zwłaszcza jeśli realna groźba zwycięstwa kandydatki Zjednoczenia Narodowego zadziała trzeźwiąco nawet na tych, którzy woleliby, by w kraju zakończyła się epoka Macrona.

Na niekorzyść Le Pen może też działać... seksizm. Francja nigdy w historii nie wybrała jeszcze kobiety na prezydenta. Le Pen, która z ostatnim partnerem rozstała się w 2019 roku i mieszka obecnie z przyjaciółką z dzieciństwa, mówi, że do Pałacu Elizejskiego nie zamierza wprowadzić znalezionego na portalu randkowym "faceta na doczepkę".

Czy Francuzi przełkną brak pary prezydenckiej? Dla konserwatywnych wyborców może to być znacznie trudniejsze do zaakceptowania niż małżeństwo Macrona ze starszą o 24 lata Brigitte.

Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 24 kwietnia. W czerwcu Francję czekają jeszcze wybory parlamentarne, w których obywatele i obywatelki wybiorą w nich 577 deputowanych do Zgromadzenia Narodowego i 348 senatorów.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze